[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby było inaczej, gdyby nie kochał, wobecmego wyznania mógłby mię rozwiązać z przysięgi.Znalazłabym spokój może za kratą! Ale jasię nie boję nowego życia.Nic mię już gorszego nie czeka.Tylko dziś, dziś w wilię ślubu,gdy zamykam na zawsze ten nieszczęsny pamiętnik, dziś przeklinam minione szczęście! Niezaznam go już więcej.A on, jeśli zapomniał i jest szczęśliwy.niech nim pozostanie.Ja gonie przeklinam, ale to się mści, to się zemścić musi!Koniec.Stefcia zamknęła gwałtownie książkę.Przerażenie, ból niezmierny, żal i ostatnie słowapamiętnika:  To się mści, to się zemścić musi!  porwały ją z miejsca. Straszne! Straszne!Dziewczyna, rozdrażniona wrażeniami i długim czuwaniem, nie panowała już nad ner-wami.Stanęła przed nią wizja bladej mary, mścicielki, rodowej Nemezys i wyciągała do stru-chlałej ramiona.Stefcia krzyknęła głośno.Drzwi się otworzyły, weszła jej matka.Stefcia przypadła do niej z okrzykiem trwogi, kolana się pod nią gięły, uklękła. Mamo! mamo! wiem wszystko, czytałam.Straszne! To się mści, to się mści!Pani Rudecka pochyliła się nad córką.Blady zimowy świt, wpełzający przez okna, uwypuklał zbolałą grupę, nad którą zawisłagroza.19 IVDługi czas Stefcia nie mogła się uspokoić.Odkryta prawda była dla niej tym boleśniej-sza, że i sama kochała Waldemara.Dramat babki zdawał się w niej powtarzać. Jak to się stało, mamo? Jak to było z babcią?  pytała Stefcia.Pani Rudecka tuliła załzawioną córkę, razem z nią przerażona. Słyszałaś, moje dziecko, że babcia nic nie wiedziała, gdzie się właściwie znajdujesz.Nie wymieniałam nazwiska pani Elzonowskiej: to by ją od razu uświadomiło, że jesteś wdomu arystokratycznym.Ona obawiała się dla nas arystokracji.Napisałam, że jesteś w rodzi-nie obywatelskiej, u naszych znajomych.Pytała się o ciebie często, wyrzucając nam, żeśmycię oddali do obcego domu.I nas to gryzło, tęskniliśmy za tobą.Ale czekaliśmy cierpliwie doroku.Tak się tobą cieszyłam, kiedy ojciec powrócił z wystawy i opowiadał, żeś jeszcze wy-ładniała, że masz wielkie powodzenie.Te kwiaty przysłane mówiły o tym.Byłam szczęśliwą,tylko. zresztą mówmy o babci.Stefcia zrozumiała, co matka chciała powiedzieć. Mówmy o babce  ciągnęła pani Rudecka. Jak wiesz, była ona patriotką, interesowałoją, co się dzieje w kraju i u nas.Na jej żądanie ojciec opisał wystawę dość obszernie i dużowspominał o tobie.Stało się to niedawno.W liście wymienił nieostrożnie nazwisko pani El-zonowskiej jako matki twej uczennicy; dodał, że jest z domu Michorowska.Nie pojmuję, cosię ojcu stało.Same nazwiska świadczyły, że przebywasz u magnatów.Ale biedny ojciec niewiedział, co wstrząśnie najbardziej babcią.Przy tym chcąc jej zrobić przyjemność, posłał kil-ka ilustrowanych pism z czasu wystawy, gdzie były szczegółowe informacje dotyczące wy-stawców, ekspertów oraz opisy zabaw.Między portretami znajdował się wizerunek młodegoordynata, Waldemara.W liczbie pań ekspertek wymieniono panią Elzonowską, z domu ordy-natównę Michorowską, córkę Macieja i księżniczki de Bourbon.Wszytko to zrobiło na bied-nej babci nagłe i straszne wrażenie.Nastąpił silny atak sercowy i pomimo przedstawiań dok-tora i panny Elwiry natychmiast wyjechała do nas.Musieliśmy powiedzieć prawdę.Słuchającopowiadań ojca, zresztą dość oględnych, patrzyła mu w oczy badawczo, ciągle pytając nie oMacieja, lecz o Waldemara.Musiał go jej ojciec opisać szczegółowo.Była bardzo zmieniona,nie mogliśmy pojąć, co ją tak przeraża.Gdy ojciec mówił o wielkiej sympatii pana Maciejado ciebie, że nazywasz go dziadziem i że jesteś do niego bardzo przywiązana, babcia niespo-dziewanie rozpłakała się.Byliśmy przestraszeni, nic nie rozumiejąc.Ale babcia nie objaśniałanas, mówiła tylko, że chce, abyś jak najprędzej powróciła.Ojciec do ciebie napisał nawet list ipokazał babci.Pod wieczór zastałam babcię w salonie.Oglądała chciwie fotografie z Głębo-wicz.Gdy weszłam, pokazała waszą grupę w kostiumach.Ordynat stoi tam tuż obok ciebie,ma pochyloną głowę i patrzy na twój profil z wyrazem istotnie zastanawiającym.Ty jesteśtakże jak natchniona.Nas to również uderzyło.Ale babcia, jak się okazało, znała dobrze tenwyraz i te rysy.On podobny do swego dziadka, a ty do niej.Grupa ta wstrząsnęła nią. I wyto widzicie? i wy na to pozwalacie? przecie to jasne jak dzień, że oni się kochają  mówiławzburzona, gniotąc moją rękę.Zaczęła bardzo nalegać, żeby cię stamtąd zabrać.Całą nocspędziła w niezwykłym podnieceniu.Czuwaliśmy przy niej.Majaczyła.Nad ranem nastąpiłgwałtowny atak.Już zdawała się konać.Szczęściem, przeczuwając to, sprowadziliśmy leka-rza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl