[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak mówią, ale czy to prawda, kto może wiedzieć?- Zanim dojdziemy do Kamienia, musimy iść Głównym Traktem - warknął Dorin.- A tam są orkowie i pewnie jest ich wielu! Musimy pchnąć kogoś przodem.Krasnoludy i Folko czekały, jak im się zdawało, całą wieczność, w dręczącym oczekiwaniu, zanim z ciemności wynurzyli się Gloin, Dorin i Bran.- Wiedziałem - rzucił Dorin, wycierając zabrudzony krwią orka topór.- Ich jest strasznie dużo, tych drobnych, mordorskich.Do Wrót nawet nie ma po co iść.Gdzie tu są schody, Gloinie?- Trzeba będzie iść dokoła - westchnął tamten.Znowu przejścia, schody, wąskie sekretne drzwi, gardłowe głosy kłócących się orków gdzieś za rogiem - wszystko przemieszało się w pamięci hobbita, którzy resztką sił walczył, by utrzymać się na nogach.Nie spali już dobę, ale jeszcze trzymali się jakoś na nogach.Weszli w ślepy korytarz i rozlokowali się na nocleg.Folko zasnął natychmiast.Ciemny tunel jego snów, ponury i bezkształtny, nagle rozświetliło coś ognisto-rudego, wijącego się, jak bajkowa żmija; szare łapska wylazły wprost z kamienia i dopadły hobbita, zimne palce zacisnęły się na jego gardle.Nie miał siły, żeby krzyknąć ani poruszyć się.I nagle wszystko się urwało.Zbudziły go krasnoludy, zbierające się do drogi.Folko, zmęczony sennymi widzeniami i ze straszliwym bólem głowy, poruszał się z trudem; jego towarzysze wyglądali nie lepiej.Jak się okazało, kamienne, upiorne ręce przywidziały się wszystkim co do jednego.Humory im nie dopisywały, hobbita zaś ponownie zaatakował obezwładniający strach przed niewiadomym.Zgnębiony, trzymając się blisko Hornborina, powlókł się za krasnoludami.Moriańczycy długo nie potrafili odnaleźć wejścia do Tajnej Galerii; drużyna wędrowała bez końca zwykłymi, krótkimi schodami, łączącymi sąsiednie poziomy.Głębinowe Poziomy wyraźnie różniły się od górnych - ich sale były przestronniejsze i nie tak wspaniale ozdobione, przejścia prostsze i szersze.Tu mieściły się niezliczone pracownie, w których panował chaos; czego orkowie nie zdołali zniszczyć, rozrzucali i przewracali: narzędzia, kowadła, tygle i ciężkie sprzęty.- To jeszcze nic, niżej będzie gorzej! - szepnął hobbitowi na ucho Dwalin.- Tu pracowali jubilerzy i grawerzy, a kuźnie i rusznikarnie są o wiele niżej.Natrafili również na mieszkalne jaskinie, i tu, podobnie jak na górze, rozrabiali orkowie.Schodów, przechodzących przez kilka poziomów naraz, nie mogli z jakiegoś powodu znaleźć, wędrowali więc pochyłymi sztolniami.Robiło się coraz goręcej; Gloin, Dwalin, Lorin, Torin i Hornborin kilka razy zamierali przy wąskich otworach wentylacyjnych, skąd waliły fale suchego, palącego żaru.Folko zaczął pojmować słuszność słów Rogwolda.Oto wloką się teraz, bez celu, bez wyraźnego planu, niemal na oślep, z wrogami za plecami i nieznanym ciemnym koszmarem przed sobą.Na co liczy Torin? Na Pierścień Hornborina?Hobbit westchnął.Teraz wyraźnie wyczuwał niebezpieczeństwo - tuż przed nimi, za łagodnym zakrętem korytarza.To przeczucie ogarnęło go nagle; nogi odmówiły mu posłuszeństwa.Również krasnoludy zaczęły się potykać, zatrzymały się.Nikt nie mógł pojąć, o co chodzi, ale spojrzenia były przykute do ledwie widocznych w świetle pochodni