[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kolejny kubek z kośćmi stał przy łokciu Comara.Comar otworzył wieczko skórzanego kubka, który trzy­mał w dłoni i zaczął się śmiać, zanim jeszcze kości przestały wirować.- Kto następny? - zawołał głośno, przesuwając zdo­byte pieniądze po blacie stołu w swoją stronę.Przed nim piętrzył się już znaczny stos srebrnych monet.Wrzucił kości do kubka i zagrzechotał nimi.- Z pewnością ktoś jeszcze zechce spróbować, czy dopisuje mu szczęście.Wyglądało na to, że nikt nie zechce, ale on wciąż grze­chotał kośćmi i wciąż się śmiał.Karczmarz wyróżniał się w tłumie gości, choć można by przypuszczać, że w Łzie właściciele gospód nie noszą fartuchów.Jego kaftan miał ten sam odcień głębokiego błę­kitu jak u wszystkich, których Mat dotąd spotkał.Mężczy­zna był pulchny, choć rozmiarami niewiele większy niźli połowa Lopara i miał o połowę podbródków mniej, siedział sam przy stole, wściekle polerując cynowy kufel i spoglądał z nienawiścią w kierunku, gdzie siedział Comar, ale tylko wówczas, gdy tamten nie patrzył.Niektórzy ze zgromadzo­nych gości również popatrywali spode łba na brodacza, gdy tamten ich nie widział.Mat stłumił ochotę, by podejść do Comara, walnąć go pałką w głowę i zmusić do odpowiedzi na pytanie, gdzie są Egwene oraz jej przyjaciółki.Coś się tutaj nie zgadzało.Comar był pierwszym spotkanym w mieście mężczyzną, u którego dostrzegł miecz, ale w spojrzeniach pozostałych gości można było dostrzec coś więcej niźli tylko strach przed szermierzem.Nawet służąca, która przyniosła mu świeży puchar wina - i za swój trud została uszczypnięta - śmiała się nerwowym, pełnym obawy chichotem."Przyjrzyjmy się temu dokładnie - pomyślał ze zmę­czeniem.- Połowa kłopotów, w które popadałem, brała się stąd, iż nie przemyślałem wcześniej wszystkiego.Tym razem muszę się zastanowić."Zmęczenie powodowało, iż czuł się tak, jakby miał gło­wę nabitą wełną.Stanął bliżej Thoma i razem poszli w kie­runku stołu gospodarza, który spojrzał na nich podejrzliwie, gdy opadli obok niego na krzesła.- Kim jest ten człowiek z paskiem w brodzie? - za­pytał Mat.- Nie jesteście z miasta, prawda? - odrzekł na.to karczmarz.- On również jest tu obcy.Nigdy dotąd go nie widziałem, ale wiem, że tak jest.Jakiś zamiejscowy, który przyjechał tutaj i zrobił fortunę na handlu.Kupiec wystar­czająco bogaty, by nosić miecz.Nie ma powodu, by nas w ten sposób traktował.- Jeżeli nigdy dotąd go nie widziałeś - odparł Mat - skąd wiesz, że jest kupcem?Karczmarz spojrzał na niego, jakby był niespełna rozumu.- Jego kaftan, człowieku, oraz miecz.Nie może być lordem ani żołnierzem, jeżeli nie jest stąd, więc musi być kupcem.- Pokręcił głową, dziwiąc się głupocie obcych.- Oni zazwyczaj przychodzą tam, gdzie się spotykamy, aby wtykać swe nosy w nasze sprawy i bałamucić dziew­częta na naszych oczach, ale jego nie ciągnie do żadnej z tych rzeczy.Gdybym pojechał do Maule, nie grałbym o monety jakichś rybaków.Gdybym udał się do Tavar, nie grałbym w kości z farmerami, którzy przybyli tam, by sprze­dać swoje zbiory.Jego dłonie, polerujące kufel, zaczęły poruszać się jesz­cze bardziej nerwowo.- Ten człowiek musi mieć niezwykłe szczęście.Za­pewne w ten sposób udało mu się zbić majątek.- Wygrywa, czy tak? - Ziewając nieprzerwanie, Mat zastanawiał się, jak przebiegałaby gra w kości z innym czło­wiekiem, który ma szczęście.- Niekiedy przegrywa - wymamrotał karczmarz ­kiedy stawką jest kilka srebrnych groszy.Niekiedy.Ale gdy tylko stawka wzrośnie do, powiedzmy, srebrnej marki.Co najmniej kilkanaście razy dzisiejszego wieczora widziałem, jak wygrywał w "korony", mając trzy korony i dwie róże.W połowie tak często, grając w "górkę", miewał trzy szóstki i dwie piątki.W "trójkach" nie wyrzucał nic prócz szóstek, a grając w "kompas" miał za każdym rzutem trzy szóstki i piątkę.Jeżeli ma takie szczęście.nie zazdroszczę mu, niech go Światłość oświeca, i życzę mu dobrze.ale czy nie mógłby tego swojego szczęścia wykorzystywać przeciw­ko innym kupcom, jak to jest stosowne.Czy człowiek może mieć tyle szczęścia?- Obciążone kości - zauważył Tom, potem zakasz­lał.- Kiedy chce zapewnić sobie wygraną, używa kości, które zawsze odsłaniają ten sam bok.Jest dość sprytny, żeby nie sporządzić ich tak, aby pokazywały zawsze najwyższy wynik.ludzie stają się podejrzliwi, kiedy zawsze wyrzuca się króla - uniósł brew i spojrzał na Mata - trzeba więc uzyskać tylko taki, którego nie będzie można łatwo pobić.On nie jest jednak w stanie zmienić faktu, iż za każdym razem wynik będzie ten sam.- Słyszałem o czymś takim - powoli powiedział kar­czmarz.- Słyszałem, że Illianie używają takich kości.­Potem jednak potrząsnął głową.- Ale to nie może być ten sposób.Przecież obaj gracze używają tych samych kości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl