[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drago wracał do Królestwa spiesznie, ale ostrożnie.Był przygnębiony.Pamięćwciąż podsuwała mu obraz martwych twarzy przyjaciół, a jakiś paskudny głos wewnątrzoskarżał, że nie znalazł sposobu, żeby ich ocalić.Las rzedniał i komandos spodziewałsię niedługo znalezć na trakcie publicznym.Chciał jak najprędzej zawiadomić Alimonao zdradzie i klęsce misji.Mało czego pragnął bardziej, niż dostać w swoje ręce dowódcęnajemników razem z tym, kto go wynajął.Alimon ich odnajdzie, pomyślał.Ma wpływy.W tej samej chwili zrobił kolejny krok i wpadł w bezdenną otchłań czerni.Ocknął się z potwornym bólem głowy.W ustach czuł obrzydliwy posmak.Czar-na magia, zrozumiał.Leżał na leśnej ściółce, twarzą do ziemi.W polu widzenia miałkilka par nóg, obutych w ciężkie, znoszone trepy.Są twoi najemnicy, powiedział sobiegorzko.Ktoś szturchnął go czubkiem buta w bok. Obudził się.Parę kopniaków zmusiło go do przewrócenia się na plecy.Zobaczył pochylającegosię nad sobą smagłego anioła z blizną na skroni.265 Ilu z was przeżyło, skrzydlaty?Drago wykrzywił usta. Gówno cię to obchodzi, skrzydlaty.Smagły kopnął go w żebra. Zła odpowiedz, żołnierzu.Spróbujmy jeszcze raz.Dużo was zostało? Wystarczy, żeby wypruć ci flaki i porozwieszać na okolicznych choinkach. On wie.Widziałeś go w kuli, kiedy gadał z tym Krukiem wyrwał się nerwowokrótko ostrzyżony blondyn. Zamknij się warknął smagły. Dużo z was wie?Drago przełknął ślinę. Sprawdz sobie w kuli, zdrajco.But najemnika trzasnął go w podbródek.Komandos poczuł w ustach krew.Wypluł jąrazem z kawałkiem ułamanego zęba.W głowie mu szumiało, bo cios był silny, a skutkiczarnej magii jeszcze nie minęły. Będziesz gadał? Będę powiedział wolno.W oczach smagłego anioła błysnęło niedowierza-nie. Ale na pewno nie z tobą, zdrajco.266Kopniaki posypały się na niego mocne i celne.Komandos zwinął się z bólu, bez-skutecznie próbując osłaniać głowę i podbrzusze.Magiczne sidła osłabiły go tak, że niemógł marzyć o obronie.W ustach miał pełno krwi, każdy kolejny cios odzywał się po-tężnym wstrząsem w obolałym ciele.Drago słyszał w uszach jednostajny szum, przedoczami fruwały strzępy cienia.Powoli tracił kontakt z rzeczywistością.Czuł tylko tępeuderzenia butów.Trafiały celnie tam, gdzie mogły zadać poważne obrażenia.Strzępyciemności pod powiekami Gamerina krążyły na kształt przerażonego stada wron.Do-skonale zdawał sobie sprawę, że napastnicy nie mają zamiaru po prostu porachowaćmu kości.Jeśli to dłużej potrwa, zabiją mnie, pomyślał.Gdyby mógł wybierać, wolałbyumrzeć inaczej, niż zostać skopanym na śmierć pośród gnijących liści. Zostaw go, Ram.Nic ci nie powie.Szeol to twardziele usłyszał jak przezwarstwę waty. Ocipiałeś, Tarael? ryknął smagły, zaprzestając morderczych kopniaków.Zwracasz się do mnie po imieniu?Tarael wzruszył ramionami.267 I tak go zabijemy.Co z tego, że wie, jak się nazywasz.Lepiej nie zostawiaćśladów.Zabierzmy go z powrotem na polanę i zastrzelmy. A jeśli psy Teratela już tam są? Sprawdz w kuli.Za pomocą dywanu przeniesiemy się i wrócimy w okamgnieniu. Więc dlaczego nie załatwić go tutaj i nie przerzucić na polanę?Tarael westchnął. Bo dywan nie przenosi trupów, Ram.Przedmioty tak, martwych nie. A to, kurwa, czemu? Abo ja wiem! Nie jestem magiem.Tak się dzieje i już. Za bardzo się mądrzysz, Tarael smagły obrzucił podwładnego ponurym spoj-rzeniem, ale wyciągnął zza pazuchy kryształową kulę. Czysto burknął. Pójdziecie ty i Sarel.Krótko ostrzyżony anioł drgnął. Dlaczego ja? Bo masz pecha, Sarel.Zabierajcie go. Wstawaj warknął Tarael do Drago.Gamerin nawet nie drgnął.Najemnik przyklęknął, dzgnął go lufą karabinu.268 Jeśli natychmiast nie pozbierasz dupy i nie wstaniesz, zastrzelę cię na miejscu.Dotarło?Komandos słyszał już ostrzeżenia, wypowiadane podobnym tonem, więc zrozumiał,że jeśli chce żyć, musi się podporządkować.A chciał.Odepchnął się rękami od ziemi,próbując dzwignąć się na czworaki.Aokcie ugięły się niespodziewanie w połowie ma-newru, pod czaszką zawyła czerwona syrena, a Drago ciężko runął na bok.Oddychałz trudem.Jednak nie mógł dać sobie czasu na odpoczynek.Gmerając się w błocie jakrozdeptany robak, zdołał w końcu uklęknąć.Ugiął kolano, wsparł na nim dłonie i po-nownie spróbował wstać.Podniósł się z wysiłkiem.Czuł się strasznie słaby, targały nimmdłości, a w głowie ktoś chyba otworzył warsztat stolarski.Ucieszył się o tyle, o ileto możliwe w sytuacji, w jakiej się znalazł, że będzie musiał się zmierzyć tylko z dwo-ma przeciwnikami.Zwiat wirował mu przed oczami, więc nie zdołał zauważyć, kiedyTarael podniósł w górę skrawek dywanu. Moc! zawołał.Podeszwy Drago zapadły się w krwawym błocie.Trupy bez emocji przyjęły po-jawienie się trójki skrzydlatych, zajęte wyczekiwaniem na spotkanie z absolutem.Na269gałce otwartego oka jednego z Kruków przysiadła spora ważka, co nie zmieniło je-go pełnego stoicyzmu wyrazu.Gamerin poczuł dreszcz przebiegający po krzyżu.Jużw chwili lądowania powinien rzucić się na wrogów, ale nie był w stanie.Myśli plątałysię, w ramiona i nogi wstąpił nieznośny ciężar, mięśnie reagowały z opóznieniem.Za-biją mnie, uświadomił sobie, lecz nawet to przekonanie nie potrafiło zmobilizować godo reakcji. Idz przed siebie, skrzydlaty usłyszał. Tylko wolno.Drago wzdrygnął się.Oberwę kulę w plecy, pomyślał.To już lepiej się odwrócić.Tarael szturchnął go lufą Cheruba.Pewnie zabrał go któremuś trupowi, przeszło muprzez myśl.Błąd.Powinni go zastrzelić z broni Harab Serapel.Zresztą, czy ktoś tozauważy pośród tej rzezi? Przebieraj kulasami, żołnierzu!Drago ruszył.Zrobił drugi, potem trzeci krok, czując napinające się mięśnie plecówi karku.Usłyszał świst.Cichy.Krótki.Nóż.Czekał na uderzenie, ból, który nie nastąpił.Zamiast tego do jego uszu dobiegł dzwięk padających ciał, przedśmiertne charknięcie.270Odwrócił się.Tarael i Sarel leżeli na ziemi, palce pierwszego anioła jeszcze lekkodrgały.Nad nimi stał Litiel. Zdążyłem powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu. Zwracam dług.Ciążyłmi.Teraz jesteśmy kwita. Dzięki wymamrotał słabo Drago. Skąd wiedziałeś?Głębianin podrapał się zdrową ręką w policzek. Mamy kule [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Drago wracał do Królestwa spiesznie, ale ostrożnie.Był przygnębiony.Pamięćwciąż podsuwała mu obraz martwych twarzy przyjaciół, a jakiś paskudny głos wewnątrzoskarżał, że nie znalazł sposobu, żeby ich ocalić.Las rzedniał i komandos spodziewałsię niedługo znalezć na trakcie publicznym.Chciał jak najprędzej zawiadomić Alimonao zdradzie i klęsce misji.Mało czego pragnął bardziej, niż dostać w swoje ręce dowódcęnajemników razem z tym, kto go wynajął.Alimon ich odnajdzie, pomyślał.Ma wpływy.W tej samej chwili zrobił kolejny krok i wpadł w bezdenną otchłań czerni.Ocknął się z potwornym bólem głowy.W ustach czuł obrzydliwy posmak.Czar-na magia, zrozumiał.Leżał na leśnej ściółce, twarzą do ziemi.W polu widzenia miałkilka par nóg, obutych w ciężkie, znoszone trepy.Są twoi najemnicy, powiedział sobiegorzko.Ktoś szturchnął go czubkiem buta w bok. Obudził się.Parę kopniaków zmusiło go do przewrócenia się na plecy.Zobaczył pochylającegosię nad sobą smagłego anioła z blizną na skroni.265 Ilu z was przeżyło, skrzydlaty?Drago wykrzywił usta. Gówno cię to obchodzi, skrzydlaty.Smagły kopnął go w żebra. Zła odpowiedz, żołnierzu.Spróbujmy jeszcze raz.Dużo was zostało? Wystarczy, żeby wypruć ci flaki i porozwieszać na okolicznych choinkach. On wie.Widziałeś go w kuli, kiedy gadał z tym Krukiem wyrwał się nerwowokrótko ostrzyżony blondyn. Zamknij się warknął smagły. Dużo z was wie?Drago przełknął ślinę. Sprawdz sobie w kuli, zdrajco.But najemnika trzasnął go w podbródek.Komandos poczuł w ustach krew.Wypluł jąrazem z kawałkiem ułamanego zęba.W głowie mu szumiało, bo cios był silny, a skutkiczarnej magii jeszcze nie minęły. Będziesz gadał? Będę powiedział wolno.W oczach smagłego anioła błysnęło niedowierza-nie. Ale na pewno nie z tobą, zdrajco.266Kopniaki posypały się na niego mocne i celne.Komandos zwinął się z bólu, bez-skutecznie próbując osłaniać głowę i podbrzusze.Magiczne sidła osłabiły go tak, że niemógł marzyć o obronie.W ustach miał pełno krwi, każdy kolejny cios odzywał się po-tężnym wstrząsem w obolałym ciele.Drago słyszał w uszach jednostajny szum, przedoczami fruwały strzępy cienia.Powoli tracił kontakt z rzeczywistością.Czuł tylko tępeuderzenia butów.Trafiały celnie tam, gdzie mogły zadać poważne obrażenia.Strzępyciemności pod powiekami Gamerina krążyły na kształt przerażonego stada wron.Do-skonale zdawał sobie sprawę, że napastnicy nie mają zamiaru po prostu porachowaćmu kości.Jeśli to dłużej potrwa, zabiją mnie, pomyślał.Gdyby mógł wybierać, wolałbyumrzeć inaczej, niż zostać skopanym na śmierć pośród gnijących liści. Zostaw go, Ram.Nic ci nie powie.Szeol to twardziele usłyszał jak przezwarstwę waty. Ocipiałeś, Tarael? ryknął smagły, zaprzestając morderczych kopniaków.Zwracasz się do mnie po imieniu?Tarael wzruszył ramionami.267 I tak go zabijemy.Co z tego, że wie, jak się nazywasz.Lepiej nie zostawiaćśladów.Zabierzmy go z powrotem na polanę i zastrzelmy. A jeśli psy Teratela już tam są? Sprawdz w kuli.Za pomocą dywanu przeniesiemy się i wrócimy w okamgnieniu. Więc dlaczego nie załatwić go tutaj i nie przerzucić na polanę?Tarael westchnął. Bo dywan nie przenosi trupów, Ram.Przedmioty tak, martwych nie. A to, kurwa, czemu? Abo ja wiem! Nie jestem magiem.Tak się dzieje i już. Za bardzo się mądrzysz, Tarael smagły obrzucił podwładnego ponurym spoj-rzeniem, ale wyciągnął zza pazuchy kryształową kulę. Czysto burknął. Pójdziecie ty i Sarel.Krótko ostrzyżony anioł drgnął. Dlaczego ja? Bo masz pecha, Sarel.Zabierajcie go. Wstawaj warknął Tarael do Drago.Gamerin nawet nie drgnął.Najemnik przyklęknął, dzgnął go lufą karabinu.268 Jeśli natychmiast nie pozbierasz dupy i nie wstaniesz, zastrzelę cię na miejscu.Dotarło?Komandos słyszał już ostrzeżenia, wypowiadane podobnym tonem, więc zrozumiał,że jeśli chce żyć, musi się podporządkować.A chciał.Odepchnął się rękami od ziemi,próbując dzwignąć się na czworaki.Aokcie ugięły się niespodziewanie w połowie ma-newru, pod czaszką zawyła czerwona syrena, a Drago ciężko runął na bok.Oddychałz trudem.Jednak nie mógł dać sobie czasu na odpoczynek.Gmerając się w błocie jakrozdeptany robak, zdołał w końcu uklęknąć.Ugiął kolano, wsparł na nim dłonie i po-nownie spróbował wstać.Podniósł się z wysiłkiem.Czuł się strasznie słaby, targały nimmdłości, a w głowie ktoś chyba otworzył warsztat stolarski.Ucieszył się o tyle, o ileto możliwe w sytuacji, w jakiej się znalazł, że będzie musiał się zmierzyć tylko z dwo-ma przeciwnikami.Zwiat wirował mu przed oczami, więc nie zdołał zauważyć, kiedyTarael podniósł w górę skrawek dywanu. Moc! zawołał.Podeszwy Drago zapadły się w krwawym błocie.Trupy bez emocji przyjęły po-jawienie się trójki skrzydlatych, zajęte wyczekiwaniem na spotkanie z absolutem.Na269gałce otwartego oka jednego z Kruków przysiadła spora ważka, co nie zmieniło je-go pełnego stoicyzmu wyrazu.Gamerin poczuł dreszcz przebiegający po krzyżu.Jużw chwili lądowania powinien rzucić się na wrogów, ale nie był w stanie.Myśli plątałysię, w ramiona i nogi wstąpił nieznośny ciężar, mięśnie reagowały z opóznieniem.Za-biją mnie, uświadomił sobie, lecz nawet to przekonanie nie potrafiło zmobilizować godo reakcji. Idz przed siebie, skrzydlaty usłyszał. Tylko wolno.Drago wzdrygnął się.Oberwę kulę w plecy, pomyślał.To już lepiej się odwrócić.Tarael szturchnął go lufą Cheruba.Pewnie zabrał go któremuś trupowi, przeszło muprzez myśl.Błąd.Powinni go zastrzelić z broni Harab Serapel.Zresztą, czy ktoś tozauważy pośród tej rzezi? Przebieraj kulasami, żołnierzu!Drago ruszył.Zrobił drugi, potem trzeci krok, czując napinające się mięśnie plecówi karku.Usłyszał świst.Cichy.Krótki.Nóż.Czekał na uderzenie, ból, który nie nastąpił.Zamiast tego do jego uszu dobiegł dzwięk padających ciał, przedśmiertne charknięcie.270Odwrócił się.Tarael i Sarel leżeli na ziemi, palce pierwszego anioła jeszcze lekkodrgały.Nad nimi stał Litiel. Zdążyłem powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu. Zwracam dług.Ciążyłmi.Teraz jesteśmy kwita. Dzięki wymamrotał słabo Drago. Skąd wiedziałeś?Głębianin podrapał się zdrową ręką w policzek. Mamy kule [ Pobierz całość w formacie PDF ]