[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To zwariowana sprawa.Najbardziej zwariowana ze wszystkich, jakie prowadziłem przez te dziesięć lat, odkąd pracuję w policji.Ostatnim razem wydawało mi się, że mogę do ciebie dotrzeć.Odniosłem wrażenie, że jesteś.Bo ja wiem? Zagubiony, nieszczęśliwy, zrozpaczony.Teraz nic takiego nie czuję.Zdaje mi się, że rozmawiam z zupełnie innym człowiekiem, w dodatku niezbyt sympatycznym.- Nie mam już panu nic do powiedzenia - oświadczył nagle Arnie, odwrócił się i ruszył w kierunku biura.- Chcę wiedzieć, co się stało! - zawołał za nim Junkins.- I dowiem się tego! Możesz mi wierzyć.- Niech mi pan zrobi przysługę i nie pokazuje się tu więcej - poprosił Arnie.- Jest pan szalony.Wszedł do biura, zamknął za sobą drzwi i stwierdził, że ręce wcale mu się nie trzęsą.Pomieszczenie wypełniał zapach cygar, oliwy i czosnku.Nie odzywając się do Willa, wyjął z przegródki swoją kartę i odbił ją: hr-trach.Potem spojrzał przez szybę i zobaczył Junkinsa przypatrującego się wciąż Christine.Will nic nie powiedział.Arnie słyszał ciężki, świszczący oddech otyłego mężczyzny.Kilka minut później Junkins wyszedł z garażu.- Gliniarz - odezwał się Darnell i beknął przeciągle.Odgłos przypominał grzechot piły łańcuchowej.- Aha.- W sprawie Reppertona?- Tak.Uważa, że miałem z tym coś wspólnego.- Chociaż byłeś w Filadelfii?Arnie potrząsnął głową.- Dla niego to nie ma żadnego znaczenia.W takim razie to mądry gliniarz - pomyślał Will.Wie, że fakty zupełnie się ze sobą nie zgadzają, a jego intuicja podszeptuje mu, że kryje się za tym coś jeszcze gorszego, więc zagłębił się w to bardziej niż jakikolwiek inny gliniarz, ale mógłby spędzić nawet milion lat, a i tak nie odgadłby całej prawdy.Przypomniał sobie pusty samo­chód wjeżdżający do boksu numer dwadzieścia jak niesamowita nakręcana zabawka.Stacyjkę ustawiającą się bez kluczyka w położe­niu START.Ostrzegawcze warknięcie silnika i ciszę, która nastąpiła zaraz potem.Myśląc o tych sprawach Will wolał nie patrzeć Arniemu w twarz, mimo wieloletniego doświadczenia w oszukiwaniu ludzi i ukrywaniu własnych uczuć.- Nie poślę cię do Albany, skoro gliny mają cię na oku.- Nie obchodzi mnie, czy mnie tam poślesz czy nie, ale akurat o to nie musisz się martwić.Nachodzi mnie tylko ten jeden, a w dodat­ku to wariat.Interesuje się tylko tamtymi dwoma wypadkami.Tym razem.ich oczy spotkały się; oczy Arniego były szare i nieobecne, Willa wyblakłe i lekko zażółcone.Były to oczy starego kocura, który widział już tysiące schwytanych i wypatroszonych myszy.- Interesuje się tobą.Lepiej poślę Jimmy’ego.- Lubisz, jak on prowadzi twój samochód, prawda?Will wpatrywał się przez chwilę w Arniego, po czym westchnął.- Dobra.Ale jeśli zobaczysz jakiegoś gliniarza, natychmiast wracaj.Jeżeli cię złapią, towar jest twój, a ja o niczym nie wiem.Rozumiesz?- Tak - odparł Arnie.- Masz dla mnie coś do roboty?- Na stanowisku czterdzieści dziewięć stoi buick z siedemdziesią­tego siódmego.Wymontuj rozrusznik i sprawdź alternator.Jeżeli jest w porządku, też go wymontuj.Arnie skinął głową i wyszedł z biura.Zamyślone spojrzenie Willa przeniosło się z jego pleców na Christine.Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie musiał wysyłać chłopaka do Albany w ten weekend.Arnie też o tym wiedział, lecz mimo to parł z uporem naprzód.Powiedział, że pojedzie i zrobi to bez względu na wszystko.A gdyby coś poszło nie tak, jak trzeba, nie puści pary z gęby, Will był tego całkowicie pewien.Kiedyś szybko załamałby się, ale teraz sprawy przedstawiały się zupełnie inaczej.Darnell słyszał wszystko przez interkom.Junkins miał rację.Chłopak był teraz znacznie twardszy.Will ponownie zerknął na czerwono-białego plymoutha.Arnie pojedzie jego chryslerem do Nowego Jorku.W tym czasie on, Darnell, będzie miał Christine na oku.Będzie ją uważnie obserwował i zobaczy, co się stanie.40.ARNIE W KŁOPOTACHSupersiedzenia z przodu i z tyłu,Wszystko chromowe, lśniące aż miło,Naciśniesz gaz i pędzisz jak strzała –Możesz popatrzeć,Ale łapy trzymaj z dala!The Beach BoysNazajutrz po południu Rudolph Junkins i Rick Mercer z Wydziału Śledczego Policji Stanowej Pensylwanii siedzieli przy kawie w małym obskurnym biurze o obłażących z farby ścianach.Na dworze padała przygnębiająca mieszanka śniegu z deszczem.- Jestem prawie pewien, że to będzie ten weekend - powiedział Junkins.- Przez ostatnie osiem miesięcy kursował regularnie co cztery albo pięć tygodni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl