[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A niebezpieczeństw było bez liku.Obrońcy mieli szczęście, że król Rassamarden, zajęty swoimi sprawami w Starym Świecie, nie wyprawił floty inwazyjnej wcześniej.Dziesięć dni od zmontowania pierwszych dwóch fortec, w czasie których nie zauważono ani śladu wroga, wykorzystano pod kierunkiem Ilvena Zavot-le'a do zmierzenia promienia kołnierza stosunkowo gęstego powietrza występującego na styku atmosfer obydwu planet.Wysłana na zwiady sonda obracała się w płaszczyźnie strefy nieważkości i dryfowała przez około sześćdziesiąt mil, nim pilot zaczął tracić przytomność z powodu nadmiernego rozrzedzenia atmosfery.Spróbował zawrócić, lecz skręcenie rozporki przyczyniło się do pęknięcia balonu.Pilot na szczęście odzyskał przytomność.Dzięki przymocowanemu do pasa siłniczkowi udało mu się wejść w pole grawitacyjne Overlandu i następnego dnia wylądował na spadochronie w odległości dnia marszu od Prądu.Ten zakończony szczęśliwie wypadek stał się źródłem pewności siebie szeregowych członków Służby Kosmicznej, ale dowództwo było zaniepokojone zdobytymi przez pilota danymi.Brama, jak nazywano most nadającego się do oddychania powietrza, obejmowała powierzchnię ponad dziesięciu tysięcy mil kwadratowych - i stało się jasne, że żadna dostępna liczba fortec za pomocą samej artylerii nie będzie w stanie jej bronić.Rozwiązanie raz jeszcze znalazł Zavotle, uparty roz-gryzacz problemów.Zainspirowany sukcesem silniczków należących do osobistego wyposażenia załóg, zaproponował zastosowanie najprostszego z możliwych statku bojowego: rury odrzutowej, której można dosiadać jak niebieskorożca.Okazało się, że zasilane mieszanką kryształów pikonu i halvellu silniki używane w zwyczajnych statkach powietrznych są odpowiedniej wielkości, i że po dokonaniu niezbędnych modyfikacji mogą wynosić wojownika na wiele mil od bazy.Wstępne obliczenia Zavotle'a - opierające się na założeniu, że efektywny zasięg myśliwca wynosi jedynie dwadzieścia mil - wykazały, że dla szczelnego pokrycia całego obszaru Bramy wystarcza zaledwie dwadzieścia pięć fortec.Toller, dryfując w miękkiej siatce, wspominał wyraz zdumienia i wdzięczności, jaki odbił się na twarzy króla Chakkella, gdy otrzymał niespodziewanie dobre nowiny.Nikt nie wątpił, że mógłby wymusić skonstruowanie stu fortec - bo taką liczbę pierwotnie brano pod uwagę - ale wtedy zostałyby nadszarpnięte rezerwy materiałowe i ludzkie.Chakkell stanąłby przed dodatkowym problemem: znaczna część jego poddanych była zbyt młoda, by z pierwszej ręki znać okropności wiążące się z zarażeniem ptertozą, nie miała wiec motywagi, by z zapałem podjąć się tak ciężkiej pracy.Z tego powodu Chakkell z entuzjazmem przyjął koncepcję odrzutowych statków myśliwskich, co z kolei doprowadziło do zakończenia produkcji pierwszej partii w rekordowo krótkim czasie pięciu dni.Nie bez znaczenia było, że podstawą owych maszyn były już znane silniki.Silnik odrzutowy, który z grubsza biorąc był po prostu pniem młodego drzewa brakka, składał się głównie z komory spalania.Kryształy pikonu i halvellu, wtłaczane do komory pod ciśnieniem pneumatycznym, łącząc się ze sobą wytwarzały wielkie ilości gazu miglignowego, który wydostawał się przez otwarty koniec rury i wypychał pojazd do przodu.W celu przekształcenia podstawowego silnika w operacyjnie niezawodną jednostkę powietrzną dodano drewnianą osłonę, która pozwoliła na zamontowanie dodatkowego wyposażenia.Zainstalowano siedzenie w kształcie siodła, za którym znajdowały się ruchome płaty sterujące.Wyglądały jak tępe skrzydła, ale w warunkach nieważkości ich jedyna funkcja polegała na kontrolowaniu kierunku lotu.Uzbrojenie myśliwca składało się z dwóch małych, przymocowanych po bokach osłony prymitywnych, lecz dość skutecznych armatek, które trafiały w cel, gdy pojazd został ustawiony z nim w jednej linii.Toller, unosząc się między jawą a snem, żywo przypominał sobie swoją pierwszą przejażdżkę na jednej z tych dziwnie wyglądających maszyn.Czuł się niezdarnie w ogromnym skafandrze, z silniczkiem u pasa i spadochronem na plecach.Samo przyzwyczajenie się do siedzenia i zaznajomienie ze sterowaniem odrzutowca zabrało mu nieco czasu.Doskonale zdawał sobie sprawę, że jest obserwowany przez ludzi znajdujących się w Fortecy Jeden.Napompował do maksimum pneumatyczny zbiornik, po czym przesunął w przód dźwignię przepustnicy.Mimo że zrobił to łagodnie, przyspieszenie, któremu towarzyszył ryk wyrzucanych spalin, nieomal wysadziło go z siodła.Po jakichś trzech minutach szaleńczego lotu, w ciągu których lodowaty strumień powietrza omywał twarz, udało mu się zwalczyć denerwującą tendencję myśliwca do wchodzenia w spiralę.Wyłączył silnik i pozwolił, by opór powietrza zatrzymał pojazd.Rozradowany szybkością przyspieszenia, odwrócił się w siodle, gotów przyjąć zasłużony aplauz czekających przy fortecy kolegów-pilotów.Ale fortecy nie było!Szok i panika przypieczętowały zawarcie znajomości z odrzutowym myśliwcem.Dopiero po kilkunastu sekundach udało mu się zlokalizować i rozpoznać fortecę pod postacią maleńkiego świetlnego punkcika prawie zagubionego w pocętkowanym srebrem błękicie wszechświata.Wtedy w pełni zrozumiał, z jak niewyobrażalną prędkością poruszał się przed chwilą.Dziewięć myśliwców Czerwonej Eskadry ustawiło się jeden przy drugim, ich górne powierzchnie lśniły w promieniach słońca.Niedaleko nad nimi unosiło się to, co niegdyś było pierwszą fortecą, a niedawno poszerzone przez trzy nowe segmenty stało się stacją dowodzenia.Inne fortece wchodzące w skład Wewnętrznej Grupy Obrony znajdowały się w pobliżu, ale nawet mimo specjalnie zamontowanych reflektorów trudno je było dostrzec na tle głębokiego błękitu.Overland, zza którego wyglądało słońce, tworzył oblamowany ogniem dach wszechświata, a rozległy Land - podłogę, błękitno-zieloną, przyprószoną ochrą, ozdobioną spiralami bieli.Innym znaczącym obiektem dla pilotów myśliwców był cel.Chociaż umiejscowiono go w odległości ponad mili, ogrom balonu stanowił ważny szczegół kosmicznego otoczenia, jedyny, który świadczył o materialności planet.Był ustawiony dobrze poza teoretyczną płaszczyzną nieważkości, w kierunku Landu, tak żeby wystrzelone kule armatnie zostały ściągnięte przez pole grawitacyjne tej planety.Załoga podniebnego posterunku miała za sobą gorzkie doświadczenie.Ofiarą jednego z dwóch nieszczęśliwych wypadków, do jakich doszło w czasie treningu, stał się młody pilot.Wykonywał lot ćwiczebny z dużą prędkością, gdy raptem został zmieciony ze swej maszyny przez kulę armatnią, która trafiła go prosto w piersi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl