[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ciebie, Eowino, jak obiecałem - uczynię królową Śródziemia - powiedział, wieszając lśniący Adamant na szyi.- Tak, tak, królową, ze wszystkimi prawami i z całą władzą.Dlatego, że ja zamierzam zmierzyć się z siłami o inne włości!.Folko I PozostaliDokoła słychać było brzęk ścierającej się stali.Jęczeli ranni, z ostatnim przekleństwem na ustach walili się zabici.Folko i towarzysze w ciągu kilku chwil dotarli pod złoty namiot.Kątem oka hobbit zobaczył leżących pokotem strażników i w tym samym momencie poczuł, jakby ktoś wylał na niego kubeł gorącej wody.Światło tajemniczego Adamantu uderzyło z taką mocą, że zakręciło mu się w głowie, a ręce odmówiły trzymania broni.Wewnętrznym spojrzeniem zobaczył dokładnie to, co widziała oszołomiona Eowina, obserwująca starcie Szarego i Henny.Olbrzymia kolumna z jasnym szczytem.bitwa jasnych i ciemnych hufców.A potem w jednej chwili wszystko się poplątało.Niektórzy wojownicy Henny przecierali oczy, jakby dopiero co wysunęli się z objęć snu.Jakoś niechętnie atakowali, bez przekonania, nie bardzo rozumiejąc, z jakiego powodu walczą z odważnymi cudzoziemcami.- Do środka! - zakrzyknęli jednocześnie Folko z Sandellem.Miecz garbusa przeciął złotą tkaninę, oddział rzucił się w utworzone przejście.Zbici z pantałyku przeciwnicy nawet nie usiłowali przeszkadzać.Nie wolno było marnować, krótkiej zapewne, chwili powodzenia!W namiocie było jasno.Trzeszczały płomienie spokojnie liżące pochodnie; pośród zmiętych prześcieradeł leżały dwa ciała - nie wiadomo, zabici czy po prostu nieprzytomni.Wojownik, w szatach najbliższego zausznika Henny, jęczał, klęcząc i obejmując głowę rękami.Z zakrwawioną szablą w dłoni zamarła złotowłosa dziewczyna.O wielkie moce! Eowina! Żywa, cała i zdrowa! Jednakże Folko nie zdążył się ucieszyć.Nad powalonym Henną, zaciskając w dłoni Adamant, stał wysoki, siwowłosy mężczyzna o dumnej postawie.Stał i patrzył prosto w oślepiający blaskiem płomień cudownego Kamienia.Słysząc hałas, człowiek z Adamantem w dłoni wolno odwrócił się.Zapadła straszliwa cisza.Folko poczuł, jak na karku zjeżyły mu się włosy; chciał krzyczeć - i nie mógł, chciał machnąć mieczem - i też nie mógł.Patrzył, a czas płynął, bardzo bardzo powoli.- Oto spotkaliśmy się - powiedział spokojnie Olmer.Poszukiwacz złota z Dale, Okrutny Strzelec, Wódz Earnil, Król Bez Królestwa, Władca Pierścienia, Postrach Zachodu, Przekleństwo Gondoru, Bicz Arnoru i Zguba elfów.Folko patrzył.Twarz, która na zawsze zapadła w pamięć, choć i jego, oczywiście, nie szczędził czas.Olmer bardzo się zmienił - pozostały nieusuwalne ślady wielkiego bólu i nieludzkiego strachu.Ale oczy - oczy były te same.I jak poprzednio, dobrze znany uśmieszek wykrzywiał usta.- Klnę się na Brodę Durina, przecież to.to.- usłyszał Folko szept wstrząśniętego Malca.I jednocześnie wydarzyło się kilka rzeczy.Sandello zrobił krok do przodu.Trzymał w ręku długi pakunek - „trofea” Henny odebrane pokonanej wcześniej drużynie leżały na podłodze namiotu.Garbus skłonił się przed Olmerem.- Twój miecz, Władco - oznajmił skrzypiącym i zimnym głosem, z szacunkiem podając obiema rękami broń; podał tak, jakby rozstali się z Wodzem wczoraj i wojsko Króla Bez Królestwa ponownie stało pod murami Szarych Przystani.Spłowiała tkanina opadła.- Dziękuję ci, stary druhu - odrzekł cicho Olmer.Jego oczy stały się takie, jakie mają zwykli śmiertelnicy.- Czyżbyś wierzył przez tyle lat, że nadejdzie ta chwila?- Wierzyłem, Władco - odpowiedział tak samo cicho Sandello.- Wierzyłem i.- Olmer?.- wyrwało się biednej Eowinie.- Jak.Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale nagle z zewnątrz rozległy się odgłosy walki.Pod ciosami zatrzeszczała tkanina złotego namiotu.Z różnych stron do wnętrza wdarli się pierzastoręcy, a na widok ich wodza ranny Wingetor krzyknął:- Fellastr!10 Października, Noc, PodziemneSzlaki Czarnych Krasnoludów,Gdzieś Pod MordoremNie zatrzymywał się ani na chwilę, płynąc po ciemnych wodach wielkiej podziemnej rzeki, swego rodzaju Anduiny Czarnych Krasnoludów.A słowa „Z woli Wielkiego Orlangura!” sprawiały, że zawsze miał najsilniejszych wioślarzy i najszybsze czółna.Żaden z jego współtowarzyszy nie odważył się ani razu zadać mu choćby jednego pytania.Oblicze posłańca było chmurniejsze od mroku podziemnej nocy, a oczy rzucały zimne, okrutne błyski.Bardzo się śpieszył.Coś podpowiadało mu, że bezcenna jest każda godzina, że jeszcze chwila, i ów cud, który ma dostarczyć Złotemu Smokowi, może trafić w niepowołane ręce, a wtedy odzyskanie go będzie kosztowało wiele krwi, bardzo wiele krwi.Jakby odgadując myśli człowieka, odżywał i niemal sam pchał mu się w ręce długi berdysz, straszliwa broń, którą można było i ciąć, i kłuć.Wielki Orlangur nie prowadził rozmów ze swym posłańcem.Zamiast nich, wędrowiec miał widzenia; w jednym z nich pojawił się bajkowy okręt łabędź i schodzące z pokładu dwie osoby przybyłe z Zachodu.Obraz ten przepełnił jego serce bólem i lękiem.Domyślał się, kim są ci dwoje.Był niemal pewien, że wie, dlaczego przybyli do Śródziemia i dlaczego stało się to możliwe mimo upadku Szarych Przystani i zamknięcia Prostej Drogi.A jeszcze lepiej potrafił przewidzieć, co się stanie, jeśli w ręce owej pary trafi Ogniste Źródło Mocy.Płomienne Serce widywał również.Czasem wyglądało jak połyskujące koło, toczące się po ziemi, które zostawiało po sobie zwartą ścianę pożogi, albo jak łagodnie skrzący się kryształ, otoczony ciemną gęstwiną ludzkich rąk, albo jako płonące w zenicie światło, znacznie czystsze i jaśniejsze od słońca.Im bardziej oddalał się na południe, tym dokładniej i wyraźniej wyczuwał je.A teraz mógł znaleźć drogę doń z zamkniętymi oczami.Jednakże tej nocy coś dziwnego działo się z Płomiennym Sercem.To rozpalało się niewyobrażalnie - a wtedy posłaniec musiał uspokajać wszczynających co rusz kłótnie i bójki wioślarzy, albo gasło tak, że niemal tracił je z oczu.Kiedy nagle zapłonęło, wysłannik odruchowo spuścił wzrok, ratując się przed przeszywającymi promieniami; a potem zobaczył człowieka, który w obu rękach trzymał Kamień i uważnie wpatrywał się weń.- Olmer! - wykrzyknął posłaniec, nie kryjąc zdumienia i wściekłości.- Przecież jesteś martwy! Martwy jak głaz! Znalazłeś swą zgubę w Szarych Przystaniach! A może jesteś tylko złośliwym upiorem?!Wioślarze lękliwie zezowali na pasażera.Nie, to nie był upiór ani oszukańcze widzenie, które wymyślił jakiś nieznany czarodziej.Posłaniec nie miał co do tego żadnych wątpliwości; ręka jego aż do bólu zaciskała się na berdyszu.„Jak udało ci się dotrzeć do Niego, ty, który wyszedłeś z cienia śmierci? Dlaczego Mandos zgodził się wypuścić cię? Jakie Moce zadecydowały o twoim losie? Dlaczego znowu jesteś na tym świecie, kto cię tu przysłał? Po co? Po Moc Ognistego Serca? Czy zdobyłeś je tylko dla siebie? Trudno, przyjdzie wypróbować mój berdysz w prawdziwym boju!”.Tej nocy żaden z wioślarzy nawet nie zmrużył oka.Na granicy ich obozowiska, ulokowanego na malutkiej żwirowej mierzei, nieruchomo zastygła niezwykle barczysta i potężna nawet jak na Czarnego Krasnoluda postać.Powinieneś był polecieć sam - myślał wysłannik, zwracając się do Wielkiego Orlangura.Dobrze wiedział, że Duch Wiedzy może go słyszeć, jeśli tylko zechce.- Trzeba było zaryzykować.A teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl