[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozbawiło ich, że musieli ściszać głosy, aby Kora nie ogłuchła od ich rozmów.Tak naprawdę nic nie wiedzieli o ludziach: chcieli, aby ich oświeciła.O ile pamiętali o modulacji głosu, była w swoim żywiole.Zadawali wiele mądrych pytań o Miasto Delta, często wystawiali jej auchraug na ciężkie próby, ale Miło odmówił tłumaczenia.„Coś z nim nie tak”, myślała Kora.„Nie jest zazdrosny.To coś głębszego”.Ze sposobu, w jaki mainrauim go traktowali, jasno wynikało, że mu zazdroszczą, uwielbiają go i są z niego dumni.Czy dlatego czuł się tak skrępowany?A potem bez ostrzeżenia, doskonale widoczna przez ściany jadalni, nad Writh aes Haraules wyrosła tarcza słoneczna, lśniąc wściekłą czerwienią i złotem.Solne morze eksplodowało jasno­ścią.Kora przerwała w połowie zdania i dała nura pod stół.Mainrauim otoczyli ją ramionami, ukrywając twarz.Poczuła, jak ją podnoszą i niosą w ramionach, ignorując rozkaz Miło, aby natychmiast ją postawili.- Jest taka delikatna, prawda? Możemy nie lubić żaru słoń­ca, ale potrafimy go znieść.- Jest taka puszysta, jak myszka, czy to nie wspaniałe? - Żółty Zmierzch pogładził jej łydkę.- Precz z łapami! - ryknął Miło.Postawili ją na chłodnych, oświetlonych pochodniami, spiral­nych schodach w samym środku wieży.- Czy chcesz, abyśmy zanieśli cię dalej? - zapytał z na­dzieją Biegnący Lis.- Przepraszam, ruthyalim, ale musimy już iść! - Miło schwycił Korę.- Tylko pożegnamy się z serbalu.Sypialnia Słodkiego Myszołowa pasowałaby do domu Goquisite, oprócz dywanów i tapet, w których Kora poczuła twarde, solne włókna.Od niepamiętnych czasów, powiedział Miło, auchresh byli mistrzami w rękodzielnictwie i dlatego niebiosa były takie piękne.Umieli rzeźbić w soli o różnym stopniu twardości, poczynając od żup twardych jak granit, kończąc na miękkich jak ser grudach wydobywanych przez Znajdy.Przędli twarde, włókniste korzenie tak, aby można było z nich tkać; wydobywali z materii ukryte kolory; auchresh potrafili wszystko.Na soli można było przeżyć równie łatwo jak wśród ludzi, o ile znało się sposób.Wsparta o poduszki na łożu, Słodki Myszołów pieściła głowy Pancernego Liścia i Kwitnącego Uskoku.- Już nas opuszczacie?- Tak - odparł krótko Miło.Puszysty, skalny kot ostrzył pazury o dywan.Pancerny Liść podążył za spojrzeniem Kory.- Mruczek przyzwyczaił się do nas, ale jest rzadkością -powiedział smutno o-serbali.- Wszystkie ludzkie rodziny mają zwierzęta domowe, jak nam mówił Miło.Nas nimi nie pobłogosła­wiono.Zwierzęta wyczuwają nasze.hmm.nasze pochodzenie.- Gdyby nie to, że spotykaliśmy się na przyjęciach, na których tylko od czasu do czasu pojawiał się jakiś pudelek, zobaczyłabyś, jak zwierzęta na mnie reagują - powiedział Miło.- Chciałbym zobaczyć te przyjęcia.- Pancerny Liść leżał na plecach, trzymając Kwitnący Uskok za rękę.Ich dłonie spo­czywały na zakrwawionej koszuli Słodkiego Myszołowa.Oczy­wiste było, że zamierzają spędzić ten dzień razem.Korę nagle przeszedł dreszcz, gdy wyczuła coś znacznie głębszego niż wi­działa w całych Wietrznych Niebiosach, znacznie głębszego, od aluzji Miło do związków tutaj.Sam mówił: nie ma ludzkiego słowa o odpowiedniej głębi, aby opisać irissim.Myślał o mainrauim.Czy sypiali z każdym, kto się nadarzył? A inni auchresh, z którymi rozmawiała, starzy, młodzi? Co z nimi?„Nie ma racji, jeśli uważa, że Pancerny Liść traci względy.Niemożliwe, aby życie było po prostu jednym ciągiem cudzych łóżek”, pomyślała.„Musi istnieć miłość.Musi istnieć miłość.Co nam po zaszczytach, skoro nic ich nie osłodzi? Czym było moje życie, zanim Miło stał się moim irissi?”- Ale piękno ludzkiego świata nie jest dla mnie.Wróć do nas kiedyś, tith”ahu.- Pancerny Liść przewrócił oczami, lecz nie dostrzegł jej.Podeszła bliżej.- Przyjdź podczas burzy.Goście w Niebiosach uważają, że zamiecie są wspaniałym widowiskiem.- Miło - głos Słodkiego Myszołowa przepełniony był tro­ską.- Czy możesz się stąd przenieść wprost do ludzkiego kraju?- Oczywiście, że tak.Wielkie dzięki za twą gościnę, ruthyalu.Koro, trzymaj się.Jej stopy uderzyły o bruk.Zatoczyła się, nie mogąc zorientować się, gdzie jest.Poczuła, jakby wszystkie troski, które zostawiła za sobą, położyły się na jej ramionach stukilowym ciężarem.Mora, córka piekarza Frivalleya, pomachała do niej radośnie przez zaparo­wane okno piekarni.A potem aż zatkało ją na widok Miło.„Jakie to ma znaczenie?”, zastanawiała się Kora.„Wcześniej czy później i tak wszyscy się dowiedzą”.Jedyna rzecz, jaka się liczyła, to fakt, że go kocha, kocha, kocha każdym nerwem i mięśniem.Dotarły do niej odgłosy budzących się ludzi i zwierząt.Poczuła zapach piekącego się chleba.Rzadko kiedy wstawała tak wcześnie.Niebo było dziwnie ciemne, przecięte kilkoma jaśniejszymi chmurami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl