[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy Lily poprawia na głowie nowy kapelusz, jeden trzyma jej kieliszek szampana, drugi parasolkę, trzeci torebkę.Czwarty został wysłany na poszukiwanie lusterka, które po jego powrocie nie będzie już potrzebne, a piąty, mimo obecności rzeszy służących, uparł się, że sam przyniesie jej szklankę wody z lodem.Nagle Lily przypomina sobie, że powinna śledzić przebieg gonitwy.Nadąsana, że nikt z obecnych nie przypomniał jej o zbliżającym się biegu drogiego Teddy’ego, wiedzie rój trutni na trybunę.Bobby idzie za nimi.Jest pewien swego.Shahid Khan uszył mu nowy garnitur, kopię ostatniego krzyku mody wypożyczonego mu chwilowo przez pracza z hotelu Tadż Mahal.Krawat (ze szkarłatnego jedwabiu) też jest nowy.Bobby’emu pozostaje jedynie wybrać stosowną chwilę.Czy może się nie udać?Lily również musi wybrać - jedną spośród pięciu lornetek do obserwowania gonitwy.Kiedy wreszcie podejmuje decyzję, szczęśliwy właściciel wyróżnionej lornetki omal nie słabnie z wrażenia, a pokonani rywale próbują ukryć rozczarowanie, zazdrosnym wzrokiem obrzucając zwycięzcę i jego przyrząd.Na głównej trybunie powstaje gwar, który stopniowo obejmuje resztę tańszych miejsc dla tubylców, wzmaga się i rośnie.Bukmacherzy w pośpiechu przyjmują ostatnie zakłady, pustoszeją kioski z herbatą.Widzowie przeciskają się ku barierkom, chcąc być jak najbliżej linii startu.Bobby lokuje się kilka rzędów niżej w zasięgu wzroku Lily by patrząc na tor, widziała i jego.Kiedy konie ruszają w tumanach wzbitego kopytami kurzu, wie, że mu się powiodło.Lily kieruje lornetkę na niego.Bobby uchyla kapelusza i patrzy na nią, nie zwracając najmniejszej uwagi na wyścig.Przez jakiś czas Lily znów go ignoruje.Ale kiedy Wicked Lady przybiega na metę jako czwarta, panna Parry wygląda, jakby powzięła postanowienie, że musi coś zrobić z maniakiem ukłonów.Odwraca głowę w stronę baru dla członków klubu i dyskretnie wymyka się swoim adoratorom, którzy machając programami i przekrzykując się nawzajem, przez moment zapominają o bożym świecie.Bobby idzie za nią z bijącym sercem.Lily mija wejście do baru i wielki kuchenny namiot.Kiedy znikają innym z pola widzenia, odwraca się gwałtownie.Jej oczy miotają błyskawice.- Ej, ty! Co ty wprawiasz, do cholery?!Bobby nauczył się na pamięć przemowy traktującej o błogosławionym blasku jutrzenki i podobieństwie Lily do tego cudnego zjawiska.Nie chcąc, by jej podyktowane złością słowa wytrąciły go z rytmu, zaczyna mówić.Zwraca się do niej „serce moje” i składa ręce w geście znamionującym szczerość intencji.- Zamknij się! - rzuca Lily warkliwie.- Liczysz na pieniądze? Bobby jest zdezorientowany.- Pieniądze?- Wiem, kim jesteś.Może ci się wydaje, że jesteś całkiem dobry, ale ja widzę cię na wylot.Znam ludzi w tym mieście.I tak nie uda ci się mnie zniszczyć swoimi opowieściami.- Zniszczyć? Czemu miałbym cię niszczyć? Kocham cię.Teraz Lily jest zdezorientowana.- O czym ty mówisz, na Boga? Powtarzam, że znam kogo trzeba i jeśli zajdzie taka konieczność, solidnie oberwiesz.- Ale ja cię kocham, Lily.Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką.- Nie zaczynaj z tymi bzdurami.Jesteśmy tacy sami, ty i ja.I co z tego? Tylko tyle, że wiesz, przez co musiałam przejść, żeby się tu dostać.I musisz wiedzieć, że nie pozwolę się stąd ściągnąć.Nie wrócę tam, o nie.Czemu nie zostawisz mnie w spokoju? Odwróć się i odejdź.Zakłopotanie Bobby’ego sięga zenitu.Czy ona chce powiedzieć, że.? Nie, to niemożliwe.Nie ona.- Ale ja cię kocham - powtarza.To bezpieczny punkt wyjścia.Przynajmniej tego jest pewien.Czując, że musi wypełnić wolną przestrzeń, próbuje dla odmiany: „Uwielbiam cię”.Potem: „Naprawdę”, co jednak nie brzmi zbyt przekonująco.Wreszcie urywa.Lily Parry chwyta jedną z lin dla zachowania równowagi i zanosi się śmiechem.- No, dalej - mówi między jednym napadem śmiechu a drugim.- Powiedz to jeszcze raz.- Kocham cię - powtarza Bobby, nagle nie dowierzając samemu sobie.- Kochasz mnie? Och, mój drogi, naprawdę mnie kochasz? Chyba wszystko zaczyna się toczyć po jego myśli.Bobby otwiera ramiona.- Nie ruszaj się, żołnierzu.Kochasz mnie? Mój ty biedaku.Biedne pół na pół.Nie masz pojęcia, o czym mówię, prawda?- Wiem - protestuje Bobby bez przekonania.Pół na pół? Zaraz, zaraz.O co jej chodzi?- Och, nie bój się - mówi Lily na widok jego miny.- Jesteś bardzo dobry.Bardzo przekonujący.Ich możesz oszukać - macha ręką w stronę trybuny głównej - ale ja jestem inna.- Grzebie w torebce w poszukiwaniu papierosa.Zapala go.- Naprawdę nie rozumiesz? Sam ten pomysł.Łażenie za mną.Jakbym miała ci coś do zaoferowania.Bardzo to miłe, ale czego tak naprawdę chcesz? No, nie krępuj się, mów.- Patrzy na niego z osobliwą otwartością.Kiedy mówi, jej głos i doskonały angielski akcent, tak podobny do jego własnego, zmienia się, rozmywa, staje się chropawy i gorętszy.Północna oziębłość i gładkość znikają.- Niczego - odpowiada Bobby, uporczywie trzymając się scenariusza.- Niczego nie chcę.W tej samej chwili jej twarz powraca do poprzedniego wyrazu.Kiedy otwiera usta, znów jest panną Lily Parry, „najsławniejszą młodą damą w Bombaju”.- Uciekaj, chłopcze - mówi.- Ale już.Spływaj i więcej nie wracaj.Jeśli jeszcze raz cię zobaczę, tu czy gdzie indziej, powiem im o tobie.Wsadzą cię do więzienia.Nikt nie lubi kolorowych, którzy udają białych.Przez moment Bobby się waha.Gorączkowo układa w myśli jakieś zdanie, które wszystko odmieni.Na próżno.Przygnębiony, zdruzgotany, uchyla kapelusza i odchodzi.- Ej!Na dźwięk jej głosu Bobby się odwraca.- O co chodzi?- Nie trzymaj tak głowy.To cię zdradza.Dwie podstawowe zasady: nigdy nie potrząsaj głową i nigdy nie pozwól, żeby cię zobaczyli, jak kucasz.Rozumiesz?Bobby dziękuje jej niemym skinieniem głowy.Odchodzi, zostawiając za sobą piękną Lily Parry, która wypala ostatniego znalezionego w torebce papierosa.Do samego końca.