[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jak to przepadł pytam ciekawie przecież to musiał być znaczny człowiek, a o takichzawsze się wie i słyszy.Jakżeby na przykład przepaść mógł bez śladu pan Jarosz albo panHeliasz? Przecież tu we Lwowie Tatarów nie ma? Tatarów nie ma, ale bywają ludzie gorsi od Tatarów. To go przecież nie zamordowali? A co wiedzieć, jeżeli nie? %7łe przyjechał do Lwowa, to wiedziano, ale aby wyjechał, niktnie widział.Przepadł jak kamień w studni!47 A jakoż go nie szukano, kiedy był człek znaczny? Szukano-ć go, to prawda, ale, wierę, nie tam, gdzieby się mógł nalezć.Woroba, który siedział w kącie i słuchał, wyrżnął nagle swoją grubą pięścią o dużą pakę,że jej mało w drzazgi nie rozbił i zawołał: Pod ziemią! To go chyba zabito i zagrzebano powiadam a czemuż go nie szukano pod ziemią?Panie Dominiku, raczcież mi powiedzieć, jako to było? Fok! odezwał się znowu z kąta Woroba, ale tym razem już ciszej, jakby sam do siebiemruczał. To jest skryta rzecz i może już na zawsze tajemnicą zostanie, choć ludzie dużo o niej ga-dali i na nowo gadać o niej będą, skoro teraz umyślnie przyjechał tu ów kupiec wenecki, abydociekać, co się z tym jego bratem doktorem stać mogło.Palec Boży odkryje pewno zbrod-nię, jeżeli to zbrodnia naprawdę była, a wszystko mi jakoś mówi, że, wierę, była. Fok! ozwał się znowu z kąta Woroba, ale głośniej.Wiedziałem ja, że Woroba, kiedy około małmazji chodził, a osobliwie kiedy się wino zwielkich kuf do półkufek przelewało, często gęsto łyknął sobie po drodze tak sprawnie, żenikt tego nie widział, i zawsze potem do siebie mruczał, a nawet pokrzykiwał, myślę tedy, żei teraz nie inaczej było, i nie zważam na to. Ten doktor Kurcjusz opowiada pan Dominik pochodził z Wenecji, a był sławnym le-karzem w Krakowie i często go stamtąd wielcy panowie do siebie, bywało, sto mil i więcejpoza Kraków wzywali.On się nie tylko lekarską sztuką bawił, ale i handlem, a zwłaszczasrebra, złote łańcuchy i klejnoty wojowodom i kasztelanon woził, a także pieniądze kupcom ipanom ze szlachty pożyczał, bo ich dużo miał i dużo swoją nauką zarabiał.Otóż rok temuwłaśnie będzie, kazał mu jechać do siebie książę Ostrogski aż do ziemi wołyńskiej i doktorKurcjusz wybrał się z Krakowa, a jako zawsze zwykł był, wiózł z sobą dużą skrzynię, pełnąnajprzedniejszego towaru, bo jak o tym dawał tu znać pan Montelupi z Krakowa, przyjaciel ipodobno krewny jego, było w tej skrzyni mnogo srebra i złota, było dość pierścieni i kana-ków sadzonych samymi brylantami, rubinami i perłami, kilka złocistych kobierców i sporoinnych przednich osobliwości, a także driakwi funtów dwadzieścia.Ale co pewno jeszczewięcej ważyło, miał z sobą pan doktor Kurcjusz zapisy i kwity na wielkie sumy, któreszlachta i kupcy dłużni byli, a bratu jego, który z Wenecji do Lwowa umyślnie przyjechał,już nie chodzi tyle o to złoto i klejnoty, co o te papiery, bo w nich ogromny majątek leży ibez nich onych długów dochodzić nie można. A i to wszystko przepadło? pytam pana Dominika. Fok! odzywa się znowu spoza pudeł i miechów Woroba, ale teraz to już wcale z krzy-kiem. Tak samo przepadło, jako i doktor odpowiada pan Dominik i patrzy na Worobę, aletak, jakby go dobrze zrozumiał. A jakżeż nie szukano, kto go wiózł, z kim jechał i u kogo we Lwowie stanął? pytamznowu. Jechał z nim od Jarosławia pan Jost Fok i u tego Foka stanął w Fatrowskiej kamienicy,co jest narożna w rynku na południowej połaci. I tam przepadł? wołam i dopiero teraz widnieje mi w głowie, czemu Woroba ciągle tak:Fok! Fok!, z kąta woła. Ale skoro ten doktor Kuracjusz z panem Fokiem przyjechał i upana Foka stanął, to pan Fok wiedzieć powinien, gdzie się podział. Może i wie, ale nie powie. A czy go pytano na ratuszu? Pytano długo, bo i z Krakowa, i od księcia Ostrogskiego i od pana starosty sandeckiegoLubomirskiego listy do panów radziec i do pana wójta przyszły, aby się w to surowo wdali, isam wenecki senat przez pana Massarego o to się upominał.Turbowano o to pana Foka w48urzędzie, nawet go do więzienia pod Aniołem na kilka dni zamknięto, ale on się odprzysiągłna ratuszu przed krucyfiksem i panami ławnikami, jako doktor Kurcjusz rzeczy swoje przedsobą wysłał, cale ich z woza nie zdejmując, a sam tylko u niego przenocował, a nazajutrzzaraz po odemknięciu bram miejskich na drugim wozie odjechał.Wrotni miejscy z początkumówili, że nikt taki żadną bramą nie wyjechał, ale potem jakoś zaczęli mówić inaczej, żemoże być, że im się tak zdaje, że nie pamiętają; a powiadano sobie w mieście, że im ktoś zato dobrze zapłacił. A wy, panie Dominiku pytam co o tym myślicie? Ja to samo myślę, co nasz Woroba, ale mówić o tym nie będę, bo to nie bardzo bez-piecznie. Fok! krzyknie znowu Woroba gdzieś spoza miechów i kuf, jakby spod ziemi. Panie Dominiku, a co za człowiek jest ten Fok! Pan Jost Fok mówi pan Dominik jest niemieckiego pochodzenia, ale nie z takichcnotliwych Niemców, z jakich pan Melchior Szolc albo pan Jan Alembek idzie, bo mówiąjedni, że ojciec jego był katem w Głogowie na Zląsku, inni że jest synem %7łyda, co się podszubienicą wychrzcił dla uratowania życia, a znowu inni, że się on Fok nie nazywa, tylko siętak sam przyznał, bo tych prawdziwych Foków rodzina jest i znaczna, i uczciwa.Ale dzisiajma już prawo miejskie i posiadłość znaczną, i w łaskach jest u pana rajcy Haydera, który goza swego faktora przy handlach rozmaitych wziął, bo też ma to być człek bardzo sprytny iprzebiegły.I jeno co nie widać, że go do Czterdziestu Mężów wybiorą, a może i ławnikiemwrychle zostanie.Ale pal go tam kat, Fok czy nie Fok, a ty mi idz znowu do pana Heliasza ztym regestrem, jako go rozumieć mam.Tego samego dnia pod wieczór przed zamknięciem handlu kazano mi w sklepie samympomagać przy obmiataniu szaf i słojów z kurzu, co się u nas raz na tydzień, w sobotę, bardzopilnie odprawiało i w ten dzień zawsze sklep wcześniej zamykano [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Jak to przepadł pytam ciekawie przecież to musiał być znaczny człowiek, a o takichzawsze się wie i słyszy.Jakżeby na przykład przepaść mógł bez śladu pan Jarosz albo panHeliasz? Przecież tu we Lwowie Tatarów nie ma? Tatarów nie ma, ale bywają ludzie gorsi od Tatarów. To go przecież nie zamordowali? A co wiedzieć, jeżeli nie? %7łe przyjechał do Lwowa, to wiedziano, ale aby wyjechał, niktnie widział.Przepadł jak kamień w studni!47 A jakoż go nie szukano, kiedy był człek znaczny? Szukano-ć go, to prawda, ale, wierę, nie tam, gdzieby się mógł nalezć.Woroba, który siedział w kącie i słuchał, wyrżnął nagle swoją grubą pięścią o dużą pakę,że jej mało w drzazgi nie rozbił i zawołał: Pod ziemią! To go chyba zabito i zagrzebano powiadam a czemuż go nie szukano pod ziemią?Panie Dominiku, raczcież mi powiedzieć, jako to było? Fok! odezwał się znowu z kąta Woroba, ale tym razem już ciszej, jakby sam do siebiemruczał. To jest skryta rzecz i może już na zawsze tajemnicą zostanie, choć ludzie dużo o niej ga-dali i na nowo gadać o niej będą, skoro teraz umyślnie przyjechał tu ów kupiec wenecki, abydociekać, co się z tym jego bratem doktorem stać mogło.Palec Boży odkryje pewno zbrod-nię, jeżeli to zbrodnia naprawdę była, a wszystko mi jakoś mówi, że, wierę, była. Fok! ozwał się znowu z kąta Woroba, ale głośniej.Wiedziałem ja, że Woroba, kiedy około małmazji chodził, a osobliwie kiedy się wino zwielkich kuf do półkufek przelewało, często gęsto łyknął sobie po drodze tak sprawnie, żenikt tego nie widział, i zawsze potem do siebie mruczał, a nawet pokrzykiwał, myślę tedy, żei teraz nie inaczej było, i nie zważam na to. Ten doktor Kurcjusz opowiada pan Dominik pochodził z Wenecji, a był sławnym le-karzem w Krakowie i często go stamtąd wielcy panowie do siebie, bywało, sto mil i więcejpoza Kraków wzywali.On się nie tylko lekarską sztuką bawił, ale i handlem, a zwłaszczasrebra, złote łańcuchy i klejnoty wojowodom i kasztelanon woził, a także pieniądze kupcom ipanom ze szlachty pożyczał, bo ich dużo miał i dużo swoją nauką zarabiał.Otóż rok temuwłaśnie będzie, kazał mu jechać do siebie książę Ostrogski aż do ziemi wołyńskiej i doktorKurcjusz wybrał się z Krakowa, a jako zawsze zwykł był, wiózł z sobą dużą skrzynię, pełnąnajprzedniejszego towaru, bo jak o tym dawał tu znać pan Montelupi z Krakowa, przyjaciel ipodobno krewny jego, było w tej skrzyni mnogo srebra i złota, było dość pierścieni i kana-ków sadzonych samymi brylantami, rubinami i perłami, kilka złocistych kobierców i sporoinnych przednich osobliwości, a także driakwi funtów dwadzieścia.Ale co pewno jeszczewięcej ważyło, miał z sobą pan doktor Kurcjusz zapisy i kwity na wielkie sumy, któreszlachta i kupcy dłużni byli, a bratu jego, który z Wenecji do Lwowa umyślnie przyjechał,już nie chodzi tyle o to złoto i klejnoty, co o te papiery, bo w nich ogromny majątek leży ibez nich onych długów dochodzić nie można. A i to wszystko przepadło? pytam pana Dominika. Fok! odzywa się znowu spoza pudeł i miechów Woroba, ale teraz to już wcale z krzy-kiem. Tak samo przepadło, jako i doktor odpowiada pan Dominik i patrzy na Worobę, aletak, jakby go dobrze zrozumiał. A jakżeż nie szukano, kto go wiózł, z kim jechał i u kogo we Lwowie stanął? pytamznowu. Jechał z nim od Jarosławia pan Jost Fok i u tego Foka stanął w Fatrowskiej kamienicy,co jest narożna w rynku na południowej połaci. I tam przepadł? wołam i dopiero teraz widnieje mi w głowie, czemu Woroba ciągle tak:Fok! Fok!, z kąta woła. Ale skoro ten doktor Kuracjusz z panem Fokiem przyjechał i upana Foka stanął, to pan Fok wiedzieć powinien, gdzie się podział. Może i wie, ale nie powie. A czy go pytano na ratuszu? Pytano długo, bo i z Krakowa, i od księcia Ostrogskiego i od pana starosty sandeckiegoLubomirskiego listy do panów radziec i do pana wójta przyszły, aby się w to surowo wdali, isam wenecki senat przez pana Massarego o to się upominał.Turbowano o to pana Foka w48urzędzie, nawet go do więzienia pod Aniołem na kilka dni zamknięto, ale on się odprzysiągłna ratuszu przed krucyfiksem i panami ławnikami, jako doktor Kurcjusz rzeczy swoje przedsobą wysłał, cale ich z woza nie zdejmując, a sam tylko u niego przenocował, a nazajutrzzaraz po odemknięciu bram miejskich na drugim wozie odjechał.Wrotni miejscy z początkumówili, że nikt taki żadną bramą nie wyjechał, ale potem jakoś zaczęli mówić inaczej, żemoże być, że im się tak zdaje, że nie pamiętają; a powiadano sobie w mieście, że im ktoś zato dobrze zapłacił. A wy, panie Dominiku pytam co o tym myślicie? Ja to samo myślę, co nasz Woroba, ale mówić o tym nie będę, bo to nie bardzo bez-piecznie. Fok! krzyknie znowu Woroba gdzieś spoza miechów i kuf, jakby spod ziemi. Panie Dominiku, a co za człowiek jest ten Fok! Pan Jost Fok mówi pan Dominik jest niemieckiego pochodzenia, ale nie z takichcnotliwych Niemców, z jakich pan Melchior Szolc albo pan Jan Alembek idzie, bo mówiąjedni, że ojciec jego był katem w Głogowie na Zląsku, inni że jest synem %7łyda, co się podszubienicą wychrzcił dla uratowania życia, a znowu inni, że się on Fok nie nazywa, tylko siętak sam przyznał, bo tych prawdziwych Foków rodzina jest i znaczna, i uczciwa.Ale dzisiajma już prawo miejskie i posiadłość znaczną, i w łaskach jest u pana rajcy Haydera, który goza swego faktora przy handlach rozmaitych wziął, bo też ma to być człek bardzo sprytny iprzebiegły.I jeno co nie widać, że go do Czterdziestu Mężów wybiorą, a może i ławnikiemwrychle zostanie.Ale pal go tam kat, Fok czy nie Fok, a ty mi idz znowu do pana Heliasza ztym regestrem, jako go rozumieć mam.Tego samego dnia pod wieczór przed zamknięciem handlu kazano mi w sklepie samympomagać przy obmiataniu szaf i słojów z kurzu, co się u nas raz na tydzień, w sobotę, bardzopilnie odprawiało i w ten dzień zawsze sklep wcześniej zamykano [ Pobierz całość w formacie PDF ]