[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tacy jak on czują się niezręcznie podczas uroczystości i zwycięstw.Poza obrębem pięćdziesięciu metrów nie znajdowało się już nic, co ich reprezentowało wobec świata, żaden dźwięk ani obraz nie dawał dolinie świadectwa o nich, o tańczących po ścianach cieniach Hany i Caravaggia, o Łososiu wygodnie rozsiadłym w okiennej niszy ani o Angliku popijającym wino i odczuwającym, jak nasyca ono odwykłe od alkoholu ciało i jak szybko go upija, jak głos mu się upodabnia do głosu pustynnego lisa albo do gwizdu angielskiego drozda leśnego, którego, jak sam mówił, spotyka się tylko w Essex, bo trzyma się on okolic, gdzie rośnie lawenda i piołun.Wszelkie namiętności tego rannego Anglika skupiły się w jego umyśle - pomyślał saper siedzący w kamiennej niszy.A potem nagle odwrócił głowę dowiadując się wszystkiego z dźwięku, który go dobiegł, od razu pewien wszystkiego.Spojrzał wtedy na nich i po raz pierwszy w życiu skłamał.„Wszystko w porządku, to nie była mina.Wydaje mi się, że to stało się w strefę już oczyszczonej” - przygotowany na zapach kordytu, który doń wkrótce dotrze.Teraz, po kilku godzinach, Łosoś znów siedzi w okiennej niszy.Gdyby przeszedł te siedem metrów przez pokój Anglika i dotknął jej, byłby uzdrowiony.Tak mało jest światła w komnacie, tylko świeczka na stole, przy którym usiadła, nic tej nocy nie czytając; pomyślał sobie, że może jest lekko pijana.Powrócił z miejsca, gdzie wybuchła mina, by znaleźć Caravaggia śpiącego na sofie z psem na rękach.Zwierzę patrzyło nań, kiedy się zatrzymał zamykając drzwi, zwracało się w jego stronę na tyle tylko, na ile to było konieczne, by dowieść, że nie śpi i czuwa.Spoza jego karku chrapanie Caravaggia.Zdjął buty, związał je sznurowadłami i zarzucił sobie na ramię wchodząc na schody.Zaczęło padać, dlatego potrzebował brezentu na namiot.Z hallu widział światełko ciągle palące się w pokoju rannego Anglika,Siedziała na krześle z głową odchyloną do tyłu, łokciem wsparta o stół, na którym niska świeczka rozsiewała światło.Opuścił buty na podłogę i wszedł do pokoju, w którym przed trzema godzinami odbywało się przyjęcie.Wyczuwał w powietrzu zapach alkoholu.Położyła palec na ustach, kiedy wchodził, a potem wskazała rannego.Nie mógł usłyszeć cichych kroków Łososia.Saper znów usiadł w okiennej niszy.Gdyby przeszedł przez pokój, byłby uzdrowiony.Ale dzieliła ich od siebie zdradliwa i długa podróż.Podróż dookoła całego świata.Anglik zaś budził się przy każdym odgłosie, aparat słuchowy nastawiał na pełną moc, kiedy zasypiał, czuł się wtedy pewny tego, że zachowuje świadomość.Oczy dziewczyny błądziły dokoła i uspokoiły się, kiedy wypatrzyły Łososia w prostokącie okna.Odnalazł miejsce, gdzie nastąpiła śmierć, i to, co pozostało po wybuchu, i pochowali zastępcę dowódcy, Hardy'ego.A potem rozmyślał o dziewczynie, nagle zatrwożony o nią, wzburzony tym, że się wdała w tę sprawę dziś po południu.Mogła przez przypadek stracić życie.Wpatrywała się w niego.Ostatnim komunikatem od niej był palec położony na ustach.Pochylił głowę i przywarł policzkiem do obojczyka.Wracał przez wioskę, deszcz padał na drzewa przy rynku, nie strzyżone od początku wojny, minął dziwną rzeźbę przedstawiającą dwóch mężczyzn siedzących na koniu i ściskających sobie ręce.A teraz jest tu, świeca migoce, omraczając jej spojrzenie, tak że Łosoś nie umie odgadnąć, jakie ją wypełniają myśli.Czy to mądrość, czy smutek, czy ciekawość.Gdyby czytała lub zajmowała się Anglikiem, skinąłby pewnie głową i odszedł, ale teraz przypatruje się Hanie jak komuś młodemu i samotnemu.Tej nocy, oglądając skutki wybuchu, zaczął odczuwać jej obecność w czasie owego popołudnia, kiedy rozbroił minę.Powinien był nakazać, by się oddaliła, albo też ona powinna przebywać z nim zawsze, ilekroć podchodzi do zapalnika.Powinien nosić ją w sobie.Przy pracy wypełniała go czystość muzyki, świat ludzki zanikał.Teraz ma ją wewnątrz siebie, czy też na swym ramieniu, ułożoną w taki sposób, jaki zobaczył, kiedy pewien oficer wynosił koźlę z tunelu, który miał zostać zatopiony.Nie.To nieprawda.Pragnął ramienia Hany, pragnął położyć na nim dłoń, tak jak to uczynił wtedy, w słońcu, kiedy zasnęła, a jego ręka spoczywała w zagłębieniu jej barku, niezręcznie, jak kolba w dołku strzeleckim.W wyimaginowanym pejzażu malarskim.Nie pragnął dla siebie pocieszenia, ale pragnął nim otoczyć dziewczynę, pragnął wywieść ją z tej komnaty.Odrzucał obawę przed własną słabością, przy niej nie odnajdywał tej słabości, z którą miałby się zmierzyć.Żadne z nich nie chciało odkrywać takiej możliwości przed drugim.Hana siedziała uspokojona.Patrzyła nań, a świeca rozjaśniała i zaciemniała na przemian jej wzrok.Nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest dla niej tylko częścią ciemności.Przedtem, kiedy spostrzegła, że opuścił niszę okienną, rozzłościła się.Wiedziała, że chroni ich przed minami jak dzieci.Przylgnęła mocniej do Caravaggia.To była zniewaga.Narastające ożywienie wywołane tym wieczorem nie pozwoliło jej czytać.Caravaggio poszedł już do łóżka, sięgnąwszy uprzednio po zastrzyk do jej medycznego nesesera.Ranny Anglik dźgał kościstym palcem powietrze i pocałował ją w policzek, kiedy się nad nim pochyliła.Zgasiła świecę, pozostawiając tylko małe nocne światełko na stoliku przy łóżku, i usiadła przy nim.Ciało Anglika leżało na wprost niej, uciszone po pijackich monologach.Czasem będę koniem, czasem psem.Wieprzem, bezgłowym niedźwiedziem.A czasem ogniem.Słyszała skapywanie wosku na metalową podstawkę świecy.Saper wyruszył na drugą stronę miasteczka, na wzgórze, gdzie się zdarzył wybuch, i jego niepotrzebne milczenie wciąż ją drażniło.Nie mogła czytać.Siedziała w pokoju obok tego mężczyzny wiecznie umierającego, wciąż czuła ból w krzyżu od stłuczenia, gdy tańcząc z Caravaggiem przypadkiem wpadli na ścianę.Jeśli teraz do niej podejdzie, powita go zdziwionym wzrokiem, potraktuje takim samym jak zawsze milczeniem.Niech zgaduje, to jego ruch.Bywała już podrywana przez żołnierzy.On tymczasem staje pośrodku pokoju, rękę zanurza w plecaku, który ściągnął z pleców.Odwraca się i podchodzi do łóżka.W chwili gdy ranny Anglik kończy jeden ze swych długich wdechów, odcina kabel jego aparatu słuchowego nożyczkami i wkłada go do plecaka.Odwraca się do niej i uśmiecha.- Podłączę go z powrotem rano.Kładzie lewą rękę na jej ramieniu.- Dawid Caravaggio - cóż za absurdalne nazwisko dla ciebie.- Ale przynajmniej mam nazwisko.- Tak.Caravaggio siedzi na krześle Hany.Popołudniowe słońce zalewa pokój, rozświetlając pyłki wiszące w powietrzu.Ciemna, wąska twarz Anglika o wydatnym nosie przypomina sępa zawiniętego w prześcieradła.Sępa w trumnie, myśli Caravaggio.Anglik zwraca ku niemu głowę.- Jest taki obraz Caravaggia, powstały już pod koniec jego życia.Dawid z głową Goliata [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl