[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może to był przypadek, ale tak musi być.Jason skrzywił się pociesznie.– Widzisz? – zapytał.– Wszystko przez ciebie.Już nawet zaczynam pieprzyć, jak ty.O przeznaczeniu.Zresztą, nieważne.Spoważniał jeszcze bardziej.– Przez ostatni czas próbowałem się czegoś dowiedzieć.Opowiem ci wszystko.To nie tak, jak myślałeś, Match.Ja nie znalazłem sobie wygodnej przystani.Próbowałem się czegoś dowiedzieć, nie tylko zresztą ja.Cóż, niewiele z tego wyszło.Ale trafiłem na coś interesującego.W oczach Matcha pojawiły się iskierki zainteresowania.Jason, dostrzegłszy to, odetchnął z ulgą.Z Matchem nękanym wątpliwościami i wyrzutami sumienia rozmowa była trudna.Zazwyczaj jednostronna.Jason rozsiadł się wygodniej.Opowiedział o swych spostrzeżeniach.Match, wysłuchawszy go, zamyślił się.– Tak, wiem, to niewiele.– powiedział Jason, widząc, że nic nie mówi.– Ale mam wrażenie.Potarł z namysłem czoło.– Mam wrażenie, że jestem już blisko.A co ważniejsze, mam też wrażenie, że moja osoba stała się istotna.Match z powątpiewaniem pokręcił głową.– Może nie osoba, co moje zdolności.– wyjaśnił Jason, widząc pytające spojrzenie.– Ktoś się tym interesuje.Ciekawe, kto.– Nie chcę cię zniechęcać, ale nie wydaje mi się.– Match był sceptyczny.– Przecież już wiadomo, o co naprawdę chodzi.Z czym mam się zmierzyć.Nie wiadomo jeszcze, kiedy.– I dobrze! – wpadł mu Jason w słowo.– Zawsze przyda się trochę czasu.Może jeszcze czegoś się dowiem.Match wciąż kręcił głową.Znów wybrał najgorszą z możliwości, pomyślał ze złością Jason.Jest niepoprawny.Znów jest przekonany o nieuchronności tego, co ma nastąpić.Ech, szkoda czasu, nie ma na niego rady.– Jeszcze mamy czas – powiedział Jason na głos – Więc możemy odłożyć dalszą rozmowę choćby na jutro.Przepraszam, ale nie czuję się na siłach, gdy ktoś obudzi mnie o nieludzkiej porze.Tym razem Match zrezygnował ze swych zwykłych, złośliwych uwag.Bez słowa zaczął zbierać się do wyjścia.Bez słowa, i jak zwykle bez pożegnania.Jason przemógł nieodpartą chęć zwalenia się z powrotem na posłanie i zamknięcia oczu.Jeszcze musiał coś powiedzieć.– Match, jeszcze jedno.– zaczął cicho.Match odwrócił się od wyjścia.Spojrzał pytająco.– To nie był błąd, Match.Naprawdę nie był.Jason oczekiwał wybuchu złości.Może niechętnego burknięcia.Był przygotowany.Ale musiał to powiedzieć.Zaskoczony zobaczył, że Match uśmiecha się.– Podglądałeś, draniu – stwierdził tylko.Nie było w tym gniewu.Ani wyrzutów.Odwrócił się i wyszedł, cicho zamykając za sobą krzywe, zbite z koślawych desek drzwi.Jason słyszał skrzypienie drewnianych, przypominających bardziej niezbyt stromą drabinę schodów.Z ulgą rzucił się na posłanie i przymknął oczy.Ciekawe, ile czasu zostało, pomyślał.Nie bał się.Zdecydował ostatecznie.Spostrzegł ze zdziwieniem, że to właśnie dziś podjął ostateczną decyzję, decyzję, którą wcześniej odkładał w nieskończoność.Dziwił się, że tak łatwo przyszła.I że przyniosła ulgę.Już się nie bał.Już nie było po co.Już nie można się cofnąć.Przypomniał sobie o Basile’u.Cholera, jak się dowie, to też będzie chciał z nami pójść.Już się dopytywał.Trzeba mu to wybić z głowy, postanowił.Choć wiedział, że to się na nic nie zda.Wiedział, że Basile myśli tak samo, jak on.Jeszcze jest czas, pocieszył się.Z tą myślą udało mu się zasnąć ponownie.* * *Jechali w milczeniu przez cichy, oszroniony przez pierwsze mrozy las.Tylko jeden wiedział na pewno, co czeka go na końcu tej drogi.A raczej wydawało mu się, że wiedział.Że wszystko jest jasne i proste, że jest postanowione.Już zdecydował i łatwo było mu z tym.Łatwiej, niż kiedykolwiek.Jednak mylił się.To, co na niego czekało, nie było tym, na co się przygotowywał.Z czym się pogodził przez ostatnie miesiące.Przez wszystkie lata.Match jechał poważny i skupiony, pogodzony ze sobą.Ze swym przeznaczeniem.Za wcześnie.Drugi wciąż miał wątpliwości.Wciąż brakowało czegoś do pełnego zrozumienia.Jakiegoś drobnego fragmentu, tak drobnego, że jego brak był nad wyraz denerwujący.I niepokojący.Nie bał się przeznaczenia, nie wierzył w nie.Bał się niewiadomego, bał się tego, że nie potrafił odgadnąć.Po raz nieskończony obracał w głowie fragmenty łamigłówki.Jason był niespokojny.Obawiał się, że już nie starczy czasu.Czasu, aby do końca zrozumieć.Bo na to, by zapobiec, było już za późno.Trzeci z nich nie myślał o niczym szczególnym.Nie bał się.Gdyby się nad tym zastanowił, podziękowałby błogosławionej nieświadomości.Zastanawianie się nie leżało w jego naturze.Basile był po prostu lojalny.Jak zawsze.Jeszcze niedawno rozmawiali.O niczym istotnym, wymieniając obojętne słowa, nie patrząc nawet na siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Może to był przypadek, ale tak musi być.Jason skrzywił się pociesznie.– Widzisz? – zapytał.– Wszystko przez ciebie.Już nawet zaczynam pieprzyć, jak ty.O przeznaczeniu.Zresztą, nieważne.Spoważniał jeszcze bardziej.– Przez ostatni czas próbowałem się czegoś dowiedzieć.Opowiem ci wszystko.To nie tak, jak myślałeś, Match.Ja nie znalazłem sobie wygodnej przystani.Próbowałem się czegoś dowiedzieć, nie tylko zresztą ja.Cóż, niewiele z tego wyszło.Ale trafiłem na coś interesującego.W oczach Matcha pojawiły się iskierki zainteresowania.Jason, dostrzegłszy to, odetchnął z ulgą.Z Matchem nękanym wątpliwościami i wyrzutami sumienia rozmowa była trudna.Zazwyczaj jednostronna.Jason rozsiadł się wygodniej.Opowiedział o swych spostrzeżeniach.Match, wysłuchawszy go, zamyślił się.– Tak, wiem, to niewiele.– powiedział Jason, widząc, że nic nie mówi.– Ale mam wrażenie.Potarł z namysłem czoło.– Mam wrażenie, że jestem już blisko.A co ważniejsze, mam też wrażenie, że moja osoba stała się istotna.Match z powątpiewaniem pokręcił głową.– Może nie osoba, co moje zdolności.– wyjaśnił Jason, widząc pytające spojrzenie.– Ktoś się tym interesuje.Ciekawe, kto.– Nie chcę cię zniechęcać, ale nie wydaje mi się.– Match był sceptyczny.– Przecież już wiadomo, o co naprawdę chodzi.Z czym mam się zmierzyć.Nie wiadomo jeszcze, kiedy.– I dobrze! – wpadł mu Jason w słowo.– Zawsze przyda się trochę czasu.Może jeszcze czegoś się dowiem.Match wciąż kręcił głową.Znów wybrał najgorszą z możliwości, pomyślał ze złością Jason.Jest niepoprawny.Znów jest przekonany o nieuchronności tego, co ma nastąpić.Ech, szkoda czasu, nie ma na niego rady.– Jeszcze mamy czas – powiedział Jason na głos – Więc możemy odłożyć dalszą rozmowę choćby na jutro.Przepraszam, ale nie czuję się na siłach, gdy ktoś obudzi mnie o nieludzkiej porze.Tym razem Match zrezygnował ze swych zwykłych, złośliwych uwag.Bez słowa zaczął zbierać się do wyjścia.Bez słowa, i jak zwykle bez pożegnania.Jason przemógł nieodpartą chęć zwalenia się z powrotem na posłanie i zamknięcia oczu.Jeszcze musiał coś powiedzieć.– Match, jeszcze jedno.– zaczął cicho.Match odwrócił się od wyjścia.Spojrzał pytająco.– To nie był błąd, Match.Naprawdę nie był.Jason oczekiwał wybuchu złości.Może niechętnego burknięcia.Był przygotowany.Ale musiał to powiedzieć.Zaskoczony zobaczył, że Match uśmiecha się.– Podglądałeś, draniu – stwierdził tylko.Nie było w tym gniewu.Ani wyrzutów.Odwrócił się i wyszedł, cicho zamykając za sobą krzywe, zbite z koślawych desek drzwi.Jason słyszał skrzypienie drewnianych, przypominających bardziej niezbyt stromą drabinę schodów.Z ulgą rzucił się na posłanie i przymknął oczy.Ciekawe, ile czasu zostało, pomyślał.Nie bał się.Zdecydował ostatecznie.Spostrzegł ze zdziwieniem, że to właśnie dziś podjął ostateczną decyzję, decyzję, którą wcześniej odkładał w nieskończoność.Dziwił się, że tak łatwo przyszła.I że przyniosła ulgę.Już się nie bał.Już nie było po co.Już nie można się cofnąć.Przypomniał sobie o Basile’u.Cholera, jak się dowie, to też będzie chciał z nami pójść.Już się dopytywał.Trzeba mu to wybić z głowy, postanowił.Choć wiedział, że to się na nic nie zda.Wiedział, że Basile myśli tak samo, jak on.Jeszcze jest czas, pocieszył się.Z tą myślą udało mu się zasnąć ponownie.* * *Jechali w milczeniu przez cichy, oszroniony przez pierwsze mrozy las.Tylko jeden wiedział na pewno, co czeka go na końcu tej drogi.A raczej wydawało mu się, że wiedział.Że wszystko jest jasne i proste, że jest postanowione.Już zdecydował i łatwo było mu z tym.Łatwiej, niż kiedykolwiek.Jednak mylił się.To, co na niego czekało, nie było tym, na co się przygotowywał.Z czym się pogodził przez ostatnie miesiące.Przez wszystkie lata.Match jechał poważny i skupiony, pogodzony ze sobą.Ze swym przeznaczeniem.Za wcześnie.Drugi wciąż miał wątpliwości.Wciąż brakowało czegoś do pełnego zrozumienia.Jakiegoś drobnego fragmentu, tak drobnego, że jego brak był nad wyraz denerwujący.I niepokojący.Nie bał się przeznaczenia, nie wierzył w nie.Bał się niewiadomego, bał się tego, że nie potrafił odgadnąć.Po raz nieskończony obracał w głowie fragmenty łamigłówki.Jason był niespokojny.Obawiał się, że już nie starczy czasu.Czasu, aby do końca zrozumieć.Bo na to, by zapobiec, było już za późno.Trzeci z nich nie myślał o niczym szczególnym.Nie bał się.Gdyby się nad tym zastanowił, podziękowałby błogosławionej nieświadomości.Zastanawianie się nie leżało w jego naturze.Basile był po prostu lojalny.Jak zawsze.Jeszcze niedawno rozmawiali.O niczym istotnym, wymieniając obojętne słowa, nie patrząc nawet na siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]