zarysów skręcającego przed nimi korytarza.Ogarnął ich nie mroczny, paniczny strach, który popycha do ucieczki, ale dziwnie wyraźne uczucie kresu, końca wszystkiego; wystarczy tylko minąć ten zakręt.Ale żaden nie potrafił zmusić się do jakiegokolwiek ruchu rozstrzygającego impas.Pierwsi zaczęli się cofać Torin i Hornborin, pociągając za sobą innych.Nikt o nic nie pytał, nikt nie potrafił wymówić nawet słowa; wszyscy wycofywali się powoli.Tak minęło kilka minut, a może i godzina.Nagle za ich plecami rozległ się obrzydliwy śpiew i tupot dziesiątek ciężkich, podkutych żelazem orczych butów.Teraz mieli do czynienia z innym wrogiem.- Do boju! - wychrypiał Dorin i odwrócił się, pospiesznie naciągając kolczugę.- Skoro mamy umrzeć, umrzyjmy godnie, jak potomkowie Durina!- Poczekaj.- Hornborin chwycił go za rękaw.- Pójdę przodem.- Wskazał stronę przeciwległą do tej, z której dochodził nasilający się z każdą sekundą odgłos kroków.- Idźcie za mną! Folko, będzie mi potrzebny twój łuk, przygotuj się! Szybciej, nie traćmy czasu!Krasnoludy ruszyły do przodu zwartą grupą, przez cały czas walcząc z ogarniającą ich rozpaczą, a Hornborin wysoko uniósł rękę z Pierścieniem i ruszył w stronę zakrętu.Folko ścisnął pod kurtką rękojeść sztyletu z błękitnymi kwiatami na klindze.Nie czuł strachu, ale każdy krok kosztował go wiele wysiłku, jakby przedzierał się przez lepką glinę, w którą nieoczekiwanie zmieniło się otaczające powietrze.Korytarz skręcał płynnie, każdy krok do przodu ukazywał nowy odcinek gładkich ścian.Przeszli niewiele, gdy Hornborin nagle zaczął chrypieć, jak gdyby brakowało mu powietrza, i stanął w miejscu.Pochodnia w jego ręku zadrżała.Wygładzona powierzchnia ścian znikła pod grubą warstwą czarnych połyskujących ni to węży, ni to macek; obrzydlistwo wiło się niezmordowanie, splatało się i rozplatało, stale wysuwając we wszystkie strony tępe bezokie głowy z ledwo widoczną kreską, zapewne pyskiem.Chyba łatwiej byłoby zrobić krok, mając przed sobą przepaść - taki koniec wydał się wstrząśniętemu hobbitowi wybawieniem! A może wycofać się, póki nie jest za późno, w uczciwej walce zabrać do grobu ileś tam orczych istnień, zanim krzywy jatagan.Byle nie do przodu, w żywe objęcia samej śmierci! Hobbit zdrętwiał z obrzydzenia i wstrętu.Tymczasem bezładna plątanina wężowatych stworów spowolniała, wyciągające się w kierunku porażonych strachem krasnoludów i ludzi macki znieruchomiały, jakby udając dziwaczne narośle na ścianach, przez które przezierały niewidoczne zimne oczy mroku.Folko nagle odczuł, że ich przeciwnik również się zawahał, a to dodało hobbitowi sił.Z osłupienia wyrwał ich tupot rozlegający się za plecami.Orkowie byli już blisko! I wtedy, nie umawiając się, drużyna ruszyła do przodu.Hornborin wysoko uniósł rękę z Pierścieniem i wszystkie macki wycelowały swe łby ku złotemu lśnieniu.Ale wystarczyło, że podeszli bliżej, gdy zimny ból w sercu, ból rozpaczy zmusił hobbita do desperackiego kroku: uchwycił krasnoluda za rękaw i powstrzymał go.Macki czekały na nich i Pierścień nie mógł ich zmusić do odstąpienia - oto co odczytał Folko w krótkim drżeniu, jakie przebiegło po niezliczonych szeregach czarnej żywej pleśni na ścianach, drżeniu słodkiego przeczucia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Tak mówią, ale czy to prawda, kto może wiedzieć?- Zanim dojdziemy do Kamienia, musimy iść Głównym Traktem - warknął Dorin.- A tam są orkowie i pewnie jest ich wielu! Musimy pchnąć kogoś przodem.Krasnoludy i Folko czekały, jak im się zdawało, całą wieczność, w dręczącym oczekiwaniu, zanim z ciemności wynurzyli się Gloin, Dorin i Bran.- Wiedziałem - rzucił Dorin, wycierając zabrudzony krwią orka topór.- Ich jest strasznie dużo, tych drobnych, mordorskich.Do Wrót nawet nie ma po co iść.Gdzie tu są schody, Gloinie?- Trzeba będzie iść dokoła - westchnął tamten.Znowu przejścia, schody, wąskie sekretne drzwi, gardłowe głosy kłócących się orków gdzieś za rogiem - wszystko przemieszało się w pamięci hobbita, którzy resztką sił walczył, by utrzymać się na nogach.Nie spali już dobę, ale jeszcze trzymali się jakoś na nogach.Weszli w ślepy korytarz i rozlokowali się na nocleg.Folko zasnął natychmiast.Ciemny tunel jego snów, ponury i bezkształtny, nagle rozświetliło coś ognisto-rudego, wijącego się, jak bajkowa żmija; szare łapska wylazły wprost z kamienia i dopadły hobbita, zimne palce zacisnęły się na jego gardle.Nie miał siły, żeby krzyknąć ani poruszyć się.I nagle wszystko się urwało.Zbudziły go krasnoludy, zbierające się do drogi.Folko, zmęczony sennymi widzeniami i ze straszliwym bólem głowy, poruszał się z trudem; jego towarzysze wyglądali nie lepiej.Jak się okazało, kamienne, upiorne ręce przywidziały się wszystkim co do jednego.Humory im nie dopisywały, hobbita zaś ponownie zaatakował obezwładniający strach przed niewiadomym.Zgnębiony, trzymając się blisko Hornborina, powlókł się za krasnoludami.Moriańczycy długo nie potrafili odnaleźć wejścia do Tajnej Galerii; drużyna wędrowała bez końca zwykłymi, krótkimi schodami, łączącymi sąsiednie poziomy.Głębinowe Poziomy wyraźnie różniły się od górnych - ich sale były przestronniejsze i nie tak wspaniale ozdobione, przejścia prostsze i szersze.Tu mieściły się niezliczone pracownie, w których panował chaos; czego orkowie nie zdołali zniszczyć, rozrzucali i przewracali: narzędzia, kowadła, tygle i ciężkie sprzęty.- To jeszcze nic, niżej będzie gorzej! - szepnął hobbitowi na ucho Dwalin.- Tu pracowali jubilerzy i grawerzy, a kuźnie i rusznikarnie są o wiele niżej.Natrafili również na mieszkalne jaskinie, i tu, podobnie jak na górze, rozrabiali orkowie.Schodów, przechodzących przez kilka poziomów naraz, nie mogli z jakiegoś powodu znaleźć, wędrowali więc pochyłymi sztolniami.Robiło się coraz goręcej; Gloin, Dwalin, Lorin, Torin i Hornborin kilka razy zamierali przy wąskich otworach wentylacyjnych, skąd waliły fale suchego, palącego żaru.Folko zaczął pojmować słuszność słów Rogwolda.Oto wloką się teraz, bez celu, bez wyraźnego planu, niemal na oślep, z wrogami za plecami i nieznanym ciemnym koszmarem przed sobą.Na co liczy Torin? Na Pierścień Hornborina?Hobbit westchnął.Teraz wyraźnie wyczuwał niebezpieczeństwo - tuż przed nimi, za łagodnym zakrętem korytarza.To przeczucie ogarnęło go nagle; nogi odmówiły mu posłuszeństwa.Również krasnoludy zaczęły się potykać, zatrzymały się.Nikt nie mógł pojąć, o co chodzi, ale spojrzenia były przykute do ledwie widocznych w świetle pochodni zarysów skręcającego przed nimi korytarza.Ogarnął ich nie mroczny, paniczny strach, który popycha do ucieczki, ale dziwnie wyraźne uczucie kresu, końca wszystkiego; wystarczy tylko minąć ten zakręt.Ale żaden nie potrafił zmusić się do jakiegokolwiek ruchu rozstrzygającego impas.Pierwsi zaczęli się cofać Torin i Hornborin, pociągając za sobą innych.Nikt o nic nie pytał, nikt nie potrafił wymówić nawet słowa; wszyscy wycofywali się powoli.Tak minęło kilka minut, a może i godzina.Nagle za ich plecami rozległ się obrzydliwy śpiew i tupot dziesiątek ciężkich, podkutych żelazem orczych butów.Teraz mieli do czynienia z innym wrogiem.- Do boju! - wychrypiał Dorin i odwrócił się, pospiesznie naciągając kolczugę.- Skoro mamy umrzeć, umrzyjmy godnie, jak potomkowie Durina!- Poczekaj.- Hornborin chwycił go za rękaw.- Pójdę przodem.- Wskazał stronę przeciwległą do tej, z której dochodził nasilający się z każdą sekundą odgłos kroków.- Idźcie za mną! Folko, będzie mi potrzebny twój łuk, przygotuj się! Szybciej, nie traćmy czasu!Krasnoludy ruszyły do przodu zwartą grupą, przez cały czas walcząc z ogarniającą ich rozpaczą, a Hornborin wysoko uniósł rękę z Pierścieniem i ruszył w stronę zakrętu.Folko ścisnął pod kurtką rękojeść sztyletu z błękitnymi kwiatami na klindze.Nie czuł strachu, ale każdy krok kosztował go wiele wysiłku, jakby przedzierał się przez lepką glinę, w którą nieoczekiwanie zmieniło się otaczające powietrze.Korytarz skręcał płynnie, każdy krok do przodu ukazywał nowy odcinek gładkich ścian.Przeszli niewiele, gdy Hornborin nagle zaczął chrypieć, jak gdyby brakowało mu powietrza, i stanął w miejscu.Pochodnia w jego ręku zadrżała.Wygładzona powierzchnia ścian znikła pod grubą warstwą czarnych połyskujących ni to węży, ni to macek; obrzydlistwo wiło się niezmordowanie, splatało się i rozplatało, stale wysuwając we wszystkie strony tępe bezokie głowy z ledwo widoczną kreską, zapewne pyskiem.Chyba łatwiej byłoby zrobić krok, mając przed sobą przepaść - taki koniec wydał się wstrząśniętemu hobbitowi wybawieniem! A może wycofać się, póki nie jest za późno, w uczciwej walce zabrać do grobu ileś tam orczych istnień, zanim krzywy jatagan.Byle nie do przodu, w żywe objęcia samej śmierci! Hobbit zdrętwiał z obrzydzenia i wstrętu.Tymczasem bezładna plątanina wężowatych stworów spowolniała, wyciągające się w kierunku porażonych strachem krasnoludów i ludzi macki znieruchomiały, jakby udając dziwaczne narośle na ścianach, przez które przezierały niewidoczne zimne oczy mroku.Folko nagle odczuł, że ich przeciwnik również się zawahał, a to dodało hobbitowi sił.Z osłupienia wyrwał ich tupot rozlegający się za plecami.Orkowie byli już blisko! I wtedy, nie umawiając się, drużyna ruszyła do przodu.Hornborin wysoko uniósł rękę z Pierścieniem i wszystkie macki wycelowały swe łby ku złotemu lśnieniu.Ale wystarczyło, że podeszli bliżej, gdy zimny ból w sercu, ból rozpaczy zmusił hobbita do desperackiego kroku: uchwycił krasnoluda za rękaw i powstrzymał go.Macki czekały na nich i Pierścień nie mógł ich zmusić do odstąpienia - oto co odczytał Folko w krótkim drżeniu, jakie przebiegło po niezliczonych szeregach czarnej żywej pleśni na ścianach, drżeniu słodkiego przeczucia [ Pobierz całość w formacie PDF ]