[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ucieczka przed przeszłością i wszystkim, co było z nią związane, równała się przekreśleniu tej przeszłości i aby to osiągnąć, powinna była wyjechać.“Czyż naprawdę utraciwszy czystość utraciłam ją na zawsze?" – zadawała sobie pytanie.Mogłaby dowieść, że nie, gdyby zdołała narzucić zasłonę na to, co minęło.Dziewictwo nie może być tą jedyną dziedziną, której byłaby odmówiona moc odradzania się, wrodzona naturom zdrowym.Czekała długo, nie znajdując sposobności do ponownego wyjazdu.Nadeszła wyjątkowo piękna wiosna, w pączkach dawał się nieledwie słyszeć ruch kiełkowania.Wiosna ta oddziałała na Tessę jak na dzikie zwierzątko i zbudziła w niej namiętne pragnienie odejścia.Wreszcie na początku maja otrzymała list od dawnej matczynej przyjaciółki, do której już dawno zwróciła się była po informacje i której zresztą nie znała: list donosił, że w pewnej farmie mleczarskiej położonej o kilka mil na południe poszukują doświadczonej dójki i że mleczarz by ją chętnie przyjął na kilka miesięcy letnich.Nie było to jeszcze tak daleko, jakby sobie życzyła, lecz dość daleko, gdy się weźmie pod uwagę niewielki obszar, na jakim się obracała i gdzie reputacja jej była znana.Dla ludzi żyjących w ściśle ograniczonym zakątku kraju mile są stopniami geograficznymi, parafie – hrabstwami, hrabstwa – prowincjami i królestwami.Co do jednego była całkowicie zdecydowana: w jej nowym życiu, pracy i marzeniach nie ma już miejsca na d'Urbervillowskie zamki na lodzie.Będzie dziewczyną folwarczną, Tessą, niczym więcej.Matka znała jej uczucia i mimo że w tej kwestii nie zamieniły z sobą ani słowa, wystrzegała się najmniejszych aluzji do ich rycerskiego pochodzenia.Jakże niekonsekwentna jest jednak natura ludzka! Jednym z powodów zainteresowania Tessy nowym miejscem pobytu było to, co stanowiło jego przypadkową zaletę, a mianowicie, że leżało blisko ziemi jej dziadów (nie byli to ludzie z Blakemore, mimo że matka jej była do szpiku kości kobietą z tamtych stron).Farma mleczarska, na której Tessa miała pracować, nazywała się Talbothays i była położona niedaleko od dawnych włości d'Urberville'ów, w pobliżu wspaniałych rodzinnych grobowców, gdzie spoczywały jej świetne prababki i ich potężni małżonkowie.Będzie mogła te grobowce zobaczyć i powiedzieć sobie, że skoro ród d'Urberville'ów, podobnie jak Babilon, upadł, to niewinność ich ubogiej prawnuczki mogła również skończyć się cichym upadkiem.Zadawała sobie często pytanie, czy dzięki temu, że znajdzie się na ziemi rodzinnej, nie spotka jej coś dobrego i nieprzewidzianego, i zbudził się w niej jakiś nowy duch, podobnie jak wiosenne soki budzą się w gałązkach.Była to niewyżyta młodość wzbierająca na nowo po chwilowym zahamowaniu, niosąca nadzieję i nieodparte dążenie do szczęścia.OKRES TRZECIODRODZENIERozdział 16Pewnego majowego ranka, gdy zakwitły tymianki, a w gniazdkach lęgły się pisklęta, w trzy lata po powrocie z Trantridge – lata cichego i powolnego odradzania się Tessy Durbeyfield – dziewczyna po raz drugi opuściła swe ognisko rodzinne.Zapakowawszy rzeczy tak, by mogły być jej przysłane później, wyruszyła w najętym wózku do miasteczka Stourcastle, przez które musiała przejeżdżać udając się w kierunku prawie przeciwległym do pierwszego miejsca jej przygód.Ze szczytu najbliższego wzgórza spojrzała z żalem na Marlott i na dom ojcowski, mimo że było jej tak spieszno ten dom opuścić.Jej bliscy będą tam pewnie żyli tak samo jak dotychczas, nie martwiąc się zbytnio, że odjechała tak daleko, a oni zostali pozbawieni jej uśmiechu.Za parę dni dzieci będą bawiły się równie wesoło jak dawniej, nie zdając sobie sprawy z pustki, jaką po sobie zostawiła.Doszła do wniosku, że rozstanie z dziećmi wyjdzie im na dobre; gdyby została, jej przykład przyniósłby im więcej szkody niż nauki moralne – pożytku.Przejechała przez Stourcastle nie zatrzymując się tam i pojechała dalej aż do skrzyżowania dróg, gdzie mogła zaczekać na wóz przewożący towary w kierunku i południowo-zachodnim, gdyż kolej żelazna, opasująca tę połać kraju, jeszcze do jego wnętrza nie dotarła.Gdy tak czekała, nadjechał jakiś farmer w bryczce na resorach; zdążał w tym samym kierunku co ona i mimo że był dla niej obcy, Tessa chętnie przyjęła zaofiarowane sobie miejsce obok niego nie wiedząc, że zaproszenie to zawdzięcza swojej urodzie.Farmer jechał do Weatherbury i towarzysząc mu mogła resztę drogi przejść piechotą, zamiast czekać na wóz, który przejeżdżał przez Casterbridge.Po tej długiej przejażdżce zatrzymała się w Weatherbury tylko po to, by spożyć południowy, byle jaki posiłek w zagrodzie wskazanej jej przez farmera.Potem zabrawszy swój koszyk wyruszyła w dalszą drogę piechotą, by dotrzeć do rozległej, porośniętej wrzosem wyżyny odgradzającej ten obszar od nisko położonych łąk dalszej doliny, gdzie znajdowała się farma mleczarska, cel i kres jej całodniowej wędrówki.Tessa nigdy dotąd nie była w tej części kraju, mimo to krajobraz wydał jej się znajomy.Niedaleko, po lewej ręce, spostrzegła ciemną plamę; jak przypuszczała – i przypuszczenia te jej później potwierdzono – były to drzewa otaczające Kingsbere, gdzie w parafialnym kościele spoczywały kości jej przodków – jej niepotrzebnych przodków.Nie czuła teraz dla nich podziwu, raczej nienawidziła ich za to, co z ich przyczyny wycierpiała.Ze wszystkiego, co niegdyś posiadali, zostały jej tylko pieczęć i stara łyżka.“Ha, cóż – powiedziała – mam w sobie tyleż z matki co z ojca.To po matce odziedziczyłam urodę, choć była tylko zwykłą dziewczyną folwarczną."Droga poprzez wzgórza i doliny Egdonu, aczkolwiek ciągnęła się zaledwie przez kilka mil, okazała się bardziej uciążliwa, niż można było przypuszczać.Dopiero w dwie godziny później, zmyliwszy kilka razy drogę, znalazła się na wzgórzu wznoszącym się nad tak długo poszukiwaną doliną Wielkich Mleczarni, doliną tak obfitującą w mleko i masło, że w braku zbytu jełczało; produkowano tu nabiału znacznie więcej, choć w gorszym gatunku, niż w jej stronach rodzinnych – była to zielona dolina, obficie nawodniona przez rzekę Var, inaczej zwaną Froom [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Ucieczka przed przeszłością i wszystkim, co było z nią związane, równała się przekreśleniu tej przeszłości i aby to osiągnąć, powinna była wyjechać.“Czyż naprawdę utraciwszy czystość utraciłam ją na zawsze?" – zadawała sobie pytanie.Mogłaby dowieść, że nie, gdyby zdołała narzucić zasłonę na to, co minęło.Dziewictwo nie może być tą jedyną dziedziną, której byłaby odmówiona moc odradzania się, wrodzona naturom zdrowym.Czekała długo, nie znajdując sposobności do ponownego wyjazdu.Nadeszła wyjątkowo piękna wiosna, w pączkach dawał się nieledwie słyszeć ruch kiełkowania.Wiosna ta oddziałała na Tessę jak na dzikie zwierzątko i zbudziła w niej namiętne pragnienie odejścia.Wreszcie na początku maja otrzymała list od dawnej matczynej przyjaciółki, do której już dawno zwróciła się była po informacje i której zresztą nie znała: list donosił, że w pewnej farmie mleczarskiej położonej o kilka mil na południe poszukują doświadczonej dójki i że mleczarz by ją chętnie przyjął na kilka miesięcy letnich.Nie było to jeszcze tak daleko, jakby sobie życzyła, lecz dość daleko, gdy się weźmie pod uwagę niewielki obszar, na jakim się obracała i gdzie reputacja jej była znana.Dla ludzi żyjących w ściśle ograniczonym zakątku kraju mile są stopniami geograficznymi, parafie – hrabstwami, hrabstwa – prowincjami i królestwami.Co do jednego była całkowicie zdecydowana: w jej nowym życiu, pracy i marzeniach nie ma już miejsca na d'Urbervillowskie zamki na lodzie.Będzie dziewczyną folwarczną, Tessą, niczym więcej.Matka znała jej uczucia i mimo że w tej kwestii nie zamieniły z sobą ani słowa, wystrzegała się najmniejszych aluzji do ich rycerskiego pochodzenia.Jakże niekonsekwentna jest jednak natura ludzka! Jednym z powodów zainteresowania Tessy nowym miejscem pobytu było to, co stanowiło jego przypadkową zaletę, a mianowicie, że leżało blisko ziemi jej dziadów (nie byli to ludzie z Blakemore, mimo że matka jej była do szpiku kości kobietą z tamtych stron).Farma mleczarska, na której Tessa