٭Oddalając się od toru wyścigowego, Bobby wmawia sobie, że Lily Parry nigdy nie istniała.Z każdym krokiem grzebie ją coraz głębiej.Stanowczo.Zdecydowanie.Wielka ręka odsuwa jej twarz, nie pozwala wydobyć się na powierzchnię.Następnego dnia, gdy odźwierny Gulab Miah pyta o uroczą memsahib, Bobby przyskakuje do niego i przysięga, że poderżnie mu gardło, jeśli jeszcze raz o niej wspomni.Gulab Miah kiwa nerwowo głową, a potem szczerzy zęby za plecami odchodzącego Bobby’ego.Później, przy araku, na który chodzi po pracy, opowiada wszystkim kumplom, że księciu Bobby’emu Pięknisiowi wreszcie powinęła się noga.I że on, Gul, zawsze chłopakowi powtarzał, że przyjdzie taki czas, ponieważ taka jest wola Boga.Bobby nie myśli o Bogu.Myśli o Innych Rzeczach.Na gwałt potrzebuje pieniędzy, postanawia więc iść do pani Pereiry.Otwiera mu Mabel.Na jej ziemistej twarzy maluje się nietajona radość.Krząta się wokół niego.„Witaj, Bobby.Jak się masz, Bobby? Dawno cię nie było”.Jej matka jest w saloniku.Zanurzona w obszernym fotelu, pastwi się nad martwym naskórkiem swoich stóp.Na widok Bobby’ego przerywa zabiegi higieniczne i daje mu znak ręką, by usiadł.- Szykownie wyglądasz.Dawno się nie widzieliśmy.- Właśnie.- Tylko tyle? Tylko „właśnie”? Taki elegancki chłopak i żadnej rozmowy? Nie wyglądasz na szczęśliwego, l wcale mnie to nie dziwi.Mabel przynosi herbatę.Stawiając na stole pobrzękującą tacę, ociera się o nogę Bobby’ego niczym wielki kot.Bobby odsuwa się od okrytego zadrukowaną bawełną zadka.Szuka w kieszeni papierosów.- O czym pani mówi?- Nie ty jeden w Bombaju masz oczy i uszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Gdy Lily poprawia na głowie nowy kapelusz, jeden trzyma jej kieliszek szampana, drugi parasolkę, trzeci torebkę.Czwarty został wysłany na poszukiwanie lusterka, które po jego powrocie nie będzie już potrzebne, a piąty, mimo obecności rzeszy służących, uparł się, że sam przyniesie jej szklankę wody z lodem.Nagle Lily przypomina sobie, że powinna śledzić przebieg gonitwy.Nadąsana, że nikt z obecnych nie przypomniał jej o zbliżającym się biegu drogiego Teddy’ego, wiedzie rój trutni na trybunę.Bobby idzie za nimi.Jest pewien swego.Shahid Khan uszył mu nowy garnitur, kopię ostatniego krzyku mody wypożyczonego mu chwilowo przez pracza z hotelu Tadż Mahal.Krawat (ze szkarłatnego jedwabiu) też jest nowy.Bobby’emu pozostaje jedynie wybrać stosowną chwilę.Czy może się nie udać?Lily również musi wybrać - jedną spośród pięciu lornetek do obserwowania gonitwy.Kiedy wreszcie podejmuje decyzję, szczęśliwy właściciel wyróżnionej lornetki omal nie słabnie z wrażenia, a pokonani rywale próbują ukryć rozczarowanie, zazdrosnym wzrokiem obrzucając zwycięzcę i jego przyrząd.Na głównej trybunie powstaje gwar, który stopniowo obejmuje resztę tańszych miejsc dla tubylców, wzmaga się i rośnie.Bukmacherzy w pośpiechu przyjmują ostatnie zakłady, pustoszeją kioski z herbatą.Widzowie przeciskają się ku barierkom, chcąc być jak najbliżej linii startu.Bobby lokuje się kilka rzędów niżej w zasięgu wzroku Lily by patrząc na tor, widziała i jego.Kiedy konie ruszają w tumanach wzbitego kopytami kurzu, wie, że mu się powiodło.Lily kieruje lornetkę na niego.Bobby uchyla kapelusza i patrzy na nią, nie zwracając najmniejszej uwagi na wyścig.Przez jakiś czas Lily znów go ignoruje.Ale kiedy Wicked Lady przybiega na metę jako czwarta, panna Parry wygląda, jakby powzięła postanowienie, że musi coś zrobić z maniakiem ukłonów.Odwraca głowę w stronę baru dla członków klubu i dyskretnie wymyka się swoim adoratorom, którzy machając programami i przekrzykując się nawzajem, przez moment zapominają o bożym świecie.Bobby idzie za nią z bijącym sercem.Lily mija wejście do baru i wielki kuchenny namiot.Kiedy znikają innym z pola widzenia, odwraca się gwałtownie.Jej oczy miotają błyskawice.- Ej, ty! Co ty wprawiasz, do cholery?!Bobby nauczył się na pamięć przemowy traktującej o błogosławionym blasku jutrzenki i podobieństwie Lily do tego cudnego zjawiska.Nie chcąc, by jej podyktowane złością słowa wytrąciły go z rytmu, zaczyna mówić.Zwraca się do niej „serce moje” i składa ręce w geście znamionującym szczerość intencji.- Zamknij się! - rzuca Lily warkliwie.- Liczysz na pieniądze? Bobby jest zdezorientowany.- Pieniądze?- Wiem, kim jesteś.Może ci się wydaje, że jesteś całkiem dobry, ale ja widzę cię na wylot.Znam ludzi w tym mieście.I tak nie uda ci się mnie zniszczyć swoimi opowieściami.- Zniszczyć? Czemu miałbym cię niszczyć? Kocham cię.Teraz Lily jest zdezorientowana.- O czym ty mówisz, na Boga? Powtarzam, że znam kogo trzeba i jeśli zajdzie taka konieczność, solidnie oberwiesz.- Ale ja cię kocham, Lily.Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką.- Nie zaczynaj z tymi bzdurami.Jesteśmy tacy sami, ty i ja.I co z tego? Tylko tyle, że wiesz, przez co musiałam przejść, żeby się tu dostać.I musisz wiedzieć, że nie pozwolę się stąd ściągnąć.Nie wrócę tam, o nie.Czemu nie zostawisz mnie w spokoju? Odwróć się i odejdź.Zakłopotanie Bobby’ego sięga zenitu.Czy ona chce powiedzieć, że.? Nie, to niemożliwe.Nie ona.- Ale ja cię kocham - powtarza.To bezpieczny punkt wyjścia.Przynajmniej tego jest pewien.Czując, że musi wypełnić wolną przestrzeń, próbuje dla odmiany: „Uwielbiam cię”.Potem: „Naprawdę”, co jednak nie brzmi zbyt przekonująco.Wreszcie urywa.Lily Parry chwyta jedną z lin dla zachowania równowagi i zanosi się śmiechem.- No, dalej - mówi między jednym napadem śmiechu a drugim.- Powiedz to jeszcze raz.- Kocham cię - powtarza Bobby, nagle nie dowierzając samemu sobie.- Kochasz mnie? Och, mój drogi, naprawdę mnie kochasz? Chyba wszystko zaczyna się toczyć po jego myśli.Bobby otwiera ramiona.- Nie ruszaj się, żołnierzu.Kochasz mnie? Mój ty biedaku.Biedne pół na pół.Nie masz pojęcia, o czym mówię, prawda?- Wiem - protestuje Bobby bez przekonania.Pół na pół? Zaraz, zaraz.O co jej chodzi?- Och, nie bój się - mówi Lily na widok jego miny.- Jesteś bardzo dobry.Bardzo przekonujący.Ich możesz oszukać - macha ręką w stronę trybuny głównej - ale ja jestem inna.- Grzebie w torebce w poszukiwaniu papierosa.Zapala go.- Naprawdę nie rozumiesz? Sam ten pomysł.Łażenie za mną.Jakbym miała ci coś do zaoferowania.Bardzo to miłe, ale czego tak naprawdę chcesz? No, nie krępuj się, mów.- Patrzy na niego z osobliwą otwartością.Kiedy mówi, jej głos i doskonały angielski akcent, tak podobny do jego własnego, zmienia się, rozmywa, staje się chropawy i gorętszy.Północna oziębłość i gładkość znikają.- Niczego - odpowiada Bobby, uporczywie trzymając się scenariusza.- Niczego nie chcę.W tej samej chwili jej twarz powraca do poprzedniego wyrazu.Kiedy otwiera usta, znów jest panną Lily Parry, „najsławniejszą młodą damą w Bombaju”.- Uciekaj, chłopcze - mówi.- Ale już.Spływaj i więcej nie wracaj.Jeśli jeszcze raz cię zobaczę, tu czy gdzie indziej, powiem im o tobie.Wsadzą cię do więzienia.Nikt nie lubi kolorowych, którzy udają białych.Przez moment Bobby się waha.Gorączkowo układa w myśli jakieś zdanie, które wszystko odmieni.Na próżno.Przygnębiony, zdruzgotany, uchyla kapelusza i odchodzi.- Ej!Na dźwięk jej głosu Bobby się odwraca.- O co chodzi?- Nie trzymaj tak głowy.To cię zdradza.Dwie podstawowe zasady: nigdy nie potrząsaj głową i nigdy nie pozwól, żeby cię zobaczyli, jak kucasz.Rozumiesz?Bobby dziękuje jej niemym skinieniem głowy.Odchodzi, zostawiając za sobą piękną Lily Parry, która wypala ostatniego znalezionego w torebce papierosa.Do samego końca.٭Oddalając się od toru wyścigowego, Bobby wmawia sobie, że Lily Parry nigdy nie istniała.Z każdym krokiem grzebie ją coraz głębiej.Stanowczo.Zdecydowanie.Wielka ręka odsuwa jej twarz, nie pozwala wydobyć się na powierzchnię.Następnego dnia, gdy odźwierny Gulab Miah pyta o uroczą memsahib, Bobby przyskakuje do niego i przysięga, że poderżnie mu gardło, jeśli jeszcze raz o niej wspomni.Gulab Miah kiwa nerwowo głową, a potem szczerzy zęby za plecami odchodzącego Bobby’ego.Później, przy araku, na który chodzi po pracy, opowiada wszystkim kumplom, że księciu Bobby’emu Pięknisiowi wreszcie powinęła się noga.I że on, Gul, zawsze chłopakowi powtarzał, że przyjdzie taki czas, ponieważ taka jest wola Boga.Bobby nie myśli o Bogu.Myśli o Innych Rzeczach.Na gwałt potrzebuje pieniędzy, postanawia więc iść do pani Pereiry.Otwiera mu Mabel.Na jej ziemistej twarzy maluje się nietajona radość.Krząta się wokół niego.„Witaj, Bobby.Jak się masz, Bobby? Dawno cię nie było”.Jej matka jest w saloniku.Zanurzona w obszernym fotelu, pastwi się nad martwym naskórkiem swoich stóp.Na widok Bobby’ego przerywa zabiegi higieniczne i daje mu znak ręką, by usiadł.- Szykownie wyglądasz.Dawno się nie widzieliśmy.- Właśnie.- Tylko tyle? Tylko „właśnie”? Taki elegancki chłopak i żadnej rozmowy? Nie wyglądasz na szczęśliwego, l wcale mnie to nie dziwi.Mabel przynosi herbatę.Stawiając na stole pobrzękującą tacę, ociera się o nogę Bobby’ego niczym wielki kot.Bobby odsuwa się od okrytego zadrukowaną bawełną zadka.Szuka w kieszeni papierosów.- O czym pani mówi?- Nie ty jeden w Bombaju masz oczy i uszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]