[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatnia wróżba była tak strasznie niejednoznaczna.Nie wiem, czy zinterpretowałem dobrze.Mam wrażenie, że nastąpi coś złego, co dotyczy mnie osobiście.Czarne chmury gromadzą się nad moją głową.” I tym podobne.Ten poeta z wydziału „Obce armie Zachód” sformułuje to znacznie lepiej.Dokument nasi agenci szybko podrzucą do jego komnaty na cesarskim dworze.A potem inni agenci skłonią kogoś zaufanego z otoczenia cesarza, do przeszukania pokoju wróżbity.Niech to pismo, świadczące, że on się wahał, że czuł coś złego, trafi przed oczy cesarza.– Genialne – przerwał mu Orion.Uśmiechnął się lekko.– Genialne.Niech cesarz to przeczyta, podczas kiedy on – wskazał na agenta – będzie jeszcze w naszych rękach.– Mhm.– Mika również skinął głową.– Ale, jak rozumiem, nie zapominamy o akcji z zatopionym okrętem i, hm.„właściwymi” ciałami, które wraz z planami przyszłej kampanii wylądują w odpowiednim porcie Luan?– Nie rezygnujemy – odparł Wielki Książę z uśmiechem.– Niech wróżbita wszystko „przewidzi”.To tylko umocni jego pozycję.– Takiego numeru nie widziała historia.– Zaan poklepał agenta po ramieniu.– Wielki Książę powinien teraz zwodzić posłów, dając do zrozumienia, że wróżbitę oczywiście zwrócimy, ale.tu powinna paść jakaś niedyskrecja czy niezręczność dyplomatyczna.W każdym razie coś, co pozwoli im przypuszczać, że tak ważną osobę właśnie przesłuchujemy, kulturalnie oczywiście, a przynajmniej usiłujemy wykorzystać okazję i wyciągnąć z niego ważne informacje.Orion uśmiechnął się jeszcze szerzej.– Oczywiście przeciągnę negocjacje w sprawie okupu tak długo, jak będzie trzeba.I powiem im to, co powinni usłyszeć.– Czy jeszcze coś powinniśmy przedyskutować? – odezwał się matematyk.– Owszem – powiedział Mika.– Jaki kryptonim będzie miała ta operacja?Wielki Książę zerknął na Naczelnego Wróżbitę.– Może operacja „Przemienienie”?Rozdział 16Arnne, wściekła jak ostatnia zaraza, machnęła mieczem, którym zresztą nie potrafiła władać, i ścięła wątłą gałązkę wyrosłą ze spalonego pnia.– Przestań – mruknęła Achaja.– Zaraz mi głowę utniesz.Czarownica zamknęła oczy i potrząsnęła głową.– Jestem głodna.– Spokojnie.Ukradłam kilka cebul i garnek.– Zaklęła brzydko.Od kilku dni szły do Arkach, obie złe jak osy.Powodzenie negocjacji z Kennehem, rozmowa z radą Starszych.Myślały, że ich talent, wysiłek i wspaniałe pomysły doprowadziły wreszcie do zawarcia porozumienia.Prezentacja nowej broni zrobiła wielkie wrażenie.Ludzie z Lasu zgodzili się na szlak.A one, głupie, myślały, że to ich zasługa.Starsi wypuścili je, gołe, uzbrojone w dwa liche miecze, by zaniosły wieści Królowej Arkach.Dopiero jednak kiedy opuściły Las, zrozumiały, że główna przyczyna powodzenia ich misji to.Biafra.Kilka dni szły powoli pośród wypalonych drzew.Bogowie! Tego nie da się z niczym porównać.Armia prowadziła wypalenia, nie licząc się ani z kosztami, ani z rosnącymi stratami.Kilkanaście dni marszu wśród zwęglonych pni, po ziemi pokrytej szarym pyłem, w którym nogi grzęzły aż po kostki, wdychania zapachu popiołu i snującego się wszędzie dymu.Jeśli ktoś wyobrażał sobie krainę śmierci – to tak właśnie powinna wyglądać.Biafra był genialny.Biafra był totalnym skurwysynem.Biafra potrafił doprowadzać rzeczy do końca.Kiedy wyszły nareszcie na tereny, które były wypalane dawniej, obie odetchnęły.Cóż znaczyły ich skromne w takiej skali wysiłki, wobec tego, co zrobiono z Wielkim Lasem.Dopiero teraz pojęły nagłą skłonność Starszych do negocjacji, ich szybką zgodę na utworzenie szlaku handlowego.Były głodne.Kiedy dotarły do bardziej ludnych terenów, Achaja w jakiejś wsi ukradła kilka cebul z pola i zawieszony na płocie garnek.Nie mogła ukraść niczego bardziej konkretnego – psy dostawały amoku, czując jej zapach.Natomiast koty – przeciwnie.Najwyraźniej czuły jakieś – jasny szlag – „pokrewieństwo” z dziwnymi istotami.Zbierały się w coraz większe grupy i towarzyszyły im, postępując z tyłu krok w krok.Miało to swoje dobre strony.Nie musiały marznąć podczas snu, okryte ruchomym, ciepłym dywanem z futra.Małe drapieżniki spały na nich mrucząc, miaucząc, „kłócąc” się z rysiami i żbikami, które również chciały się przyłączyć.Koty jednak nie były głodne.Zawsze sobie coś upolowały.Mimo wyraźnej „sympatii” do tych dziwnych, dwunożnych kotów, nie chciały jednak dzielić się z nimi swoimi myszami.Nie mogły zgłosić się do pierwszego napotkanego oddziału wojska.Obie wiedziały dobrze, że żołnierze, widząc dwie gołe dziewczyny z czarnymi węglami zamiast oczu, najpierw wystrzelą z kusz, a dopiero potem będą pytać.To był pas graniczny.To była wojna z potworami.Unikały więc ludzi jak mogły.Towarzyszące im w coraz większej liczbie koty były zresztą bardzo w tym przydatne.Nic na świecie nie potrafiło wyczuć człowieka z takiej odległości jak kot.Kluczyły więc, ukrywały się, aż.zajrzało im w oczy widmo głodowej śmierci.Wtedy Achaja podkradła się do najbliższej wioski.– No, ładnie – mruknęła Arnne.– Czarownica i księżniczka.Obie kradną cebulę z pola.– Ty nie kradłaś.Nie przypisuj sobie zasługi.– Jestem już tak zdesperowana, że zaraz zacznę grabić na drodze.Achaja spojrzała na czarownicę z pewnym zainteresowaniem.– No, no – mruknęła.– To ty rabuj na gościńcu, a ja tymczasem na boku ugotuję zupę.Tylko rozpal mi ogień.Arnne wzruszyła ramionami.– Czuję, że ktoś idzie.Obserwowała, jak Achaja łamie małe gałązki i układa je w stos.Pomogła jej nawet wystrugać tępym mieczem kije, które miały utrzymywać stary garnek.Potem rozpaliła ogień jednym słowem.Achaja zaczęła obierać zębami cebule.Arnne wyskoczyła na drogę, wywijając mieczem jak najlepszy szermierz z cesarskiego baletu w Syrinx.– Ty tu czekaj, mała.Zaraz przyniosę i jedzenie, i ubranie.Achaja tylko machnęła ręką.Nabrała wody z pobliskiego strumienia i zawiesiła garnek nad ogniem.Wrzuciła do środka wszystkie cebule i mieszała kijem.Zgromadzone wokół koty patrzyły na nią zdegustowane.„Co ty robisz, kocico? – zdawały się mówić.– Dlaczego psujesz jedzenie? Od czegoś takiego to tylko brzuch cię rozboli.Upoluj se i zjedz trochę surowego mięsa”.Syknęła na nie, aż się cofnęły.Potem jednak zaczęły węszyć i postawiły uszy.Achaja również pociągnęła nosem.Drogą ktoś szedł.Kilka osób.Jeden mężczyzna, kobieta, trójka dzieci.Czuła wyraźnie ich zapach.– To jest napad! – ryknęła Arnne, wyskakując z krzaków.Jedną ręką usiłowała się zasłonić, w drugiej dzierżyła miecz w taki sposób, jakby chciała sobie obciąć nos.– Dawać jedzenie i ciuchy! Albo śmierć!Przerażony chłop runął na kolana.Jego żona przygarnęła dzieci.– Jaśnie pani potwór.– chłop tak szczękał zębami, że trudno było go zrozumieć – u nas nic nie ma.My sami głodni.Dziesięć dni idziemy bez kęsa strawy.My z Cihar! Tam Luan już.Obiecali nam ziemię tutaj.Za darmo, jaśnie pani potwór.Zmiłowania prosim.– Dawać żarcie, chamy! – Głos czarownicy nie był jednak tak twardy jak poprzednio.– I odziewek!– Pani! Dzieci nie jadły nic od trzech dni.My nic nie mamy.– No, co ty? – Arnne zawahała się wyraźnie.– To jest napad! Zrozumiałeś mnie?– Ziemię nam obiecali.Bo las palą.Mówił taki jeden, tu za darmo morgi do wzięcia.No to poszlim.Ale, pani.My żebraki, naszą wieś Luan, cesarskie, wzięło.My za chlebem tutaj.Ja sam nie jadł od pięciu dni.Żonka też.My w strachu, że dziatki pomrą.Pani, zmiłuj się.– No.– Arnne najwyraźniej nie nadawała się na zbója.– No.mamy tutaj trochę zupy z cebuli, cośmy ją ukradły.Chodźcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl