[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogą też pojąć najwybitniejsi psychologowie świata, dlaczego młody człowiek, z nagła porażony spojrzeniem błękitnym, lazurowym, piwnym, zielonkawym, fiołkowym, orzechowo–złocistym, szarym lub czarnym jak piekielna smoła, przybiera pozór zatwardziałego idioty? Najcięższy wróg (gdyby Adaś miał wrogów) nie mógł mu odmówić zgoła niepowszedniej inteligencji, tryskającej jasnym strumieniem z jego oczów, a oto po chwili oszołomionego zdumienia na miłej gębie nieszczęsnego Adama ukazał się wyraz, jaki zwykł przybierać ciemny kmiotek na widok czegoś ponad ludzkie pojęcie cudownego.Coś się na niego zwaliło, oqs go stłamsiło, jak burza tłamsi zboże; tak się czuł jak człowiek, którego ktoś twardą i sękatą pięścią zdzielił przez mądry łeb.Zamroczyło go.“Świat mu się stracił” — jak mówił jeden góral, któremu głaz zleciał na ciemię.Z całego świata pozostało jedynie to, co było na nim najpiękniejsze: dwoje fiołkowych oczów.Jakaś mizerna reszta świata nie była godna najmniejszej uwagi.Zdumiało go przeto, że jeszcze po tym fiołkowym świecie tuła się jakiś głos, bardzo cichutki i niby bardzo zatroskany:— Czy panu słabo?Głos ten, cieniutki jak nitka, musiała wydać istota przyczepiona do fiołkowych oczów, więc Adaś pojąwszy to znikomą resztką ocalonego rozsądku uczynił taki spazmatyczny ruch, jaki czyni topielec usiłujący wychynąć na powierzchnię wody.Zmrużył oczy, aby nie patrzeć na uwodzące zjawisko, otrząsnął się, jak gdyby usiłował wydobyć się z zaczarowanego kręgu, wreszcie spojrzał jako tako przytomnie.— Wzięło mnie! — powiedział Adam do Adama.— Panu naprawdę jest słabo! — szepnęła panienka, której całkowita i dorodna postać, ważąca około pięćdziesięciu kilogramów, wyszła z fiołkowej mgły.— Nie… nic mi nie jest, proszę pani…Łgarstwo było oczywiste, a głos Adasia należał do tak zwanych “głosów konających”, jaki czasem wydaje baran żegnający się z tym ponury światem; ale i serdeczne współczucie damy było szachrajstwem.Dama widziała doskonale, że Adaś jest “trup na amen” i jeżeli jeszcze dycha, to tylko z przyzwyczajenia.Zrobiła zatroskaną minę, co miało oznaczać, że niewypowiedzianie jest jej przykro, iż sieje takie zniszczenie i że ten poczciwina został porażony.Mina miała oznaczać: “Ach, taki już mój nieszczęsny los! Na kogo spojrzę, ten umiera!” Adaś wprawdzie poruszał jeszcze oczami i ustami, nawet z lekka machał ręką, lecz nikogo by nie zdziwiło, gdyby zapytał o drogę do składu trumien.Sam sobie się dziwił, był bowiem niezmiernie doświadczony w takich serdecznych sprawach.Przed trzema laty, też w lecie, do tego stopnia stracił rozumną głowę, że na lewym ramieniu, tym od serca, wyciął sobie scyzorykiem inicjały Z.G.(Zosia Górska — niech będzie przeklęta!).Cicha na pozór i skromna, już po czterech dniach okazała się demonem, co depce po ludzkich sercach.Szkoda było cierpienia! Papa—lekarz sprał go pod dziwnym pozorem, że przed krwawą operacją nie odkaził scyzoryka, co syn lekarski powinien był uczynić, matka urządziła mu sądny dzień za skrwawiony rękaw koszuli.A demon śmiał się: cha! cha! Najpierw przewracał oczami, robił omdlewające miny, a potem wystawił go na pośmiewisko oddawszy przeniewiercze i zapewne robaczywe serce dryblasowi z szóstej klasy.Adaś zrozumiał poniewczasie, że rozumniej jest wycinać najdroższe inicjały na pniu brzozy niż na rodzonej ręce.Nie chcąc, aby się zmarnowały krwawe nacięcia, potworne znaki serdecznej męki, szukał potem długo istoty rodzaju żeńskiego, której imię i nazwisko od tych samych rozpoczynają się liter, od Z i G.Nie było takiej istoty pod ręką, aby ją uwiecznić na ramieniu, więc po długim, już ostrożniejszym namyśle oddał serce siostrze zaufanego kolegi, dziewczynce ślicznej, lecz rudej.Daremnie ostrzegali go przyjaciele przed tym zdradliwym kolorem włosów, w który skwapliwie stroją się czarownice i kobiety przewrotne.Zaufawszy swojej znakomitej bystrości, pogardził radami przyjaciół i omal nie przypłacił tego życiem, kiedy się okazało, że sześć prześlicznych listów, które napisał do swojego bóstwa, bóstwo przepisało zmieniwszy rodzaje słów — z męskich na żeńskie, i wysłało je, również przez brata—zdrajcę, do tego eleganta z szóstej ławki pod oknem, Staszka Wirskiego, co doszedł do takiego obłędu wytworności w stroju, że co sześć dni zmieniał kołnierzyk.Bóstwo (niech będzie przeklęte!) frymarczyło wiernym, wspaniałym sercem.Adaś postanowił utopić się i przez trzy minuty dzierżył znękaną głowę pod wodą, aby jej już nigdy nie wydobyć.Głupi przypadek sprawił, że sobie przypomniał w ostatniej chwili o pierogach z czereśniami, które miano podać wieczorem, a za którymi przepadał.Jakże często drobne na pozór sprawy kierują losami człowieka! Siedem razy od tych tragicznych chwil burza przewaliła się przez czułe jego serce bijąc w nie piorunami, tak że pozostawały z niego mizerne okruchy.Mądra przyroda zna jednakże przedziwną sztukę sklejania mizernych szczątków, inaczej bowiem ludzkość musiałaby wyginąć i zemrzeć na “pęknięcie serca”.Więc i jego serce zrosło się i było podobne do odrutowanego naczynia.Stało się ostrożne, baczne i nie dało się już omamić przez byle kogo.Aż do tej chwili… Aż do tej chwili… Teraz zwaliło się na nie całe fiołkowe niebo.Teraz zostało schwytane na wieczystą niewolę.Po wielkim trzęsieniu i po konwulsyjnych drgawkach, rozlała się w nim miła błogość, niepojęta, cicha, słodka radość.Siedemnaście jego lat zakrzyknęło siedemnastoma głosami.Aż dziw, że ten potężny śpiew nie zbudził śpiącego profesora.Och, niech staruszek śpi, niech śpi, jak najdłużej!Niemal zuchwale światu całemu zawsze patrzący w oczy Adaś patrzył w tym momencie nieśmiało, jak gdyby się obawiał, że zbyt natarczywym, zbyt mocnym spojrzeniem może boleśnie porazić tę fiołkowość delikatną i jakby przejrzystą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Nie mogą też pojąć najwybitniejsi psychologowie świata, dlaczego młody człowiek, z nagła porażony spojrzeniem błękitnym, lazurowym, piwnym, zielonkawym, fiołkowym, orzechowo–złocistym, szarym lub czarnym jak piekielna smoła, przybiera pozór zatwardziałego idioty? Najcięższy wróg (gdyby Adaś miał wrogów) nie mógł mu odmówić zgoła niepowszedniej inteligencji, tryskającej jasnym strumieniem z jego oczów, a oto po chwili oszołomionego zdumienia na miłej gębie nieszczęsnego Adama ukazał się wyraz, jaki zwykł przybierać ciemny kmiotek na widok czegoś ponad ludzkie pojęcie cudownego.Coś się na niego zwaliło, oqs go stłamsiło, jak burza tłamsi zboże; tak się czuł jak człowiek, którego ktoś twardą i sękatą pięścią zdzielił przez mądry łeb.Zamroczyło go.“Świat mu się stracił” — jak mówił jeden góral, któremu głaz zleciał na ciemię.Z całego świata pozostało jedynie to, co było na nim najpiękniejsze: dwoje fiołkowych oczów.Jakaś mizerna reszta świata nie była godna najmniejszej uwagi.Zdumiało go przeto, że jeszcze po tym fiołkowym świecie tuła się jakiś głos, bardzo cichutki i niby bardzo zatroskany:— Czy panu słabo?Głos ten, cieniutki jak nitka, musiała wydać istota przyczepiona do fiołkowych oczów, więc Adaś pojąwszy to znikomą resztką ocalonego rozsądku uczynił taki spazmatyczny ruch, jaki czyni topielec usiłujący wychynąć na powierzchnię wody.Zmrużył oczy, aby nie patrzeć na uwodzące zjawisko, otrząsnął się, jak gdyby usiłował wydobyć się z zaczarowanego kręgu, wreszcie spojrzał jako tako przytomnie.— Wzięło mnie! — powiedział Adam do Adama.— Panu naprawdę jest słabo! — szepnęła panienka, której całkowita i dorodna postać, ważąca około pięćdziesięciu kilogramów, wyszła z fiołkowej mgły.— Nie… nic mi nie jest, proszę pani…Łgarstwo było oczywiste, a głos Adasia należał do tak zwanych “głosów konających”, jaki czasem wydaje baran żegnający się z tym ponury światem; ale i serdeczne współczucie damy było szachrajstwem.Dama widziała doskonale, że Adaś jest “trup na amen” i jeżeli jeszcze dycha, to tylko z przyzwyczajenia.Zrobiła zatroskaną minę, co miało oznaczać, że niewypowiedzianie jest jej przykro, iż sieje takie zniszczenie i że ten poczciwina został porażony.Mina miała oznaczać: “Ach, taki już mój nieszczęsny los! Na kogo spojrzę, ten umiera!” Adaś wprawdzie poruszał jeszcze oczami i ustami, nawet z lekka machał ręką, lecz nikogo by nie zdziwiło, gdyby zapytał o drogę do składu trumien.Sam sobie się dziwił, był bowiem niezmiernie doświadczony w takich serdecznych sprawach.Przed trzema laty, też w lecie, do tego stopnia stracił rozumną głowę, że na lewym ramieniu, tym od serca, wyciął sobie scyzorykiem inicjały Z.G.(Zosia Górska — niech będzie przeklęta!).Cicha na pozór i skromna, już po czterech dniach okazała się demonem, co depce po ludzkich sercach.Szkoda było cierpienia! Papa—lekarz sprał go pod dziwnym pozorem, że przed krwawą operacją nie odkaził scyzoryka, co syn lekarski powinien był uczynić, matka urządziła mu sądny dzień za skrwawiony rękaw koszuli.A demon śmiał się: cha! cha! Najpierw przewracał oczami, robił omdlewające miny, a potem wystawił go na pośmiewisko oddawszy przeniewiercze i zapewne robaczywe serce dryblasowi z szóstej klasy.Adaś zrozumiał poniewczasie, że rozumniej jest wycinać najdroższe inicjały na pniu brzozy niż na rodzonej ręce.Nie chcąc, aby się zmarnowały krwawe nacięcia, potworne znaki serdecznej męki, szukał potem długo istoty rodzaju żeńskiego, której imię i nazwisko od tych samych rozpoczynają się liter, od Z i G.Nie było takiej istoty pod ręką, aby ją uwiecznić na ramieniu, więc po długim, już ostrożniejszym namyśle oddał serce siostrze zaufanego kolegi, dziewczynce ślicznej, lecz rudej.Daremnie ostrzegali go przyjaciele przed tym zdradliwym kolorem włosów, w który skwapliwie stroją się czarownice i kobiety przewrotne.Zaufawszy swojej znakomitej bystrości, pogardził radami przyjaciół i omal nie przypłacił tego życiem, kiedy się okazało, że sześć prześlicznych listów, które napisał do swojego bóstwa, bóstwo przepisało zmieniwszy rodzaje słów — z męskich na żeńskie, i wysłało je, również przez brata—zdrajcę, do tego eleganta z szóstej ławki pod oknem, Staszka Wirskiego, co doszedł do takiego obłędu wytworności w stroju, że co sześć dni zmieniał kołnierzyk.Bóstwo (niech będzie przeklęte!) frymarczyło wiernym, wspaniałym sercem.Adaś postanowił utopić się i przez trzy minuty dzierżył znękaną głowę pod wodą, aby jej już nigdy nie wydobyć.Głupi przypadek sprawił, że sobie przypomniał w ostatniej chwili o pierogach z czereśniami, które miano podać wieczorem, a za którymi przepadał.Jakże często drobne na pozór sprawy kierują losami człowieka! Siedem razy od tych tragicznych chwil burza przewaliła się przez czułe jego serce bijąc w nie piorunami, tak że pozostawały z niego mizerne okruchy.Mądra przyroda zna jednakże przedziwną sztukę sklejania mizernych szczątków, inaczej bowiem ludzkość musiałaby wyginąć i zemrzeć na “pęknięcie serca”.Więc i jego serce zrosło się i było podobne do odrutowanego naczynia.Stało się ostrożne, baczne i nie dało się już omamić przez byle kogo.Aż do tej chwili… Aż do tej chwili… Teraz zwaliło się na nie całe fiołkowe niebo.Teraz zostało schwytane na wieczystą niewolę.Po wielkim trzęsieniu i po konwulsyjnych drgawkach, rozlała się w nim miła błogość, niepojęta, cicha, słodka radość.Siedemnaście jego lat zakrzyknęło siedemnastoma głosami.Aż dziw, że ten potężny śpiew nie zbudził śpiącego profesora.Och, niech staruszek śpi, niech śpi, jak najdłużej!Niemal zuchwale światu całemu zawsze patrzący w oczy Adaś patrzył w tym momencie nieśmiało, jak gdyby się obawiał, że zbyt natarczywym, zbyt mocnym spojrzeniem może boleśnie porazić tę fiołkowość delikatną i jakby przejrzystą [ Pobierz całość w formacie PDF ]