[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tymże czasie dojechali.Wyborna policja krzyżacka uprzedziła widocznie miasto i za-mek o przyjezdzie wielkiego mistrza, gdyż u przeprawy czekali już, prócz kilku braci, tręba-cze miejscy, którzy przygrywali zwykle wielkiemu mistrzowi w czasie przewozu.Z drugiejstrony czekały gotowe konie, na które siadłszy przebył orszak miasto i przez Szewcką bramę,wedle Wróblowej baszty, wjechał do Przedzamcza.W bramie witali mistrza: wielki komturWilhelm von Helfenstein, który zresztą tytuł już tylko nosił, albowiem od kilku miesięcyobowiązki jego sprawował naprawdę Kuno Lichtenstein, wysłany podówczas do Anglii; adalej: wielki szpitalnik, krewny Kunona, Konrad Lichtenstein, wielki szatny Rumpenheim iwielki podskarbi Burghard von Wobecke, i wreszcie mały komtur, przełożony nad warszta-tami i nad zarządem zamku.Prócz tych dostojników stało tam kilkunastu braci wyświęco-nych, którzy zawiadowali rzeczami dotyczącymi kościoła w Prusiech i ciężko gnębili inneklasztory oraz świeckie duchowieństwo, zmuszając je nawet do robót przy drogach i przyłamaniu lodów  a z nimi gromada braci świeckich, to jest rycerzy nie obowiązanych do go-dzin kanonicznych.Rosłe i silne ich postacie (słabych nie chcieli Krzyżacy przyjmować),szerokie ramiona, kręte brody i srogie spojrzenia czyniły ich podobniejszymi do drapieżnychzbójów-rycerzy niemieckich niż do mnichów.Z oczu patrzała im odwaga, hardość i pychaniezmierna.Nie lubili oni Konrada za jego obawę wojny z potęgą Jagiełłową; nieraz na kapi-tułach otwarcie wyrzucali mu bojazliwość, rysowali go na murach i podmawiali błaznów dowyśmiewania go w oczy.Jednakże na jego widok pochylili teraz głowy z pozorną pokorą,zwłaszcza że mistrz wjeżdżał w towarzystwie obcych rycerzy, i poskoczyli hurmem, aby po-trzymać mu konia za uzdę i strzemię.Mistrz zaś zsiadłszy zwrócił się zaraz do Helfensteina i zapytał: Są-li jakie nowiny od Wernera von Tettingen?Werner von Tettingen, jako wielki marszałek, czyli przywódca zbrojnych sił krzyżackich,był w tej chwili na wyprawie przeciw %7łmudzinom i Witoldowi. Ważnych nowin nie ma odpowiedział Helfenstein  ale są szkody.Dzicz popaliła osadypod Ragnetą i miasteczka przy innych zamkach. W Bogu nadzieja, że jedna wielka bitwa złamie ich złość i zatwardziałość  odparłmistrz.174 I to rzekłszy podniósł oczy w górę, a usta jego poruszały się przez chwilę modlitwą, którąodmawiał za powodzenie wojsk zakonnych.Po czym ukazał na polskich rycerzy i rzekł: To są wysłannicy króla polskiego: rycerz z Maszkowic, rycerz z Taczewa i rycerz zBogdańca, którzy z nami dla wymiany jeńców przybyli.Niechaj komtur zamkowy wskaże imgościnne komnaty i podejmie ich, i ugości, jako przystało.Na te słowa bracia-rycerze poczęli spoglądać z ciekawością na wysłanników, a zwłaszczana Powałę z Taczewa, którego imię, jako słynnego zapaśnika, było niektórym znane.Tychzaś, którzy nie słyszeli o jego czynach na dworze burgundzkim, czeskim i krakowskim,przejmowała podziwem jego ogromna postawa i jego ogier bojowy tak nadzwyczajnej wiel-kości, że bywalcom, którzy za młodych lat zwiedzali Ziemię Zwiętą i Egipt, przypomniałwielbłądy i słonie.Kilku poznało też Zbyszka, który swego czasu potykał się w szrankach w Malborgu, i ciwitali go dość uprzejmie, pamiętając, że potężny i mający wielką wziętość w Zakonie bratmistrzów, Ulryk von Jungingen, okazywał mu szczerą przyjazń i przychylność.Najmniejzwracał uwagi i podziwu ten, który w niedalekiej już przyszłości miał być najstraszliwszympogromcą Zakonu, to jest Zyndram z Maszkowic, albowiem gdy zsiadł z konia, wydawał sięz powodu swej niezwykłej krępości i wysokich ramion prawie garbatym.Nazbyt długie jegoręce i pałąkowate nogi budziły uśmiech na twarzach młodszych braci.Jeden z nich, znanykrotofilnik, przystąpił nawet do niego chcąc mu przymówić, ale spojrzawszy w oczy pana zMaszkowic stracił jakoś ochotę i odszedł w milczeniu.Tymczasem komtur zamkowy zabrał gości i powiódł ich z sobą.Weszli naprzód na nie-wielki dziedziniec, na którym prócz szkoły, starego lamusa i warsztatu siodlarskiego, znajdo-wała się kaplica Zw.Mikołaja, po czym przez most Mikołajski wkroczyli na właściwe Prze-dzamcze.Komtur prowadził ich przez niejaki czas wśród potężnych murów, bronionych tu iówdzie mniejszymi i większymi basztami.Zyndram z Maszkowic pilnie przypatrywał sięwszystkiemu, przewodnik zaś, nawet nie zapytywany, chętnie pokazywał rozmaite budynki,jakby mu zależało właśnie na tym, aby goście przypatrzyli się wszystkiemu jak najdokładniej. Ten okrutny gmach, który wasze miłoście widzicie przed sobą po lewej ręce  mówił to nasze stajnie.Ubodzyśmy mnisi, a przecie ludzie mówią, że gdzie indziej i rycerze tak niemieszkają jak u nas konie. Nie pomawiają was ludzie o ubóstwo  odrzekł Powała  ale coś tu musi być więcejprócz stajni, bo gmach okrutnie wysoki, a koni przecie po schodach nie sprowadzacie. Nad stajnią, która jest w dole i w której czterysta koni się mieści  odrzekł komtur zam-kowy  są śpichrze, a w nich zboża choćby na dziesięć lat, nie przyjdzie tu nigdy do oblęże-nia, ale gdyby przyszło, to głodem nas nie wezmą.To rzekłszy zawrócił w prawo i znów przez most między basztą Zw.Wawrzyńca a basztąPancerną wwiódł ich na inny dziedziniec, olbrzymi, leżący w samym środku Podzamcza. Zważcie, wasze moście  rzekł Niemiec  że to wszystko, co ku północy widzicie, jak-kolwiek za łaską Bożą nie do zdobycia, jest tylko Vorburg  i utwierdzeniem nie może sięporównać ani ze Zrednim Zamkiem, do którego was prowadzę, ani tym bardziej z Wysokim.Jakoż oddzielna fosa i oddzielny zwodzony most dzieliły Zredni Zamek od dziedzińca idopiero w bramie zamkowej, która leżała znacznie wyżej, rycerze obróciwszy się za poradąkomtura jeszcze raz mogli objąć oczyma cały ów olbrzymi kwadrat zwany Podzamczem.Gmach tam wznosił się przy gmachu, tak iż wydawało się Zyndramowi, iż widzi przed sobącałe miasto.Były tam nieprzebrane zapasy drzewa ułożone w szychty tak wielkie jak domy,składy kul kamiennych sterczące na kształt piramid, cmentarze, lazarety, magazyny.Nieco zboku, wedle leżącego w środku stawu, czerwieniały potężne mury  templu , to jest wielkiegomagazynu z jadalnią dla najemników i czeladzi.Pod północnym wałem widać było inne staj-nie dla koni rycerskich i dla wyborowych mistrzowskich.Wzdłuż młynówki wznosiły się175 koszary dla giermków i wojsk najemnych, a po przeciwległej stronie czworoboku mieszkaniadla przeróżnych zawiadowców i urzędników zakonnych  znów składy, śpichrze, piekarnie,szatnie, ludwisarnie, niezmierny arsenał, czyli Karwan, więzienia, stara puszkarnia, każdygmach tak niezłomny i obronny, że w każdym można się było tak jak w osobnej twierdzybronić, a wszystko otoczone murem i gromadą groznych baszt, za murem fosą, za fosą wień-cem olbrzymich palisad, za którymi dopiero na zachód toczył żółte fale Nogat, na północ iwschód błyszczała toń ogromnego stawu, a od południa sterczały silniej jeszcze umocnionezamki: Zredni i Wysoki.Gniazdo straszne, od którego biła nieubłagana potęga i w którym skupiły się dwie najwięk-sze znane wówczas w świecie siły: siła duchowna i siła miecza.Kto oparł się jednej, tegopokruszyła druga.Kto podniósł przeciw nim ramię, na tego krzyk powstawał we wszystkichkrajach chrześcijańskich, że przeciw Krzyżowi je podnosi.I wnet rycerstwo zbiegało się ze wszystkich stron na pomoc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl