[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No! SkÄ…d partia ma brać? No, skÄ…d? Jak nie odpana, coÅ› darmo zgarnÄ…Å‚ tyli majÄ…tek.Ja skoÅ„czyÅ‚em. dodaÅ‚ z gestem krasomówczym. To chcecie być towarzystwem dobroczynnoÅ›ci? A pan chciaÅ‚byÅ› sam obstać za wszystkie towarzystwa?97 Ów tÄ™gi z kanapy przerwaÅ‚ dialog ważkim oÅ›wiadczeniem: Spory do c i o r t a! Tak  albo nie?Nienaski zwróciÅ‚ siÄ™ twarzÄ… do tego i rzekÅ‚ twardo: Nie!Towarzystwo rozejrzaÅ‚o siÄ™ pilnie po sobie.Pokiwali gÅ‚owami.Ten i ów zakaszlaÅ‚.LokajWitold gÅ‚oÅ›no ziewnÄ…Å‚.MÅ‚ody czÅ‚owiek stojÄ…cy obok Nienaskiego zajrzaÅ‚ mu gÅ‚Ä™boko w oczyomdlaÅ‚ymi zrenicami.Drugi, jego towarzysz, poÅ›wistywaÅ‚ przez zÄ™by.Ryszard rzekÅ‚ doostatniego: Nie Å›wiszcz pan teraz, bo tu rozmowa poważna, nie szynk! Ten dziwnie przegiÄ…Å‚ siÄ™ caÅ‚yjak piskorz czy miÄ™tus w kierunku owego w kapeluszu mówcy.MruknÄ…Å‚: SÅ‚yszysz ty, Rudolf?. No, no. uspokoiÅ‚ go tamten, poważnie kiwajÄ…c rÄ™kÄ…. MówiÄ™ do was tak. zaczÄ…Å‚ Nienaski. PieniÄ™dzy na rzeczy nieokreÅ›lone, wam, lu-dziom zgoÅ‚a mi nieznajomym, nie dam, bo to sÄ… pieniÄ…dze nie moje, lecz publiczne. A ten automobil od Walfisza, to prywatny czy publiczny?  wykrzyknÄ…Å‚ ktoÅ› z istnychkÅ‚Ä™bów dymu. Ten automobil bÄ™dzie mój, jeÅ›li go kupiÄ™.I z niego zdam rachunek, ale nie przed wami! Przed sobÄ…. rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ Rudolf. Przed caÅ‚ym  ludem. poprawiÅ‚ tego Rudolfa lokaj Witold. No, juÅ›ci nie przed tobÄ…, rzetelny Å›wiadku!  ciÄ…Å‚ go Nienaski bezlitoÅ›nie ostrym sÅ‚o-wem. Przed jaÅ›nie paniÄ…!  odparowaÅ‚ tamten.Nienaski przez chwilÄ™ dusiÅ‚ w sobie odruch,pózniej gwaÅ‚townÄ… odpowiedz.CiÄ…gnÄ…Å‚ spokojnie: TworzÄ™ za odziedziczone pieniÄ…dze kopalnie, kupujÄ™ maszyny, zakÅ‚adam kolejki, budujÄ™domy, skÅ‚ady, prowadzÄ™ szosy.Kto nie ma pracy i żyje w nÄ™dzy, niechże przychodzi.Dosta-nie pracÄ™, zarobek wiÄ™kszy niż gdziekolwiek, najwiÄ™kszy, na jaki starczy tych odziedziczo-nych pieniÄ™dzy.Zarobi sam i wejdzie w koÅ‚o wÅ‚aÅ›cicieli tych kopalni.ZakÅ‚adam roboty pu-bliczne.Tego przecie żądaÅ‚ wasz nauczyciel i mistrz, sam %7Å‚Å‚owski. GÅ‚odny jesteÅ› i biedny chodz i pracuj, odziej siÄ™ i jedz! To ja rzucÄ™ kopyta i pójdÄ™ wÄ™giel w ziemi kopać?  wrzasnÄ…Å‚ z dzikÄ… furiÄ… szewc DÄ…-browski. Ci, co teraz boso chodzÄ…, zarobiwszy na buty obstalujÄ… je u pana po dwie pary.Wkopalni zarobiÄ…, a pan nie nastarczysz z robotÄ…! Socjolog z pana i dobrodziej! Buty ludziom wdziewa na bose nogi. Å›miaÅ‚ siÄ™ ów Ru-dolf. Pewnie, że wiÄ™kszy niż z pana, który nic nie wiesz, a nikogo nie umiesz uszanować, na-wet wÅ‚asnego sztabu, i siedzisz w czasie narady w kapeluszu, jakbyÅ› byÅ‚ w szynkowni. Ja nie zdejmujÄ™ mego kapelusza przed nikim na Å›wiecie.Kein Herr weder Gott.Nienaski machnÄ…Å‚ wzgardliwie rÄ™kÄ….MówiÅ‚: SÄ… tu w zagÅ‚Ä™biu krakowskim niezmierne pokÅ‚ady wÄ™gla.SÅ‚yszycie! Pokolenia możewyżywić ten dar Boga dla nas! Ale trzeba go wykopać! CaÅ‚y lud polski, który teraz pÅ‚ynie nasÅ‚użbÄ™ do Niemców, do Francuzów, do DuÅ„czyków, sto tysiÄ™cy z Galicji, trzysta tysiÄ™cy zKrólestwa rok w rok  a który tutaj, jak mówicie, i co jest prawda, gÅ‚odem przymiera  tekopalnie i fabryki, co przy kopalniach niechybnie powstanÄ…  mogÄ… wyżywić, przyodziać,zabezpieczyć na starość.Musi być podjÄ™ta praca okoÅ‚o tworzenia kopalni! Ale pomyÅ›lcie, ilepotrzeba pieniÄ™dzy na takie dzieÅ‚o! Na bicie szybów, budowle i maszyny. Wesprzyjcie mnieswÄ… pomocÄ…, wy dzielni ludzie, którzy czujecie krzywdÄ™ żywiej niż inni, którzy zapragnÄ™li-Å›cie być  MÅ›cicielami tej krzywdy! Pan masz talent  drwiÅ‚ Rudolf  panu siÄ™ patrzy posada pierwszego rezonera w teatrzealbo wodza liberałów w sejmie.98  Nie tylko tyle  ciÄ…gnÄ…Å‚ Nienaski, bez zwrócenia na te sÅ‚owa uwagi  bo pomyÅ›lcie, żemy szyb za szybem zÅ‚Ä…czymy, że siÄ™ zejdziemy z DÄ…browÄ… GórniczÄ… i ze ZlÄ…skiem.Stworzy-my tu oÅ›rodek nieprzemożonej potÄ™gi.CaÅ‚e to zagÅ‚Ä™bie, poprzewiercane szybami kopalni,oddam na wÅ‚asność pracownikom.Tu pod murami starego Krakowa. Ja siÄ™ pytam  wtrÄ…ciÅ‚ tÄ™gi mężczyzna z kanapy  to nic z naszej propozycji? Z tego, żebym wam, ludziom niewiadomym, na Å‚apÄ™ po prostu, a może na pohulankÄ™,dawaÅ‚ pieniÄ…dze  nic! Na leczenie chorych  dam, ale do ich kasy lub honoraria lekarzom. A za automobil! Za ten stargowany na osiemnaÅ›cie tysiÄ™cy? Z jakich pieniÄ™dzy pójdzieto kupno?Nienaski umilkÅ‚ zmiażdżony.KtoÅ› spod okna zawoÅ‚aÅ‚: No, jazda dalej o tych  publicznych pieniÄ…dzach ! Ze wszystkim taka prawda, jak z tym.Kopalnie robotnikom daruje, a nie może darowaćczęści skarbu, co go nie zarobiÅ‚, ino dostaÅ‚. WyszachrowaÅ‚. Burżuj zawsze ci twierdzi, że te pieniÄ…dze, co je z nas zdarÅ‚, to ,sÄ… jakieÅ› narodowe albopubliczne. Niemiec czy Francuz, %7Å‚yd czy Polak  zawsze to samo Å‚garstwo! Czyje to byÅ‚y te pieniÄ…dze za automobil? Nienaski krzyknÄ…Å‚: Oddam te pieniÄ…dze z moich zarobków! Zarabiam jako budowniczy! W sumieniu jestemczysty. Zarabia, mójże pracownik! RÄ™ce masz zwalane krzywdÄ…! Na partiÄ™ te osiemnaÅ›cie tysiÄ™cy! Oddawać, bo to skradzione! Na partiÄ™!  ryczeli wszyscy. Dawać je na stół! %7Å‚ywo! No! Dawać! Pod karÄ…! Psiakrew!  Pod srogÄ… karÄ…! Pod karÄ…!Nienaski wÅ‚ożyÅ‚ kapelusz na gÅ‚owÄ™ i zawoÅ‚aÅ‚; SÄ…dzicie, że miÄ™ tu wrzaskiem i zniewagami wezmiecie? MyÅ›laÅ‚em, że idÄ™ na zgroma-dzenie ludzi pracy i idei, a trafiÅ‚em w puÅ‚apkÄ™.Toteż wychodzÄ™!TÄ™gi mężczyzna z kanapy porwaÅ‚ siÄ™ ze swego wygodnego miejsca i poprzez stół nachyliÅ‚siÄ™ do niego z krzykiem; Nie potrzebujemy paÅ„skich piÄ™knych idei ani obietnic, ani deklamacji, tylko pieniÄ™dzy!My demokratów takich i owakich, socjałów i anarchów mamy dość.SzesnaÅ›cie tysiÄ™cy koronna stół! Już tylko szesnaÅ›cie? SÅ‚yszaÅ‚eÅ› pan? SÅ‚yszaÅ‚em.Nie dostaniecie ani jednego centa! Skoro nie potrzebujecie idei, tylko pieniÄ™-dzy, wiem, kto jesteÅ›cie!NastaÅ‚a znowu cisza.Nienaski spojrzaÅ‚ po twarzach i zobaczyÅ‚ we wszystkich oczach wy-raz niedobry.PożaÅ‚owaÅ‚ wypowiedzianych ostrych słów.UczuÅ‚, że zachodzÄ… mu z tyÅ‚u.Od-wróciÅ‚ siÄ™ i rzekÅ‚: PrzyszedÅ‚em tu bez pieniÄ™dzy.Nie ma co! Zobaczymy!  krzyknÄ…Å‚ lokaj Witold chwytajÄ…c go za klapy surduta.Tego pchnÄ…Å‚ od sie-bie tak potężnie, że tamten aż jÄ™knÄ…Å‚ na.najbliższej Å›cianie.Zarazem dopadÅ‚ drzwi i szarpnÄ…Å‚klamkÄ™.Drzwi byÅ‚y zamkniÄ™te.PchnÄ…Å‚ je z caÅ‚ej mocy, lecz nie ustÄ…piÅ‚y.99  Po dobroci. szepnÄ…Å‚ do niego życzliwie blady mÅ‚okos z podkrążonymi oczyma. Po-wiedzże pan, że przyÅ›lesz albo przyniesiesz. Nic nie dam! Ani jednego centa!  krzyczaÅ‚ w furii.Ów szewc DÄ…browski skakaÅ‚ od jednego z konspiratorów do drugiego, coÅ› szepczÄ…c, ga-dajÄ…c, wykrzykujÄ…c.Wreszcie przybiegÅ‚ w skok do drzwi i otworzyÅ‚ je.Nienaski wypadÅ‚ dopierwszej izby.Za nim krok w krok szedÅ‚ ten w kapeluszu, zwany Rudolfem, i chudy zesmÄ™tnymi oczyma.Rudolf w ciemnej izbie chwyciÅ‚ Nienaskiego za rÄ™kÄ™ i piersi.Napastowa-ny trzasnÄ…Å‚ go miÄ™dzy oczy.W tejże samej chwili DÄ…browski, miotajÄ…c siÄ™ w istnym szalemiÄ™dzy nimi, otworzyÅ‚ drugie drzwi, prowadzÄ…ce na schody, i wypchnÄ…Å‚ Ryszarda w ciem-ność, szepcÄ…c doÅ„ w napadzie strachu: CzÅ‚owieku! Umykaj!Nienaski straciÅ‚ orientacjÄ™ co do miejsca [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl