[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozstawione tu i tam, poci¹ga³y t³um jadaj¹cy przaSno kramy z sol¹ i t³uszczami, ze s³onin¹,sad³em, z zamorskimi pieprzami i goryczk¹ niewiadomych liSci.Wszêdzie wabi³y oczy wy-roby cygañskie z ¿elaza i miedzi, niemieckie z krêconego i plecionego rzemienia, siod³a,wodze, uprzêgi, kañczugi, przedmioty wyciosane i wyrobione z cennego drzewa, z kamieniai bursztynu.W g³êbi, a przecie¿ w miejscu widocznym i jak gdyby pierwszym, które wszystkim w oczywpada³o, sta³ ciemny namiot Rusaka z Nowgorodu, Sadka, bogatego goScia.Przybywszy naswym ogromnym, wielo¿aglowym korabiu, co siê na kotwicy ko³ysa³ u pala Mot³awy, jakbyszukaj¹c u w³adców zamku opieki - ów nowgorodzianin, bogato odziany w do³om d³ugi a¿72 do samej ziemi i we wzorzysty pod nim kopieniak, g³adzi³ sw¹ d³ug¹ i jak ³opata rozpostart¹brodê, a wSród niskich uk³onów pokazywa³ raz wraz jaSnie panom, wielmo¿om polskim i po-morskim soroki wyprawnych futer sobolich, rysich, gronostajowych i niebieskolisich.Bezwzglêdu na czasy tak niepewne, na zmiany panów grodu i kraju nie waha³ siê przywiexæ nasprzeda¿ b³amów czaruj¹cego carogrodzkiego z³otog³owiu i parczy szkar³atnej.Pozwala³ za-gl¹daæ do swych sepetów pe³nych bezcennych, wielobarwnych kamieni, ³añcuchów ze z³ota,sygnetów i pierScionków, zausznic i naszyjników per³owych.Kagañce smolne, tu A tam wetkniête w miejskie mury, latarnie pozawieszane nad towaremi stosy ³uczywa podsycanego przez miejskich pacho³ków na szczycie nie dokoñczonej jesz-cze wie¿y  Patrz w górê oSwietla³y t³um ogromny, przewalaj¹cy siê we wszystkich kierun-kach, i wielkimi plamami pada³y tu i tam na ten obszar i wielobarwn¹ masê.Ca³a dziedzinape³na by³a ci¿by ludowej, mê¿czyzn i kobiet, dzieci i starców, Kaszubów i Polaków, Niem-ców, przechodniów, ludzi z morza i z l¹du, z pól i lasów, rolników, mySliwców i wojaków,osiad³ych i w³Ã³czêgów.Wrzaskliwe targi i g³oSne strzelenia d³oni¹ o d³oñ przy dobijaniu targu, krzyki przekupniówi spekulantów, g³oSne rozmySlania nabywców, uganianie siê stra¿y za rzezimieszkami i urwi-po³ciami, nawo³ywania siê i g³oSne rozmowy jak w lesie i na polu wieSniaków w najrozmait-szych gwarach od mazurskiej do pomorskiej - kwiki zwierz¹t, pisk ptasi, r¿enie koñskie - ruchwszystkich we wszelkich kierunkach - poSpiech, podniecenie i weso³oSæ nape³nia³y ten prze-stwór.Poprzez t³um rolniczy, bartniczy, rybacki, wojacki i pastusi przeciskali siê z niema³¹ pomp¹i parad¹ kaszubscy i polscy rycerze, starszyzna i bogacze, za pan brat pomiêdzy sob¹ gwa-rz¹c.Od niechcenia lustrowali okiem przywiezione l¹dem i wod¹ zapasy a skarby, sami na-bywali to i owo.Gapili siê na piêkne dziewczêta, a z rozdziawion¹ gêb¹, jako i lud pospolity,przystawali przed pomostami, na których si³acze dxwigali jednym palcem tramy i z³omy ciê¿-kie nie do wiary, szarlatani po³ykali mizerykordie, no¿e i ogieñ, a komicy wyprawiali cudeñ-ki, od których brzuchy trzês³y siê jak na komendê, a gard³a rycza³y wzd³u¿ i w poprzek rynkui uliczek starego gdañskiego miasta.Nie brak³o w t³umie tym nawet samych szesnastu ryce-rzy, którzy teraz, po wypchniêciu z grodu polskiej i kaszubskiej za³ogi sprawowali dowódz-two obrony miasta.Nie brak³o nawet bogobojnych zakonników, dostojnych mieszczek i cno-tliwych matron, które siê by³y przed nieprzyjacielem do miasta schroni³y.W gospodach, podwiechami i w piwnicach podcieniowych domów ¿Ã³³tow¹se Mazury zapija³y psiwo i smako-wa³y zino, raz wraz dolewaj¹c s¹siad s¹siadoju z zielonego zbana.Taki kiewa³ drogi odbyw-szy ze swem maes³em i chlebem, z mniodem i jejamy, a zarobiwszy na cisto, syrce mielimientkie i mni³owali tutejsze, gdañskie ludzie.Kochiane by³y dla nich czarnolice i d³ugono-se Kaszeby z wielkimi baranimi czapamy na g³oje i w baranich ko¿uchach siedz¹cy w mil-czeniu na uawach popod Scianamy.Henryk hrabia von Plotzke, mistrz prowincjonalny i zastêpca wielkiego mistrza Zygfryda vonFeuchtwangen, raz wraz podchodzi³ do okna wpuszczonego w grube mury sto³pu i przez roz-warte po³owice patrza³ w miasto.Graffiacane mówi³ o koniecznoSci czynu.- Jak¿eby - rzecze - mog³o byæ w inny sposób dokonane to dzie³o? Jak inaczej? Oto gród jestju¿ w rêku Zakonu.Gród gdañski i Gród gdañski, Gmewe i wyspa zantyrska! Sprzeda nam teziemie Salomea Ziemomys³owa, córa Sambora.Prosz¹ siê o kupno ca³ego klucza dóbr w ¯u-73 ³awach jej synaczkowie - wraz z rybo³Ã³wstwem na WiSle.To kupimy.Lecz miasto? Ma-li tomiasto pozostaæ jako ostoja Polaków i Kaszubów, którzy wraz s¹ jedn¹ wrog¹ si³¹, gdyby siênawet mocowali pomiêdzy sob¹, gdy¿ ka¿dy z nich w swojej w³asnej wys³awiaj¹c siê mo-wie, po polsku mówi¹c czy po kaszubsku, w gruncie rzeczy po polsku przemawia.A ka¿dyz tych szczepów, niby to do odrêbnego rodu nale¿¹c, po prawdzie jednym jest ludem.Prze-nigdy nie zostawiaæ miasta Gdañska w rêku zbratanego teraz ludu! Przenigdy! Zbratanie tychdwu szczepów - Smieræ Zakonu! Oddaæ £okietkowi miasto, to znaczy zgi¹æ przed nim kola-no i wydaæ mu tak¿e i zamek.Siedzieæ w zamku i nie mieæ w rêku miasta? To szaleñstwo.Trzymaæ to miasto pod bokiem swym takie, jak jest, s³owiañskie z ma³¹ Niemców przy-mieszk¹, ulegaæ S³owian t³umowi i czekaæ, a¿ siê W³adys³aw £okietek z opresji wywinie?Wtargnie tu jako król polski, pan upragniony Polaków i Pomorzan! Ju¿ tu by³, ju¿ ho³dprzyj¹³! Za nim stoj¹ - jak d³uga i szeroka Pomorska! Gdy wróci, w tym mieScie bêdzie mia³miejsce oparcia: ostojê na morskim wybrze¿u.Osaczy nas z l¹du i z rzek obu, g³odem zmusido zgiêcia kolana.St¹d bêdzie - jako ów pies przenigdy nie ug³askany, Swiatopo³k - rzuca³siê z zêbami na wschód, na po³udnie.Wydrze nam Gmewe! Wygoni z Zantyru! Kto wykona³zdobycie zamku, musi zdobycia miasta dokonaæ.Albo siê cofn¹æ i w drewnianym zapieckuMalborga klepaæ pacierze.Skoro siê zaS zdecydowaæ na to drugie, na wziêcie, to trzeba jechwytaæ w tej¿e chwili, gdy Polaki i Kaszuby s¹ jako wêgorze w ¿aku, gdy siê tu na ¿er zlex-li i s¹ wszyscy w jadrach.Wszyscy s¹ w kupie.Czekaj¹.W tym oto s¹ rynku.Oto tam, panie!Tam! W dole!Henryk von Plotzke opar³ rêce o stojaki okienne, wychyli³ siê na dwór i patrza³ w targowi-sko.Wiatr jesienny, wiatr zimny, wiatr z nizin i zalewu g³adzi³ mu w³osy wzburzone nad czo-³em m¹drym i piêknym.Zastêpca wielkiego mistrza odwróci³ siê gwa³townie do swego men-tora i poprzez stó³ rzuci³ mu w twarz be³kot wyrazów gwa³townych, stek bez³adny zniewa¿a-j¹cych wykrzyków.Graffiacane ³agodnym uSmiechem i wzruszeniem ramion zby³ ten wybuch rycerza.Pocz¹³mówiæ od nowa, ze spokojem, rozwag¹ i si³¹ dowodów, wyrazami uszykowanymi w zdaniadoskona³e:- Gdyby¿ tu - rzecze - sta³y przy nas duchy twórców Zakonu i pierwszych budowniczych tegopañstwa - Henryk Walpot Bassenheim i Otto von Kerpen, Herman Bart i Salza wielki a¿ doskoñczenia wieków, Konrad landgraf Turyngii i Poppo von Osterna, ten niestrudzony pracow-nik, co ponure i bezp³odne, dziesiêcio³okciowe namu³y Wis³y i Nogatu porzn¹³ rowami i t³u-ste szlamy, stawiska, b³ota w ogród czarowny zamieni³, wielcy wodzowie i nieustraszeni ry-cerze z ¿elaza: Hanno von Sangershausen, Hartman von Heldrungen, dwaj Hohenlohowie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl