[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Niezły bałagan macie w tych księgach.Mimo iż on był brunetem, a ona blondynką, podobieństwo między ojcem a córką było tak silne, że Drayton musiał spuścić wzrok, aby powstrzymać się od gapienia na nich oboje.Pomyślał, że nie umiałby powstrzymać krzyku męki i przerażenia, gdyby Grover uśmiechnął się teraz.Ale było to mało prawdopodobne.– Kończę z tym wylegiwaniem się – powiedział ojciec dziewczyny.– Za długo już to trwa.Od jutra do harówy.Wyszedł zza lady i skierował się w jej stronę tak, jakby chciał się na nią rzucić i porwać w swoje szpony.Jego krzywy chód przypominał ruchy kulawego, rogatego zwierzęcia.– Później wyciągnę samochód – burknął – bo nie sądzę, żeś go czyściła, odkąd mnie zmogło.– O tym zadecyduje lekarz – w jej głosie słychać było znużenie.– Wróć lepiej do łóżka.Poradzę sobie tu sama.Wzięła go pod ramię tak, jakby rzeczywiście był wiekowym, połamanym stworzeniem, jak to sobie Drayton wyobrażał.Poczuł się opuszczony, kiedy poszli na górę.Nie było to miejsce dla niego.Jak zwykle tutaj, poczuł konieczność umycia rąk.Przypuśćmy, że zapomniałaby, że się tutaj znajdował, pochłonięta jak zwykle obowiązkami domowymi i zostawiłaby go na pastwę losu pomiędzy podejrzanymi czasopismami i ukrytymi nożami.Aż przyszłaby noc i pogłębiła tę ciemność.Zdawał sobie sprawę z tego, że jest więźniem, który nie może odejść stąd bez niej.Całe wieki upłynęły, nim wróciła.Spojrzała na niego i poczuł, że twarz jego wyrażać musi totalne ujarzmienie i tęsknotę przemieszaną z pragnieniem.Cóż za paradoks!– Musiałam powiesić pranie – powiedziała.– Ale wątpię, żeby dzisiaj wyschło.Powinnam była załatwić to po południu, tak jak w zeszłym tygodniu.Kiedy podeszła blisko niego, objął jej twarz rękoma dotykając chciwie jak ślepiec.– Mamy dzisiaj samochód? – spytała.Pokiwał przecząco głową.– W takim razie weźmiemy wóz taty.– Nie – odrzekł.– Pójdziemy na spacer.Wiedział, że dziewczyna umie prowadzić, bo powiedziała o tym Wexfordowi.Jeżeli została mu chociaż odrobina powagi, to niechybnie zniknęłaby całkowicie, gdyby pozwolił jej wozić się po okolicy samochodem jej ojca.– W takim razie jutro – powiedziała patrząc mu prosto w oczy.– Przyrzeknij, że zrobimy to jutro, Mark, nim ojciec zajmie się wozem.i zarekwiruje go.Pomyślał, że w tej chwili obiecałby jej swoje własne życie, gdyby go tylko o to poprosiła.– Opiekuj się mną – powiedziała z nagłą rozpaczą w głosie.Nad nimi słychać było kroki utykającego mężczyzny.– Och, Mark!Rzeka nęciła ich swoją cichą, biegnącą wzdłuż brzegu, osłoniętą ścieżką.Drayton wziął ją w ramiona dokładnie w tym samym miejscu, w którym widział ją całującą się z innym mężczyzną.Ale zapomniał o tym i o wszystkim innym, co zdarzyło się przed ich spotkaniem.Nawet pociąg fizyczny stał się słabszy.Doszedł do takiego stanu, kiedy jego największym życzeniem było znajdować się z nią sam na sam, przytulając ją blisko do siebie i smakując jej usta.– Sądzę, że przebaczy mi pan to wezwanie – powiedział Burden.Wstał, aby przepuścić Wexforda na jego stałe miejsce przy oknie.Jak zwykle o tej porze, bar „Olive & Dove” był zatłoczony.– Przypuszczam, że to sprawa nie cierpiąca zwłoki – mruknął Wexford.– Nie siadaj.Możesz przynieść piwo, nim zaczniesz swój wykład.Burden wrócił z dwoma kuflami piwa.– Obawiam się, sir, że trochę tu tłoczno i głośno.– Nawet w połowie nie tak tłoczno i głośno jak u mnie.Moja córka Sheila wydaje przyjęcie.– Burden uśmiechnął się.– Myślę, że to się teraz inaczej nazywa.– Więc jak? – z irytacją w głosie spytał znad kufla Wexford.– Impreza.Przenieśli się w spokojniejszy kąt Wexford uniósł zasłonkę i wyjrzał na ulicę.Było ciemno i pusto, tylko kilku młodzieńców marudziło jeszcze przy kinowym parkingu popychając się i śmiejąc.– Spójrz tylko na te cholerne, zielone samochody – powiedział główny inspektor z obrzydzeniem.– Skąd możemy wiedzieć, że nie ma go gdzieś tam w kinie?– Myślę, że wiem już, kim jest – przemówił cicho Burden.– Cóż, nie sądziłem, że ściągnąłeś mnie tutaj tylko i wyłącznie na małe piwko.Wal śmiało.Burden spojrzał niepewnie na ciężką, pomarszczoną twarz.Jej wyraz nie był zbytnio zachęcający.Przez chwilę wahał się obracając w rękach kufel.Pomysł przyszedł mu do głowy czy może raczej skrystalizował się po trzech godzinach rozmyślań i wahań.Kiedy był już pewny swoich dociekań i poukładał w głowie szczegóły, podekscytował się tak bardzo, że musiał o tym komuś opowiedzieć.Ten ktoś siedział teraz naprzeciwko niego, przyglądając mu się sceptycznie.Był przygotowany na kpiny i szyderstwa.Szef najwyraźniej doszedł do wniosku, że całe to dochodzenie to tylko bezmyślne kręcenie się w miejscu.Tak jak powiedziane jest, że zimne światło poranka rozwiewa nocne złudzenia, tak samo atmosfera baru „Olive & Dove”, śmiechy, hałas i wątpiące spojrzenie Wexforda zniszczyło jego niezwykle pomysłowe rozwiązanie całej tej historii.Wszystkie przekonujące i nieodparte dowody przyblakły, a pozostała jedynie niepewność.Może byłoby lepiej, gdyby dopił swoje piwo i wyszedł stąd bez słowa? Wexford niecierpliwie stukał palcami o blat stolika.Burden chrząknął i powiedział słabo:– Myślę, że to mąż pani Anstey.– Smith? Mój Boże, Mike, przechodziliśmy już przez to.On nie żyje.– Smith nie, ale Anstey żyje.W każdym razie nie ma powodu, aby w to wątpić.Burden ściszył głos, ponieważ ktoś przechodził obok ich stolika.– Myślę, że to mógłby być Anstey.Powiedzieć panu, dlaczego?Krzaczaste brwi Wexforda uniosły się.– Tak będzie lepiej – odezwał się.– Nic o tym facecie nie wiemy.Ona właściwie o nim nie wspominała.– I nie wydało się to panu podejrzane?– Może i tak.– po krótkim namyśle odpowiedział Wexford.– Może masz rację.Wyglądało na to, że chce kontynuować, ale Burden nie chciał, aby mu odebrano stery, więc szybko powiedział:– Wszystko wskazuje na to, że ta kobieta serdeczniej myśli o człowieku, który rozwiódł się z nią pięć lat temu, niż o swoim obecnym mężu.Żałuje tego rozwodu i nie widzi przeszkód, aby poinformować o tym obcych ludzi, którzy nawet jej o nic nie pytają.Powiedziała: „To miło być kochanym i pamiętać o tym, kiedy miłość już przeminie.” Czy sądzi pan, że mogłyby to być słowa szczęśliwej mężatki? I co miały znaczyć te jej opowiadania o samotności? Jest nauczycielką [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.– Niezły bałagan macie w tych księgach.Mimo iż on był brunetem, a ona blondynką, podobieństwo między ojcem a córką było tak silne, że Drayton musiał spuścić wzrok, aby powstrzymać się od gapienia na nich oboje.Pomyślał, że nie umiałby powstrzymać krzyku męki i przerażenia, gdyby Grover uśmiechnął się teraz.Ale było to mało prawdopodobne.– Kończę z tym wylegiwaniem się – powiedział ojciec dziewczyny.– Za długo już to trwa.Od jutra do harówy.Wyszedł zza lady i skierował się w jej stronę tak, jakby chciał się na nią rzucić i porwać w swoje szpony.Jego krzywy chód przypominał ruchy kulawego, rogatego zwierzęcia.– Później wyciągnę samochód – burknął – bo nie sądzę, żeś go czyściła, odkąd mnie zmogło.– O tym zadecyduje lekarz – w jej głosie słychać było znużenie.– Wróć lepiej do łóżka.Poradzę sobie tu sama.Wzięła go pod ramię tak, jakby rzeczywiście był wiekowym, połamanym stworzeniem, jak to sobie Drayton wyobrażał.Poczuł się opuszczony, kiedy poszli na górę.Nie było to miejsce dla niego.Jak zwykle tutaj, poczuł konieczność umycia rąk.Przypuśćmy, że zapomniałaby, że się tutaj znajdował, pochłonięta jak zwykle obowiązkami domowymi i zostawiłaby go na pastwę losu pomiędzy podejrzanymi czasopismami i ukrytymi nożami.Aż przyszłaby noc i pogłębiła tę ciemność.Zdawał sobie sprawę z tego, że jest więźniem, który nie może odejść stąd bez niej.Całe wieki upłynęły, nim wróciła.Spojrzała na niego i poczuł, że twarz jego wyrażać musi totalne ujarzmienie i tęsknotę przemieszaną z pragnieniem.Cóż za paradoks!– Musiałam powiesić pranie – powiedziała.– Ale wątpię, żeby dzisiaj wyschło.Powinnam była załatwić to po południu, tak jak w zeszłym tygodniu.Kiedy podeszła blisko niego, objął jej twarz rękoma dotykając chciwie jak ślepiec.– Mamy dzisiaj samochód? – spytała.Pokiwał przecząco głową.– W takim razie weźmiemy wóz taty.– Nie – odrzekł.– Pójdziemy na spacer.Wiedział, że dziewczyna umie prowadzić, bo powiedziała o tym Wexfordowi.Jeżeli została mu chociaż odrobina powagi, to niechybnie zniknęłaby całkowicie, gdyby pozwolił jej wozić się po okolicy samochodem jej ojca.– W takim razie jutro – powiedziała patrząc mu prosto w oczy.– Przyrzeknij, że zrobimy to jutro, Mark, nim ojciec zajmie się wozem.i zarekwiruje go.Pomyślał, że w tej chwili obiecałby jej swoje własne życie, gdyby go tylko o to poprosiła.– Opiekuj się mną – powiedziała z nagłą rozpaczą w głosie.Nad nimi słychać było kroki utykającego mężczyzny.– Och, Mark!Rzeka nęciła ich swoją cichą, biegnącą wzdłuż brzegu, osłoniętą ścieżką.Drayton wziął ją w ramiona dokładnie w tym samym miejscu, w którym widział ją całującą się z innym mężczyzną.Ale zapomniał o tym i o wszystkim innym, co zdarzyło się przed ich spotkaniem.Nawet pociąg fizyczny stał się słabszy.Doszedł do takiego stanu, kiedy jego największym życzeniem było znajdować się z nią sam na sam, przytulając ją blisko do siebie i smakując jej usta.– Sądzę, że przebaczy mi pan to wezwanie – powiedział Burden.Wstał, aby przepuścić Wexforda na jego stałe miejsce przy oknie.Jak zwykle o tej porze, bar „Olive & Dove” był zatłoczony.– Przypuszczam, że to sprawa nie cierpiąca zwłoki – mruknął Wexford.– Nie siadaj.Możesz przynieść piwo, nim zaczniesz swój wykład.Burden wrócił z dwoma kuflami piwa.– Obawiam się, sir, że trochę tu tłoczno i głośno.– Nawet w połowie nie tak tłoczno i głośno jak u mnie.Moja córka Sheila wydaje przyjęcie.– Burden uśmiechnął się.– Myślę, że to się teraz inaczej nazywa.– Więc jak? – z irytacją w głosie spytał znad kufla Wexford.– Impreza.Przenieśli się w spokojniejszy kąt Wexford uniósł zasłonkę i wyjrzał na ulicę.Było ciemno i pusto, tylko kilku młodzieńców marudziło jeszcze przy kinowym parkingu popychając się i śmiejąc.– Spójrz tylko na te cholerne, zielone samochody – powiedział główny inspektor z obrzydzeniem.– Skąd możemy wiedzieć, że nie ma go gdzieś tam w kinie?– Myślę, że wiem już, kim jest – przemówił cicho Burden.– Cóż, nie sądziłem, że ściągnąłeś mnie tutaj tylko i wyłącznie na małe piwko.Wal śmiało.Burden spojrzał niepewnie na ciężką, pomarszczoną twarz.Jej wyraz nie był zbytnio zachęcający.Przez chwilę wahał się obracając w rękach kufel.Pomysł przyszedł mu do głowy czy może raczej skrystalizował się po trzech godzinach rozmyślań i wahań.Kiedy był już pewny swoich dociekań i poukładał w głowie szczegóły, podekscytował się tak bardzo, że musiał o tym komuś opowiedzieć.Ten ktoś siedział teraz naprzeciwko niego, przyglądając mu się sceptycznie.Był przygotowany na kpiny i szyderstwa.Szef najwyraźniej doszedł do wniosku, że całe to dochodzenie to tylko bezmyślne kręcenie się w miejscu.Tak jak powiedziane jest, że zimne światło poranka rozwiewa nocne złudzenia, tak samo atmosfera baru „Olive & Dove”, śmiechy, hałas i wątpiące spojrzenie Wexforda zniszczyło jego niezwykle pomysłowe rozwiązanie całej tej historii.Wszystkie przekonujące i nieodparte dowody przyblakły, a pozostała jedynie niepewność.Może byłoby lepiej, gdyby dopił swoje piwo i wyszedł stąd bez słowa? Wexford niecierpliwie stukał palcami o blat stolika.Burden chrząknął i powiedział słabo:– Myślę, że to mąż pani Anstey.– Smith? Mój Boże, Mike, przechodziliśmy już przez to.On nie żyje.– Smith nie, ale Anstey żyje.W każdym razie nie ma powodu, aby w to wątpić.Burden ściszył głos, ponieważ ktoś przechodził obok ich stolika.– Myślę, że to mógłby być Anstey.Powiedzieć panu, dlaczego?Krzaczaste brwi Wexforda uniosły się.– Tak będzie lepiej – odezwał się.– Nic o tym facecie nie wiemy.Ona właściwie o nim nie wspominała.– I nie wydało się to panu podejrzane?– Może i tak.– po krótkim namyśle odpowiedział Wexford.– Może masz rację.Wyglądało na to, że chce kontynuować, ale Burden nie chciał, aby mu odebrano stery, więc szybko powiedział:– Wszystko wskazuje na to, że ta kobieta serdeczniej myśli o człowieku, który rozwiódł się z nią pięć lat temu, niż o swoim obecnym mężu.Żałuje tego rozwodu i nie widzi przeszkód, aby poinformować o tym obcych ludzi, którzy nawet jej o nic nie pytają.Powiedziała: „To miło być kochanym i pamiętać o tym, kiedy miłość już przeminie.” Czy sądzi pan, że mogłyby to być słowa szczęśliwej mężatki? I co miały znaczyć te jej opowiadania o samotności? Jest nauczycielką [ Pobierz całość w formacie PDF ]