[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdybym nie był taki słaby, roześmiałbym się.Któż zechciałby przyjechać tu po to, żebyprzewertować moje księgi? Chyba że ten stary bezzębny poganiacz bydła, który wziął resztęmoich oszczędności i przyrzekł, że sprowadzi kilka krów.Myślę, że mnie nabrał, wyglądał nacwaniaka.Musiałem chyba zdawać sobie sprawę z tego, że ten człowiek mnie okłamuje, kiedywręczałem mu pieniądze, ale oddawałem mu po prostu dług, płaciłem za to, żeby sobie poszedł.A może zjawi się tu sędzia sądu objazdowego? Nie mogę sobie przypomnieć, czy zdążyłem86 napisać list, o który prosił mnie Jenks, i jeżeli tak, to czy dałem go Alfowi, czy nie, a zresztą pocóż by miał teraz przyjeżdżać, skoro nie ma tu już kogo sądzić?Jenks wypuścił garbusa, z chwilą gdy zorientował się w sytuacji.Kaleka błyskawicznie zmieszałsię z tłumem, trochę pózniej mignął mi w grupie ludzi plądrujących sklep Izaaka.Przynajmniejtak mi się teraz zdaje.Tyle było wówczas hałasu, tyle zgiełku i wrzasku, że wszystko mi siępomieszało.Księżyc był gorący jak słońce, jasny jak samo południe, błyskał w ciemności raniącboleśnie oczy.- Jenks!-wrzasnęła Molly.Jak dobrze pamiętam ten jej krzyk.Wybiegła przed dom, stała i wymachując rękami próbowałazatrzymać pędzący ulicą wóz.Nasz szeryf stał na dachu karawanu, którego boczne drzwi otwierały i zatrzaskiwały sięrytmicznie.Obok niego siedziały Ada i Jessie.Jenks myślał, że Molly chce się z nimi zabrać.- Szybko, szybko - krzyknął i przechylił się, żeby pomóc jej wlezć.-Te skurwysyny Zaraz zacznąhulać.Ja też sądziłem, że Molly chce się wdrapać na karawan, chociaż straciłem wszelką nadzieję na to,że zechce uciec.Ale ona zrobiła zupełnie coś innego.Zciągnęła nieszczęsnego Jenksa na ziemię irzuciła się na niego jak szalona.Obejmowała go za szyję, wczepiła się w niego, całowała popoliczkach, jęcząc przy tym:- Jenks, błagam cię, załatw go, zrób to dla mnie, musisz to zrobić, przecież,.wiem, że masz namnie ochotę, widzę to od dawna, kobiety znają się na tym.Załatw go, a pójdę z tobą na koniecświata, będę twoją kobietą, zrobię wszystko, co będziesz chciał.Chłopiec i ja, a także dwie kobiety siedzące na kozle przyglądaliśmy się tej scenie w milczeniu.Głośne wrzaski zaczęty dochodzić z ,,Pałacu Zara".- Na litość boską, Jenks!- szepnęła Jessie spojrzawszy za siebie ze zgrozą.- Na litość boską,jedzmy już!- Przepraszam bardzo - szarpnął się Jenks próbując uwolnić się od Molly.- Proszę mnie puścić!- Jenks, oddaj jeden strzał, jeden jedyny.Nie możesz go nie trafić, on aż się prosi, żeby go zabić!- Przecież już mówiłem, że wyrzuciłem gwiazdę szeryfa.- Porzuciłam umierającego człowieka - zawodziła panna Ada.-On tam leży sam jeden.Jeszczeoddycha.- Zamknij się, stara idiotko! - warknęła Jessie.- Chcesz poświęcić życie dla tego cholernegokarciarza? Chcesz, żeby zrobili z tobą to, co z Mae i tą drugą babą? Boże drogi! Jenks, jedzmyjuż!Z  Pałacu Zara" ludzie wylewali się tłumnie na werandę i na ulicę.Inni próbowali zajrzeć dośrodka, żeby zobaczyć, co się dzieje, jakby odbywało się tam nabożeństwo odprawiane przezwędrownego kaznodzieję.Słychać byłopotworny wrzask Mae.Wiedziałem, że już niedługo wszyscy poczujemy ciężką rękę Turnera,wszystkim się dostanie.Bóg sam raczy wiedzieć, kiedy się zjawił.Zjechał z gór i zobaczywszywielki kłębiący się tłum, na pewno się uśmiechnął.Przyjechał niechybnie z północy ślademgórników, bo przecież kiedy odjeżdżał od nas, skierował się właśnie w tamtą stronę.Kosa kosipółkolem i zawsze wraca do punktu wyjścia.Gdyby było inaczej, czy zauważyłbym go? Przez całe popołudnie stałem wpatrując się wrówninę, po której ciągnął się wielki tuman kurzu, bo kiedy dyliżans przyjechał i natychmiastodjechał, ludzie uznali to za sygnał i zaczęli pośpiesznie zbierać manatki, ładować je na grzbietyswoich zwierząt i zabierać się w drogę.Przed moim domem odgrywały się takie same sceny, jak87 te, które pamiętam sprzed laty z Westport, w stanie Missouri.Ludzie stali w grupach, żegnali sięz sobą i jednocześnie patrzyli het, daleko w głąb równiny.Baba od jaj odjechała prawie pustym wozem przy akompaniamencie głośnego gdakania kur,pozostało po niej tylko kilka piórek, którymi igrał wiatr.Jonce Early pospiesznie wyciągnął zziemi kotki wyznaczające jego działkę i nawet nie spojrzał za siebie.Kto miał odrobinę oleju wgłowie, uciekał.Mężczyzna i kobieta o twarzach pozbawionych jakiegokolwiek wyrazu ciągnęliręczny wózek.Jednakże większość nędzarzy, którzy przybyli tu w poszukiwaniu pracy, po prostu wyległa naulicę.Patrzałem, jak wypełnia się ludzkim mrowiem, zbyt oszołomiony, żeby zrobić najmniejszy ruch.Nic chciałem wierzyć temu, co działo się przed moimi oczami.Myślałem, że na pewno Anguskłamie.Przyszła mi do głowy szalona myśl: gdybym wybiegł na drogę i zatarasował ją głazami,to udałoby mi się zawrócić z drogi tych górników, po prostu ogarniętych zbiorowymszaleństwem, jednoczesnym wybuchem gniewu.Gwar ludzkich głosów podobny byt do wyciawiatru [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl