[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stojący w oddali zegar wydał kilka osobliwych dźwiękówI zaczął zwalniać.* * *W wielkim, oprawionym w żelazne ramy lustrze, które nie odbijało wszystkiego, co znajduje się w pokoju, pojawiła się jakaś postać.Holrun wyjrzał na zewnątrz, badając wzrokiem małą komnatę.Zadowolony, że jest pusta, zrobił krok naprzód.Miał na sobie miękką, skórzaną kamizelkę narzuconą na ciemną, tkaną koszulę z haftowanymi mankietami.Spodnie z ciemnozielonej satyny wpuszczone były w czarne buty z szerokimi cholewami; skórzany pas wysadzany był ćwiekami, a z jego prawej strony zwisała krótka, posrebrzana pochwa na miecz.Gdy przechodził przez pokój, usłyszał jakieś głosy.Podszedł bliżej i skrył się za drzwiami.- Jest teraz znacznie mniejszy - powiedział męski głos.- Tak, wszystko się zmieniło - dodał ktoś inny.- A mnie się nawet podoba - rzekł głos pierwszy.- Szkoda, że nie ma tu nic godnego splądrowania - za nasz trud.- Ja będę szczęśliwa, jeśli tylko się stąd wydostanę - usłyszał głos kobiety.- Wciąż mam na sobie przerywaną linię.- Nie będzie z tym problemu - odpowiedział głos męski - jak tylko się zatrzyma.Myślę, niebawem.- Tak.Ale gdzie?- Gdziekolwiek.Wystarczy, że będziemy żywi.- O ile nie zatrzyma się na pustyni, lodowcu czy na dnie oceanu.- Mam wrażenie - dobiegł go głos dziewczyny - że on wie, dokąd zmierza i zmienia się, - by dostosować się do nowego miejsca.- Zatem - zabrzmiał pierwszy głos męski -jestem pewien, że polubię je.Holrun pchnął drzwi i wyszedł na korytarz.Tam czekały na niego dwa wyciągnięte ostrza i czerwona różdżka.- A zatem rozumiem, że państwo nie są zainteresowani powrotem do domu? - odezwał się, podnosząc ręce.- Skieruj różdżkę w drugą stronę, dobrze? - dodał.- Zdaje mi się, że ją poznaję.- Ty jesteś Holrun - rzekł Derkon, opuszczając pałeczkę - członek Rady.- Ex-członek - poprawił go Holrun.- A gdzie szef?- Masz na myśli Jeleraka? - spytał Hodgson.- Myślę, że nie żyje.W rękach Starszych Bogów.Holrun mlasnął językiem i przeciągnął oczami po komnacie.- Nazywacie to miejsce zamkiem? Nie wygląda mi to na żaden zamek.Co z nim zrobiliście?- Jak się tu dostałeś? - zadał pytanie Derkon.- Lustro.Jestem ostatnią osobą, która docenia jego znaczenie.Czy wasza trójka - to wszystko, co pozostało w tym miejscu?- Byli też inni - słudzy i temu podobni - wyjaśnił Hodgson - ale chyba wszyscy zniknęli.Zbadaliśmy to miejsce i nikogo nie znaleźliśmy.Tak więc jesteśmy tylko my, Dilvish i Black.- Dilvish jest tutaj?- Tak.Zostawiliśmy go na dole.- Chodźmy.Pokażcie mi drogę.Schowali miecze i poprowadzili go do schodów.Nieco w dole poczuli silny przeciąg.Kiedy dotarli na parter, zauważyli, że byłe podwójne drzwi zmieniły się w potężne, pojedyncze wrota.Przejście stało otworem.Na zewnątrz panowała noc, a gwiazdy poruszały się znacznie wolniej.Kiedy wstało słońce, popłynęło wartko, ale nie popędziło w przestworza.Zdawało się nawet zwalniać na ich oczach.Zanim dotarło na środek nieba, dom zatrząsł się i słońce zamarło.- Jesteśmy tu - zauważył Hodgson - bez względu na to, gdzie jest to ,,tu".Spojrzał na zewnątrz i zmierzył wzrokiem zielony krajobraz na tle zamglonych gór.- Nie jest źle - dodał.- Jeśli lubisz zieleninę - burknął Holrun wychodząc na próg i rozglądając się dokoła.Nadchodzili Dilvish z Blackiem prowadząc białego konia.- Stormbird - wykrzyknęła Arlata i rzuciła się pędem, by uścisnąć rumaka.Dilvish uśmiechnął się i podał jej lejce.- Na boga! - zaniepokoił się Holrun.- Chcecie, abym przeprowadził konia do mego świętego przybytku?Arlata odwróciła się.Jej oczy płonęły.- Pójdziemy razem albo wcale.- Niech się dobrze sprawuje - polecił Holrun, kierując się w stronę domu.- Chodźcie.- Ja nie idę - oświadczył Hodgson.- Co? - zdziwił się Derkon.- Chyba żartujesz!- Skąd.Tu mi się podoba.- Nic nie wiesz o tym miejscu.- Podoba mi się jego wygląd - jego atmosfera.Jeśli mnie rozczaruje, zawsze mogę skorzystać z lustra.- Kto by pomyślał, jedyny biały czarownik, którego lubiłem.No, cóż.Powodzenia.Wyciągnął rękę.- Czy pozostali, którzy chcą opuścić to miejsce, mają zamiar pójść ze mną? - spytał Holrun.- Czeka mnie dziś sporo pracy.Weszli do domu.Black stąpał mniej pewnie niż zazwyczaj.Holrun zawrócił, podczas gdy inni podeszli do schodów.- A więc to ty jesteś Dilvishem? - zapytał.- Zgadza się.- Nie wyglądasz na takiego bohatera, jakiego sobie wyobrażałem.Powiedz, czy rozpoznajesz tę różdżkę, którą niesie Derkon?- To Czerwona Różdżka z Falkyntyne.- Czy on o tym wie?- Tak.- Niech to diabli!- Dlaczego „Niech to diabli"?- Chcę ją dostać.- Może mógłbyś się z nim dogadać.- Może.Naprawdę widziałeś, jak Jelerak zniknął?- Niestety tak.Holrun potrząsnął głową.- Muszę poznać całą historię, jak tylko wrócimy, aby potem przekazać ją Radzie.Może znów się do nich przyłączę.Teraz ich durna polityka nie ma znaczenia.Weszli po schodach, zbliżyli się do komnaty lustrem i wkroczyli do środka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Stojący w oddali zegar wydał kilka osobliwych dźwiękówI zaczął zwalniać.* * *W wielkim, oprawionym w żelazne ramy lustrze, które nie odbijało wszystkiego, co znajduje się w pokoju, pojawiła się jakaś postać.Holrun wyjrzał na zewnątrz, badając wzrokiem małą komnatę.Zadowolony, że jest pusta, zrobił krok naprzód.Miał na sobie miękką, skórzaną kamizelkę narzuconą na ciemną, tkaną koszulę z haftowanymi mankietami.Spodnie z ciemnozielonej satyny wpuszczone były w czarne buty z szerokimi cholewami; skórzany pas wysadzany był ćwiekami, a z jego prawej strony zwisała krótka, posrebrzana pochwa na miecz.Gdy przechodził przez pokój, usłyszał jakieś głosy.Podszedł bliżej i skrył się za drzwiami.- Jest teraz znacznie mniejszy - powiedział męski głos.- Tak, wszystko się zmieniło - dodał ktoś inny.- A mnie się nawet podoba - rzekł głos pierwszy.- Szkoda, że nie ma tu nic godnego splądrowania - za nasz trud.- Ja będę szczęśliwa, jeśli tylko się stąd wydostanę - usłyszał głos kobiety.- Wciąż mam na sobie przerywaną linię.- Nie będzie z tym problemu - odpowiedział głos męski - jak tylko się zatrzyma.Myślę, niebawem.- Tak.Ale gdzie?- Gdziekolwiek.Wystarczy, że będziemy żywi.- O ile nie zatrzyma się na pustyni, lodowcu czy na dnie oceanu.- Mam wrażenie - dobiegł go głos dziewczyny - że on wie, dokąd zmierza i zmienia się, - by dostosować się do nowego miejsca.- Zatem - zabrzmiał pierwszy głos męski -jestem pewien, że polubię je.Holrun pchnął drzwi i wyszedł na korytarz.Tam czekały na niego dwa wyciągnięte ostrza i czerwona różdżka.- A zatem rozumiem, że państwo nie są zainteresowani powrotem do domu? - odezwał się, podnosząc ręce.- Skieruj różdżkę w drugą stronę, dobrze? - dodał.- Zdaje mi się, że ją poznaję.- Ty jesteś Holrun - rzekł Derkon, opuszczając pałeczkę - członek Rady.- Ex-członek - poprawił go Holrun.- A gdzie szef?- Masz na myśli Jeleraka? - spytał Hodgson.- Myślę, że nie żyje.W rękach Starszych Bogów.Holrun mlasnął językiem i przeciągnął oczami po komnacie.- Nazywacie to miejsce zamkiem? Nie wygląda mi to na żaden zamek.Co z nim zrobiliście?- Jak się tu dostałeś? - zadał pytanie Derkon.- Lustro.Jestem ostatnią osobą, która docenia jego znaczenie.Czy wasza trójka - to wszystko, co pozostało w tym miejscu?- Byli też inni - słudzy i temu podobni - wyjaśnił Hodgson - ale chyba wszyscy zniknęli.Zbadaliśmy to miejsce i nikogo nie znaleźliśmy.Tak więc jesteśmy tylko my, Dilvish i Black.- Dilvish jest tutaj?- Tak.Zostawiliśmy go na dole.- Chodźmy.Pokażcie mi drogę.Schowali miecze i poprowadzili go do schodów.Nieco w dole poczuli silny przeciąg.Kiedy dotarli na parter, zauważyli, że byłe podwójne drzwi zmieniły się w potężne, pojedyncze wrota.Przejście stało otworem.Na zewnątrz panowała noc, a gwiazdy poruszały się znacznie wolniej.Kiedy wstało słońce, popłynęło wartko, ale nie popędziło w przestworza.Zdawało się nawet zwalniać na ich oczach.Zanim dotarło na środek nieba, dom zatrząsł się i słońce zamarło.- Jesteśmy tu - zauważył Hodgson - bez względu na to, gdzie jest to ,,tu".Spojrzał na zewnątrz i zmierzył wzrokiem zielony krajobraz na tle zamglonych gór.- Nie jest źle - dodał.- Jeśli lubisz zieleninę - burknął Holrun wychodząc na próg i rozglądając się dokoła.Nadchodzili Dilvish z Blackiem prowadząc białego konia.- Stormbird - wykrzyknęła Arlata i rzuciła się pędem, by uścisnąć rumaka.Dilvish uśmiechnął się i podał jej lejce.- Na boga! - zaniepokoił się Holrun.- Chcecie, abym przeprowadził konia do mego świętego przybytku?Arlata odwróciła się.Jej oczy płonęły.- Pójdziemy razem albo wcale.- Niech się dobrze sprawuje - polecił Holrun, kierując się w stronę domu.- Chodźcie.- Ja nie idę - oświadczył Hodgson.- Co? - zdziwił się Derkon.- Chyba żartujesz!- Skąd.Tu mi się podoba.- Nic nie wiesz o tym miejscu.- Podoba mi się jego wygląd - jego atmosfera.Jeśli mnie rozczaruje, zawsze mogę skorzystać z lustra.- Kto by pomyślał, jedyny biały czarownik, którego lubiłem.No, cóż.Powodzenia.Wyciągnął rękę.- Czy pozostali, którzy chcą opuścić to miejsce, mają zamiar pójść ze mną? - spytał Holrun.- Czeka mnie dziś sporo pracy.Weszli do domu.Black stąpał mniej pewnie niż zazwyczaj.Holrun zawrócił, podczas gdy inni podeszli do schodów.- A więc to ty jesteś Dilvishem? - zapytał.- Zgadza się.- Nie wyglądasz na takiego bohatera, jakiego sobie wyobrażałem.Powiedz, czy rozpoznajesz tę różdżkę, którą niesie Derkon?- To Czerwona Różdżka z Falkyntyne.- Czy on o tym wie?- Tak.- Niech to diabli!- Dlaczego „Niech to diabli"?- Chcę ją dostać.- Może mógłbyś się z nim dogadać.- Może.Naprawdę widziałeś, jak Jelerak zniknął?- Niestety tak.Holrun potrząsnął głową.- Muszę poznać całą historię, jak tylko wrócimy, aby potem przekazać ją Radzie.Może znów się do nich przyłączę.Teraz ich durna polityka nie ma znaczenia.Weszli po schodach, zbliżyli się do komnaty lustrem i wkroczyli do środka [ Pobierz całość w formacie PDF ]