[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Były to, jak je nazwał Eigen, hypercykle, o tyle „altruistyczne chemicznie”, że produkty jednego cyklu podtrzymywały drugi w ruchu i na odwrót.Te skrzyżne zależności dały początek autoreplikacji, a potem (miliony lat potem) współzawodnictwu na przetrwanie.Porządny wykład wymaga osobnej książki, wiec mogę tylko odesłać zainteresowanego do prac Eigena.Pominięcie to nie będzie dla nas zbyt wielką biedą, bo nie tyle o samym kodzie życia mamy rozprawiać, ile o jego nie istniejących krewnych.Należy się tu jednak taka jeszcze ważna uwaga.Potrafimy już utworzyć model kodowych narodzin w głowie i na papierze, lecz nie w szkle laboratoryjnym, ponieważ wypadłoby czekać na efekty co najmniej kilka milionów lat, ale chyba jednak dłużej.Byłoby też poręczniej zastąpić probówki oceanami.Chodzi bowiem o procesy masowo—statystyczne, których potężnie przyspieszyć nie można, jeśli się chce wyjść od prostych związków, a otrzymać w rezultacie choćby tylko jakieś prymitywne hypercykle.Jest to trochę jak na loterii liczbowej; jeśli tylko niewiele osób odgaduje cyfry, które będą wylosowane, może żadnej nie odgadną; gdy natomiast graczy są setki tysięcy, szansę trafienia rosną.Olbrzymia większość spontanicznie wszczętych reakcji chemicznych kończy się rozpadem czy utworzeniem ciał strącanych z roztworu; trzeba prawdziwie długo czekać, by wykrystalizowały się reakcje samopodtrzymujące, lecz znów ich lwia część wejdzie w jakiś ślepy zaułek.Sam upływ czasu jest niejako bezustannie działającym generatorem loteryjnym i jednocześnie sitem, odsiewającym przegrane; a oto następna strona rzeczy.Szansę trafienia na loterii liczbowej rosną zgodnie ze wzrostem ilości graczy, ponieważ można uczestniczyć w losowaniach dokonywanych w Warszawie, mieszkając i na Ziemi Ognistej; natomiast wszystkie ciała uczestniczące w grze chemicznej muszą być w niej fizycznie, a nie tylko obserwacyjnie obecne, toteż samym zwiększaniem ilości i różnorodności tych ciał czasu oczekiwania wygranej nie skrócimy.Ponadto nie znamy składu chemicznego hypercyklowych pierwocin życia i należy wątpić, czy go kiedykolwiek zidentyfikujemy.Współczesny kod życia nie jest na pewno identyczny ze swym protoplastą sprzed miliardów lat.Toż wczesna optymizacja kodu trwała przez cały archeozoik.Całkiem możliwe, że to, co dało początek kodowi nukleotydowemu, samo nie było mu nawet bardzo bliskie chemicznie.Dla nas najistotniejsze są dwie rzeczy.Najpierw ta, że warunki powstania kodu odcisnęły się nieodwracalnie w nim i jego tworach.Skład chemiczny roztworów, w jakich powstał kod, ukształtował informacyjno—energetyczną strukturę jego działania.Gdy sporządzić abstrakcyjny, czysto logiczny schemat pracy biokodu, nie można zeń wyczytać, czemu dzieli się na takie, a nie inne zespoły transkrypcyjne i pracuje taką, a nie inną ilością krokowych operacji.Zęby to pojąć, trzeba dopełnić ów schemat danymi chemii molekularnej.Nukleotydy, cegiełki kodu, nadawały się na trwały nośnik informacji i na jej samopowielającą się matrycę, a białka swą trzeciorzędną kłębkową strukturą przejawiały wysoką, bardzo swoistą aktywność katalityczną.Geny są przez to statyczne, a białka dynamiczne, ekspresja genów zaś to tyle, co przekład z dialektu nukleotydowego na dialekt aminokwasowy.Eównie dobrze można rzec, że nukleotydy stanowią pamięć życia, a białka — jego procesory.Obecnie już nie to najbardziej zadziwia nas w kodzie, że powstał spontanicznie, lecz to, że na miliardoletniej drodze od archebakterii do człowieka nigdzie nie ugrzązł definitywnie wyczerpawszy swoje rozwojowe możliwości.Ten podziw winien być zarazem źródłem otuchy, że i my osiągniemy podobną sprawność jako technologowie, ponieważ jest niemożliwe, aby kod wspinał się coraz wyżej po szczeblach drabiny ewolucyjnej za sprawą bezwyjątkowego trafiania na sprzyjające warunki, niby gracz, który inkasuje na loterii same tylko główne wygrane.Było niechybnie inaczej; kod nie stanowił jednego gracza, lecz rozmnożył się na setki ich milionów i próbował wszelkich dostępnych mu taktyk w nieprzeliczonych rozgrywkach, a dla nas pocieszające jako budzące nadzieje na przyszłość jest to, że nigdzie w owych grach nie natrafił na nie przepuszczającą dalej barierę.Z tego wynika bowiem, że raz wszczęta samoorganizacja przejawia niezmożenie płodną aktywność i że wskutek uruchomionego współzawodnictwa sama tworzy dynamiczny gradient optymizacyjny.Kod musiał przekazywać informację z wysoką wiernością, lecz nie aż nieomylnie, ponieważ pewna, drobna część jego omyłek w przekazie jest metodą stosowania błędu jako rezerwuaru twórczego bogactwa.Gdyby bardzo się mylił, nie moglibyśmy powstać, a gdyby wcale się nie mylił, też byśmy nie powstali, bo życie znieruchomiałoby na niskim szczeblu rozwoju.Nie na tym więc polega zadanie, że kreacyjną moc trzeba tchnąć w materię podług najstarszych wyobrażeń, ale na tym, by sprzęgnąć, a przez to i wyzwolić potencjalnie tkwiące w niej sprawności.Wszelkie surowce i materiały naszych technologii są zasadniczo bierne i dlatego musimy je obrabiać, kształtując podług uprzednio powziętych planów; chodzi o to, żeby od takiej bierności przejść do technologii substratów już na molekularnym poziomie czynnych.Znając logiczną strukturę jednego języka etnicznego, można nią operować jako modelem wszystkich innych takich języków.A to, ponieważ składniki mowy, fonemy czy morfemy, są słabo zależne od materialnych warunków, jakie na mowę nakłada świat.Składniki te muszą być tylko takie, aby mogły je formułować ludzka krtań i usta przy wydechu, oraz, żeby przekazywane przez powietrze jako ośrodek fal akustycznych, dawały się dobrze rozpoznawać słuchem (pomijam tu sprawę języków pisanych^ bo powstały dziesiątki tysięcy lat po narodzinach mowy) [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Były to, jak je nazwał Eigen, hypercykle, o tyle „altruistyczne chemicznie”, że produkty jednego cyklu podtrzymywały drugi w ruchu i na odwrót.Te skrzyżne zależności dały początek autoreplikacji, a potem (miliony lat potem) współzawodnictwu na przetrwanie.Porządny wykład wymaga osobnej książki, wiec mogę tylko odesłać zainteresowanego do prac Eigena.Pominięcie to nie będzie dla nas zbyt wielką biedą, bo nie tyle o samym kodzie życia mamy rozprawiać, ile o jego nie istniejących krewnych.Należy się tu jednak taka jeszcze ważna uwaga.Potrafimy już utworzyć model kodowych narodzin w głowie i na papierze, lecz nie w szkle laboratoryjnym, ponieważ wypadłoby czekać na efekty co najmniej kilka milionów lat, ale chyba jednak dłużej.Byłoby też poręczniej zastąpić probówki oceanami.Chodzi bowiem o procesy masowo—statystyczne, których potężnie przyspieszyć nie można, jeśli się chce wyjść od prostych związków, a otrzymać w rezultacie choćby tylko jakieś prymitywne hypercykle.Jest to trochę jak na loterii liczbowej; jeśli tylko niewiele osób odgaduje cyfry, które będą wylosowane, może żadnej nie odgadną; gdy natomiast graczy są setki tysięcy, szansę trafienia rosną.Olbrzymia większość spontanicznie wszczętych reakcji chemicznych kończy się rozpadem czy utworzeniem ciał strącanych z roztworu; trzeba prawdziwie długo czekać, by wykrystalizowały się reakcje samopodtrzymujące, lecz znów ich lwia część wejdzie w jakiś ślepy zaułek.Sam upływ czasu jest niejako bezustannie działającym generatorem loteryjnym i jednocześnie sitem, odsiewającym przegrane; a oto następna strona rzeczy.Szansę trafienia na loterii liczbowej rosną zgodnie ze wzrostem ilości graczy, ponieważ można uczestniczyć w losowaniach dokonywanych w Warszawie, mieszkając i na Ziemi Ognistej; natomiast wszystkie ciała uczestniczące w grze chemicznej muszą być w niej fizycznie, a nie tylko obserwacyjnie obecne, toteż samym zwiększaniem ilości i różnorodności tych ciał czasu oczekiwania wygranej nie skrócimy.Ponadto nie znamy składu chemicznego hypercyklowych pierwocin życia i należy wątpić, czy go kiedykolwiek zidentyfikujemy.Współczesny kod życia nie jest na pewno identyczny ze swym protoplastą sprzed miliardów lat.Toż wczesna optymizacja kodu trwała przez cały archeozoik.Całkiem możliwe, że to, co dało początek kodowi nukleotydowemu, samo nie było mu nawet bardzo bliskie chemicznie.Dla nas najistotniejsze są dwie rzeczy.Najpierw ta, że warunki powstania kodu odcisnęły się nieodwracalnie w nim i jego tworach.Skład chemiczny roztworów, w jakich powstał kod, ukształtował informacyjno—energetyczną strukturę jego działania.Gdy sporządzić abstrakcyjny, czysto logiczny schemat pracy biokodu, nie można zeń wyczytać, czemu dzieli się na takie, a nie inne zespoły transkrypcyjne i pracuje taką, a nie inną ilością krokowych operacji.Zęby to pojąć, trzeba dopełnić ów schemat danymi chemii molekularnej.Nukleotydy, cegiełki kodu, nadawały się na trwały nośnik informacji i na jej samopowielającą się matrycę, a białka swą trzeciorzędną kłębkową strukturą przejawiały wysoką, bardzo swoistą aktywność katalityczną.Geny są przez to statyczne, a białka dynamiczne, ekspresja genów zaś to tyle, co przekład z dialektu nukleotydowego na dialekt aminokwasowy.Eównie dobrze można rzec, że nukleotydy stanowią pamięć życia, a białka — jego procesory.Obecnie już nie to najbardziej zadziwia nas w kodzie, że powstał spontanicznie, lecz to, że na miliardoletniej drodze od archebakterii do człowieka nigdzie nie ugrzązł definitywnie wyczerpawszy swoje rozwojowe możliwości.Ten podziw winien być zarazem źródłem otuchy, że i my osiągniemy podobną sprawność jako technologowie, ponieważ jest niemożliwe, aby kod wspinał się coraz wyżej po szczeblach drabiny ewolucyjnej za sprawą bezwyjątkowego trafiania na sprzyjające warunki, niby gracz, który inkasuje na loterii same tylko główne wygrane.Było niechybnie inaczej; kod nie stanowił jednego gracza, lecz rozmnożył się na setki ich milionów i próbował wszelkich dostępnych mu taktyk w nieprzeliczonych rozgrywkach, a dla nas pocieszające jako budzące nadzieje na przyszłość jest to, że nigdzie w owych grach nie natrafił na nie przepuszczającą dalej barierę.Z tego wynika bowiem, że raz wszczęta samoorganizacja przejawia niezmożenie płodną aktywność i że wskutek uruchomionego współzawodnictwa sama tworzy dynamiczny gradient optymizacyjny.Kod musiał przekazywać informację z wysoką wiernością, lecz nie aż nieomylnie, ponieważ pewna, drobna część jego omyłek w przekazie jest metodą stosowania błędu jako rezerwuaru twórczego bogactwa.Gdyby bardzo się mylił, nie moglibyśmy powstać, a gdyby wcale się nie mylił, też byśmy nie powstali, bo życie znieruchomiałoby na niskim szczeblu rozwoju.Nie na tym więc polega zadanie, że kreacyjną moc trzeba tchnąć w materię podług najstarszych wyobrażeń, ale na tym, by sprzęgnąć, a przez to i wyzwolić potencjalnie tkwiące w niej sprawności.Wszelkie surowce i materiały naszych technologii są zasadniczo bierne i dlatego musimy je obrabiać, kształtując podług uprzednio powziętych planów; chodzi o to, żeby od takiej bierności przejść do technologii substratów już na molekularnym poziomie czynnych.Znając logiczną strukturę jednego języka etnicznego, można nią operować jako modelem wszystkich innych takich języków.A to, ponieważ składniki mowy, fonemy czy morfemy, są słabo zależne od materialnych warunków, jakie na mowę nakłada świat.Składniki te muszą być tylko takie, aby mogły je formułować ludzka krtań i usta przy wydechu, oraz, żeby przekazywane przez powietrze jako ośrodek fal akustycznych, dawały się dobrze rozpoznawać słuchem (pomijam tu sprawę języków pisanych^ bo powstały dziesiątki tysięcy lat po narodzinach mowy) [ Pobierz całość w formacie PDF ]