[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie będę się podkradał i krążył wokolicy, żeby sfotografować niepostrzeżenie młodychdżentelmenów czy coś podobnego, ale nie może pani żądać,żebym zrezygnował z takiej okazji.Z bomby na miaręcodziennej prasy londyńskiej.- A kiedy Bee, zmagająca się zwrodzonym poczuciem sprawiedliwości, wahała się jeszcze,dodał:- Jeśli nawet nie poślę im tej historii, nic nie powstrzymazastępcy redaktora naczelnego przed powtórzeniem jej za Westover Times na pierwszej stronie ich pisma.Niewyszłaby pani na tym ani trochę lepiej, a ja straciłbymkorzystną okazję.- Boże - westchnęła Bee, przyznając w duchu, że Macallanma rację.- Oznacza to pewnie najazd dziennikarzy zLondynu.- Nie.Tylko z Clariona.Jeśli to będzie Clarion , nikt sięnie ośmieli wtrącać.Nie ma się pani o co martwić.Obojętne,kogo tu przyślą.Pan Macallan rozejrzał się za swoim kapeluszem i zaczął sięszykować do odejścia.- Jestem pani bardzo wdzięczny i panu także, panie Ashby,za tak uprzejme udzielenie mi informacji.Nie będę jużpaństwu zajmował dłużej czasu.Pozwolę sobie jeszczepogratulować w tym szczęśliwym momencie - przez sekundęblade oczy spoczęły z wyrazem łagodnej życzliwości naSimonie - i podziękować za uprzejmość.- Jest pan daleko od własnego kraju, prawda? - spytałazdawkowo Bee, idąc z nim do drzwi frontowych.- Kraju?- Od Szkocji.- Rozumiem.Skąd pani wiedziała, że jestem Szkotem? Znazwiska oczywiście.O, do Glasgow stąd daleko.Ale i doLondynu nie blisko.Jeśli mam współpracować z londyńskągazetą, dobrze jest wiedzieć coś o.o.- Autochtonach? - podsunęła Bee.- Chciałem powiedzieć: o warunkach miejscowych -oświadczył uroczyście Macallan.- Nie ma pan samochodu? - spytała Bee patrząc na pustypodjazd przed domem.- Zaparkowałem go przed bramą.Nigdy nie podjeżdżampod cudze domy, jak do siebie.Okazawszy tak zadziwiającą skromność, niski człowieczekukłonił się, włożył kapelusz i odszedł.Rozdział XIIIGdy głosy Bee i Macallana cichły stopniowo w hallu i nadworze, w bibliotece panowało milczenie.Brat, niepewnycharakteru tego milczenia, odwrócił się i zaczął przeglądaćksiążki na półkach.- No - odezwał się Simon siedzący pod oknem - następneniebezpieczeństwo szczęśliwie zażegnane.Brat milczał próbując zanalizować znaczenie słów wiszącychjeszcze w powietrzu.- Niebezpieczeństwo? - spytał w końcu.- Przeszkody i skomplikowane sytuacje w trudnej sprawiepowrotu.To wszystko musi kosztować sporo nerwów.Co ciędo tego skłoniło, Brat? Tęsknota za domem?Było to pierwsze szczere pytanie, które mu zadał Simon, inagle Brat poczuł do niego sympatię.- Niezupełnie.Zdałem sobie sprawę, że w końcu mojemiejsce jest tutaj.- Poczuł, że słowa te zabrzmiały obłudnie,więc dodał: - Mam na myśli moje miejsce na świecie.Zaległo znowu milczenie.Brat dalej przeglądał książki imiał w duchu nadzieję, że nie polubi jednak młodegoAshby ego.Byłaby to nieprzewidziana komplikacja.Dośćprzykre było już to, że nie mógł patrzeć śmiało w oczyczłowiekowi, którego miejsce miał zająć, znajdując się z nimteraz sam na sam w pokoju.A gdyby stwierdził, że go polubił,sytuacja stałaby się nie do zniesienia.Milczenie przerwała Bee.- Wydaje mi się, że powinniśmy byli poczęstować drinkiemtego biedaka - powiedziała Bee wchodząc.- No, ale już zapózno.Może któryś z jego pomagierów" postawi mu coś Pod Białym Jeleniem.- Chyba w Dzwonie - powiedział Simon.- Dlaczego w Dzwonie ?- Nasza Lana woli chodzić tam niż Pod białego Jelenia.- Ach, tak.Im prędzej wszyscy się dowiedzą, tym prędzejminie podniecenie.- Uśmiechnęła się do Brata, żeby niewyczuł docinka w tych słowach.- Chodzmy teraz obejrzećkonie, dobrze? Czy masz jakiś strój do konnej jazdy, Brat?- Nic takiego, co można by uznać w Latchetts za strój dokonnej jazdy - odrzekł Brat spostrzegając, z jakąwdzięcznością skorzystała z okazji, żeby nie nazywać goPatrykiem.- Chodz ze mną - powiedział Simon.- Znajdę coś dla ciebie.- Dobrze - rzekła Bee, wyraznie z niego zadowolona.-Zawołam Eleanor.- Cieszysz się, że umieszczono cię w dawnym pokojudziecinnym? - zapytał Simon wyprzedzając Brata naschodach.- Bardzo.- Zauważyłeś chyba, że są tam te same stare tapety.- Tak.- Pamiętasz wieczór, kiedy biliśmy się jako Ivanhoe iHereward?- Nie, tego nie pamiętam.- Nie pamiętasz.No, oczywiście, możesz nie pamiętać.Znowu słowa te zawisły w ciszy, ich ton drażnił Brata.Wszedł za młodym Ashbym do pokoju, w którym Simonmieszkał kiedyś ze swoim bratem, i zauważył, że nie ma tamżadnego śladu, wskazującego na to, że dzielił go z kimś innym.Odwrotnie, był to pokój wyłącznie Simona:umeblowany jegorzeczami w ten sposób, że stanowił równocześnie sypialnię isalon.Półki z książkami, rzędy srebrnych pucharów, oprawioneszkice koni na ścianach, klubowe fotele i małe biurko ztelefonem.Brat podszedł do okna, a Simon tymczasem przetrząsałswoje ubrania.Brat wiedział, że okno wychodzi na stajnie, alezielony żywopłot z bzu i szczodrzeńca zasłaniał te budynki.Ponad nimi w niewielkiej odległości wznosiła się wieżakościelna w Clare.Przypuszczał, że w niedzielę zostanie tamzawieziony na mszę.Następne niebezpieczeństwo.Dziwnesłowo wybrał młody Ashby - niebezpieczeństwo.Simon wynurzył się z szafy ze spodniami i tweedowąmarynarką.- Sądzę, że to powinno pasować - powiedział rzucając rzeczyna łóżko.- Poszukam jeszcze koszuli.Otworzył szufladę komody, na której znajdowało się lustro iprzybory toaletowe.Komoda stała pod oknem i Brat, czującsię wciąż nieswojo w towarzystwie Ashby'ego, podszedł dokominka i zaczął oglądać srebrne puchary na półce nadkominkiem.Były to różne nagrody jezdzieckie: od lokalnegobiegu przez płoty do Olimpii" [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Nie będę się podkradał i krążył wokolicy, żeby sfotografować niepostrzeżenie młodychdżentelmenów czy coś podobnego, ale nie może pani żądać,żebym zrezygnował z takiej okazji.Z bomby na miaręcodziennej prasy londyńskiej.- A kiedy Bee, zmagająca się zwrodzonym poczuciem sprawiedliwości, wahała się jeszcze,dodał:- Jeśli nawet nie poślę im tej historii, nic nie powstrzymazastępcy redaktora naczelnego przed powtórzeniem jej za Westover Times na pierwszej stronie ich pisma.Niewyszłaby pani na tym ani trochę lepiej, a ja straciłbymkorzystną okazję.- Boże - westchnęła Bee, przyznając w duchu, że Macallanma rację.- Oznacza to pewnie najazd dziennikarzy zLondynu.- Nie.Tylko z Clariona.Jeśli to będzie Clarion , nikt sięnie ośmieli wtrącać.Nie ma się pani o co martwić.Obojętne,kogo tu przyślą.Pan Macallan rozejrzał się za swoim kapeluszem i zaczął sięszykować do odejścia.- Jestem pani bardzo wdzięczny i panu także, panie Ashby,za tak uprzejme udzielenie mi informacji.Nie będę jużpaństwu zajmował dłużej czasu.Pozwolę sobie jeszczepogratulować w tym szczęśliwym momencie - przez sekundęblade oczy spoczęły z wyrazem łagodnej życzliwości naSimonie - i podziękować za uprzejmość.- Jest pan daleko od własnego kraju, prawda? - spytałazdawkowo Bee, idąc z nim do drzwi frontowych.- Kraju?- Od Szkocji.- Rozumiem.Skąd pani wiedziała, że jestem Szkotem? Znazwiska oczywiście.O, do Glasgow stąd daleko.Ale i doLondynu nie blisko.Jeśli mam współpracować z londyńskągazetą, dobrze jest wiedzieć coś o.o.- Autochtonach? - podsunęła Bee.- Chciałem powiedzieć: o warunkach miejscowych -oświadczył uroczyście Macallan.- Nie ma pan samochodu? - spytała Bee patrząc na pustypodjazd przed domem.- Zaparkowałem go przed bramą.Nigdy nie podjeżdżampod cudze domy, jak do siebie.Okazawszy tak zadziwiającą skromność, niski człowieczekukłonił się, włożył kapelusz i odszedł.Rozdział XIIIGdy głosy Bee i Macallana cichły stopniowo w hallu i nadworze, w bibliotece panowało milczenie.Brat, niepewnycharakteru tego milczenia, odwrócił się i zaczął przeglądaćksiążki na półkach.- No - odezwał się Simon siedzący pod oknem - następneniebezpieczeństwo szczęśliwie zażegnane.Brat milczał próbując zanalizować znaczenie słów wiszącychjeszcze w powietrzu.- Niebezpieczeństwo? - spytał w końcu.- Przeszkody i skomplikowane sytuacje w trudnej sprawiepowrotu.To wszystko musi kosztować sporo nerwów.Co ciędo tego skłoniło, Brat? Tęsknota za domem?Było to pierwsze szczere pytanie, które mu zadał Simon, inagle Brat poczuł do niego sympatię.- Niezupełnie.Zdałem sobie sprawę, że w końcu mojemiejsce jest tutaj.- Poczuł, że słowa te zabrzmiały obłudnie,więc dodał: - Mam na myśli moje miejsce na świecie.Zaległo znowu milczenie.Brat dalej przeglądał książki imiał w duchu nadzieję, że nie polubi jednak młodegoAshby ego.Byłaby to nieprzewidziana komplikacja.Dośćprzykre było już to, że nie mógł patrzeć śmiało w oczyczłowiekowi, którego miejsce miał zająć, znajdując się z nimteraz sam na sam w pokoju.A gdyby stwierdził, że go polubił,sytuacja stałaby się nie do zniesienia.Milczenie przerwała Bee.- Wydaje mi się, że powinniśmy byli poczęstować drinkiemtego biedaka - powiedziała Bee wchodząc.- No, ale już zapózno.Może któryś z jego pomagierów" postawi mu coś Pod Białym Jeleniem.- Chyba w Dzwonie - powiedział Simon.- Dlaczego w Dzwonie ?- Nasza Lana woli chodzić tam niż Pod białego Jelenia.- Ach, tak.Im prędzej wszyscy się dowiedzą, tym prędzejminie podniecenie.- Uśmiechnęła się do Brata, żeby niewyczuł docinka w tych słowach.- Chodzmy teraz obejrzećkonie, dobrze? Czy masz jakiś strój do konnej jazdy, Brat?- Nic takiego, co można by uznać w Latchetts za strój dokonnej jazdy - odrzekł Brat spostrzegając, z jakąwdzięcznością skorzystała z okazji, żeby nie nazywać goPatrykiem.- Chodz ze mną - powiedział Simon.- Znajdę coś dla ciebie.- Dobrze - rzekła Bee, wyraznie z niego zadowolona.-Zawołam Eleanor.- Cieszysz się, że umieszczono cię w dawnym pokojudziecinnym? - zapytał Simon wyprzedzając Brata naschodach.- Bardzo.- Zauważyłeś chyba, że są tam te same stare tapety.- Tak.- Pamiętasz wieczór, kiedy biliśmy się jako Ivanhoe iHereward?- Nie, tego nie pamiętam.- Nie pamiętasz.No, oczywiście, możesz nie pamiętać.Znowu słowa te zawisły w ciszy, ich ton drażnił Brata.Wszedł za młodym Ashbym do pokoju, w którym Simonmieszkał kiedyś ze swoim bratem, i zauważył, że nie ma tamżadnego śladu, wskazującego na to, że dzielił go z kimś innym.Odwrotnie, był to pokój wyłącznie Simona:umeblowany jegorzeczami w ten sposób, że stanowił równocześnie sypialnię isalon.Półki z książkami, rzędy srebrnych pucharów, oprawioneszkice koni na ścianach, klubowe fotele i małe biurko ztelefonem.Brat podszedł do okna, a Simon tymczasem przetrząsałswoje ubrania.Brat wiedział, że okno wychodzi na stajnie, alezielony żywopłot z bzu i szczodrzeńca zasłaniał te budynki.Ponad nimi w niewielkiej odległości wznosiła się wieżakościelna w Clare.Przypuszczał, że w niedzielę zostanie tamzawieziony na mszę.Następne niebezpieczeństwo.Dziwnesłowo wybrał młody Ashby - niebezpieczeństwo.Simon wynurzył się z szafy ze spodniami i tweedowąmarynarką.- Sądzę, że to powinno pasować - powiedział rzucając rzeczyna łóżko.- Poszukam jeszcze koszuli.Otworzył szufladę komody, na której znajdowało się lustro iprzybory toaletowe.Komoda stała pod oknem i Brat, czującsię wciąż nieswojo w towarzystwie Ashby'ego, podszedł dokominka i zaczął oglądać srebrne puchary na półce nadkominkiem.Były to różne nagrody jezdzieckie: od lokalnegobiegu przez płoty do Olimpii" [ Pobierz całość w formacie PDF ]