[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale przecież wiedziała, jak ryzykowna jest jej misja.- Jadę za Teres - oświadczył ktoś głosem Dribecka.Crempra gapił się na niego z otwartymi ustami.- Muszę wiedzieć, co się z nią stało - wyjaśnił kulawo.- Tak czy inaczej trzeba zbadać obronność miasta.Magia Gerwein nie poskutkuje.- Do diabła, kuzynie - parsknął Crempra.- To wyślij zwiadowcę! Nie ma sensu pozbawiać się życia.Ktoś musi nami dowodzić.- Nie wygląda, by memu życiu przeznaczone było długie i spokojne trwanie, jakkolwiek by na to patrzeć - odparł zdecydowanie Dribeck.- Więc je zaryzykuję w taki sposób.- Jeden człowiek się nie przebije.Raczej mały oddział kawalerii - zaproponował Crempra.Dribeck spojrzał na niego ostro.- Być może.Wezmę około pięćdziesięciu ludzi na najlepszych koniach.Postaram się dotrzeć tam i z powrotem, zanim.no, zanim noc przyniesie jakąś potworność.Crempra fatalistycznie wzruszył ramionami.- Zdaje mi się, że nawet z tą kostką potrafię jeździć konno nie gorzej od innych.Być może będę miał okazję raz czy dwa użyć łuku, zanim zostaniemy wyrżnięci co do nogi.Dribeck zaskoczony popatrzył na kuzyna.- Przecież to ty przechwalasz się roztropnością w bitwie.Musisz zostać, by objąć dowództwo w wypadku, gdybym nie wrócił.- A czym tu warto dowodzić? I kto mnie posłucha? Nie, kuzynie, ja nie cierpię na twój przymus posiadania władzy.Ktoś inny może wziąć na siebie tę odpowiedzialność, a ja będę korzystał z przyjemności, których on znękany nie pokosztuje.Jeśli jesteś zdecydowany poprowadzić samobójczy rajd na Arellarti, pojadę z tobą.Nim wszyscy zginiemy, przynajmniej rzucę okiem na fortecę naszego nieprzyjaciela.Czy zdajesz sobie sprawę, że Teres jest jedyną osobą, która naprawdę widziała Arellarti?Ze swego łoża zaniepokojony Asbraln pomrukiwał, że się do nich przyłączy.Ale gdyby popróbował wsiąść na konia, jego rana na udzie otworzyłaby się, więc Dribeck stanowczo temu się sprzeciwił, równocześnie nie przestając dziwić się zdecydowaniu, kryjącym się za zwykłą nonszalancją kuzyna.- Każę ludziom wsiadać i odjeżdżamy natychmiast - powiedział Dribeck, zastanawiając się, czy znajdzie ochotników do wyprawy.Ponieważ pozycja była tak czy inaczej nie do utrzymania, być może znajdą się w dostatecznej liczbie ludzie chętni do udziału w rajdzie komandosów.- Pogalopujemy - oświadczył.- Wjedziemy, zobaczymy, co tam się dzieje, i wrócimy.Jeśli Gerwein się nie powiedzie, przeprowadzimy piechotę i maszyny oblężnicze.Teraz brak na to czasu i nie będę tego ryzykował wobec możliwości nagłej powodzi.Być może uda nam się wrócić.Jeśli nie.Asbraln, podejmiesz decyzję.Ivocel jest zdolnym dowódcą i pochodzi z dobrego domu; jest najwyższym rangą oficerem, jaki ci pozostał.- Z roztargnieniem zdał sobie sprawę, że problem przyszłych rządów w Selonari najprawdopodobniej nie będzie go dotyczył, a prawdę powiedziawszy także nikogo innego.- Niektórzy przez długi czas podawali to wątpliwość - zauważył z dumą Asbraln, gdy jego pan wypadł w wieczorny półmrok - ale bez wątpienia w jego żyłach płynie krew mężczyzny!Crempra z wysiłkiem próbował wtłoczyć obandażowaną nogę do buta.- Cholernie głupi powód, by tak sądzić! - powiedział z grymasem.- Tylko dlatego, że nagle robi coś nieoczekiwanego i chce utracić życie bezmyślnie ryzykując.Jeśli takie masz pojęcie o bohaterstwie, to znaczy, że nigdy się nad tym nie zastanawiałeś.Asbraln parsknął.- Nie ma żadnego bohaterstwa w wiecznym podążaniu za kalkulacjami przebiegłego umysłu.Człowiek musi się pokusić o coś nielogicznego, jeśli ogień płonie w jego sercu.A ty czemu jedziesz z nim?Crempra zaśmiał się niewesoło i nie odpowiedział.Gdy Kane wreszcie zamknął książkę, jego twarz była dziwnie pobrużdżona.Dłonie miał spokojne, ale najwyższego wysiłku woli wymagało powstrzymanie ich od szarpania w ślepej złości.Tylko w jego błękitnych oczach płonął lodowaty ogień nieopisanej wściekłości.Nie było już wątpliwości.Napomknienia i złe przeczucia, tłumione przez nieustanny szept Krwawnika, nagle przebiły się na powierzchnię jego zmąconych myśli.Nawet gdy zmuszał się do czytania i zrozumienia palimpsestu, rozpaczliwe rozkazy Krwawnika, wrzeszczącego w jego mózgu, nalegały, by nie czytał dalej, by zniszczył książkę, starając się pomieszać jego myśli w chwili, gdy zaczynał pojmować prawdę.Niezliczone racjonalne argumenty mówiły mu, aby zignorował przeczytane.Zatrute myśli, udające jego własne.Gdyby Kane nie był przekonany o autentyczności manuskryptu, zarówno jego dokładność, jak gorączkowe wysiłki kryształu, próbującego przeszkodzić mu w rozpoznaniu jego prawdziwej roli, wystarczyły jako dowód.- Alorri-Zrokros nie był wszechwiedzącym – mruknął Kane nieswoim głosem.- Albo też moja kopia zawierała pewne fatalne nieścisłości.- Teraz już znasz prawdę - szepnęła Teres, zastanawiając się, na co przyda się to zwycięstwo.- Nie jesteś Panem Krwawnika! Jesteś jego niewolnikiem! Okłamywał cię od chwili, gdy tak chętnie przywróciłeś mu życie, być może nawet wcześniej.Oszukiwał, byś wykonywał jego wolę już wówczas, gdy leżał bez sił.A on w tym czasie knuł tajemne plany, by zniewolić całą ludzkość dla zaspokajania ohydnych apetytów jego szatańskiego gatunku! Myślałeś, Kane, że będziesz władcą światowego imperium, ale twoją rolą byłaby tylko funkcja naczelnego poganiacza niezliczonych niewolników.Spowodowałeś zmartwychwstanie monstrualnego zła, które cała moc starszych bogów nadaremnie próbowała zniszczyć! Uczyniłeś się najnędzniejszym zdrajcą w całych dziejach ludzkości!Z głębi piersi Kane'a wyrwał się warkot, a Teres skurczyła się ze strachu przed ślepą furią, wyglądającą spod jego brwi.Minął ją i runął przed siebie, a jego twarz była maską obłąkańca, który poznał przekleństwo swego obłąkania.Przerażona siłą, jaką wyzwoliła, Teres skoczyła za nim, nie zwracając uwagi na kilka płazów, spoglądających w przerażeniu.- Krwawniku! - ryknął Kane, wpadając do centralnej kopuły.- Krwawniku! - Jego nienawiść była tak wielka, że nie mogła jej powstrzymać chłodna, telepatyczna rozmowa.Przestrzegałem cię, byś ją zniszczył.Czy znalazłeś przyjemność w twym przebudzeniu?- Ktoś zostanie zniszczony, nim dzień pociemnieje - warknął Kane, skradając się ku tablicy sterowniczej.Zaprzestań tego bezmyślnego buntu, Kane! I cóż z tego, że twoja nic nie znacząca duma została skruszona? I tak jesteś dla mnie użyteczny.Słuz mi dalej z wolnej woli, a moja potęga przyniesie ci wszelkie bogactwa i rozkosze, jakich pożądasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Ale przecież wiedziała, jak ryzykowna jest jej misja.- Jadę za Teres - oświadczył ktoś głosem Dribecka.Crempra gapił się na niego z otwartymi ustami.- Muszę wiedzieć, co się z nią stało - wyjaśnił kulawo.- Tak czy inaczej trzeba zbadać obronność miasta.Magia Gerwein nie poskutkuje.- Do diabła, kuzynie - parsknął Crempra.- To wyślij zwiadowcę! Nie ma sensu pozbawiać się życia.Ktoś musi nami dowodzić.- Nie wygląda, by memu życiu przeznaczone było długie i spokojne trwanie, jakkolwiek by na to patrzeć - odparł zdecydowanie Dribeck.- Więc je zaryzykuję w taki sposób.- Jeden człowiek się nie przebije.Raczej mały oddział kawalerii - zaproponował Crempra.Dribeck spojrzał na niego ostro.- Być może.Wezmę około pięćdziesięciu ludzi na najlepszych koniach.Postaram się dotrzeć tam i z powrotem, zanim.no, zanim noc przyniesie jakąś potworność.Crempra fatalistycznie wzruszył ramionami.- Zdaje mi się, że nawet z tą kostką potrafię jeździć konno nie gorzej od innych.Być może będę miał okazję raz czy dwa użyć łuku, zanim zostaniemy wyrżnięci co do nogi.Dribeck zaskoczony popatrzył na kuzyna.- Przecież to ty przechwalasz się roztropnością w bitwie.Musisz zostać, by objąć dowództwo w wypadku, gdybym nie wrócił.- A czym tu warto dowodzić? I kto mnie posłucha? Nie, kuzynie, ja nie cierpię na twój przymus posiadania władzy.Ktoś inny może wziąć na siebie tę odpowiedzialność, a ja będę korzystał z przyjemności, których on znękany nie pokosztuje.Jeśli jesteś zdecydowany poprowadzić samobójczy rajd na Arellarti, pojadę z tobą.Nim wszyscy zginiemy, przynajmniej rzucę okiem na fortecę naszego nieprzyjaciela.Czy zdajesz sobie sprawę, że Teres jest jedyną osobą, która naprawdę widziała Arellarti?Ze swego łoża zaniepokojony Asbraln pomrukiwał, że się do nich przyłączy.Ale gdyby popróbował wsiąść na konia, jego rana na udzie otworzyłaby się, więc Dribeck stanowczo temu się sprzeciwił, równocześnie nie przestając dziwić się zdecydowaniu, kryjącym się za zwykłą nonszalancją kuzyna.- Każę ludziom wsiadać i odjeżdżamy natychmiast - powiedział Dribeck, zastanawiając się, czy znajdzie ochotników do wyprawy.Ponieważ pozycja była tak czy inaczej nie do utrzymania, być może znajdą się w dostatecznej liczbie ludzie chętni do udziału w rajdzie komandosów.- Pogalopujemy - oświadczył.- Wjedziemy, zobaczymy, co tam się dzieje, i wrócimy.Jeśli Gerwein się nie powiedzie, przeprowadzimy piechotę i maszyny oblężnicze.Teraz brak na to czasu i nie będę tego ryzykował wobec możliwości nagłej powodzi.Być może uda nam się wrócić.Jeśli nie.Asbraln, podejmiesz decyzję.Ivocel jest zdolnym dowódcą i pochodzi z dobrego domu; jest najwyższym rangą oficerem, jaki ci pozostał.- Z roztargnieniem zdał sobie sprawę, że problem przyszłych rządów w Selonari najprawdopodobniej nie będzie go dotyczył, a prawdę powiedziawszy także nikogo innego.- Niektórzy przez długi czas podawali to wątpliwość - zauważył z dumą Asbraln, gdy jego pan wypadł w wieczorny półmrok - ale bez wątpienia w jego żyłach płynie krew mężczyzny!Crempra z wysiłkiem próbował wtłoczyć obandażowaną nogę do buta.- Cholernie głupi powód, by tak sądzić! - powiedział z grymasem.- Tylko dlatego, że nagle robi coś nieoczekiwanego i chce utracić życie bezmyślnie ryzykując.Jeśli takie masz pojęcie o bohaterstwie, to znaczy, że nigdy się nad tym nie zastanawiałeś.Asbraln parsknął.- Nie ma żadnego bohaterstwa w wiecznym podążaniu za kalkulacjami przebiegłego umysłu.Człowiek musi się pokusić o coś nielogicznego, jeśli ogień płonie w jego sercu.A ty czemu jedziesz z nim?Crempra zaśmiał się niewesoło i nie odpowiedział.Gdy Kane wreszcie zamknął książkę, jego twarz była dziwnie pobrużdżona.Dłonie miał spokojne, ale najwyższego wysiłku woli wymagało powstrzymanie ich od szarpania w ślepej złości.Tylko w jego błękitnych oczach płonął lodowaty ogień nieopisanej wściekłości.Nie było już wątpliwości.Napomknienia i złe przeczucia, tłumione przez nieustanny szept Krwawnika, nagle przebiły się na powierzchnię jego zmąconych myśli.Nawet gdy zmuszał się do czytania i zrozumienia palimpsestu, rozpaczliwe rozkazy Krwawnika, wrzeszczącego w jego mózgu, nalegały, by nie czytał dalej, by zniszczył książkę, starając się pomieszać jego myśli w chwili, gdy zaczynał pojmować prawdę.Niezliczone racjonalne argumenty mówiły mu, aby zignorował przeczytane.Zatrute myśli, udające jego własne.Gdyby Kane nie był przekonany o autentyczności manuskryptu, zarówno jego dokładność, jak gorączkowe wysiłki kryształu, próbującego przeszkodzić mu w rozpoznaniu jego prawdziwej roli, wystarczyły jako dowód.- Alorri-Zrokros nie był wszechwiedzącym – mruknął Kane nieswoim głosem.- Albo też moja kopia zawierała pewne fatalne nieścisłości.- Teraz już znasz prawdę - szepnęła Teres, zastanawiając się, na co przyda się to zwycięstwo.- Nie jesteś Panem Krwawnika! Jesteś jego niewolnikiem! Okłamywał cię od chwili, gdy tak chętnie przywróciłeś mu życie, być może nawet wcześniej.Oszukiwał, byś wykonywał jego wolę już wówczas, gdy leżał bez sił.A on w tym czasie knuł tajemne plany, by zniewolić całą ludzkość dla zaspokajania ohydnych apetytów jego szatańskiego gatunku! Myślałeś, Kane, że będziesz władcą światowego imperium, ale twoją rolą byłaby tylko funkcja naczelnego poganiacza niezliczonych niewolników.Spowodowałeś zmartwychwstanie monstrualnego zła, które cała moc starszych bogów nadaremnie próbowała zniszczyć! Uczyniłeś się najnędzniejszym zdrajcą w całych dziejach ludzkości!Z głębi piersi Kane'a wyrwał się warkot, a Teres skurczyła się ze strachu przed ślepą furią, wyglądającą spod jego brwi.Minął ją i runął przed siebie, a jego twarz była maską obłąkańca, który poznał przekleństwo swego obłąkania.Przerażona siłą, jaką wyzwoliła, Teres skoczyła za nim, nie zwracając uwagi na kilka płazów, spoglądających w przerażeniu.- Krwawniku! - ryknął Kane, wpadając do centralnej kopuły.- Krwawniku! - Jego nienawiść była tak wielka, że nie mogła jej powstrzymać chłodna, telepatyczna rozmowa.Przestrzegałem cię, byś ją zniszczył.Czy znalazłeś przyjemność w twym przebudzeniu?- Ktoś zostanie zniszczony, nim dzień pociemnieje - warknął Kane, skradając się ku tablicy sterowniczej.Zaprzestań tego bezmyślnego buntu, Kane! I cóż z tego, że twoja nic nie znacząca duma została skruszona? I tak jesteś dla mnie użyteczny.Słuz mi dalej z wolnej woli, a moja potęga przyniesie ci wszelkie bogactwa i rozkosze, jakich pożądasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]