[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Być może jej zapach zdołał­by mnie odstręczyć, gdyby nie wystarczyły do tego celu wspomnienia o Sarie.Omal mnie nie przyłapała.Zdawało mi się, że niczego nie robi, tylko grzebie w swoich śmieciach.Na dodatek rozproszyłem uwagę i zatopiłem się w myślach.Udało mi się uratować jedynie dzięki temu, iż nazbyt przyzwyczaiła się, że jest zawsze sama, co najwyżej w towarzystwie wron.Zaczęła namyślać się na głos:- Gdyby była to ta ześwirowana bogini, poczułabym jej zapach.Ona z pewnością zrobiłaby coś głupiego.Ale wiadomo, że czai się tutaj ktoś jeszcze.Przekonajmy się, kto to.Być może moja ukochana siostra.- Głos, którym wymówiła ostatnie słowa, przesycony był namiętną złością.Jej dłoń skoczyła do jednego ze skórzanych worków ruchem nagłym niczym uderzenie węża, ale ja byłem już w ruchu i chytrze nie kierowa­łem się w stronę wyjścia.Prawie niewidzialna sieć czarnych nici, prze­mknęła mniej niż dwie stopy obok mnie.Gdy tylko opadła, pomknąłem w stronę wylotu jaskini.Nie miałem pojęcia, czy naprawdę potrafiłaby mnie schwytać, jednak nie chciałem tego sprawdzać.Duszołap zaśmiała się.Tym razem nie był to żaden chichot.To był wydany z pełnej piersi dorosły śmiech rozbawienia.- Czymkolwiek jesteś, nie potrafię ciebie oszukać.Nieprawdaż?Z pewnością potrafiła.Dlatego właśnie zamierzałem się wydostać, póki jeszcze było to możliwe.Podobnie jak to musiało być ze wszystki­mi Dziesięcioma.Ona również była znacznie bardziej przerażająca, niż można było sądzić na pierwszy rzut oka.Szaleństwo przepajało ją, tyle że powoli.Duszołap wykonała szereg gestów, w których uczestniczyły wszyst­kie palce obu jej dłoni.Przemówiła w jednym z języków ulubionych przez czarowników; ten brzmiał, jakby był językiem jej dzieciństwa.Kiedy już miałem wystawić mój bezcielesny nos przez szczelinę wiodą­cą na zewnątrz, poczułem zbliżanie się jakiejś naprawdę paskudnej obec­ności.Cień wśliznął się do środka.Skulił się.Zadrżał.Poddał się woli Du­szołap.Nie zostałem już na tyle długo, aby przekonać się, do czego był jej potrzebny.Dosyć, że dowiedziałem się, iż Duszołap odnalazła sposób, by posługiwać się cieniami.Co oznaczało, że zanim jeszcze ostatni Władca Cienia przestał na dobre wierzgać nogami, narodziła się już nowa królo­wa ciemności.“Ona to ciemność”.82.- Miałem rację? - zapytał Konował.- Odnośnie sztandaru?- A niby o czym mówię? - Wyglądał na rozdrażnionego.Być może był to wynik napięcia wynikającego stąd, że musiał mieszkać z Panią oraz szaloną bandą złożoną z Kopcia, Singha i Długiego Cienia.- Być może.Z pewnością można to było wyczuć.I nic się nie prze­dostało.- Byłem kompletnie wykończony.Wewnętrzna strona moich ud była znowu obolała po długim marszu powrotnym.- Ale nie potrafię dowieść, że nie był to efekt tych tandetnych sztuczek Pani.- A więc lanca jednak jakoś zareagowała?- O, tak.Wszyscy to widzieli i mogą poświadczyć.Niektórzy z pew­nością nie mają już żadnych wątpliwości, że było to związane ze sztan­darem.- Jak zawsze gdy odwiedzałem Starego, Thai Dei został na ze­wnątrz, nie miałem więc żadnych oporów, żeby opisać sprzeczkę między Wujkiem Dojem a Matką Gota.- Dotyczącą tej konstelacji nazywanej Pętlą?- Od tego wszystko się zaczęło.Przypuszczam jednak, iż była to tylko wymówka.Ich konflikt sięga znacznie głębiej.- Ale od tego wszystko się zaczęło? - Uśmiechnął się do siebie, zapewne w podobny sposób jak ja, kiedy natychmiast przeszedłem do tej sprawy między Gotą a Jednookim.- A gdzie jest twój oswojony czarodziej-oszust? - zapytałem.Nie był poza ciałem, nie dosiadł Kopcia, czego się po nim spodziewałem, kiedy nie było mnie w pobliżu.W obecnej chwili Pani całkowicie za­władnęła małym szefem strażaków.Konował wzruszył ramionami.- Zniknął mi z oczu, co mi w tej chwili jak najbardziej odpowiada.Być może chował się gdzieś, zajmował swoją destylarnią, której oczy­wiście nie odnaleziono w jego ziemiance, kiedy ekipy ratunkowe prze­wróciły całe miejsce do góry nogami w poszukiwaniu czegoś więcej niż tylko biednego, starego Jednookiego.Powiedziałem:- Miałem sen.Albo być może udało mi się wyjść z własnego ciała.Niemalże zmienił się w koszmar.- Mm?- Duszołap wykombinowała, w jaki sposób zdobyć kontrolę nad cieniami.Dokładnie tak jak ten chłopiec zamknięty tutaj, w klatce.- Jednak Długi Cień był nieprzytomny.Znacznie bardziej niż Kopeć, któ­ry teraz jęczał nieprzerwanie co kilka minut.Konował westchnął.- Jestem rozczarowany, ale wcale mnie to nie zaskoczyło.Właśnie taki powinien być jej następny, logiczny krok.Miała dość czasu, aby wymyślić, jak się do tego zabrać- Masz zamiar jakoś na to zareagować?- Czy już tego nie zrobiłem?- Za szybko dla mnie myślisz, szefie.- Udało jej się wymyślić, jak zdobyć kontrolę nad kilkoma cienia­mi.A przynajmniej z grubsza coś takiego.Ale ja panuję nad ich źró­dłem.I nie muszę się nawet do niego zbliżać.Chociaż taki jest mój za­miar.- Nie byłbym taki pewny swego, kiedy ona wchodzi w grę.Nigdy nie możesz wiedzieć, co zamierza.Przypomnij sobie, w jaki sposób udało jej się nasłać na nas tego demona, Żabiego Pyska.- Niczego nie przesądzam z góry, Murgenie.- Spojrzał na swoją kobietę, spoczywają bez ruchu obok Kopcia.- Ale próbuję nie dać się sparaliżować paranoi.Wielu ludzi zapewne nie zgodziłoby się z nim w tej kwestii.Z dru­giej jednak strony, to przecież właśnie on zdołał obalić Władcę Cienia, a teraz znajdował się na dobrej pozycji wyjściowej, żeby poradzić sobie z perfidią naszych sprzymierzeńców.Ale Duszołap? Nie miałem najmniejszych wątpliwości, że Kopeć miał rację za każdym razem, gdy oznajmiał:“Ona to ciemność!”83.Jednooki dogonił mnie zaraz po tym, jak opuściłem przybytek Konowała.- Jej Czcigodność wciąż tam jest?- Hę.Masz na myśli.? - Spośród wszystkich zgromadzonych wokół nas oczu i uszu, nie tylko Thai Dei nie powinien o niczym wie­dzieć.- Wiesz, o co mi chodzi, Dzieciaku.- Wciąż.- Cholera! Od czasu, gdy się włączyła do zabawy, nie mogę nawet na dziesięć minut zostać z nim sam.Ta przeklęta kobieta musi naprawdę dbać o swoją linię.Chyba minutę trwało, zanim pojąłem, o co mu chodzi.Potem roze­śmiałem się, kiedy przypomniałem sobie, jak bywałem po tym głodny.- To się może w ten sposób skończyć.Jeśli naprawdę weźmie się do tego poważnie.Jednooki wymamrotał coś i poszedł sobie.Jednak nie dotarł dużo dalej, niż znajdowała się jego ziemianka.Zaczął szperać w ziemi wokół zniszczonego dołu niczym pies próbujący wykopać królika z jego nory.Zabijał czas w oczekiwaniu na sposobność wędrówki z duchem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl