[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niepójdę tam, póki istnieje namniejsza szansa, że mogłabymwpaść na Annę.Nie chcę jej nigdy więcej widzieć.Zostało mijeszcze tylko kilka rzeczy do zrobienia i będę wolna od Anny iAndrieja na zawsze.Od tej pory może dla niego pracowaćMark, ja zamierzam się trzymać z daleka.Idę prosto do galerii przy St James.Obraz Fragonardanadal wisi na wystawie i wygląda tak samo niezwykle jakprzedtem, Bardzo mi się podoba ta dziewczyna, pełna życia, zkrwią pulsującą pod powierzchnią pieknej skóry, zopuszczonymi oczyma, zaczytana, zapatrzona w książkę.Właściciel galerii ma na sobie dziwny strój: tweedowe pumpysięgające nieco za kolana oraz nadgryziony przez mole sweter.Białe kosmyki włosów tworzą cienką firankę wokół łysinyzajmującej środek głowy.Najwyrazniej nie rozpoznaje mnie."Może zmieniłam się pod wpływem cierpienia" -rozmyślam ponuro.Jestem zmęczona krańcowymi emocjamipoprzedniego dnia i wciąż odczuwam tępy ból.Oczy mamzaczerwienione i podpuchnięte po wczorajszym płaczu.A odDominica wciąż ani słowa.Znów się ode mnie odsuwa: zdajesię, że to juz zwyczaj - oddalać się po nieprzyjemnymspotkaniu.Nieprędko do mnie wróci.Każe na siebie czekać."Zawsze to on kontroluje sytuację".- Czym mogę służyć? - pyta właściciel galerii.- Cieszę się, że Fragonard jeszcze jest do sprzedania -mówię.Przyglądam się ramie obrazu stojącego na wystwie,tyłem do mnie.- Tak, jeszcze jest - odpowiada właściciel. Ale za kilkadni wystawiam go na aukcji.- Na aukcji?- Właśnie. Nie ma czasu do stracenia.- Chcę go kupić - oznajmiam.Patrzy na mnie rozbawiony.- Moje drogie dziecko, to nie jest coś, co można nabyć ottak, bo nam się podoba.Ten portret kosztuje dużo pieniędzy izamierzam dostać za niego tyle, ile wynosi pełna, rynkowacena.- Zapłacę - mówię stanowczo.- Wiem, ile jest wart.Starszy pan wzdycha z irytacją.- Dość już tej głupiej zabawy.Może pójdziesz do czyjejśinnej galerii i tam się podroczysz? Bo ja nie przyjmujępieniędzy z gry w Monopol.Wyjmuję czarną kartę kredytową Andrieja.- Nie mam przy sobie zabawkowych banknotów.Dam zaten portret. i wymieniam swoją propozycję.Mark śmieje się, gdy mu opowiadam tę historię popołudniu przy filiżance aromatycznej herbaty earl grey.- Co na to powiedział ten stary szelma? pyta,rozsiadając się w fotelu.Oczy mu błyszczą z rozbawienia.- Nie wiedział, co powiedzieć.Zatkało go.- Też się śmieje,przypominając sobie kompletne zdumienie, jakie odbiło się natwarzy właściciela galerii.- Ale kiedy wymieniam twojenazwisko i Dubrowskiego, zrozumiał, że to nie żarty.Potemjuż nie sprawiał kłopotów.Był uszczęśliwiony, sprzedającobraz za takie pieniądze bez konieczności uiszczania opłatyaukcyjnej.- I wszystko to uregulowałaś kartą kredytową? - niedowierza Mark.Kręcę głową.- To było nieco bardziej skomplikowane.Chwilę trwałaautoryzacja przelew i tak dalej, ale w końcu dokonaliśmyszybkiego transferu.Płótno należało do mnie w ciągu kilkugodzin.- To znaczy do Andrieja.- Jasne, że do Andrieja. Uśmiecham się do niego.Siedzimy w salonie Marka, blisko kominka, w którymbuzuje ogień.Jest chłodny jesienny dzień, na zewnątrz świattonie w szarym mroku.Mark jest opatulony w kaszmiroweswetry i szaliki, na rękach ma mitenki, a siedzi tak bliskokominka, jak się tylko da.Musi mu być strasznie zimno.Nicdziwnego.Jest taki chudy, nie ma na ciele ani grama tłuszczu,który by trzymał ciepło.Właściwie Mark wygląda na jeszczeszczuplejszego niż wykle, jest wręcz wychudzony."Powinienwięcej jeść.Znika w oczach".- A gdzie jest teraz to płótno? pyta, otaczając palcamifiliżankę.- Wisi u Andrieja w łazience, tak jak sobie tego życzył.Mam nadzieję, że będzie to cudowna niespodzianka.Niewidział obrazu do tej pory, nie mam więc pojęcia, jak goprzyjmie, ale cieszę się, że tak wyszło.- To dobrze - potakuje Mark.- Pewność siebie w tej pracyjest niezmiernie ważna.Musisz ufać własnemu wyczuciu.- Zatem skończyłam wzdycham uszczęśliwiona ipociągam łyk herbaty. Zlecenie wykonane.Fragonard toostatni akord.Teraz mogę wrócić do pracy u ciebie.Miło,prawda?- Będzie wspaniale, Beth. Mark w zamyśleniu spoglądana swoje lśniące skórzane kasztanowate półbuty, po czympodnosi na mnie wzrok. Musisz o czymś wiedzieć, teraz toszczególnie ważne.Mam złe wiadomości.Dlatego prosiłem,żebyś dziś do mnie wpadła.Może się domyśliłaś po moimwyglądzie, że nie jestem w najlepszej formie.Czuję się zle odwielu miesięcy, a ostatnio.jeszcze mi się pogorszyło.Lekarzewysłali mnie na różne badania i teraz już wiedzą na pewno, comi jest.Zamieram w bezruchu, czując, jak pełznie ku mnie cośstrasznego. Oczywiście, że nie czuje się dobrze.Powinnamsię była domyślić.Jego wygląd świadczy o tym aż nadtowyraznie.Ale z jakiegoś powodu nie zauważyłam tych oznak,byłam zbyt zajęta sobą i własnymi emocjami, żeby zwracaćuwagę na Marka.Boję się o niego.- Co to takiego? - pytam szeptem.Wzdryga się lekko.- Jedna z tych okropnych rzeczy, których leczenie możesię okazać gorsze w skutkach niż sama choroba.Będę musiałiść do szpitala, coś mi wytną, a potem czeka mnie radioterapiai być może chemioterapia.Podobno to da się wyleczyć.Alewiesz, jacy są lekarze, mówią ci takie rzeczy dopiero wtedy,gdy to już nieuniknione.W tej chwili rokowania są niezłe,lecz szansa może zmaleć.Zobaczymy.Straszliwie mi go żal.To takie smutne, że ma przed sobąlaką walkę.- Co mogę dla ciebie zrobić? Jak ci pomóc? Chcesz, żebymbyła tutaj z tobą? Zrobię wszystko, co trzeba, wiesz o tym.- Jesteś bardzo miła. Uśmiecha się.- Wiem o tym.Alenie będzie konieczne, żebyś mi asystowała.Przyjedzie domnie moja siostra i pomoże mi przejść przez leczenie.Zabierze mnie do szpitala i zaopiekuje się mną, nie musisz sięo to martwić.- Przerywa na chwilę, po czym mówi: - Ale jestcoś, co mogłabyś dla mnie zrobić.- Wszystko - zapewniam żarliwie, chętna do każdejpomocy. Powiedz tylko co.- Cieszę się, że tamto zlecenie Dubrowskiego jużskończone, nieco wcześniej, niż przewidywaliśmy.Jeżeli nieodmówisz, potrzebowałbym twojej pomocy w biznesie.Mogłabyś przejąć znaczną część moich obowiązków.Oczywiście, możesz mnie pytać, prosić o radę, ale nie zawszebędę w dyspozycji.Musiałabyś dawać sobię radę sama, tylko zewsparcie Jane, Myślisz, że możesz?- Oczywiście, że mogę.- Jestem zachwycona, że mamszansę odciążyć go, podczas gdy on będzie się zmagał zchorobą. Dużo się już od ciebie nauczyłam i zadbam owszystko jak najstaranniej, słowo honoru.Mark uśmiecha się do mnie.- Dziękuję.Podniosę ci wynagrodzenie odpowiednio donowych obowiązków.Ale obawiam się, że jest coś jeszcze, conie będzie dla ciebie aż tak kuszące.Patrzę na niego pytająco [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Niepójdę tam, póki istnieje namniejsza szansa, że mogłabymwpaść na Annę.Nie chcę jej nigdy więcej widzieć.Zostało mijeszcze tylko kilka rzeczy do zrobienia i będę wolna od Anny iAndrieja na zawsze.Od tej pory może dla niego pracowaćMark, ja zamierzam się trzymać z daleka.Idę prosto do galerii przy St James.Obraz Fragonardanadal wisi na wystawie i wygląda tak samo niezwykle jakprzedtem, Bardzo mi się podoba ta dziewczyna, pełna życia, zkrwią pulsującą pod powierzchnią pieknej skóry, zopuszczonymi oczyma, zaczytana, zapatrzona w książkę.Właściciel galerii ma na sobie dziwny strój: tweedowe pumpysięgające nieco za kolana oraz nadgryziony przez mole sweter.Białe kosmyki włosów tworzą cienką firankę wokół łysinyzajmującej środek głowy.Najwyrazniej nie rozpoznaje mnie."Może zmieniłam się pod wpływem cierpienia" -rozmyślam ponuro.Jestem zmęczona krańcowymi emocjamipoprzedniego dnia i wciąż odczuwam tępy ból.Oczy mamzaczerwienione i podpuchnięte po wczorajszym płaczu.A odDominica wciąż ani słowa.Znów się ode mnie odsuwa: zdajesię, że to juz zwyczaj - oddalać się po nieprzyjemnymspotkaniu.Nieprędko do mnie wróci.Każe na siebie czekać."Zawsze to on kontroluje sytuację".- Czym mogę służyć? - pyta właściciel galerii.- Cieszę się, że Fragonard jeszcze jest do sprzedania -mówię.Przyglądam się ramie obrazu stojącego na wystwie,tyłem do mnie.- Tak, jeszcze jest - odpowiada właściciel. Ale za kilkadni wystawiam go na aukcji.- Na aukcji?- Właśnie. Nie ma czasu do stracenia.- Chcę go kupić - oznajmiam.Patrzy na mnie rozbawiony.- Moje drogie dziecko, to nie jest coś, co można nabyć ottak, bo nam się podoba.Ten portret kosztuje dużo pieniędzy izamierzam dostać za niego tyle, ile wynosi pełna, rynkowacena.- Zapłacę - mówię stanowczo.- Wiem, ile jest wart.Starszy pan wzdycha z irytacją.- Dość już tej głupiej zabawy.Może pójdziesz do czyjejśinnej galerii i tam się podroczysz? Bo ja nie przyjmujępieniędzy z gry w Monopol.Wyjmuję czarną kartę kredytową Andrieja.- Nie mam przy sobie zabawkowych banknotów.Dam zaten portret. i wymieniam swoją propozycję.Mark śmieje się, gdy mu opowiadam tę historię popołudniu przy filiżance aromatycznej herbaty earl grey.- Co na to powiedział ten stary szelma? pyta,rozsiadając się w fotelu.Oczy mu błyszczą z rozbawienia.- Nie wiedział, co powiedzieć.Zatkało go.- Też się śmieje,przypominając sobie kompletne zdumienie, jakie odbiło się natwarzy właściciela galerii.- Ale kiedy wymieniam twojenazwisko i Dubrowskiego, zrozumiał, że to nie żarty.Potemjuż nie sprawiał kłopotów.Był uszczęśliwiony, sprzedającobraz za takie pieniądze bez konieczności uiszczania opłatyaukcyjnej.- I wszystko to uregulowałaś kartą kredytową? - niedowierza Mark.Kręcę głową.- To było nieco bardziej skomplikowane.Chwilę trwałaautoryzacja przelew i tak dalej, ale w końcu dokonaliśmyszybkiego transferu.Płótno należało do mnie w ciągu kilkugodzin.- To znaczy do Andrieja.- Jasne, że do Andrieja. Uśmiecham się do niego.Siedzimy w salonie Marka, blisko kominka, w którymbuzuje ogień.Jest chłodny jesienny dzień, na zewnątrz świattonie w szarym mroku.Mark jest opatulony w kaszmiroweswetry i szaliki, na rękach ma mitenki, a siedzi tak bliskokominka, jak się tylko da.Musi mu być strasznie zimno.Nicdziwnego.Jest taki chudy, nie ma na ciele ani grama tłuszczu,który by trzymał ciepło.Właściwie Mark wygląda na jeszczeszczuplejszego niż wykle, jest wręcz wychudzony."Powinienwięcej jeść.Znika w oczach".- A gdzie jest teraz to płótno? pyta, otaczając palcamifiliżankę.- Wisi u Andrieja w łazience, tak jak sobie tego życzył.Mam nadzieję, że będzie to cudowna niespodzianka.Niewidział obrazu do tej pory, nie mam więc pojęcia, jak goprzyjmie, ale cieszę się, że tak wyszło.- To dobrze - potakuje Mark.- Pewność siebie w tej pracyjest niezmiernie ważna.Musisz ufać własnemu wyczuciu.- Zatem skończyłam wzdycham uszczęśliwiona ipociągam łyk herbaty. Zlecenie wykonane.Fragonard toostatni akord.Teraz mogę wrócić do pracy u ciebie.Miło,prawda?- Będzie wspaniale, Beth. Mark w zamyśleniu spoglądana swoje lśniące skórzane kasztanowate półbuty, po czympodnosi na mnie wzrok. Musisz o czymś wiedzieć, teraz toszczególnie ważne.Mam złe wiadomości.Dlatego prosiłem,żebyś dziś do mnie wpadła.Może się domyśliłaś po moimwyglądzie, że nie jestem w najlepszej formie.Czuję się zle odwielu miesięcy, a ostatnio.jeszcze mi się pogorszyło.Lekarzewysłali mnie na różne badania i teraz już wiedzą na pewno, comi jest.Zamieram w bezruchu, czując, jak pełznie ku mnie cośstrasznego. Oczywiście, że nie czuje się dobrze.Powinnamsię była domyślić.Jego wygląd świadczy o tym aż nadtowyraznie.Ale z jakiegoś powodu nie zauważyłam tych oznak,byłam zbyt zajęta sobą i własnymi emocjami, żeby zwracaćuwagę na Marka.Boję się o niego.- Co to takiego? - pytam szeptem.Wzdryga się lekko.- Jedna z tych okropnych rzeczy, których leczenie możesię okazać gorsze w skutkach niż sama choroba.Będę musiałiść do szpitala, coś mi wytną, a potem czeka mnie radioterapiai być może chemioterapia.Podobno to da się wyleczyć.Alewiesz, jacy są lekarze, mówią ci takie rzeczy dopiero wtedy,gdy to już nieuniknione.W tej chwili rokowania są niezłe,lecz szansa może zmaleć.Zobaczymy.Straszliwie mi go żal.To takie smutne, że ma przed sobąlaką walkę.- Co mogę dla ciebie zrobić? Jak ci pomóc? Chcesz, żebymbyła tutaj z tobą? Zrobię wszystko, co trzeba, wiesz o tym.- Jesteś bardzo miła. Uśmiecha się.- Wiem o tym.Alenie będzie konieczne, żebyś mi asystowała.Przyjedzie domnie moja siostra i pomoże mi przejść przez leczenie.Zabierze mnie do szpitala i zaopiekuje się mną, nie musisz sięo to martwić.- Przerywa na chwilę, po czym mówi: - Ale jestcoś, co mogłabyś dla mnie zrobić.- Wszystko - zapewniam żarliwie, chętna do każdejpomocy. Powiedz tylko co.- Cieszę się, że tamto zlecenie Dubrowskiego jużskończone, nieco wcześniej, niż przewidywaliśmy.Jeżeli nieodmówisz, potrzebowałbym twojej pomocy w biznesie.Mogłabyś przejąć znaczną część moich obowiązków.Oczywiście, możesz mnie pytać, prosić o radę, ale nie zawszebędę w dyspozycji.Musiałabyś dawać sobię radę sama, tylko zewsparcie Jane, Myślisz, że możesz?- Oczywiście, że mogę.- Jestem zachwycona, że mamszansę odciążyć go, podczas gdy on będzie się zmagał zchorobą. Dużo się już od ciebie nauczyłam i zadbam owszystko jak najstaranniej, słowo honoru.Mark uśmiecha się do mnie.- Dziękuję.Podniosę ci wynagrodzenie odpowiednio donowych obowiązków.Ale obawiam się, że jest coś jeszcze, conie będzie dla ciebie aż tak kuszące.Patrzę na niego pytająco [ Pobierz całość w formacie PDF ]