[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pod rozwiązaną koszulą widać było medalion ze srebrnym lisem.Widok wisiora sprawił, że zaczęły swędzieć ją palce.Jeżeli naprawdę leżał tutaj nieprzytomny od wczorajszego pijaństwa, być może mogła zdjąć go niepostrzeżenie.Niezależnie od wszystkiego i tak miała zamiar przekonać się, w jaki sposób ta rzecz pochłania Moc.Badanie, jak działają rozmaite rzeczy, stanowiło przedmiot jej nieustającej fascynacji, ale ten lisi łeb wydawał jej się wszystkimi zagadkami świata zebranymi w jedną.Nynaeve złapała ją za rękaw i pociągnęła w kierunku drzwi, szepcząc:- Śpi - i coś jeszcze, czego nie usłyszała.Zapewne było to kolejne błaganie, by wyjść.- Daj mi spokój, Nerim - wymamrotał nagle.- Mówiłem ci już wcześniej, nie chcę niczego prócz nowej głowy.I zamknij cicho drzwi, w przeciwnym razie uszy ci oberwę.Nynaeve aż podskoczyła i zdwoiła wysiłki odciągnięcia jej w stronę wyjścia, jednak Elayne nawet nie drgnęła.- To nie Nerim, panie Cauthon.Uniósł głowę z poduszki, obiema dłońmi przesunął odrobinę płótno i spojrzał na nie zaczerwienionymi oczyma.Uśmiechnięta szeroko Nynaeve nie czyniła najmniejszych wysiłków, by ukryć radość, jaką napawał ją jego stan.Elayne z początku nie potrafiła pojąć, dlaczego sama również ma ochotę się uśmiechnąć.Jej jedyne doświadczenie z wypiciem zbyt wielkiej ilości wina pozostawiło po sobie tylko współczucie dla każdego, kto znalazł się w identycznym położeniu.Poczuła gdzieś w głębi czaszki, prawie nieuchwytny, ból głowy Birgitte i wtedy zrozumiała.Z pewnością nie pochwalała tego, że Birgitte pławi się w dzbanach z winem, niezależnie już od powodów, ale w równym stopniu nie mogła jej się podobać myśl, że ktoś potrafiłby robić cokolwiek lepiej od jej Strażnika.Głupia myśl.Żenująca.Ale przysparzała też satysfakcji.- Co wy tu robicie? - zapytał ochryple, potem mrugnął i ściszył głos.- W środku nocy.- Jest ranek - ostro oznajmiła Nynaeve.- Nie pamiętasz, jak się umawiałeś z Birgitte?- Czy możecie nie mówić tak głośno? - wyszeptał, zamykając oczy.W następnej chwili jednak wytrzeszczył je znowu.- Birgitte? - Usiadł gwałtownie, przerzucił nogi przez krawędź łóżka.Chwilę siedział w ten sposób, wbijając wzrok w deski podłogi, z łokciami na kolanach i medalionem zwisającym luźno z rzemyka na szyi.W końcu odwrócił głowę, by spojrzeć na nie z głębi swego nieszczęścia.Chociaż, być może tylko jego oczy tak wyglądały.- Co ona wam powiedziała?- Przekazała nam twoje żądania, panie Cauthon - oficjalnie oznajmiła Elayne.Tak właśnie musi czuć się człowiek stojący przed pieńkiem kata.Nie można już nic zrobić, tylko stać z dumnie uniesioną głową i czekać na wszystko, cokolwiek się zdarzy.- Chciałabym z całego serca podziękować panu za uratowanie mnie z Kamienia Łzy.- Oto zaczęła i jakoś wcale nie bolało.Przynajmniej nie bardzo.Nynaeve stała obok z pałającymi oczami, jej usta zaciskały się coraz mocniej.Ta kobieta chyba nie zamierzała wszystkiego zrzucić na jej barki.Elayne objęła Źródło, zanim zdążyła się zorientować, co robi, i przeniosła cienki strumyczek Powietrza, który pacnął ucho Nynaeve, dokładnie w taki sam sposób, w jaki dłoń mogłaby dać jej pstryczka.Tamta chwyciła się za ucho i spojrzała jeszcze groźniej, jednak Elayne odwróciła się już z powrotem do Mata Cauthona i spokojnie czekała.- Ja również ci dziękuję - wykrztusiła w końcu Nynaeve, całkowicie zgnębiona.- Z całego serca.Elayne nie umiała się powstrzymać i zanim pojęła, co robi, przewróciła oczyma.Cóż, sam prosił, żeby mówiły cicho.Ale najwyraźniej nie usłyszał.Co dziwniejsze, wzruszył ramionami, jakby pogrążony w kompletnej konfuzji.- Och, tamto.To nic takiego.Najprawdopodobniej same byście się szybko wydostały bez mojej pomocy.- Zatopił twarz w dłoniach i raz jeszcze przycisnął mokrą chusteczkę do oczu.- Kiedy będziecie wychodzić, czy mogłybyście poprosić Carę, żeby mi przyniosła dzban winnego ponczu? Szczupła dziewczyna, śliczna, z ciepłymi oczyma.Elayne drgnęła.“Nic takiego?” - Ten człowiek domagał się przeprosin, przymuszając do nich, poniżył je, a teraz mówi, że to nic takiego? Nie zasługiwał na żadne współczucie ani litość! Wciąż obejmowała saidara i rozważała nawet smagnięcie go znacznie mocniejszym ciosem niźli wcześniej Nynaeve.Oczywiście, nic by jej z tego nie przyszło, póki miał na szyi ten lisi łeb.Ale przecież tym razem medalion zwisał swobodnie, nie dotykając skóry.Czy osłaniał go w równym stopniu, kiedy.?Nynaeve przerwała jej milczące spekulacje, rzucając się na niego z palcami zakrzywionymi jak szpony.Elayne udało się jakoś zagrodzić jej drogę i schwycić za ramiona.Przez dłuższą chwilę stały niemalże nos w nos, wyjąwszy to, że jedna była znacznie wyższa od drugiej; na koniec Nynaeve, skrzywiwszy się, odstąpiła na bok, Elayne zaś poczuła, że już może bezpiecznie ją puścić.Mat wciąż skrywał twarz w dłoniach, zupełnie nieświadom tego, co się dzieje.Niezależnie już, czy medalion chronił go czy nie, była gotowa porwać z kąta drzewce jego łuku i zbić, aż zawyje.Poczuła, jak palą ją policzki, powstrzymała Nynaeve przed zniszczeniem wszystkiego, tylko po to, by samej nie myśleć o niczym innym.Gorzej, z paskudnego, pełnego samozadowolenia uśmieszku jakim ją tamta poczęstowała, nietrudno było wywnioskować, że wie, co jej chodzi po głowie.- To nie wszystko, panie Cauthon - oznajmiła, garbiąc się nieco.Z twarzy Nynaeve zniknął ostatni ślad uśmiechu.- Chcemy również przeprosić za to, że zwlekałyśmy tak długo z wyrażeniem ci naszej wdzięczności.I również przepraszamy.pokornie.- Zająknęła się odrobinę na tym słowie.za sposób, w jaki ostatnimi czasy cię traktowałyśmy.- Nynaeve wyciągnęła dłoń, jakby ją zaklinała, ale na to też nie zwróciła uwagi.- Aby udowodnić głębię żalu, jaki odczuwamy, solennie obiecujemy, co następuje.- Aviendha powiedziała, że przeprosiny to dopiero początek.- Nie będziemy bagatelizować twych zasług ani poniżać cię w żaden sposób, ani też krzyczeć na ciebie z jakiegokolwiek powodu, ani.ani próbować wydawać ci rozkazów.- Nynaeve mrugnęła.Elayne również poczuła, jak jej usta mimowolnie zaciskają się, jednak mówiła dalej: - Rozumiejąc twoją jak najbardziej stosowną troskę o nasze bezpieczeństwo, nie będziemy opuszczać pałacu, nie mówiąc ci uprzednio, dokąd się udajemy, i będziemy słuchać twoich rad.- Światłości, nie miała najmniejszego zamiaru zostać Aielem ani robić żadnej z tych rzeczy, jednak zależało jej na szacunku Aviendhy.- Jeśli.jeśli zdecydujesz, że my.- Nie chodziło nawet o zamiar zostania jej siostrą-żoną.sama idea była skrajnie nieprzyzwoita!.ale naprawdę tamtą lubiła.-.niepotrzebnie narażamy się na niebezpieczeństwo.- To nie była przecież wina Aviendhy, że Rand skradł serca im obu.I jeszcze Min.-.zgodzimy się na strażników, jakich nam wyznaczysz.- Los, albo ta’veren, cokolwiek to było, właśnie się objawiało.Obie kobiety kochała niczym siostry.-.i zatrzymamy ich przy sobie tak długo, jak to tylko będzie możliwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Pod rozwiązaną koszulą widać było medalion ze srebrnym lisem.Widok wisiora sprawił, że zaczęły swędzieć ją palce.Jeżeli naprawdę leżał tutaj nieprzytomny od wczorajszego pijaństwa, być może mogła zdjąć go niepostrzeżenie.Niezależnie od wszystkiego i tak miała zamiar przekonać się, w jaki sposób ta rzecz pochłania Moc.Badanie, jak działają rozmaite rzeczy, stanowiło przedmiot jej nieustającej fascynacji, ale ten lisi łeb wydawał jej się wszystkimi zagadkami świata zebranymi w jedną.Nynaeve złapała ją za rękaw i pociągnęła w kierunku drzwi, szepcząc:- Śpi - i coś jeszcze, czego nie usłyszała.Zapewne było to kolejne błaganie, by wyjść.- Daj mi spokój, Nerim - wymamrotał nagle.- Mówiłem ci już wcześniej, nie chcę niczego prócz nowej głowy.I zamknij cicho drzwi, w przeciwnym razie uszy ci oberwę.Nynaeve aż podskoczyła i zdwoiła wysiłki odciągnięcia jej w stronę wyjścia, jednak Elayne nawet nie drgnęła.- To nie Nerim, panie Cauthon.Uniósł głowę z poduszki, obiema dłońmi przesunął odrobinę płótno i spojrzał na nie zaczerwienionymi oczyma.Uśmiechnięta szeroko Nynaeve nie czyniła najmniejszych wysiłków, by ukryć radość, jaką napawał ją jego stan.Elayne z początku nie potrafiła pojąć, dlaczego sama również ma ochotę się uśmiechnąć.Jej jedyne doświadczenie z wypiciem zbyt wielkiej ilości wina pozostawiło po sobie tylko współczucie dla każdego, kto znalazł się w identycznym położeniu.Poczuła gdzieś w głębi czaszki, prawie nieuchwytny, ból głowy Birgitte i wtedy zrozumiała.Z pewnością nie pochwalała tego, że Birgitte pławi się w dzbanach z winem, niezależnie już od powodów, ale w równym stopniu nie mogła jej się podobać myśl, że ktoś potrafiłby robić cokolwiek lepiej od jej Strażnika.Głupia myśl.Żenująca.Ale przysparzała też satysfakcji.- Co wy tu robicie? - zapytał ochryple, potem mrugnął i ściszył głos.- W środku nocy.- Jest ranek - ostro oznajmiła Nynaeve.- Nie pamiętasz, jak się umawiałeś z Birgitte?- Czy możecie nie mówić tak głośno? - wyszeptał, zamykając oczy.W następnej chwili jednak wytrzeszczył je znowu.- Birgitte? - Usiadł gwałtownie, przerzucił nogi przez krawędź łóżka.Chwilę siedział w ten sposób, wbijając wzrok w deski podłogi, z łokciami na kolanach i medalionem zwisającym luźno z rzemyka na szyi.W końcu odwrócił głowę, by spojrzeć na nie z głębi swego nieszczęścia.Chociaż, być może tylko jego oczy tak wyglądały.- Co ona wam powiedziała?- Przekazała nam twoje żądania, panie Cauthon - oficjalnie oznajmiła Elayne.Tak właśnie musi czuć się człowiek stojący przed pieńkiem kata.Nie można już nic zrobić, tylko stać z dumnie uniesioną głową i czekać na wszystko, cokolwiek się zdarzy.- Chciałabym z całego serca podziękować panu za uratowanie mnie z Kamienia Łzy.- Oto zaczęła i jakoś wcale nie bolało.Przynajmniej nie bardzo.Nynaeve stała obok z pałającymi oczami, jej usta zaciskały się coraz mocniej.Ta kobieta chyba nie zamierzała wszystkiego zrzucić na jej barki.Elayne objęła Źródło, zanim zdążyła się zorientować, co robi, i przeniosła cienki strumyczek Powietrza, który pacnął ucho Nynaeve, dokładnie w taki sam sposób, w jaki dłoń mogłaby dać jej pstryczka.Tamta chwyciła się za ucho i spojrzała jeszcze groźniej, jednak Elayne odwróciła się już z powrotem do Mata Cauthona i spokojnie czekała.- Ja również ci dziękuję - wykrztusiła w końcu Nynaeve, całkowicie zgnębiona.- Z całego serca.Elayne nie umiała się powstrzymać i zanim pojęła, co robi, przewróciła oczyma.Cóż, sam prosił, żeby mówiły cicho.Ale najwyraźniej nie usłyszał.Co dziwniejsze, wzruszył ramionami, jakby pogrążony w kompletnej konfuzji.- Och, tamto.To nic takiego.Najprawdopodobniej same byście się szybko wydostały bez mojej pomocy.- Zatopił twarz w dłoniach i raz jeszcze przycisnął mokrą chusteczkę do oczu.- Kiedy będziecie wychodzić, czy mogłybyście poprosić Carę, żeby mi przyniosła dzban winnego ponczu? Szczupła dziewczyna, śliczna, z ciepłymi oczyma.Elayne drgnęła.“Nic takiego?” - Ten człowiek domagał się przeprosin, przymuszając do nich, poniżył je, a teraz mówi, że to nic takiego? Nie zasługiwał na żadne współczucie ani litość! Wciąż obejmowała saidara i rozważała nawet smagnięcie go znacznie mocniejszym ciosem niźli wcześniej Nynaeve.Oczywiście, nic by jej z tego nie przyszło, póki miał na szyi ten lisi łeb.Ale przecież tym razem medalion zwisał swobodnie, nie dotykając skóry.Czy osłaniał go w równym stopniu, kiedy.?Nynaeve przerwała jej milczące spekulacje, rzucając się na niego z palcami zakrzywionymi jak szpony.Elayne udało się jakoś zagrodzić jej drogę i schwycić za ramiona.Przez dłuższą chwilę stały niemalże nos w nos, wyjąwszy to, że jedna była znacznie wyższa od drugiej; na koniec Nynaeve, skrzywiwszy się, odstąpiła na bok, Elayne zaś poczuła, że już może bezpiecznie ją puścić.Mat wciąż skrywał twarz w dłoniach, zupełnie nieświadom tego, co się dzieje.Niezależnie już, czy medalion chronił go czy nie, była gotowa porwać z kąta drzewce jego łuku i zbić, aż zawyje.Poczuła, jak palą ją policzki, powstrzymała Nynaeve przed zniszczeniem wszystkiego, tylko po to, by samej nie myśleć o niczym innym.Gorzej, z paskudnego, pełnego samozadowolenia uśmieszku jakim ją tamta poczęstowała, nietrudno było wywnioskować, że wie, co jej chodzi po głowie.- To nie wszystko, panie Cauthon - oznajmiła, garbiąc się nieco.Z twarzy Nynaeve zniknął ostatni ślad uśmiechu.- Chcemy również przeprosić za to, że zwlekałyśmy tak długo z wyrażeniem ci naszej wdzięczności.I również przepraszamy.pokornie.- Zająknęła się odrobinę na tym słowie.za sposób, w jaki ostatnimi czasy cię traktowałyśmy.- Nynaeve wyciągnęła dłoń, jakby ją zaklinała, ale na to też nie zwróciła uwagi.- Aby udowodnić głębię żalu, jaki odczuwamy, solennie obiecujemy, co następuje.- Aviendha powiedziała, że przeprosiny to dopiero początek.- Nie będziemy bagatelizować twych zasług ani poniżać cię w żaden sposób, ani też krzyczeć na ciebie z jakiegokolwiek powodu, ani.ani próbować wydawać ci rozkazów.- Nynaeve mrugnęła.Elayne również poczuła, jak jej usta mimowolnie zaciskają się, jednak mówiła dalej: - Rozumiejąc twoją jak najbardziej stosowną troskę o nasze bezpieczeństwo, nie będziemy opuszczać pałacu, nie mówiąc ci uprzednio, dokąd się udajemy, i będziemy słuchać twoich rad.- Światłości, nie miała najmniejszego zamiaru zostać Aielem ani robić żadnej z tych rzeczy, jednak zależało jej na szacunku Aviendhy.- Jeśli.jeśli zdecydujesz, że my.- Nie chodziło nawet o zamiar zostania jej siostrą-żoną.sama idea była skrajnie nieprzyzwoita!.ale naprawdę tamtą lubiła.-.niepotrzebnie narażamy się na niebezpieczeństwo.- To nie była przecież wina Aviendhy, że Rand skradł serca im obu.I jeszcze Min.-.zgodzimy się na strażników, jakich nam wyznaczysz.- Los, albo ta’veren, cokolwiek to było, właśnie się objawiało.Obie kobiety kochała niczym siostry.-.i zatrzymamy ich przy sobie tak długo, jak to tylko będzie możliwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]