[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego właśnie chcesz? Skończyć jako pa­liwo dla generatorów?- Nie pójdę! Memnonie, mieszkałam tu całe życie! Ja.- Mówisz jak nonszalantka - przerywa Memnon, zniżając głos.Wciąga żonę z powrotem do dormitorium.Patrząc w górę, Aurea widzi tylko jego przepastne i ciemne nozdrza.- Weź pigułkę.Czemu nie pójdziesz porozmawiać z piętro­wym pocieszycielem? Uspokój się i spróbuj z tym pogodzić.- Chcę, żebyś się odwołał.- Nie można się odwołać.- Ja się nie wyprowadzę.Memnon chwyta ją za ramiona.- Pomyśl logicznie, Aureo.Wszystkie miastowce są w zasa­dzie takie same.Niektórzy z naszych przyjaciół też tam będą.Poznamy nowych ludzi.Będziemy.- Nie.- Nie mamy żadnej alternatywy - mówi dalej Memnon.-Oprócz kasacji.- Wolę już, żeby wrzucili mnie do zsuwni!Po raz pierwszy, odkąd są małżeństwem, Aurea widzi, jak mąż patrzy na nią z pogardą.Memnon nie może ścierpieć jej braku rozsądku.- Nie gadaj bzdur - mówi.- Łyknij pigułkę, spotkaj się z pocieszycielem i wszystko sobie przemyśl.Muszę już iść.Ponownie wychodzi.Tym razem Aurea już za nim nie wy­biega.Osuwa się na podłogę, czując na nagiej skórze chłodny dotyk sztucznego tworzywa.Pozostali współlokatorzy taktow­nie ją ignorują.Przed oczami stają jej obrazy z przeszłości: sa­la szkolna, jej pierwszy kochanek, rodzice i rodzeństwo; płyną przez pokój, wywołując potoki słonej wilgoci.Aurea przyciska kciuki do oczu.Nie pozwoli się wyrzucić.Stopniowo uspokaja się.Mam własne kontakty, mówi do siebie.Skoro Memnon nic nie zrobi, będę działać za nas dwoje.Zastanawia się, czy kie­dykolwiek przebaczy mu jego oczywisty oportunizm.Jego tchó­rzostwo.Ona się nie podda.Pojedzie odwiedzić wuja.Zrzuca poranne okrycie i wkłada szary i skromny dziew­częcy płaszczyk.Z kasetki hormonalnej wybiera globulkę, dzię­ki której będzie wydzielać zapach budzący w mężczyznach opie­kuńczość.Wygląda słodko: poważna i dziewicza.Gdyby nie doj­rzałe ciało, można by dać jej najwyżej dziesięć, jedenaście lat.Szybociąg zabiera ją na 975 piętro, do samego serca Louisville.Wszystko tu jest ze stali i szklanej gąbki.Przestronne, tchnące dostojeństwem korytarze.Nie ma tu tłumów mieszkań­ców; widywane z rzadka ludzkie postacie wydają się w tym miejscu czymś niestosownym i zbędnym, w przeciwieństwie do bezgłośnych automatów, które prześlizgują się, wypełniając czy­jeś nieodgadnione polecenia.Siedziba administratorów boskich planów, zaprojektowana, by wzbudzać lęk i zniewalać; mana, dostępna tylko klasie rządzącej.Jak tu wygodnie.Jak czysto.Wypełnia ją poczucie samowystarczalności tego miejsca.Gdy­by oderwać dolne dziewięćdziesiąt procent budowli, Louisville poszybowałoby pogodnie na własną orbitę, dalej opływając we wszystko.Aurea zatrzymuje się przed błyszczącymi drzwiami, inkru­stowanymi przypominającymi morę, falistymi pasami jasnego metalu.Ukryte czujniki poddają ją kontroli, pytają o cel wizy­ty, oceniają, by ostatecznie skierować do poczekalni.Po pew­nym czasie brat jej matki zgadza się ją przyjąć.Gabinet jest prawie tak duży jak rodzinna mieszkalnia.Ad­ministrator siedzi za szerokim, wielobocznym biurkiem, z któ­rego wystaje szereg migoczących ekranów monitorów.Jest ubra­ny w oficjalny strój urzędnika wysokiej rangi - luźno opadają­cą szarą tunikę z promieniującymi podczerwienią epoletami.Lekka fala ciepła dochodzi aż do miejsca, gdzie stoi Aurea.Jej wuj jest pełen uprzejmej rezerwy.Jego przystojna twarz ma modną barwę polerowanej miedzi.- Sporo miesięcy upłynęło od naszego ostatniego spotka­nia, prawda, Aureo? - wita siostrzenicę, nie umiejąc pozbyć się protekcjonalnego uśmiechu.- Jak się miewasz?- Dobrze, wujku Lewisie.- A twój mąż?- Świetnie.- Dorobiliście się jakichś pociech? Aurea wybucha:- Wujku Lewisie, zostaliśmy wylosowani do zasiedlenia no­wego miastowca!Przylepiony uśmieszek ani na chwilę nie schodzi z twarzy zarządcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl