[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.106 Przyjaciel i sprzymierzeniec? mruknął Kost' przez zęby z szczególniejszym spojrze-niem. Tak, szanowny kluczniku, przybyłem strachowi Zaklętego Dworu wielką wyświadczyćprzysługę.Kost' coś niezrozumiale mruknął przez zęby. Przede wszystkim musisz jednak wiedzieć prawił Katylina dalej że w nadziemskie,innoświatowe strachy nie wierzę, toteż przygotowałem się tylko do rozmowy z ludzmi żyją-cymi. Lecz czegóż pan chcesz? zahuczał klucznik ledwie zrozumiale. Chcę pomówić poufnie z strachem, czyli właścicielem tajemnicy Zaklętego Dworu. Masz mię pan przed sobą. Ba, ba, ja nigdy nie lubię zaczynać od ogona tam, gdzie się spodziewam głowy. Tu prócz mnie, stróża i właściciela tego domu, nie ma nikogo więcej. Fiu, fiu! A ta bogini jasnowłosa? Nie widziałeś pan nikogo prócz mnie! krzyknął stary kozak z jakimś rozpaczliwym na-ciskiem.Katylina parsknął głośnym śmiechem i zapominając się, lufę pistoletu zbliżył ku ziemi.Wtej chwili stary kozak szybko jak błyskawica rzucił się na niego, a chwytając jedną ręką zaprzechylony na bok pistolet, drugą porwał za gardło przeciwnika i wraz z fotelem powalił gona ziemię.Katylina krzyknął dziko, ale zaskoczony znienacka, nie mógł utrzymać broni w ręku anioprzeć się nagłemu napadowi.Po kilku chwilach gwałtownego pasowania się ujrzał się roz-brojonym i bezsilnie powalonym na ziemię.Olbrzymi klucznik oboma kolanami przykląkłmu na piersiach, wydarty pistolet rzucił daleko w kąt pokoju, a znowu ów długi, straszny nóżzabłysnął w jego ręku.Katylina, mimo całej swej zuchwałej odwagi, uczuł zimny dreszcz po całym ciele.Oczystarego kozaka zaszły krwią, usta drgały konwulsyjnie, spoza silnie ściśniętych zębów toczyłasię piana wściekłości, a cała fizjonomia jakiś dziki i okrutny przybrała wyraz.107XIVZWIERZENIAJuliusz nie wiedział nic zgoła o zuchwałej wyprawie Katyliny, ale całą noc trapił go jakiśsen niespokojny i burzliwy.Wnet widział się w samym Zaklętym Dworze, opadniętym odcałego roju upiorów i strachów, wnet z własnego domu musiał uciekać przed pośmiertnymiodwiedzinami nieboszczyka starościca, wnet znowu w innych dziwacznych znachodził siępołożeniach.Z brzaskiem dnia rozwarł oczy i zaraz wyskoczył z łóżka, a dla lepszego orzezwienia się zociężałości, zwykłego następstwa każdej zle przespanej nocy, wybrał się na konną przejażdż-kę.Nie wyjechał jeszcze kilkanaście kroków za bramę, kiedy zaszedł mu drogę zamówiony nadziś do dworu były żołnierz, Mykita Ołańczuk.Miał w ręku obrudzony swój kapelusz bezdna i wypatrzył się na młodego dziedzica z niemym zapytaniem, jakby przypominając wczo-rajszą rozmowę.Juliusz zatrzymał konia. Idziesz do mnie? zapytał. Miałem taki befel 163 od jaśnie wielmożnego pana odpowiedział eks-żołnierz. Czemuż tak rano? Bo mam jeszcze coś nowego m e l d o w a ć jaśnie wielmożnemu panu. Coś nowego? Tak, jaśnie panie.Dziś spałem znów pod krzyżem przy drodze do Buczał, a jak tylko po-słyszałem, że we wsi kur zapiał, zakradłem się w pobliże dworu, a tam tej nocy jakieś dziwnedziały się rzeczy.Juliusz zmarszczył czoło. Skądże ci przychodzi ta ciekawość, łotrze? przemówił surowo.Oczy obdartusa łysnęły złowrogo. Przysiągłem nie darować swej krzywdy Kostiowi i nie daruję wycedził z wolna z naci-skiem jakiejś piekielnej zawziętości.Juliusz ściągnął brwi i chciał wybuchnąć gwałtownie, ale powstrzymał się nagle. Cóż mi masz powiedzieć? zapytał.Eks-żołnierz przechylił głowę na bok i przybrał minę tajemniczą i podstępną. Tej nocy znowu maziarz był we dworze i dopiero ze świtem wyjechał z swym wózkiemobładowanym. A ta pani czy panna, coś ją widział niedawno? Tej nie widziałem dzisiaj, ale za to spotkałem się z samym nieboszczykiem. Z samym nieboszczykiem?! Z nim, z nim, jasny panie.Kiedy zakradłem się pod dwór, widziałem, jak na koniu pędziłprzez pole na przełaj ku dworowi, a potem zaraz zajaśniało światło w narożnych oknach le-wego skrzydła.163b e f e l (niem.Befehl) rozkaz108 A gdzież był ów maziarz? Przed świtem jeszcze wyjechał z zagrody Kostia Bulija.Siedział przyczajony w zbożu iwidziałem, jak skręcał ku gościńcowi.Juliusz podrzucił głowę i wzruszył ramionami jak człowiek, który na próżno próbuje sięzorientować w jakiejś zawiłej sprawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.106 Przyjaciel i sprzymierzeniec? mruknął Kost' przez zęby z szczególniejszym spojrze-niem. Tak, szanowny kluczniku, przybyłem strachowi Zaklętego Dworu wielką wyświadczyćprzysługę.Kost' coś niezrozumiale mruknął przez zęby. Przede wszystkim musisz jednak wiedzieć prawił Katylina dalej że w nadziemskie,innoświatowe strachy nie wierzę, toteż przygotowałem się tylko do rozmowy z ludzmi żyją-cymi. Lecz czegóż pan chcesz? zahuczał klucznik ledwie zrozumiale. Chcę pomówić poufnie z strachem, czyli właścicielem tajemnicy Zaklętego Dworu. Masz mię pan przed sobą. Ba, ba, ja nigdy nie lubię zaczynać od ogona tam, gdzie się spodziewam głowy. Tu prócz mnie, stróża i właściciela tego domu, nie ma nikogo więcej. Fiu, fiu! A ta bogini jasnowłosa? Nie widziałeś pan nikogo prócz mnie! krzyknął stary kozak z jakimś rozpaczliwym na-ciskiem.Katylina parsknął głośnym śmiechem i zapominając się, lufę pistoletu zbliżył ku ziemi.Wtej chwili stary kozak szybko jak błyskawica rzucił się na niego, a chwytając jedną ręką zaprzechylony na bok pistolet, drugą porwał za gardło przeciwnika i wraz z fotelem powalił gona ziemię.Katylina krzyknął dziko, ale zaskoczony znienacka, nie mógł utrzymać broni w ręku anioprzeć się nagłemu napadowi.Po kilku chwilach gwałtownego pasowania się ujrzał się roz-brojonym i bezsilnie powalonym na ziemię.Olbrzymi klucznik oboma kolanami przykląkłmu na piersiach, wydarty pistolet rzucił daleko w kąt pokoju, a znowu ów długi, straszny nóżzabłysnął w jego ręku.Katylina, mimo całej swej zuchwałej odwagi, uczuł zimny dreszcz po całym ciele.Oczystarego kozaka zaszły krwią, usta drgały konwulsyjnie, spoza silnie ściśniętych zębów toczyłasię piana wściekłości, a cała fizjonomia jakiś dziki i okrutny przybrała wyraz.107XIVZWIERZENIAJuliusz nie wiedział nic zgoła o zuchwałej wyprawie Katyliny, ale całą noc trapił go jakiśsen niespokojny i burzliwy.Wnet widział się w samym Zaklętym Dworze, opadniętym odcałego roju upiorów i strachów, wnet z własnego domu musiał uciekać przed pośmiertnymiodwiedzinami nieboszczyka starościca, wnet znowu w innych dziwacznych znachodził siępołożeniach.Z brzaskiem dnia rozwarł oczy i zaraz wyskoczył z łóżka, a dla lepszego orzezwienia się zociężałości, zwykłego następstwa każdej zle przespanej nocy, wybrał się na konną przejażdż-kę.Nie wyjechał jeszcze kilkanaście kroków za bramę, kiedy zaszedł mu drogę zamówiony nadziś do dworu były żołnierz, Mykita Ołańczuk.Miał w ręku obrudzony swój kapelusz bezdna i wypatrzył się na młodego dziedzica z niemym zapytaniem, jakby przypominając wczo-rajszą rozmowę.Juliusz zatrzymał konia. Idziesz do mnie? zapytał. Miałem taki befel 163 od jaśnie wielmożnego pana odpowiedział eks-żołnierz. Czemuż tak rano? Bo mam jeszcze coś nowego m e l d o w a ć jaśnie wielmożnemu panu. Coś nowego? Tak, jaśnie panie.Dziś spałem znów pod krzyżem przy drodze do Buczał, a jak tylko po-słyszałem, że we wsi kur zapiał, zakradłem się w pobliże dworu, a tam tej nocy jakieś dziwnedziały się rzeczy.Juliusz zmarszczył czoło. Skądże ci przychodzi ta ciekawość, łotrze? przemówił surowo.Oczy obdartusa łysnęły złowrogo. Przysiągłem nie darować swej krzywdy Kostiowi i nie daruję wycedził z wolna z naci-skiem jakiejś piekielnej zawziętości.Juliusz ściągnął brwi i chciał wybuchnąć gwałtownie, ale powstrzymał się nagle. Cóż mi masz powiedzieć? zapytał.Eks-żołnierz przechylił głowę na bok i przybrał minę tajemniczą i podstępną. Tej nocy znowu maziarz był we dworze i dopiero ze świtem wyjechał z swym wózkiemobładowanym. A ta pani czy panna, coś ją widział niedawno? Tej nie widziałem dzisiaj, ale za to spotkałem się z samym nieboszczykiem. Z samym nieboszczykiem?! Z nim, z nim, jasny panie.Kiedy zakradłem się pod dwór, widziałem, jak na koniu pędziłprzez pole na przełaj ku dworowi, a potem zaraz zajaśniało światło w narożnych oknach le-wego skrzydła.163b e f e l (niem.Befehl) rozkaz108 A gdzież był ów maziarz? Przed świtem jeszcze wyjechał z zagrody Kostia Bulija.Siedział przyczajony w zbożu iwidziałem, jak skręcał ku gościńcowi.Juliusz podrzucił głowę i wzruszył ramionami jak człowiek, który na próżno próbuje sięzorientować w jakiejś zawiłej sprawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]