[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Propagandowe hasła na temat bosonogich lekarzy stanowiły jeden zpolitycznych manewrów Mao.Przewodniczący potępił MinisterstwoZdrowia działające przed Rewolucją Kulturalną za to, \e zaniedbałochłopów i zajmowało się wyłącznie mieszkańcami miast, zwłaszczaurzędnikami partyjnymi.Potępił tak\e lekarzy za to, \e nie chcieli pra-cować na wsi, zwłaszcza w odległych regionach.Jednak nie podjął \ad-nych praktycznych kroków, \eby poprawić ten stan rzeczy, takich jakchoćby polecenie wybudowania nowych szpitali czy wykształcenia więk-szej liczby lekarzy.Podczas Rewolucji Kulturalnej sytuacja jeszcze siępogorszyła.Propagandowa teza o braku jakiejkolwiek opieki medycznejna wsi miała więc jedynie wzbudzić nienawiść do istniejącego przedRewolucją Kulturalną aparatu partyjnego oraz intelektualistów (do tejkategorii zaliczano te\ lekarzy i pielęgniarki).Mao ofiarował chłopom magiczne panaceum:  doktorów , którychbędzie mo\na wyprodukować en masse  bosonogich lekarzy. Wcale475 nie muszą mieć jakiegoś specjalnego wykształcenia  oświadczył.Wystarczy, \e będą się uczyć i podnosić swój poziom w trakcie prakty-ki.Dwudziestego szóstego czerwca 1965 roku Mao wygłosił uwagę,która stała się wytyczną w dziedzinie opieki zdrowotnej i edukacji:  Imwięcej człowiek czyta ksią\ek, tym jest głupszy.Poszłam więc do pracyabsolutnie bez \adnego przygotowania.Przychodnia znajdowała się w du\ym pawilonie na szczycie wzgórza,jakąś godzinę drogi od mojej chatki.Obok był sklep, gdzie sprzedawanosól, zapałki i sos sojowy  wszystko racjonowane.Jeden z pokoi zamie-niono na sypialnię dla mnie.Co właściwie miałam robić  pozostałoniejasne.Jedyną ksią\ką z zakresu medycyny był Podręcznik bosonogiego le-karza, studiowałam go więc zajadle.Nie zawierał \adnej teorii, jedyniezbiorczy opis symptomów i zalecane recepty.Kiedy tak siedziałam zabiurkiem obok dwu pozostałych lekarzy, wszyscy troje w naszych zaku-rzonych codziennych ubraniach, było jasne, \e chorzy wieśniacy nie będąchcieli mieć ze mną do czynienia  niedoświadczoną osiemnastolatką.Omijali mnie szerokim łukiem i szli prosto do dwu pozostałych lekarzy.Czułam więcej ulgi ni\ urazy.Nie tak wyobra\ałam sobie pracę lekarza.Czasem, kiedy byłam w ironicznym nastroju, zastanawiałam się, czy nasinowi przywódcy  Przewodniczący Mao wcią\ był poza wszelkimizastrze\eniami  chcieliby mnie jako swojego osobistego lekarza,wszystko jedno w butach czy bez.Ale zaraz odpowiadałam sobie, \e nie bosonodzy doktorzy mieli przede wszystkim  słu\yć ludowi, a nieurzędnikom.Postanowiłam ograniczyć się do roli pielęgniarki.Wydzie-lałam przepisane lekarstwa i robiłam zastrzyki  nauczyłam się tego,kiedy mama miała krwotoki.Wszyscy chłopi chcieli leczyć się u młodego absolwenta szkoły me-dycznej.Przepisywane przez niego zioła pomagały na wiele dolegliwo-ści.Był tak\e bardzo sumienny; odwiedzał pacjentów w ich wioskach, aw wolnych chwilach zbierał i uprawiał zioła.Drugi lekarz, ten z koziąbródką, przera\ał mnie swoją medyczną nonszalancją.Tą samą igłą, bez\adnej sterylizacji, robił zastrzyk kilku pacjentom.Robił te\ zastrzyki zpenicyliny, nie sprawdzając, czy pacjent nie jest na nią uczulony, co byłobardzo niebezpieczne, poniewa\ chińska penicylina była zanieczyszczona476 i mogła spowodować silną reakcję alergiczną, a nawet śmierć.Kiedyzaproponowałam, \e zrobię to za niego, uśmiechnął się i wyjaśnił, \edotąd nie było \adnych wypadków. Chłopi nie są tak delikatni, jak lu-dzie z miasta  dodał.Polubiłam obu lekarzy, byli dla mnie bardzo mili i zawsze chętnie od-powiadali na moje pytania.Nic dziwnego, nie stanowiłam dla nich za-gro\enia.Na wsi liczyły się bardziej umiejętności zawodowe ni\ poli-tyczna retoryka.Lubiłam mieszkanie na szczycie wzgórza z dala od wiosek.Ka\degoranka wstawałam bardzo wcześnie i przechadzałam się grzbietem wzgó-rza, recytując do wstającego słońca wersy ze starodawnej ksią\ki o aku-punkturze.W dole pod moimi stopami wraz z pianiem koguta zaczynałybudzić się do \ycia pola i wioski.Samotna Wenus blado świeciła z nieba,które z ka\dą minutą stawało się coraz jaśniejsze.Uwielbiałam zapachkap-ryfolium w porannym wietrze i wielkie płatki kwiatów zrzucającychkrople rosy.Wokół zaczynały ćwierkać ptaki, przerywając moje recyta-cje.Jeszcze przez chwilę podziwiałam ten wspaniały widok, po czymwracałam do siebie napalić w kuchni przed śniadaniem.Z pomocą atlasu anatomicznego i ksią\ki o akupunkturze wyrobiłamsobie dość dobrą orientację, w które miejsce ciała powinnam wbijać igły,\eby uleczyć daną dolegliwość.Niecierpliwie pragnęłam jak najszybciejwypróbować moją wiedzę na pacjentach.Miałam nawet kilku ochotni-ków  chłopców z Chengdu, którzy mieszkali obecnie w innych wio-skach i którym zale\ało na tym, \eby się ze mną spotkać.Szli kilka go-dzin na moje sesje.Jeden z nich, podwijając rękaw, \eby odsłonić punktle\ący obok łokcia, z dziarską miną zapytał:  Od czego są przyjaciele?.Nie zakochałam się w \adnym z nich, choć moje postanowienie, bynie mieć \adnego chłopaka, \eby móc poświęcić się rodzicom i ukoićpoczucie winy po śmierci babci, było coraz słabsze.Jednak moje sercenie chciało się otworzyć, a wychowanie sprawiało, \e wszelkie fizycznekontakty bez uczucia były dla mnie nie do pomyślenia.Chłopcy i dziew-częta z miasta prowadzili raczej dość swobodne \ycie, ale ja tkwiłamsamotnie na piedestale.Dowiedziano się jakoś, \e układam wiersze, ipozostawiono mnie w spokoju.Młodzi mę\czyzni zachowywali się wobec mnie po rycersku.Jeden477 podarował mi zrobiony ze skóry wę\a instrument muzyczny, zwany sa-nxian, z długim gryfem i trzema jedwabnymi strunami, które się szarpało,i całymi dniami uczył mnie na nim grać.Dozwolone melodie ograniczałysię do kilku pieśni na cześć Mao, ale nie sprawiało mi to większej ró\ni-cy, gdy\ moje zdolności były jeszcze bardziej ograniczone.W ciepłe wieczory siedziałam wśród zapachów unoszących się z le-karskiego zielnika i brzdąkałam na swoim sanxian.Po zamknięciu sklepuzostawałam na wzgórzu całkiem sama.W głębokiej ciemności widaćbyło jedynie delikatną poświatę księ\yca i migotanie świateł odległychwiosek.Czasem w powietrzu powoli przepływał świetlik, niczym po-chodnia niesiona przez jakichś niewidzialnych latających ludzików.Krę-ciło mi się w głowie od zapachów ogrodu.Moja muzyka niezbyt har-monizowała z chórem \ab i tęsknym cykaniem świerszczy, ale znajdowa-łam w niej pewne pocieszenie. 24,,Przyjm, proszę, mojeprzeprosiny, które przychodząo całe \ycie za pózno moi rodzice w obozach pracy(1969 1972)O trzy dni jazdy samochodem z Chengdu, w północnym Xichangu,le\y Płaskowy\ Pasterza Bawołów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl