[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fancy, z włosami związanymi skrawkiem materiałujak Cyganka, w spodniach i starej koszuli Bandany próbowała tchnąć życie wswe marzenia i zaklęcia.Wkrótce coś musi się wydarzyć.Fancy czuła to przez skórę.Zbliżał siędzień rozstania.– Czy kiedykolwiek odczuwasz strach, Bandana? – zapytała Fancy.Znówmiała ten okropny, przerażający sen.– Czasami – odpowiedział, wpatrując się w nią zmrużonymi oczami.–Czego się boisz?Fancy potrząsnęła bezradnie głową, właściwie sama nie wiedziała.Bezforemny strach nie miał kształtu.– Chyba boję się, że nigdy nie wrócę tam, gdzie powinnam być, że zawszebędzie mi czegoś brakować i nigdy nie znajdę tego, czego szukam.Może nawetnigdy się nie dowiem, czego tak straszliwie pragnę – zadrżała.Nie potrafiławyrazić swoich myśli.To takie zagubione dziecko, pomyślał z bólem Bandana.Czy zagubionedzieci odnajdują drogę do domu? Nawet nie potrafił wyobrazić sobie jej uczuć.Urodzona w arystokratycznej rodzinie, otoczona najwspanialszymi obietnicami,a potem rzucona w świat, w którym musi żywić się okruchami spadającymi zcudzych stołów.– Życie jest naprawdę dziwne, kochanie.– Nie chciał koić jej bóluStrona nr 164banałami.– Czasami nigdy nie udaje się nam zdobyć tego, czego pragniemy.Albo myślimy, że pragniemy.Innym razem, wygrywamy, ale okazuje siępóźniej, że wcale nie o to chodziło.Dla większości kobiet życie jest bardzoproste.Chcą tylko dobrego mężczyzny, dzieci i domu, o który mogłyby siętroszczyć.Niewiele ma taki talent, jak ty.I takie ambicje.A przy tym jesteśuparta, Fancy.Myślę, że uczyniłabyś piekło z życia mężczyzny, którypróbowałby zaprząc cię do pracy w małżeńskim kieracie.– Ależ, Bandana, ja też bym chciała się zakochać i zostawić wszystkiezmartwienia jakiemuś mężczyźnie, który dbałby o mnie, jak moi rodzice –powiedziała żałośnie, próbując przekonać przynajmniej samą siebie.– Gówno prawda, kochanie – odparł spokojnie Bandana.– Twojepragnienia wcale nie są zwyczajne.Masz w sobie zbyt wiele wolności.Takieżycie nie leży po prostu w twojej naturze.– A jaka jest moja natura?– Dzika.Wrażliwa.Pełna niezliczonych „muszę-zrobić-to-po-swojemu”.Gdybyś miała pieniądze, mogłabyś zrealizować te marzenia.Ale bez nich,będziesz musiała godzić się na kompromisy.Nauczyć się tej kobiecej gry.Tymświatem rządzą mężczyźni, Fancy, ale wcale nie twierdzę, że robią to mądrze.Wydaje mi się, że jeśli nie wyjdziesz za jednego z nich i nie pozwolisz muzająć się brudną robotą, będziesz musiała sama się z nią uporać.Ale niezapominaj, że gdy zjadło się jabłko, nie można już żyć w raju.Bandana obserwował oddalającą się Fancy.Jej drobna postać roztapiałasię w dumnej, czerwonej powodzi promieni zachodzącego słońca.Żył na tymświecie wystarczająco długo, żeby wiedzieć, jakich kompromisów może żądaćPrzeznaczenie w zamian za to, czego się pragnie.Strona nr 16529.D zień dobry, Fancy.Jeździsz na tej szkapie tak,jakbyś urodziła się w siodle.– Caz wyciągnął rękę i pomógł dziewczynie zsiąśćz konia.Wiatr zrzucił jej kapelusz na plecy i potargał włosy, zmieniając je wsplątaną, czarną aureolę.Caz przyglądał się jej z uśmiechem.– Nie mamy tu żyły złota, staruszko, ale widząc ciebie, czuję się bogatyjak krezus.– Jesteś największym pochlebcą w trzech stanach, Caz, ale niech ci nieprzyjdzie do głowy, że nie cieszą mnie nawet najbardziej nieprawdopodobnekomplementy – roześmiała się wesoło.Czuła dziwny związek z tymtajemniczym mężczyzną, który pracował z Bandaną i chłopcami, ilekroć gopotrzebowali.Miała wrażenie, że bez wahania oddałby życie za każdego z nich.Lojalność i śmiech były najwyraźniej głównymi cechami jego charakteru.– A gdzie są wszyscy? – zapytała Fancy odpinając pasy i rzemienie siodła,żeby wyczyścić „szkapę”.– Zniknęli, Fancy, co do jednego.Z tego co wiem, Bandana pojechał doBullemakanka.Sama wiesz, jakie są te jego wycieczki.Nigdy nie wiadomo,gdzie się obudzi.Chłopcy wyjechali do miasta i powiedzieli, że wrócą przedzmierzchem.Mmm, wygląda na to, że mam cię tylko dla siebie – uśmiechnął siętriumfalnie.Przez chwilę jego przyjazna twarz była niemal ładna.Fancy roześmiała się głośno.Zdążyła już bardzo polubić tego mężczyznę,jego bezpośredniość oraz niezłomność.I jego opowieści.Sięgnęła po ciężkie siodło, ale Caz był szybszy.– Spokojnie, spokojnie, to, że jesteś niezależna, nie znaczy, że maszdostać przepukliny – powiedział, wieszając je na kołku.– A to, że jesteś zajęty, nie znaczy, że nie możesz sobie golnąć zprzyjacielem – odparła wesoło Fancy.Próbowała go czasem zaskakiwać jegowłasnym australijskim slangiem.Strona nr 166– Golnąć? Nigdy nie mówię nie.Zrobili herbatę i usiedli na ziemi.Mroźne powietrze ustępowało powoliprzed coraz cieplejszymi promieniami słońca.Fancy przeciągnęła się jak kotkai posłała krępemu mężczyźnie o zniszczonej twarzy promienny uśmiech.– Czego ty właściwie chcesz od życia, Caz? Jesteś dla mnie wielkązagadką.Zachichotał i „golnął” parującej herbaty.– Tylko dlatego, że nie chcę tego samego, co ty, Fancy.Ani niczegopodobnego.Cała wasza czwórka ma ambicje, których ja nie mam.Bandana mafioła na punkcie znalezienia wielkiej żyły złota.Chance i Hart też mają swojemarzenia.A ja? Ja lubię żyć z dnia na dzień.Gówno mnie obchodzi „jutro”,skoro mam „dzisiaj” – przerwał na moment.– Gdy siedziałem w tymśmierdzącym więzieniu, chciałem tylko wolności i słońca.W tej chwili mamjedno i drugie – spojrzał na nią z ukosa.– Siedzę sobie w towarzystwienajpiękniejszej panienki w Kolorado i popijam herbatę.czy jakieś ambicjemogłyby mi dać coś lepszego? Wiesz, tak sobie myślę, że ambicje powodujątylko bóle głowy.No, i może zdobywa się dzięki nim większy dom, żeby miećgdzie kopnąć w kalendarz.– Kopnąć w kalendarz?– No wiesz.umrzeć.Kto potrzebuje wielkiego pogrzebu?Fancy westchnęła i potrząsnęła głową.– Myślę, że ja.Byle nie za prędko.– Oboje wybuchnęli śmiechem.– Caz,naprawdę nie chciałbyś niczego, prócz tego, co masz teraz?Australijczyk odchylił głowę i zastanawiał się przez chwilę.– Chciałbym mieć rodzinę, Fancy.Kilka bachorów i żonę, którejwydawałoby się, że jestem pępkiem wszechświata.I tyle [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Fancy, z włosami związanymi skrawkiem materiałujak Cyganka, w spodniach i starej koszuli Bandany próbowała tchnąć życie wswe marzenia i zaklęcia.Wkrótce coś musi się wydarzyć.Fancy czuła to przez skórę.Zbliżał siędzień rozstania.– Czy kiedykolwiek odczuwasz strach, Bandana? – zapytała Fancy.Znówmiała ten okropny, przerażający sen.– Czasami – odpowiedział, wpatrując się w nią zmrużonymi oczami.–Czego się boisz?Fancy potrząsnęła bezradnie głową, właściwie sama nie wiedziała.Bezforemny strach nie miał kształtu.– Chyba boję się, że nigdy nie wrócę tam, gdzie powinnam być, że zawszebędzie mi czegoś brakować i nigdy nie znajdę tego, czego szukam.Może nawetnigdy się nie dowiem, czego tak straszliwie pragnę – zadrżała.Nie potrafiławyrazić swoich myśli.To takie zagubione dziecko, pomyślał z bólem Bandana.Czy zagubionedzieci odnajdują drogę do domu? Nawet nie potrafił wyobrazić sobie jej uczuć.Urodzona w arystokratycznej rodzinie, otoczona najwspanialszymi obietnicami,a potem rzucona w świat, w którym musi żywić się okruchami spadającymi zcudzych stołów.– Życie jest naprawdę dziwne, kochanie.– Nie chciał koić jej bóluStrona nr 164banałami.– Czasami nigdy nie udaje się nam zdobyć tego, czego pragniemy.Albo myślimy, że pragniemy.Innym razem, wygrywamy, ale okazuje siępóźniej, że wcale nie o to chodziło.Dla większości kobiet życie jest bardzoproste.Chcą tylko dobrego mężczyzny, dzieci i domu, o który mogłyby siętroszczyć.Niewiele ma taki talent, jak ty.I takie ambicje.A przy tym jesteśuparta, Fancy.Myślę, że uczyniłabyś piekło z życia mężczyzny, którypróbowałby zaprząc cię do pracy w małżeńskim kieracie.– Ależ, Bandana, ja też bym chciała się zakochać i zostawić wszystkiezmartwienia jakiemuś mężczyźnie, który dbałby o mnie, jak moi rodzice –powiedziała żałośnie, próbując przekonać przynajmniej samą siebie.– Gówno prawda, kochanie – odparł spokojnie Bandana.– Twojepragnienia wcale nie są zwyczajne.Masz w sobie zbyt wiele wolności.Takieżycie nie leży po prostu w twojej naturze.– A jaka jest moja natura?– Dzika.Wrażliwa.Pełna niezliczonych „muszę-zrobić-to-po-swojemu”.Gdybyś miała pieniądze, mogłabyś zrealizować te marzenia.Ale bez nich,będziesz musiała godzić się na kompromisy.Nauczyć się tej kobiecej gry.Tymświatem rządzą mężczyźni, Fancy, ale wcale nie twierdzę, że robią to mądrze.Wydaje mi się, że jeśli nie wyjdziesz za jednego z nich i nie pozwolisz muzająć się brudną robotą, będziesz musiała sama się z nią uporać.Ale niezapominaj, że gdy zjadło się jabłko, nie można już żyć w raju.Bandana obserwował oddalającą się Fancy.Jej drobna postać roztapiałasię w dumnej, czerwonej powodzi promieni zachodzącego słońca.Żył na tymświecie wystarczająco długo, żeby wiedzieć, jakich kompromisów może żądaćPrzeznaczenie w zamian za to, czego się pragnie.Strona nr 16529.D zień dobry, Fancy.Jeździsz na tej szkapie tak,jakbyś urodziła się w siodle.– Caz wyciągnął rękę i pomógł dziewczynie zsiąśćz konia.Wiatr zrzucił jej kapelusz na plecy i potargał włosy, zmieniając je wsplątaną, czarną aureolę.Caz przyglądał się jej z uśmiechem.– Nie mamy tu żyły złota, staruszko, ale widząc ciebie, czuję się bogatyjak krezus.– Jesteś największym pochlebcą w trzech stanach, Caz, ale niech ci nieprzyjdzie do głowy, że nie cieszą mnie nawet najbardziej nieprawdopodobnekomplementy – roześmiała się wesoło.Czuła dziwny związek z tymtajemniczym mężczyzną, który pracował z Bandaną i chłopcami, ilekroć gopotrzebowali.Miała wrażenie, że bez wahania oddałby życie za każdego z nich.Lojalność i śmiech były najwyraźniej głównymi cechami jego charakteru.– A gdzie są wszyscy? – zapytała Fancy odpinając pasy i rzemienie siodła,żeby wyczyścić „szkapę”.– Zniknęli, Fancy, co do jednego.Z tego co wiem, Bandana pojechał doBullemakanka.Sama wiesz, jakie są te jego wycieczki.Nigdy nie wiadomo,gdzie się obudzi.Chłopcy wyjechali do miasta i powiedzieli, że wrócą przedzmierzchem.Mmm, wygląda na to, że mam cię tylko dla siebie – uśmiechnął siętriumfalnie.Przez chwilę jego przyjazna twarz była niemal ładna.Fancy roześmiała się głośno.Zdążyła już bardzo polubić tego mężczyznę,jego bezpośredniość oraz niezłomność.I jego opowieści.Sięgnęła po ciężkie siodło, ale Caz był szybszy.– Spokojnie, spokojnie, to, że jesteś niezależna, nie znaczy, że maszdostać przepukliny – powiedział, wieszając je na kołku.– A to, że jesteś zajęty, nie znaczy, że nie możesz sobie golnąć zprzyjacielem – odparła wesoło Fancy.Próbowała go czasem zaskakiwać jegowłasnym australijskim slangiem.Strona nr 166– Golnąć? Nigdy nie mówię nie.Zrobili herbatę i usiedli na ziemi.Mroźne powietrze ustępowało powoliprzed coraz cieplejszymi promieniami słońca.Fancy przeciągnęła się jak kotkai posłała krępemu mężczyźnie o zniszczonej twarzy promienny uśmiech.– Czego ty właściwie chcesz od życia, Caz? Jesteś dla mnie wielkązagadką.Zachichotał i „golnął” parującej herbaty.– Tylko dlatego, że nie chcę tego samego, co ty, Fancy.Ani niczegopodobnego.Cała wasza czwórka ma ambicje, których ja nie mam.Bandana mafioła na punkcie znalezienia wielkiej żyły złota.Chance i Hart też mają swojemarzenia.A ja? Ja lubię żyć z dnia na dzień.Gówno mnie obchodzi „jutro”,skoro mam „dzisiaj” – przerwał na moment.– Gdy siedziałem w tymśmierdzącym więzieniu, chciałem tylko wolności i słońca.W tej chwili mamjedno i drugie – spojrzał na nią z ukosa.– Siedzę sobie w towarzystwienajpiękniejszej panienki w Kolorado i popijam herbatę.czy jakieś ambicjemogłyby mi dać coś lepszego? Wiesz, tak sobie myślę, że ambicje powodujątylko bóle głowy.No, i może zdobywa się dzięki nim większy dom, żeby miećgdzie kopnąć w kalendarz.– Kopnąć w kalendarz?– No wiesz.umrzeć.Kto potrzebuje wielkiego pogrzebu?Fancy westchnęła i potrząsnęła głową.– Myślę, że ja.Byle nie za prędko.– Oboje wybuchnęli śmiechem.– Caz,naprawdę nie chciałbyś niczego, prócz tego, co masz teraz?Australijczyk odchylił głowę i zastanawiał się przez chwilę.– Chciałbym mieć rodzinę, Fancy.Kilka bachorów i żonę, którejwydawałoby się, że jestem pępkiem wszechświata.I tyle [ Pobierz całość w formacie PDF ]