miała pracować, nazywała się Talbothays i była położona niedaleko od dawnych włości d'Urberville'ów, w pobliżu wspaniałych rodzinnych grobowców, gdzie spoczywały jej świetne prababki i ich potężni małżonkowie.Będzie mogła te grobowce zobaczyć i powiedzieć sobie, że skoro ród d'Urberville'ów, podobnie jak Babilon, upadł, to niewinność ich ubogiej prawnuczki mogła również skończyć się cichym upadkiem.Zadawała sobie często pytanie, czy dzięki temu, że znajdzie się na ziemi rodzinnej, nie spotka jej coś dobrego i nieprzewidzianego, i zbudził się w niej jakiś nowy duch, podobnie jak wiosenne soki budzą się w gałązkach.Była to niewyżyta młodość wzbierająca na nowo po chwilowym zahamowaniu, niosąca nadzieję i nieodparte dążenie do szczęścia.OKRES TRZECIODRODZENIERozdział 16Pewnego majowego ranka, gdy zakwitły tymianki, a w gniazdkach lęgły się pisklęta, w trzy lata po powrocie z Trantridge – lata cichego i powolnego odradzania się Tessy Durbeyfield – dziewczyna po raz drugi opuściła swe ognisko rodzinne.Zapakowawszy rzeczy tak, by mogły być jej przysłane później, wyruszyła w najętym wózku do miasteczka Stourcastle, przez które musiała przejeżdżać udając się w kierunku prawie przeciwległym do pierwszego miejsca jej przygód.Ze szczytu najbliższego wzgórza spojrzała z żalem na Marlott i na dom ojcowski, mimo że było jej tak spieszno ten dom opuścić.Jej bliscy będą tam pewnie żyli tak samo jak dotychczas, nie martwiąc się zbytnio, że odjechała tak daleko, a oni zostali pozbawieni jej uśmiechu.Za parę dni dzieci będą bawiły się równie wesoło jak dawniej, nie zdając sobie sprawy z pustki, jaką po sobie zostawiła.Doszła do wniosku, że rozstanie z dziećmi wyjdzie im na dobre; gdyby została, jej przykład przyniósłby im więcej szkody niż nauki moralne – pożytku.Przejechała przez Stourcastle nie zatrzymując się tam i pojechała dalej aż do skrzyżowania dróg, gdzie mogła zaczekać na wóz przewożący towary w kierunku i południowo-zachodnim, gdyż kolej żelazna, opasująca tę połać kraju, jeszcze do jego wnętrza nie dotarła.Gdy tak czekała, nadjechał jakiś farmer w bryczce na resorach; zdążał w tym samym kierunku co ona i mimo że był dla niej obcy, Tessa chętnie przyjęła zaofiarowane sobie miejsce obok niego nie wiedząc, że zaproszenie to zawdzięcza swojej urodzie.Farmer jechał do Weatherbury i towarzysząc mu mogła resztę drogi przejść piechotą, zamiast czekać na wóz, który przejeżdżał przez Casterbridge.Po tej długiej przejażdżce zatrzymała się w Weatherbury tylko po to, by spożyć południowy, byle jaki posiłek w zagrodzie wskazanej jej przez farmera.Potem zabrawszy swój koszyk wyruszyła w dalszą drogę piechotą, by dotrzeć do rozległej, porośniętej wrzosem wyżyny odgradzającej ten obszar od nisko położonych łąk dalszej doliny, gdzie znajdowała się farma mleczarska, cel i kres jej całodniowej wędrówki.Tessa nigdy dotąd nie była w tej części kraju, mimo to krajobraz wydał jej się znajomy.Niedaleko, po lewej ręce, spostrzegła ciemną plamę; jak przypuszczała – i przypuszczenia te jej później potwierdzono – były to drzewa otaczające Kingsbere, gdzie w parafialnym kościele spoczywały kości jej przodków – jej niepotrzebnych przodków.Nie czuła teraz dla nich podziwu, raczej nienawidziła ich za to, co z ich przyczyny wycierpiała.Ze wszystkiego, co niegdyś posiadali, zostały jej tylko pieczęć i stara łyżka.“Ha, cóż – powiedziała – mam w sobie tyleż z matki co z ojca.To po matce odziedziczyłam urodę, choć była tylko zwykłą dziewczyną folwarczną."Droga poprzez wzgórza i doliny Egdonu, aczkolwiek ciągnęła się zaledwie przez kilka mil, okazała się bardziej uciążliwa, niż można było przypuszczać.Dopiero w dwie godziny później, zmyliwszy kilka razy drogę, znalazła się na wzgórzu wznoszącym się nad tak długo poszukiwaną doliną Wielkich Mleczarni, doliną tak obfitującą w mleko i masło, że w braku zbytu jełczało; produkowano tu nabiału znacznie więcej, choć w gorszym gatunku, niż w jej stronach rodzinnych – była to zielona dolina, obficie nawodniona przez rzekę Var, inaczej zwaną Froom [ Pobierz całość w formacie PDF ]