[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Z drogi!- Jeszcze raz któryś z was narozrabia, a dostanie areszt domowy - ostrzegł Forsyth i z przerażeniem stwierdził, że ma przed sobą dwu kapitanów.- Jak wam nie wstyd, panowie, awanturować się jak zwykli żołnierze! Już was tu nie ma.Na miłość boską, przecież wojna się skończyła!- Czyżby?Grey obrzucił Marlowe’a groźnym spojrzeniem i od­szedł.- O co wam poszło? - spytał Forsyth.Marlowe patrzył w dal.Nie było już widać ciężarówki.- I tak by pan nie zrozumiał - odparł i odwrócił się.Forsyth obserwował go, dopóki nie znikł mu z oczu.Masz rację, i to jaką rację, pomyślał bezsilnie.Każdy z was jest dla mnie niepojętą zagadką.Zawrócił w stronę bramy.Jak zwykle stały tam mil­czące.grupki mężczyzn, wpatrujących się w przestrzeń za drutami.I jak zwykle brama była strzeżona.Ale teraz strzegli jej oficerowie, a nie Japończycy i Koreańczycy.W dniu, kiedy tu przybył, zwolnił ich i wystawił straż złożoną z oficerów, by strzegli obozu i nie wypuszczali żołnierzy na zewnątrz.Ale straż okazała się zbędna, bo nikt nie próbował uciekać.Nic z tego nie rozumiem, zwie­rzał się sobie zmęczony.To wszystko nie ma sensu.A zresztą tu wszystko jest na opak.I wtedy dopiero uświadomił sobie, że nie zameldował o tym podejrzanym amerykańskim kapralu.Musiał myśleć o tylu rzeczach naraz, że zupełnie mu to wyleciało z głowy.Zły był na siebie, że jest już na to za późno.Ale potem przypomniał sobie, że przecież wróci do obozu amerykański major.Świetnie, pomyślał.Powiem mu o tamtym.A on już sobie z nim poradzi.W dwa dni później zjechali do obozu nowi Amerykanie.Przyjechał też prawdziwy amerykański generał.Otaczał go rój fotografów, sprawozdawców wojennych i adiutantów.Zaprowadzono generała do baraczku komendanta obozu.Wezwano tam też Marlowe’a, Maca i Larkina.Generał wziął słuchawkę udając, że słucha radia.- Proszę się nie ruszać, panie generale!- Jeszcze tylko jedno ujęcie, panie generale!Marlowe’a ustawiono z przodu i kazano mu pochylić się nad radiem, tak jakby właśnie objaśniał generałowi jego konstrukcję.- Nie tak, niech pan się zwróci twarzą do nas.O tak, i niech pan da do światła te chude ręce.Teraz może być.Tej nocy po raz trzeci i ostatni padł na mieszkańców Changi strach, i to strach najsilniejszy.Przed tym, co przyniesie jutro.Teraz już całe Changi wiedziało, że wojna skończyła się naprawdę.Że trzeba będzie spojrzeć w oczy przyszłości.Przyszłości poza Changi.Przyszłości zaczynającej się od dziś.Od dziś!Ludzie z Changi pozamykali się w sobie, bo poza sobą nie było dokąd się udać ani gdzie się schronić.Ale tam czyhało na nich przerażenie.Do portu w Singapurze wpłynęła aliancka flota.Do Changi zjeżdżało coraz więcej obcych.I wtedy zaczęło się wypytywanie:- Nazwisko, stopień, numer identyfikacyjny, jed­nostka?- Gdzie pan walczył?- Kto umarł?- Kogo zabito?- A przypadki okrucieństwa? Ile razy pana bito? Kogo na pana oczach zakłuto bagnetem?- Nikogo? Niemożliwe.Niech pan się zastanowi.Wytęży pamięć.Przypomni sobie.Ile osób zginęło? Na statku? Trzy, cztery, pięć? Dlaczego? Kto tam był?- Ilu zostało z pana jednostki? Dziesięciu? Z całego pułku? Dobrze, to już coś.No, a jak zginęli pozostali? Tak, ze szczegółami!- Aha, więc widział pan, jak zakłuto ich bagnetami?- Przełęcz Trzech Pagód? Aha, tory kolejowe! Tak.Już o tym wiemy.Co pan mógłby dodać? Ile dostawaliście jedzenia? Środki znieczulające? No tak, oczywiście, przepraszam, zapomniałem.Cholera?- Tak, mam już dokładne informacje o obozie numer trzy.A obóz numer czternaście? Ten na granicy birmańsko-syjamskiej? Zdaje się, że umarło tam tysiące ludzi?Obcy nie tylko pytali, ale również komentowali.Mieszkańcy Changi słyszeli, jak szepcą do siebie ukrad­kiem:- Widziałeś tamtego? O rany, to niemożliwe! On chodzi nago! W obecności wszystkich!- A spójrz tam! Któryś załatwia się na oczach ludzi! Rany boskie, on nie używa papieru! Podmywa się wodą! Kurczę, inni też!- Popatrz tylko na tę brudną pryczę! Chryste Panie, tu wszystko chodzi od pluskiew.- Na jakie dno się stoczyły te świnie.Gorsi od bydląt!- Powinni siedzieć w domu wariatów! Pewnie, że to żółtki z nimi to zrobiły, ale mimo to byłoby bezpieczniej trzymać ich pod kluczem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl