[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bardziej się zdziwiła niż rozzłościła, spróbowała przesunąć stołek ręką, nic z tego, trzy­mał się jak przylepiony, szarpnęła mocniej i rzeczy­wiście musiał być przylepiony, bo odkleił się z cichym trzaskiem.Zdumiona, obejrzała jego nogi i spojrzała w dół.Lakier do paznokci wylał się prawie całkiem i zasechł doskonale.Odruchowo rozglądając się za ace­tonem, Malwina doznała nagle olśnienia.Ależ.te wrota garażowe.! Przesuwne, w takim rowku cho­dzą, jeśli stołeczek przywarł tak porządnie, równie porządnie lakier przywrze do rowka! I wrota się na tym zatrzymają, nie przepchną się dalej!Zostawiła usunięcie plamy Helence i rzuciła się do kosmetyków.Pierwszą jej myślą było, że Karol za­uważy, jeśli nie Karol, to ktokolwiek, ktoś wezwany do naprawy.Zatem lakier powinien być bezbarwny, idealnie przezroczysty, nie ma w szafce takiego.Na­wet ten najjaśniejszy jest lekko różowy, a w ogóle to nie lakier, tylko emalia, kryjąca, do niczego, widać ją, bezbarwny lakier musi kupić.Już! Natychmiast!Natychmiast odpadało, cały czas piła to białe wi­no, samochodem nie pojedzie.Ale zaraz, Justynka.! Justynka chyba właśnie wróciła, zdaje się, że słyszała jej kroki na schodach, Justynka ją zawiezie do jakiegoś dużego sklepu, Oszołom będzie najlep­szy.Kupi lakier nieznacznie, Justynkę wyśle do owo­ców.Zaskoczona nieco Justynka bez oporu zgodziła się zjeść obiad trochę później, za pół godziny, a teraz jechać z ciotką po zakupy.Nie umierała jeszcze z gło­du, a stojąca na salonowym stole butelka z reszteczką wina na dnie mówiła sama za siebie.Dalszych swoichposunięć Malwina na razie obmyśleć nie mogła, bo przez całą drogę zastanawiała się, jak to zrobić, żeby nie płacić w kasie przy siostrzenicy, nie potrzeba, żeby obce oko widziało ten lakier, musi Justynkę unieruchomić w jakimś ogonku.Albo niech ona w ogóle nie schodzi, Malwina kupi wszystko sama.Ledwo Malwina znikła w wejściu do supermarketu, pozostawiona w samochodzie Justynka przypomniała sobie, że przecież miała kupić kosmetyki.Na ostatnie mycie głowy zużyła szampon do końca, karteczkę z listą sprawunków miała w torebce, okazja załatwienia sprawy spadła jej jak z nieba.Te wszystkie mleczka, toniki, odżywki, płyny, swoje ważyły, bardzo dobrze, nie będzie musiała dygować ciężarów na piechotę.Malwina nie była pijana, bo, ostatecznie, obiad przy tym winie zjadła solidny, ale leciutki rauszyk i emocja przytępiły jej spostrzegawczość.Justynki o parę metrów od siebie w ogóle nie zauważyła i, nalazłszy upragniony lakier, bardzo zadowolona, odruchowo dokonała kilku innych zakupów.Naby­wanie lakieru Justynka widziała doskonale, ale nie­wiele ją obeszło, za swoje kosmetyki zdążyła zapłacić wcześniej i czekała na Malwinę w samochodzie.W drodze powrotnej do domu Malwina wytrzeźwiała idealnie, a bezbarwny lakier w torebce przypra­wiał ją o bicie serca.Przed nią majaczyły następne wysiłki.Przede wszystkim musiała zadzwonić do agencji i dowiedzieć się, co miał oznaczać głupi telefon od tego jakiegoś Krupniaka.Karol w najmniejszym stopniu nie wyglądał na ofiarę napadu.Sam był napastnikiem czy co? Albo może Krupniak zełgał, snując jakieś tajemnicze intrygi, które mu nie wyszły.No nie, owszem, wyszły chyba, skoro ona sama denerwuje się i rzuca do telefonu.Z Gazetą Wyborczą, wyglądającą już jak obraz nę­dzy i rozpaczy, zamknęła się w gabinecie.- Nie nastąpiło dziś nic takiego, o czym został­bym natychmiast powiadomiony - oznajmił szef agencji.- Sprawozdanie otrzymam wieczorem, albo nawet jutro rano, skoro jednak życzy pani sobie osobiście wszystko usłyszeć.Malwina zawahała się.Dotychczas miała wrażenie, że najlepiej będzie kontaktować się wyłącznie z jed­nym człowiekiem, tym, z którym załatwiała sprawa i który już ją widział.I znał.Teraz jednak pojawiła się wątpliwość, może słuszniej byłoby dać sobie spokój z szefem i rozmawiać bezpośrednio z pracownikiem, zleceniobiorcą, żądając dyskrecji, z pewnością osiągalnej, bo w końcu co tego szefa obchodzą szczegóły śledztwa i jej perypetie uczuciowe.Zleceniobiorca powie jej więcej, będzie go mogła wypytać o rzeczy komu innemu obojętne, chociażby, na przykład, wyraz twarzy Karola.Czy cokolwiek innego.- Tak - powiedziała stanowczo.- Teraz widzę, że wolałabym osobiście i bezpośrednio.To jak to zrobić?- Proszę zadzwonić za kwadrans.Muszę się po­rozumieć z pracownikiem.Dam pani jego numer komórki.- Ale ja bym go chciała zobaczyć.Twarzą w twarz;- To już bez trudu zdoła pani z nim uzgodnić.O dwudziestej on się zmienia i będzie miał chwilę czasu.Malwinę niemal zatchnęło.- Jak to.zmienia.? To znaczy, że co, że ich jest więcej.?- Łaskawa pani życzyła sobie inwigilacji i ochro­ny całodobowej - przypomniał jej szef agencji z anielską cierpliwością.- Nie sądzi pani chyba, że jeden człowiek zdoła pracować dwadzieścia cztery godziny na okrągło, dzień w dzień?- Przecież ma różne przerwy!- Ale nie może oddalić się i pójść spać, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będzie zmuszony na nowo pod­jąć pracę.Obiekt.pardon [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl