[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbiór przepowiedni Matki Shipton sprzedawał się jak gorące bułeczki.W Londynie działało wtedy ośmiu liczących się wydawców i każdy wypuścił przynajmniej jeden zbiorek przepowiedni.Wszystkie były przerażająco niedokładne.O ich powodzeniu zde­cydowała zawiłość sformułowań i przygniatający, dyktatorski język wszechwiedzącego narratora.Sprzedano dziesiątki tysięcy egzem­plarzy.— Toż to jakby dostać przywilej bicia własnej monety - mówił pan Bilton do pana Scaggsa[14].Pospólstwo wykupi każdą miernotę.Nie zwlekając wydajmy księgę wróżb jakowejś czarownicy.Następnego dnia rano znaleźli pod drzwiami pokaźny manu­skrypt.Wszystko wskazywało na to, że autor też umiał wyczuć ko­niunkturę.Panowie Bilton i Scaggs nie zdawali sobie sprawy, że oto dys­ponują jedynym w historii ludzkości zbiorem dokładnych i traf­nych przepowiedni obejmującym trzysta i czterdzieści lat prze­stępnych naprzód, z dokładnym opisem zdarzeń i zjawisk zwiastu­jących nadejście Armageddonu.Każde zdanie z tego rękopisu warte było ciężkie pieniądze.Druk ukończono we wrześniu 1655, akurat na czas ożywienia handlu przed Bożym Narodzeniem[15] i natychmiast zorganizowano pierwszą w historii księgarstwa angielskiego wyprzedaż po obniżo­nych cenach.Książka nie sprzedawała się.W ogóle.Nawet w Lancashire, gdzie księgarz umieścił ją na wystawie z dopiskiem “rodzimy au­tor".Autora, a właściwie autorkę, niejaką Agnes Nutter wcale to nie zaskoczyło, gdyż nic, co było z tego świata, nie mogło zasko­czyć Agnes Nutter.Napisała tę książkę nie dla zaspokojenia rynku, honorarium czy sławy, lecz wyłącznie po to, by otrzymać jeden egzemplarz gra­tis, do czego jako autor miała niezbywalne prawo.Nikt dokładnie nie wie, co stało się z resztą nie sprzedanego nakładu.Egzemplarze nie zachowały się ani w muzeach, ani w zbiorach prywatnych.Nawet Azirafal nie posiadał takiego.Na myśl, że kiedykolwiek wypielęgnowanymi dłońmi dotknie książki Agnes Nutter, robiło mu się słabo ze wzruszenia.Na całym świecie istniał tylko jeden domniemany egzemplarz przepowiedni.Spoczywał wygodnie na półce, około czterdzieści mil od re­stauracji, w której Crowley i Azirafal rozkoszowali się obiadem i ujmując rzecz metaforycznie, zaczął właśnie ostatnie odliczanie.* * *Dochodziła trzecia po południu.Od przybycia Antychry­sta na świat upłynęło piętnaście godzin, z których trzy ostatnie jeden anioł i jeden diabeł spędzili tęgo popijając.Siedzieli naprzeciw siebie na zapleczu obskurnego sklepiku Azirafala w Soho.W większości antykwariatów w Soho są zaplecza pełne bezcen­nych unikatów i białych kruków.Książki Azirafala nie miały ilustracji, za to miały stare brązowe okładki i bogatą ornamentykę stronic.Od czasu do czasu Azirafal sprzedał jedną lub dwie, rzecz ja­sna kiedy nie miał innego wyjścia.Od czasu do czasu w sklepiku zjawiali się poważni panowie w ciemnych garniturach i namawiali, by zechciał sprzedać sklep, a oni zorganizują w tym miejscu punkt sprzedaży detalicznej, który bardziej pasuje do ich planu zagospo­darowania przestrzennego dzielnicy.Czasem proponowali gotów­kę, kusząc grubymi zwitkami banknotów pięćdziesięciofuntowych.Zdarzało się również, że gdy jedni prowadzili negocjacje, drudzy snuli się po sklepie i z politowaniem kręcąc głowami, mówili o łatwopalności papieru i jakichś beczkach z prochem.Azirafal przytakiwał, uśmiechał się i obiecywał, że weźmie to pod uwagę.Potem wychodzili.I nigdy nie wracali.Z tego, że jesteś aniołem wcale nie musi wynikać, że jesteś słodkim durniem i naiwniakiem.* * *Stół był gruntownie zastawiony butelkami.- Chodzi o to.chodzi o to.- mówił Crowley, starając się skupić wzrok na Azirafalu.— No, chodzi o to.— po­wtórzył, zastanawiając się, o co mu chodzi.Chodzi mi o.- prze­rwał i jaśniej dokończył: - delfiny.I o to mi chodzi.— Jakieś ryby - wtrącił Azirafal.— Nnnie.- Crowley kiwnął palcem.- To.jes.ssak.Najpraw­dziwszy s.sy.ssak.A różnica jest w.w.- Mózg Crowleya przypo­minał nieprzenikniony gąszcz, w którym trudno odszukać cokol­wiek, a co dopiero jakąś różnicę.- A różnica polega na tym, że.— Odbywają gody na lądzie? - podsunął Azirafal.Crowley zmarszczył brwi.— Nie.Raczej na pewno nie.Chodzi o coś z młodymi.Zresztą wszystko jedno - powiedział, pozbierał myśli i sięgając po butelkę, dokończył: - Chodzi o ich mózgi.— O co chodzi z mózgami?— To wielkie mózgi.Jak.stodoła.I o to chodzi.A są wielory­by i mają jeszcze większe mózgi.Słowo daję.Cały ocean mózgów.— Szajs - mruknął Azirafal, zaglądając melancholijnie w swoją szklankę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl