[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czyżby kryli sięw ciemności z obawy, że on i Jamm mają luki? Jego ojciec ściągnąłby tu kilku drwali i kazał im zrąbaćdrzewo.Wreszcie drabina przestała drżeć i miał nadzieję, że to oznacza, że Jamm już po niej przeszedł.Carlusiłował poruszać się równie cicho jak jego przewodnik i co chwilę zastygał w bezruchu.Nie był równiezwinny jak żylasty Jamm, lecz dokładał wszelkich starań, żeby nie narobić hałasu.Kilkakrotnie przystawał,gdyż głowa bolała go tak bardzo, że o mało nie tracił równowagi, ale zaraz ruszał dalej.Sunął po drabinie, niewiedząc czy jest solidnie umocowana, wymacując szczebelki, czując jak coraz bardziej ugina się pod jegociężarem.W pewnej chwili zatrzeszczała tak, że przez kilka minut bał się choćby drgnąć, ale w końcu uznał,że ten dzwięk przypominał zwykłe poskrzypywanie gałęzi i ruszył dalej.Jamm nie czekał na niego i Carl musiał sam znalezć drogę na dół, wymacując konary i starając siębezszelestnie prześlizgiwać przez listowie.Usłyszał stłumione tupnięcie.Czy to Jamm, czy też jeden zczekających w zasadzce mężczyzn? Czyżby Jamm zostawił go i uciekł? Carl nie miałby mu tego za złe.Nawetnajwiększa nagroda nie była warta takiego ryzyka.Przez zasłonę liści Carl dojrzał jasną chmurę na horyzoncie.Wschodził księżyc.Młodzieniec o mało niewpadł w panikę, ale wziął się w garść i zaczął powoli schodzić z drzewa, co chwilę zatrzymując się i czekając,chociaż już nie tak długo.Wzdrygnął się, gdy czyjaś dłoń wyciągnęła się z mroku i dotknęła jego ramienia.Tobył Jamm.Zwinny złodziejaszek pomógł mu zejść, odnajdując kolejne, coraz niższe gałęzie.Mimo toporuszali się z szybkością toczącego się po dnie rzeki kamienia.W końcu Carl po raz kolejny opuścił nogę,delikatnie przytrzymany przez Jamma, i postawił ją na ziemi.Niemal natychmiast rzucili się do ucieczki.Ktoś zaklął i Jamm pociągnął Carla za sobą.Pomknęli jak przestraszone jelenie, przedzierając się przezzarośla.Napastnik, na którego wpadł Jamm, deptał im po piętach.Potem usłyszeli za plecami łoskotpadającego na ziemię ciała i zanim goniący ich wstał, zyskali kilka cennych jardów.Teraz Carl słyszał biegnących za nimi ludzi, krzyczących i miotających się w krzakach.Ktoś wrzasnął, żejest ranny, a potemzapadła cisza.Jamm natychmiast zatrzymał się.Razem z Carlem przypadli do ziemi i poczołgali sięnaprzód, obawiając się zadanego na oślep ciosu mieczem.Po chwili dotarli do koni, które Jamm widział z platformy.W mgnieniu oka znalezli się w siodłach irozgonili pozostałe wierzchowce.Potem wypadli na otwartą przestrzeń, zmuszając rumaki do galopu, mającnadzieję, że żaden nie potknie się i nie natrafi na jakąś dziurę.Sierp księżyca wyszedł zza chmury i trochęoświetlił im drogę.Przez pole, skrajem lasu, w dolinę zarośniętą gęstymi krzakami.W końcu Jamm zatrzymał się i obajzsiedli.Puścili wierzchowce luzem, a sami wślizgnęli się w zarośla.Ujrzeli przed sobą strumyk o kamienistym dnie i przystanęli, żeby się napić.Najwidoczniej mamy żyć o chlebie i wodzie, tylko bez tego pierwszego - pomyślał Carl.Pózniej Jamm ruszył dalej i przez godzinę szli dnem strumyka, ślizgając się i rozpryskując wodę.Wreszciewyszli na niski brzeg i biegnącą po nim wąską ścieżkę.Jamm poszedł nią ani na chwilę nie zwalniając kroku,przez plamy cienia i światła księżyca Często potykali się i przewracali w ciemnościach, ale zaraz wstawali iszli dalej.Carl miał tylko nadzieję, że żaden nieszczęśliwy upadek nie uniemożliwi im dalszej ucieczki.Miał wrażenie, że jest to nie jedna z najkrótszych, lecz najdłuższa noc w roku.Nadchodził świt, gdy Jammzatrzymał się i wyciągnął na ziemi.Carl zrobił to samo.Miał wrażenie, ze żołądek kurczy mi się jak zaciśniętapięść.- Stąd już niedaleko do kanału - szepnął Jamm, kiedy złapał oddech - Czy w tym stanie dasz radę goprzepłynąć?-Zrobię wszystko, żeby ujść pogoni.Musimy tylko znalezć jakąś gałąz, żeby utrzymała nasze miecze.Zżelazem u pasa nie da się przepłynąć na drugi brzeg.-Myślę, że któreś z drzew nie pożałuje nam gałęzi.Nie po tvm, przez co przeszliśmy.r- A co z tobą, Jamm? Płyniesz ze mną? Nie musisz byc moim koniuszym, zrobisz, co zechcesz.Będzieszmiał trochę złota na początek.-Przepłynę przez rzekę.Musiałbym być szaleńcem, żeby tu zostać.Musisz jednak obiecać, że nie dasz miutonąć-Nie pozwolę ci pójść na dno, Jamm.Uratowałeś mi życie Nie dam ci utonąć.Jednak przez pewien czas nie mogli się podnieść i zrobili to tylko z obawy, że zastanie ich tam świt.Ucięligałąz, na której zamierzali umieścić miecze i poszli dalej, ostrożnie, wypatrując jezdzców, wartownikówpilnujących kanału.Nie uszli daleko gdy usłyszeli parskanie koni i ludzkie głosyJamm zostawił Carla i zaczął się skradać.Nie było go przez długą chwilę i młodzieniec już zaczął sieobawiać, że jego przewodnik został schwytany, gdy Jamm pojawił sie tuż przed jego nosem.- Wzdłuż kanału są porozstawiane posterunki, a konne patrole jezdzą tam i z powrotem, ale niedaleko jeststrumień, który do mego wpada.Jego brzegi są porośnięte gęstymi krzakami jeżyn więc nikt tam nie chodzi.Możemy wejść do wody i popłynąć jak wydry, az dotrzemy do kanału.Daj mi tę gałąz i trzymaj się bliskomnie.Carl poszedł za nim, zgięty wpół i chwilami podążając na czworakach jak zwierzę, tak zmęczony, żeledwie trzymał się na nogach Jamm przesuwał się od jednej plamy cienia do drugiej -tak cicho, jakby sam byłcieniem.Carl słyszał odgłosy rozmowy i poczuł zapach fajkowego dymu.Jamm przeprowadził go po stromejskarpie i przez niewielki prześwit między krzakami jeżyn.Ich pędy chwytały go za ubranie i sprężyściewracały na swoje miejsca, po jego przejściu.%7łeby tylko nikt tego nie usłyszał - modli się w duchu Cicho i powoli prześlizgiwali się między drapiącymiich twarze łodygami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Czyżby kryli sięw ciemności z obawy, że on i Jamm mają luki? Jego ojciec ściągnąłby tu kilku drwali i kazał im zrąbaćdrzewo.Wreszcie drabina przestała drżeć i miał nadzieję, że to oznacza, że Jamm już po niej przeszedł.Carlusiłował poruszać się równie cicho jak jego przewodnik i co chwilę zastygał w bezruchu.Nie był równiezwinny jak żylasty Jamm, lecz dokładał wszelkich starań, żeby nie narobić hałasu.Kilkakrotnie przystawał,gdyż głowa bolała go tak bardzo, że o mało nie tracił równowagi, ale zaraz ruszał dalej.Sunął po drabinie, niewiedząc czy jest solidnie umocowana, wymacując szczebelki, czując jak coraz bardziej ugina się pod jegociężarem.W pewnej chwili zatrzeszczała tak, że przez kilka minut bał się choćby drgnąć, ale w końcu uznał,że ten dzwięk przypominał zwykłe poskrzypywanie gałęzi i ruszył dalej.Jamm nie czekał na niego i Carl musiał sam znalezć drogę na dół, wymacując konary i starając siębezszelestnie prześlizgiwać przez listowie.Usłyszał stłumione tupnięcie.Czy to Jamm, czy też jeden zczekających w zasadzce mężczyzn? Czyżby Jamm zostawił go i uciekł? Carl nie miałby mu tego za złe.Nawetnajwiększa nagroda nie była warta takiego ryzyka.Przez zasłonę liści Carl dojrzał jasną chmurę na horyzoncie.Wschodził księżyc.Młodzieniec o mało niewpadł w panikę, ale wziął się w garść i zaczął powoli schodzić z drzewa, co chwilę zatrzymując się i czekając,chociaż już nie tak długo.Wzdrygnął się, gdy czyjaś dłoń wyciągnęła się z mroku i dotknęła jego ramienia.Tobył Jamm.Zwinny złodziejaszek pomógł mu zejść, odnajdując kolejne, coraz niższe gałęzie.Mimo toporuszali się z szybkością toczącego się po dnie rzeki kamienia.W końcu Carl po raz kolejny opuścił nogę,delikatnie przytrzymany przez Jamma, i postawił ją na ziemi.Niemal natychmiast rzucili się do ucieczki.Ktoś zaklął i Jamm pociągnął Carla za sobą.Pomknęli jak przestraszone jelenie, przedzierając się przezzarośla.Napastnik, na którego wpadł Jamm, deptał im po piętach.Potem usłyszeli za plecami łoskotpadającego na ziemię ciała i zanim goniący ich wstał, zyskali kilka cennych jardów.Teraz Carl słyszał biegnących za nimi ludzi, krzyczących i miotających się w krzakach.Ktoś wrzasnął, żejest ranny, a potemzapadła cisza.Jamm natychmiast zatrzymał się.Razem z Carlem przypadli do ziemi i poczołgali sięnaprzód, obawiając się zadanego na oślep ciosu mieczem.Po chwili dotarli do koni, które Jamm widział z platformy.W mgnieniu oka znalezli się w siodłach irozgonili pozostałe wierzchowce.Potem wypadli na otwartą przestrzeń, zmuszając rumaki do galopu, mającnadzieję, że żaden nie potknie się i nie natrafi na jakąś dziurę.Sierp księżyca wyszedł zza chmury i trochęoświetlił im drogę.Przez pole, skrajem lasu, w dolinę zarośniętą gęstymi krzakami.W końcu Jamm zatrzymał się i obajzsiedli.Puścili wierzchowce luzem, a sami wślizgnęli się w zarośla.Ujrzeli przed sobą strumyk o kamienistym dnie i przystanęli, żeby się napić.Najwidoczniej mamy żyć o chlebie i wodzie, tylko bez tego pierwszego - pomyślał Carl.Pózniej Jamm ruszył dalej i przez godzinę szli dnem strumyka, ślizgając się i rozpryskując wodę.Wreszciewyszli na niski brzeg i biegnącą po nim wąską ścieżkę.Jamm poszedł nią ani na chwilę nie zwalniając kroku,przez plamy cienia i światła księżyca Często potykali się i przewracali w ciemnościach, ale zaraz wstawali iszli dalej.Carl miał tylko nadzieję, że żaden nieszczęśliwy upadek nie uniemożliwi im dalszej ucieczki.Miał wrażenie, że jest to nie jedna z najkrótszych, lecz najdłuższa noc w roku.Nadchodził świt, gdy Jammzatrzymał się i wyciągnął na ziemi.Carl zrobił to samo.Miał wrażenie, ze żołądek kurczy mi się jak zaciśniętapięść.- Stąd już niedaleko do kanału - szepnął Jamm, kiedy złapał oddech - Czy w tym stanie dasz radę goprzepłynąć?-Zrobię wszystko, żeby ujść pogoni.Musimy tylko znalezć jakąś gałąz, żeby utrzymała nasze miecze.Zżelazem u pasa nie da się przepłynąć na drugi brzeg.-Myślę, że któreś z drzew nie pożałuje nam gałęzi.Nie po tvm, przez co przeszliśmy.r- A co z tobą, Jamm? Płyniesz ze mną? Nie musisz byc moim koniuszym, zrobisz, co zechcesz.Będzieszmiał trochę złota na początek.-Przepłynę przez rzekę.Musiałbym być szaleńcem, żeby tu zostać.Musisz jednak obiecać, że nie dasz miutonąć-Nie pozwolę ci pójść na dno, Jamm.Uratowałeś mi życie Nie dam ci utonąć.Jednak przez pewien czas nie mogli się podnieść i zrobili to tylko z obawy, że zastanie ich tam świt.Ucięligałąz, na której zamierzali umieścić miecze i poszli dalej, ostrożnie, wypatrując jezdzców, wartownikówpilnujących kanału.Nie uszli daleko gdy usłyszeli parskanie koni i ludzkie głosyJamm zostawił Carla i zaczął się skradać.Nie było go przez długą chwilę i młodzieniec już zaczął sieobawiać, że jego przewodnik został schwytany, gdy Jamm pojawił sie tuż przed jego nosem.- Wzdłuż kanału są porozstawiane posterunki, a konne patrole jezdzą tam i z powrotem, ale niedaleko jeststrumień, który do mego wpada.Jego brzegi są porośnięte gęstymi krzakami jeżyn więc nikt tam nie chodzi.Możemy wejść do wody i popłynąć jak wydry, az dotrzemy do kanału.Daj mi tę gałąz i trzymaj się bliskomnie.Carl poszedł za nim, zgięty wpół i chwilami podążając na czworakach jak zwierzę, tak zmęczony, żeledwie trzymał się na nogach Jamm przesuwał się od jednej plamy cienia do drugiej -tak cicho, jakby sam byłcieniem.Carl słyszał odgłosy rozmowy i poczuł zapach fajkowego dymu.Jamm przeprowadził go po stromejskarpie i przez niewielki prześwit między krzakami jeżyn.Ich pędy chwytały go za ubranie i sprężyściewracały na swoje miejsca, po jego przejściu.%7łeby tylko nikt tego nie usłyszał - modli się w duchu Cicho i powoli prześlizgiwali się między drapiącymiich twarze łodygami [ Pobierz całość w formacie PDF ]