[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdybym miał dziecko.Skąd się wziął taki pomysł? Z wczorajszych głupich uwag Liz?Jeszcze nie krytykowałem Carol Jeanne aż tak zjadliwie.Co się ze mną dzieje?Lovelocku, mocno zaciśnij zęby.ROZDZIAŁ SZÓSTYSTAN NIEWAŻKOŚCIJako świadek Carol Jeanne musiałem nieprzerwanie z nią przebywać, kiedy czuwała, ale na noc odstawiała mnie niczym parę butów.Gdyby zamontowano mi wyłącznik, to przed pójściem do łóżka by mnie wyłączała, choć pewnie by się jej nie chciało.Śpiąc, nie korzystała z moich zdolności, zatem nie sądziła, że mógłbym wykorzystywać je dla siebie.W ciągu kilku pierwszych nocy na "Arce" istotnie nic nie robiłem.Carol Jeanne stanowiła całe moje życie, więc kiedy spała, nie miałem żadnych zajęć.Moje własne myśli mnie nudziły, jeśli nie wiązały się z nią przynajmniej pośrednio.Kto wie, czy to nie zostało zaprogramowane genetycznie, lecz mogło też wynikać z mojej miłości do niej.W każdym razie rezultat okazał się ten sam: czułem, że naprawdę żyję tylko wówczas, gdy służyłem Carol Jeanne.Czyżby? Na Ziemi spałem, gdy Carol Jeanne spała, jednak na "Arce" z jakiegoś powodu nie udawało mi się zasnąć.Byłem czymś przygnębiony, wręcz nieszczęśliwy.Z głębokim przekonaniem wmawiałem sobie, że tak się dzieje, bo utratą samokontroli w stanie nieważkości sprawiłem kłopot Carol Jeanne.Zerowa grawitacja pojawi się w czasie podróży jeszcze kilka razy: tuż przed startem, przy zmianach parametrów lotu i kiedy dotrzemy do celu wyprawy.Powziąłem mocne postanowienie, że już nigdy więcej nie stracę samokontroli.Trzeba się tylko wyćwiczyć - dla dobra Carol Jeanne.Tak twierdziłem, lecz prawda była inna.Dla dobra Carol Jeanne? Jak mogłem nie zdawać sobie sprawy, że jeśli o nią chodzi, już mnie wyćwiczono? Do końca życia miałem stale wykonywać te same czynności, niby program komputerowy.Zwykłe małpy też ciągle powtarzają te same zajęcia, a przecież są szczęśliwe.Tym, którzy mnie stworzyli, nie przyszło do głowy, że zwiększenie mojej sprawności intelektualnej wywoła głód wiedzy i chęć samorealizacji, że przestanę być szczęśliwą małpą z dżungli.Nie wzięli tego pod uwagę.Nie, ja powinienem się cieszyć, że nauczono mnie zapamiętywać tylko dane służące Carol Jeanne.Z pewnością nikt nie zamierzał instalować mi programu samokształcenia.Byłem jedynie narzędziem.Ujmując to metaforycznie, można powiedzieć, że Carol Jeanne kupiła młotek i nie potrzebowała, by się nauczył, jak zostać piłą.W tej sytuacji, bez względu na to, co wówczas sądziłem, od samego początku nocami nie pracowałem dla niej, lecz dla siebie.Jeszcze z jednego powodu powinienem był się zorientować, że tak jest: po incydencie w wahadłowcu nie miałem żadnych szans na to, że przy zerowej grawitacji zachowam swobodę ruchów.Jeśli sama Carol Jeanne nie skrępuje mnie pasami, ktoś inny zrobi to za nią.Czemu wcześniej nie pojąłem tak oczywistego faktu? Teraz, sięgając myślą wstecz, wyraźnie pamiętam, jak bardzo mi zależało na przygotowaniu się do przebywania w nieważkości.Ale dlaczego? Czyżbym już wtedy podświadomie zdawał sobie sprawę, że gdy grawitacja spadnie do zera, nikt mnie nie skrępuje, ponieważ przestałem być wyłącznie służącym Carol Jeanne? Czyżbym już wtedy wiedział, że nic dla niej nie znaczę, bo porównała mnie do zwierząt pociągowych? Czy moja lojalność się kończyła?Jakoś musiałem to wszystko wiedzieć, w przeciwnym wypadku bowiem, czy zachowałbym taką ostrożność, ukrywając przed Carol Jeanne to, co robiłem? Gdyby było inaczej, z pewnością bym jej powiedział o kości-pasożycie, zainstalowanej w jej komputerze.Od sekretów zaczyna się wyzwolenie.Teraz pewien obszar mojego mózgu już do niej nie należał.Przedtem zawsze wszystko jej mówiłem.To jednak sprawa przeszłości.Mówienie wszystkiego Carol Jeanne stanowiło jeden z odruchów warunkowych, jakie mi wykształcono w fabryce małp, którą treserzy tak czarująco nazywali ośrodkiem szkolenia świadków.Moje odruchy warunkowe.Okłamując się, pewnie próbowałem je oszukać.Gdybym dopuścił do świadomości to, co zamierzałem zrobić, gdybym się przed sobą przyznał, że jestem wściekły, że pragnę zdradzić Carol Jeanne, wówczas one by zadziałały i albo wszystko to zostałoby stłumione, albo bym zwariował.(Musiałem myśleć, że naprawdę oszalałem.Teraz też tak myślę).Nieustannie to sobie wmawiając, robiłem swoje.Czekałem, aż w domu pogasną światła i ucichną szepty.Potem, na wszelki wypadek, odczekiwałem jeszcze pół godziny, póki się nie upewniłem, że cała rodzina śpi.Dopiero wtedy, wyślizgnąwszy się z łóżka, wyskakiwałem przez otwarte okno, by rozpocząć ćwiczenia.Mimo że nie znałem terenu, odnajdywanie drogi w nocy nie nastręczało mi żadnych trudności.Punktualnie o godzinie 21:00 "słońce" przygasało na tyle, by ludzie mogli spać, ale na dworze nie musieli używać dodatkowego oświetlenia.W ciągu długich lat, spędzonych na "Arce", nikt po wyjściu z domu ani na chwilę nie znalazł się w całkowitym mroku.Rozkład "Arki" już utrwaliłem w pamięci.Oś, po której wędrowało "słońce", łączyła dwa ogromne trójnogi, wsparte na płaskich ścianach cylindrycznego kadłuba statku.Kiedy wyruszymy w drogę, jeden będzie stał na podłodze, a drugi zwieszał się z sufitu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl