[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Porucznik sam najlepiej o tym wiedział.Ostatecznie w podobnych okolicznościach spalonojego matkę.Jakub Szor podszedł do drzwi szopy.Migotliwy blask lampy oświetlał ascetyczną twarz rabina.Ku zaskoczeniu Joachima, nie było tooblicze człowieka schwytanego na gorącym uczynku.Rabin ukłonił się nisko, lecz z godnością.Ciemne, czujne oczy zdawały się świdrować Hirsza nawylot.- Padam do nóg waszmość pana - rzekł cierpkim tonem.- Zakładam, że miałeś waszmośćsłuszny powód, by strzelać po nocy.Oczy Hirsza utraciły wszelki wyraz.Ach, tak chcesz pogrywać?- Odnalazłem Chaima.- Porucznik wskazał ruchem głowy szopę.- Jak to powiadają: najciemniejjest pod latarnią.Rabin zerknął w otwarte drzwi, nerwowym gestem pogładził brodę.- %7łyje?- Owszem, i wkrótce będzie mógł mówić - wycedził złowróżbnie Hirsz.%7łyd przymknął oczy, przybierając zamyślony wyraz twarzy.- Ależ tak, to jedyne wytłumaczenie - wyszeptał jakby do siebie.Uniósł powieki, patrząc na porucznika z niewinnością jagnięcia.- Chłopak jest nieporadny jak dziecko.Pewnikiem do tej pory ukrywał się w lesie i głód goprzygnał do wioski.Gdybyśmy odnalezli go rankiem, bez zwłoki powiadomilibyśmy o tym panastarostę.Hirsz z rozdrażnieniem zmarszczył brwi.Nie taki nieporadny, skoro o mało nie rozwalił mi łba,pomyślał.- Czyja to szopa? - zapytał od niechcenia.- Wspólnoty, całego kahału.Porucznik szybkim ruchem chwycił mężczyznę za brodę i przyciągnął do siebie.Szor zapiszczałz bólu, młócąc powietrze rękami dla utrzymania równowagi.- Czyli chcesz winą za ukrywanie mordercy obarczyć całą gminę - warknął złowieszczo Hirsz.-Zastanów się, %7łydzie.Oj, dobrze się zastanów.Koptrowski tylko czeka na pretekst, żeby wasnajechać i spalić.A wierz mi, on nie żartuje.Ciemne oczy rabina spochmurniały.Spod pomarszczonych powiek wypłynęły łzy.- Przyznaję, ukrywałem Chaima - wyjęczał, gdyż porucznik nie zwolnił chwytu.- Inni nic niewiedzieli. - Wytłumacz mi jedno - zasyczał Hirsz.- Wyrzekasz się córki, a potem udzielasz schronieniaczłowiekowi, który ją pomścił.Gdzie tu sens?- Bo on jest bez winy - wydyszał Szor.Joachim zrobił głęboki wdech.Takiej odpowiedzi nie spodziewał się usłyszeć.Zaskoczony,puścił brodę mężczyzny.Starzec, pozbawiony oparcia, upadł w błoto.Hirsz stał nieruchomo z opuszczonymi rękoma, wpatrując się w drżącego u jego stóp człowieka.- Skąd ta pewność?Szor uniósł głowę.Wyraznie toczył jakąś wewnętrzną walkę.- Tamtej nocy, gdy napadnięto na Augustyna Kozerskiego, Chaim był w moim domu.O małogo nie ubili wtedy nad stawem.Przez dwie niedziele nie wstawał z siennika.Tylko Bóg wie, jakimcudem nie utopił się i zdołał dotrzeć aż tutaj.- Skoro jest niewinny, to czemu zataiłeś tę informację? - spytał sceptycznie Hirsz.W oczach %7łyda błysnęła drwina.- Okaleczono szlachcica, a wkrótce ubito inszego.Obaj brali udział w gwałcie na Miriam.Znaszwaszmość sąd w Rzeczypospolitej, który dałby wiarę moim słowom?Hirsz musiał przyznać rację takiemu rozumowaniu.- Czyli Brodowskiego również nie ubił? Rabin przytaknął, nie odrywając oczu od ziemi.- Tak, panie.Noc w noc zamykałem go w szopie.Hirsz zasępił się.Instynkt podpowiadał mu, że Jakub Szor mówi prawdę.Z drugiej stronyzawodowa ostrożność nakazywała potwierdzić te rewelacje w obecności oprawcy.Jakby nie patrzeć, tracił właśnie jedynego podejrzanego.%7ładen śledczy nie przyjmuje takiegofaktu z radością.Upłynęła dłuższa chwila, nim Joachim powziął decyzję.- Każ przygotować wóz z woznicą - polecił.- Zabieram Chaima do Warszawy.Jakub Szor podniósł się chwiejnie.Otarł dłonią czoło, zostawiając na skórze brudną smugę.- Mogę pożegnać się z żoną? - zapytał spokojnie.- Nie musisz.Zabieram tylko chłopaka.Rabin spojrzał na oficera z niedowierzaniem.- Nie pójdę do więzienia? Hirsz wzruszył ramionami.- Tego nie mogę obiecać.O tym zadecyduje starosta.Musisz też potwierdzić swoje zeznaniaprzed sędzią grodzkim.- Co będzie z Chaimem? - W głosie rabina brzmiał szczery niepokój.- Póki nie odnajdę mordercy, będzie bezpieczniejszy w więzieniu.Pan Koptrowski to wielceniebezpieczny człowiek.Gdyby się dowiedział, żeś ukrywał chłopaka, twe życie nie byłoby wartezłamanego.Przerwało mu bolesne kwilenie, dochodzące z wnętrza szopy.Jakby przebudziło się olbrzymie,głodne niemowlę.A ja mam być jego cholerną niańką.Spojrzał na Szora.Niemy wyrzut, wyzierający z oczu rabina, bynajmniej nie poprawił munastroju.- Dobra, znajdz mu jakiegoś medyka."Wyjechali z osady o świcie, kierując się na północ.Porucznik celowo wybrał boczną, mniej uczęszczaną drogę.Zamyślał dojechać do traktuSochaczewskiego i przy mostku nad Dmą odbić w kierunku Warszawy.Zgodnie z oczekiwaniami, po drodze napotkali tylko kilku parobków, pędzących stada na pastwiska [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl