[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mieli zgnieść marines.Zeskoczył z platformy i dwoma susami znalazł się na rumowisku, po czym sprawdził, czydziała jego system maskowania.Aktywny układ maskujący pancerzy był o wielewydajniejszy niż zwykłe kombinezony i czynił posiadacza prawie niewidzialnym.Zbroje byłyjednak głośne normalnie i elektronicznie co zaawansowanym technicznie wrogompozwalało namierzać je na wiele sposobów.Temu też można było przeciwdziałać, ale niewtedy, kiedy pancerz szybko się poruszał.W tym wypadku jednak i tak nie miało to znaczenia.Mardukanie mogli zobaczyć jedyniebłyski serii śrutu, akcentowane ładunkami plazmy.Będą myśleć, że atakują ich złe demony.dopóki w pancerzach nie wyczerpią się akumulatory.Pierwsza armia Kranolta zawróciła u podnóża wzgórza i szykowała się do następnegoszturmu na pozycje drugiego plutonu.Julian wyobraził sobie, że strzela serią w hordębarbarzyńców, ale czekał na rozkaz.Kranolta niedługo zaatakują.Trzeci pluton wybiegał zeswojego bastionu, a nowa armia ruszyła w górę zbocza w kierunku pola bitwy.Liczyłaprzynajmniej pięć tysięcy wojowników; na wietrze łopotały setki chorągwi.Znów ryknęłyrogi.Niektórzy z ocalałych Kranolta odwrócili się i zauważyli posiłki.Zatrąbili w odpowiedzii zaczęli machać bronią, wyraznie podekscytowani.Nowo przybyli ruszyli szybkim marszemw ich stronę.* * * Kto to? spytał Danal Far. Nie wiem odparł jego zastępca niepewnym głosem. Wyglądają jak.armia Voitan. Ha!Danal Far zaśmiał się szczerze po raz pierwszy, odkąd zaczęła się ta rzez.Jeszcze trochę,a wezmą zewnętrzny mur.Już by to zrobili, gdyby nie przeklęta ognista broń.Następnyszturm i zajmą bastion, a stamtąd z łatwością wyrżną tych przeklętych ludzi. Duchy! parsknął. Nie, to jakieś plemię przychodzi nam na pomoc.Może Talna alboBoort. Nie powiedział z powątpiewaniem Banty Kar. Ani jedni, ani drudzy nie używajązbroi.Ostatnim razem widziałem taką armię, kiedy walczyłem pod Tan K tass. Duchy chrząknął jeszcze raz wódz, ale już nieco nerwowo. Wszystkie te ziemienależą teraz do nas.Zdobyliśmy je i ich nie oddamy.Nawet tym demonom, ludziom. Zdobyliśmy, tak powiedział Kar, ruszając w stronę murów. Nie oddamy? Może.* * * Jak to wygląda, Julian? spytał Pahner przez radio.To, co zostało z trzeciego plutonu,zebrało się na gruzach kordergardy, podczas gdy pierwszy i drugi zabierały zabitych irannych z uszkodzonego bastionu. Och, nienajgorzej, sir.Wygląda na to, że szykują się do powrotu. Dobrze. Pahner spojrzał na żałosne resztki swojej kompanii i potrząsnął głową. Wprawo zwrot, frontem do nieprzyjaciela.Trzeci pluton, przygotować się do ataku.* * * To naprawdę T an K tass! wrzasnął Banty Kar.Kranolta wyciągnął rękę, wskazując chorągiew, którą właśnie rozwinięto nad jednym zpancernych flar-ta. To Rozłożyste Drzewo! To niemożliwe! ryknął Far, nie wierząc własnym oczom. Zabiliśmy ich wszystkich!Wyrżnęliśmy ich wojowników i rozpędziliśmy ich lud na cztery wiatry! Ale nie pozabijaliśmy ich synów zachrypiał Kar, a nad hordą Kranolta poniósł się jękrozpaczy.Nad pancernymi szeregami załopotała następna chorągiew, a nad polem bitwy zalśnił nawpół zapomniany symbol Ognia i %7łelaza. Ani wszystkich synów Voitan.* * * Kapitanie, zawołał Julian niech się pan wstrzyma.Coś się właśnie zaczęło dziać.Nowi rozwinęli jakieś sztandary.Nie znam się za dobrze na szumowiniakach, ale Kranoltawcale się chyba nie cieszą na ich widok. Zrozumiałem odparł Pahner. Informuj mnie na bieżąco.Barbarzyńcy zaczęliśpiewać.* * * Słyszysz to? zawołał T Leen Targ. To dzwięk, który chciałem usłyszeć przez całeżycie Pieśń Zmierci Kranolta!Wielki stary Mardukanin podniósł topór, przymocowany do kikuta ręki, i zamachał nimnad głową. Wyjcie, dzikusy! Voitan wróciło! Tak! odkrzyknął T Kal Vlan.Ostatni z książąt T an K tass zaśmiał się chrapliwie, słuchając żałobnego zaśpiewu. Czas, by T an K tass odebrało długi!Dużą część armii stanowili najemnicy, zebrani w pomniejszych miastach-państwach, jejtrzonem jednak byli synowie i wnukowie miast, które padły pod naporem Kranolta.Voitan iT an K tass zdołały ewakuować nie tylko kobiety i dzieci, ale także fundusze.Pieniądze,zainwestowane w przeróżne przedsięwzięcia w innych miastach, czekały na dzień, kiedyVoitan powstanie na nowo.A ludzie oczyścili im drogę. Och, demony mają dziś prawdziwą ucztę! Targ klasnął jedyną górną dłonią o topór,zachwycony widokiem stosów trupów. Spójrz tylko, ile dusz wysłali im ludzie! I wygląda na to, że ciągle się trzymają. Vlan pokazał na dymiącą cytadelę. Musimysię pospieszyć.Odwrócił się do idącej za nim armii. Naprzód, Drzewo! Czas odebrać naszemiasto! Naprzód, Drzewo! ryknęło pięć tysięcy wojowników. Naprzód, Płomień! Przerobić tych dzikusów na żarcie dla atul! zawył T Leen Targ, kręcąc nad głowąmłynki toporem. Naprzód, Drzewo! Naprzód, Płomień!ROZDZIAA CZTERDZIESTY TRZECIDespreaux uklękła w półmroku obok księcia.Rannych ułożono w rzędzie pod północną ścianą twierdzy.Obandażowani i poparzenimarines spali dzięki doktorowi Dobrescu.Ich rany wyglądały potwornie, nawet jak nanowoczesne standardy.Większość poranionych pochodziła z pierwszego i drugiego plutonu, imimo osłony, jaką zapewniały im ognioodporne kombinezony, wyglądali jak kawałkigrillowanego kurczaka.Despreaux pokręciła głową i odwróciła się, kiedy dotarło do niej, żebiałe coś sterczące spod munduru Kileti ego to jego kość przedramienia.Jednak rany, chociaż tak straszne, goiły się.Nawet odcięte kończyny miały odrosnąć nanity i regenerujące retrowirusy, którymi naszpikowani byli marines, już działały pełną parą,naprawiając uszkodzenia.Z niesamowitą szybkością rosły mięśnie, a oparzenia pokrywałanowa skóra.Oczywiście odciskało to swoje piętno na przemianie materii.Przez następnych kilka dniranni będą mogli jedynie jeść i spać, podczas gdy ich nanity będą gorączkowo łatać rany iwalczyć z infekcjami.Po jakimś czasie jednak dłuższym lub krótszym, co zależało bardziejod ilości uszkodzeń niż tego, jak były poważne straszliwe rany miały zamienić się w blizny,również znikające po to, by zrobić miejsce następnym.Despreaux dotknęła twarzy księcia i podniosła identyfikator diagnostyczny, przyczepionydo jego munduru.Kompania miała ich tylko kilka; plutonowa była zaskoczona, że Dobrescupoświęcił jeden dla Rogera.A może nie była.Wielu marines było ciężej rannych identyfikator wyświetlał rytmy alfa, ciśnienie krwi, tętno i zawartość tlenu w krwi ale żadennie był tak cenny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Mieli zgnieść marines.Zeskoczył z platformy i dwoma susami znalazł się na rumowisku, po czym sprawdził, czydziała jego system maskowania.Aktywny układ maskujący pancerzy był o wielewydajniejszy niż zwykłe kombinezony i czynił posiadacza prawie niewidzialnym.Zbroje byłyjednak głośne normalnie i elektronicznie co zaawansowanym technicznie wrogompozwalało namierzać je na wiele sposobów.Temu też można było przeciwdziałać, ale niewtedy, kiedy pancerz szybko się poruszał.W tym wypadku jednak i tak nie miało to znaczenia.Mardukanie mogli zobaczyć jedyniebłyski serii śrutu, akcentowane ładunkami plazmy.Będą myśleć, że atakują ich złe demony.dopóki w pancerzach nie wyczerpią się akumulatory.Pierwsza armia Kranolta zawróciła u podnóża wzgórza i szykowała się do następnegoszturmu na pozycje drugiego plutonu.Julian wyobraził sobie, że strzela serią w hordębarbarzyńców, ale czekał na rozkaz.Kranolta niedługo zaatakują.Trzeci pluton wybiegał zeswojego bastionu, a nowa armia ruszyła w górę zbocza w kierunku pola bitwy.Liczyłaprzynajmniej pięć tysięcy wojowników; na wietrze łopotały setki chorągwi.Znów ryknęłyrogi.Niektórzy z ocalałych Kranolta odwrócili się i zauważyli posiłki.Zatrąbili w odpowiedzii zaczęli machać bronią, wyraznie podekscytowani.Nowo przybyli ruszyli szybkim marszemw ich stronę.* * * Kto to? spytał Danal Far. Nie wiem odparł jego zastępca niepewnym głosem. Wyglądają jak.armia Voitan. Ha!Danal Far zaśmiał się szczerze po raz pierwszy, odkąd zaczęła się ta rzez.Jeszcze trochę,a wezmą zewnętrzny mur.Już by to zrobili, gdyby nie przeklęta ognista broń.Następnyszturm i zajmą bastion, a stamtąd z łatwością wyrżną tych przeklętych ludzi. Duchy! parsknął. Nie, to jakieś plemię przychodzi nam na pomoc.Może Talna alboBoort. Nie powiedział z powątpiewaniem Banty Kar. Ani jedni, ani drudzy nie używajązbroi.Ostatnim razem widziałem taką armię, kiedy walczyłem pod Tan K tass. Duchy chrząknął jeszcze raz wódz, ale już nieco nerwowo. Wszystkie te ziemienależą teraz do nas.Zdobyliśmy je i ich nie oddamy.Nawet tym demonom, ludziom. Zdobyliśmy, tak powiedział Kar, ruszając w stronę murów. Nie oddamy? Może.* * * Jak to wygląda, Julian? spytał Pahner przez radio.To, co zostało z trzeciego plutonu,zebrało się na gruzach kordergardy, podczas gdy pierwszy i drugi zabierały zabitych irannych z uszkodzonego bastionu. Och, nienajgorzej, sir.Wygląda na to, że szykują się do powrotu. Dobrze. Pahner spojrzał na żałosne resztki swojej kompanii i potrząsnął głową. Wprawo zwrot, frontem do nieprzyjaciela.Trzeci pluton, przygotować się do ataku.* * * To naprawdę T an K tass! wrzasnął Banty Kar.Kranolta wyciągnął rękę, wskazując chorągiew, którą właśnie rozwinięto nad jednym zpancernych flar-ta. To Rozłożyste Drzewo! To niemożliwe! ryknął Far, nie wierząc własnym oczom. Zabiliśmy ich wszystkich!Wyrżnęliśmy ich wojowników i rozpędziliśmy ich lud na cztery wiatry! Ale nie pozabijaliśmy ich synów zachrypiał Kar, a nad hordą Kranolta poniósł się jękrozpaczy.Nad pancernymi szeregami załopotała następna chorągiew, a nad polem bitwy zalśnił nawpół zapomniany symbol Ognia i %7łelaza. Ani wszystkich synów Voitan.* * * Kapitanie, zawołał Julian niech się pan wstrzyma.Coś się właśnie zaczęło dziać.Nowi rozwinęli jakieś sztandary.Nie znam się za dobrze na szumowiniakach, ale Kranoltawcale się chyba nie cieszą na ich widok. Zrozumiałem odparł Pahner. Informuj mnie na bieżąco.Barbarzyńcy zaczęliśpiewać.* * * Słyszysz to? zawołał T Leen Targ. To dzwięk, który chciałem usłyszeć przez całeżycie Pieśń Zmierci Kranolta!Wielki stary Mardukanin podniósł topór, przymocowany do kikuta ręki, i zamachał nimnad głową. Wyjcie, dzikusy! Voitan wróciło! Tak! odkrzyknął T Kal Vlan.Ostatni z książąt T an K tass zaśmiał się chrapliwie, słuchając żałobnego zaśpiewu. Czas, by T an K tass odebrało długi!Dużą część armii stanowili najemnicy, zebrani w pomniejszych miastach-państwach, jejtrzonem jednak byli synowie i wnukowie miast, które padły pod naporem Kranolta.Voitan iT an K tass zdołały ewakuować nie tylko kobiety i dzieci, ale także fundusze.Pieniądze,zainwestowane w przeróżne przedsięwzięcia w innych miastach, czekały na dzień, kiedyVoitan powstanie na nowo.A ludzie oczyścili im drogę. Och, demony mają dziś prawdziwą ucztę! Targ klasnął jedyną górną dłonią o topór,zachwycony widokiem stosów trupów. Spójrz tylko, ile dusz wysłali im ludzie! I wygląda na to, że ciągle się trzymają. Vlan pokazał na dymiącą cytadelę. Musimysię pospieszyć.Odwrócił się do idącej za nim armii. Naprzód, Drzewo! Czas odebrać naszemiasto! Naprzód, Drzewo! ryknęło pięć tysięcy wojowników. Naprzód, Płomień! Przerobić tych dzikusów na żarcie dla atul! zawył T Leen Targ, kręcąc nad głowąmłynki toporem. Naprzód, Drzewo! Naprzód, Płomień!ROZDZIAA CZTERDZIESTY TRZECIDespreaux uklękła w półmroku obok księcia.Rannych ułożono w rzędzie pod północną ścianą twierdzy.Obandażowani i poparzenimarines spali dzięki doktorowi Dobrescu.Ich rany wyglądały potwornie, nawet jak nanowoczesne standardy.Większość poranionych pochodziła z pierwszego i drugiego plutonu, imimo osłony, jaką zapewniały im ognioodporne kombinezony, wyglądali jak kawałkigrillowanego kurczaka.Despreaux pokręciła głową i odwróciła się, kiedy dotarło do niej, żebiałe coś sterczące spod munduru Kileti ego to jego kość przedramienia.Jednak rany, chociaż tak straszne, goiły się.Nawet odcięte kończyny miały odrosnąć nanity i regenerujące retrowirusy, którymi naszpikowani byli marines, już działały pełną parą,naprawiając uszkodzenia.Z niesamowitą szybkością rosły mięśnie, a oparzenia pokrywałanowa skóra.Oczywiście odciskało to swoje piętno na przemianie materii.Przez następnych kilka dniranni będą mogli jedynie jeść i spać, podczas gdy ich nanity będą gorączkowo łatać rany iwalczyć z infekcjami.Po jakimś czasie jednak dłuższym lub krótszym, co zależało bardziejod ilości uszkodzeń niż tego, jak były poważne straszliwe rany miały zamienić się w blizny,również znikające po to, by zrobić miejsce następnym.Despreaux dotknęła twarzy księcia i podniosła identyfikator diagnostyczny, przyczepionydo jego munduru.Kompania miała ich tylko kilka; plutonowa była zaskoczona, że Dobrescupoświęcił jeden dla Rogera.A może nie była.Wielu marines było ciężej rannych identyfikator wyświetlał rytmy alfa, ciśnienie krwi, tętno i zawartość tlenu w krwi ale żadennie był tak cenny [ Pobierz całość w formacie PDF ]