[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sen jednak nie nadchodził.W tej podróży pojawiał się bardzo rzadko.Czasami udało mu się zdrzemnąć.Zbyt wiele działo się wokół: wiał ostry wiatr, niesiony nim piasek uderzał o ściany namiotu, ludzie z otoczenia Koronala, z którymi dzielił kwaterę, oddychali ciężko.Lecz przede wszystkim dokuczał mu wszechobecny tępy ból izolacji, znajdował się wśród obcych, wrogich istot.Napięty, niespokojny, czekał nadejścia świtu.A potem gdzieś między Godziną Szakala i Godziną Skorpiona poczuł, jak o jego umysł ociera się natrętna, brzęcząca muzyka.Y-Uulisaan był tak spięty, że na moment pozbawiła go ona zdolności utrzymania kształtu, począł w sposób nie kontrolowany przyjmować różne formy, najpierw naśladując dwoje ze śpiących obok ludzi, a potem przyjmując swą naturalną postać, krótkiej chwili zdołał się jednak opanować.Usiadł, serce waliło, oddech miał urywany, próbował uchwycić tę muzykę powtórnie.Tak.Jest.Wysoki dźwięk, przedziwnie przebiegający po skali.Rozpoznał go teraz jako dźwięk umysłu króla oceanu, brzmienie i skala były nie do pomylenia, choć tego szczególnego króla nie słyszał nigdy przedtem.Otworzył swój umysł na kontrakt i w chwilę później, ku jego wielkiej uldze, usłyszał głos umysłu Faraatay:Y-Uulisaan?Nareszcie, Faraatao.Jakże długo na ciebie czekałem!Nadszedł czas wyznaczony na kontakt, Y-Uulisaanie.Tak, wiem.Mam dla ciebie pilne wiadomości.Wzywałem cię każdej nocy, próbowałem połączyć się z tobą wcześniej.Nic nie słyszałeś?Nic nie słyszałem.To rutynowa rozmowa.Ach!Gdzie jesteś, Y-Uulisaanie i jakie przynosisz wieści?Jestem gdzieś w Gihornie, sporo poniżej Piliploku i w głębi lądu, niedaleko Steiche.Nadal podróżuję w otoczeniu Koronala.Jak to możliwe, by Wielki Objazd zawiódł go na Gihornę?Koronal zrezygnował z objazdu, Faraatao.Zdąża teraz ku Ilirivoyne, by rozpocząć rozmowy z Danipiur.W odpowiedzi usłyszał tylko ciszę, ciszę tak ciężką, że aż trzeszczała niczym powstrzymywana siłą energia, aż syczała ci­cho.Y-Uulisaan zaniepokoił się, czy kontakt nie został aby prze­rwany, lecz w końcu Faraataa odezwał się:Rozmowy z Danipiur? Czego od niej chce?Przebaczenia.Przebaczenia za co, Y-Uulisaanie?Przebaczenia za zbrodnie swego ludu dokonane na naszym lu­dzie.Czyżby więc oszalał?Niektórzy z jego otoczenia tak właśnie uważają.Inni mówią, że to bardzo podobne do Valentine'a, tak na nienawiść odpowie­dzieć miłością.Na dłuższą chwilę znów zapadła cisza.Nie może z nią rozmawiać, Y-Uulisaanie.Ja też tak sądzę.To nie czas przebaczenia, lecz walki, inaczej poniesiemy klę­skę.Nie dopuszczę do tego spotkania.Nie może się z nią spotkać! Prawdopodobnie zechce z nią rozmawiać, szukać kompromisu, a my nie możemy pozwolić na żaden kompromis!Rozumiem.Już niemal zwyciężyliśmy.Struktura rządu wali się.Nadszedł kres panowania ładu i porządku.Czy wiesz, Y-Uulisaanie, że poja­wiło się trzech fałszywych Koronalów? Jeden mianował się władcą w Khyntor, jeden w Ni-moya, jeden w Dulorn.Czyż może to być prawda?Z całą pewnością.Nic nie słyszałeś?Nie.I nie sądzę, by Valentine coś wiedział.Jesteśmy tu bardzo oddaleni od cywilizacji.Trzech fałszywych Koronalów! To począ­tek ich końca, Faraatao.My też tak sądzimy.Zarazy atakują nadal.Z twoją pomocą, Y-Uulisaanie, zdołaliśmy zneutralizować zabiegi rządu, jeszcze po­garszając sytuację.Pierwsze oznaki poważnych kłopotów pojawi­ły się na Alhanroelu.Zwyciężyliśmy!Zwyciężyliśmy, Faraatao!Lecz musimy przechwycić Koronala w drodze do Iliryvoyne.Je­śli możesz, powiedz mi dokładnie, gdzie jesteście.Od trzech dni jedziemy ślizgaczami z Piliploku na południowy wschód, w stronę Steiche.Słyszałem, jak wczoraj wieczorem ktoś powiedział, że od rzeki dzielą nas zaledwie dwa dni drogi, może mniej.Wczoraj sam Koronal i kilka osób z jego otoczenia wysforo­wali się przed karawanę.Zapewne dojeżdżają już na miejsce.Jak zamierzają przebyć Steiche?Tego nie wiem, ale.- Teraz! Trzymajcie go!W jednej szokującej chwili kontakt z Faraataą został ze­rwany.W ciemności pojawiły się dwie wielkie postacie i zaata­kowały go.Y-Uulisaan, zaskoczony, nie przygotowany, aż sapnął ze zdumienia.Dostrzegł, że atakuje go wielka wojowniczka, Lisamon Hultin, i okrutny, włochaty Skandar, Zalzan Karol.Vroon Deliamber trzymał się ostrożnie z daleka, macki splecione miał w skomplikowany wzór.- Co wy właściwie sobie myślicie!? - krzyknął Y-Uulisaan.- To oburzające!- Ależ oczywiście - odparła wesoło Amazonka.- Więcej niż oburzające.- Macie mnie zaraz puścić!- Niewielkie masz na to szansę, szpiegu - warknął Skan­dar.Y-Uulisaan rozpaczliwie próbował wyrwać się z ich uści­sku, ale w rękach tych istot był jak lalka.Nagle poczuł panikę i natychmiast stracił kontrolę nad swą formą.Nie potrafił jej utrzymać, choć zmiana kształtu była najlepszym dowodem je­go winy.Trzymali go, a on skręcał się i wił, i zmieniał gwałtow­nie z jednego potwora w innego, był stworzeniem składającym się wyłącznie z pokręconych odnóży, był wielkim wężem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl