[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Morro uśmiechnął się: - Boże! To znowu zabrzmiało jak groźba.Powiedzmy raczej, że żadna krzywda się paniom nie stanie.Julie zerknęła na niego - w jej oczach wciąż czaiły się strach i podejrzliwość, a potem gwałtownie odwróciła wzrok.- No cóż, młoda damo -powiedział Morro.- Próbowałem.Nie mogę pani o to winić.Nie słyszała pani tego, co powiedziałem rano podczas śniadania.Nie prowadzimy wojen z kobietami.Nawet potwory muszą przecież żyć ze swoją potworną świadomością - odwrócił się od nich i odszedł.Susan patrzyła za nim przez chwilę.- I w tym właśnie leży źródło jego samozniszczenia - mruknęła.- Nie rozumiem - Julie spojrzała na nią.- Co powiedziałaś? - Nic, Julie.Nic.Gadam do siebie.Chyba i mnie to miejsce zaczyna działać na nerwy - odparła, pewna jednak, że to nieprawda.* * * - To strata czasu - Jeff był w złym humorze i było mu wszystko jedno, co powiedzą inni.Musiał prawie krzyczeć, żeby zagłuszyć warkot helikoptera.- Nic.Głupie akademickie gadanie na temat trzęsienia ziemi i godzina stracona w biurze Sassoona.Nie dowiedzieliśmy się niczego.Ryder podniósł wzrok znad notatek, które właśnie studiował, i powiedział najłagodniejszym głosem, na jaki mógł się zdobyć przy takim hałasie: - Nie jestem tego taki pewien.Odkryliśmy, że nawet najbardziej uznani naukowcy są w stanie mijać się z prawdą, jeśli uznają to za konieczne.I dowiedzieliśmy się, a w każdym razie ja, interesujących rzeczy na temat trzęsień ziemi i ich syndromów.Co do Sassoona, to nikt nie sądził, że dowie się czegokolwiek od niego.Jakim cudem, skoro on sam nic nie wie? To on dowiedział się różnych rzeczy od nas.- Na Boga! Oni mają Susan, porwali Peggy, a wszystko, co jesteś w stanie zrobić, to siedzieć tu i przeglądać tenstos idiotyzmów, jakby.Dunne pochylił się w stronę Jeffa.Na jego twarzy zaczynały pojawiać się skutki bezsennej nocy.- Jeff - powiedział - zrobisz coś dla mnie? - Jasne! - Zamknij się! * * * Na biurku Dunne'a leżał stos papierów.Major przyjrzał im się bez najmniejszego entuzjazmu, położył obok teczkę, otworzył szufladę, wydobył butelkę trunku i spojrzał pytająco na Rydera i jego syna.Ryder uśmiechnął się, ale Jeff potrząsnął głową.Był wciąż jeszcze urażony.Trzymając w dłoni szklankę, Dunne otworzył małe drzwi za biurkiem.W maleńkim pomieszczeniu stało polowe łóżko.- Nie jestem nadczłowiekiem, choć fama o ludziach z F$b$i głosi, że mogą nie spać po pięć nocy - powiedział.Delege, jeden z moich zastępców, będzie odbierał telefony.Można dzwonić do mnie przez cały czas, ale lepiej, żeby powód był ważny.- Na przykład trzęsienie ziemi? Dunne uśmiechnął się, usiadł i przejrzał dokumenty, które trafiły na biurko podczas jego nieobecności.Odsunął część z nich na bok, zatrzymując opasłą kopertę.Przeciął ją i zerknął do środka.- Zgadnijcie, co to jest? - Paszport Carltona.- Niech pana diabli wezmą.Tak czy inaczej, jestem bardzo zadowolony, że są tacy, którzy coś tu robią.Wyjął paszport z koperty, przejrzał go i podał Ryderowi.- Niech mnie licho - powiedział.- Intuicja.Ważna cecha porządnego detektywa - Ryder przeglądał paszport dokładniej niż Dunne.- Dziwne - dodał po chwili - ale wpisy obejmują tylko okresczternastu miesięcy z piętnastu, podczas których Carlton zniknął z pola widzenia.Klasyczny przypadek Jasia Wędrowniczka.Los Angeles, Londyn, New Delhi, Singapur, Manila, Hongkong, znowu Manila, Singapur, jeszcze raz Manila, Tokio, Los Angeles.Zakochał się w tajemnicach Dalekiego Wschodu.Głównie w Filipinach - podał paszport Jeffowi.- Co pan o tym sądzi? - zapytał Dunne.- Nic.Spałem trochę dłużej niż pan, ale widocznie i tak za mało.Umysł mam nieco śnięty.Właśnie tego potrzeba mnie i mojemu umysłowi: snu.Może budząc się będę miał przebłysk natchnienia, ale nie założyłbym się o to.Odwiózł Jeffa do domu.- Idziesz spać? - Prosto do łóżka.- Kto pierwszy wstanie, budzi drugiego.Jeff skinął potakująco głową, ale nie poszedł prosto do łóżka.Z okna salonu patrzył na ulicę - doskonale widział alejkę prowadzącą do budynku, w którym mieszkał ojciec.Podobnie jak jego syn, Ryder nie poszedł od razu spać.Zadzwonił na komisariat i poprosił do telefonu Parkera.- Dave? Żadnych "ale".Za dziesięć minut spotykamy się w "Delmino".Podszedł do gazowego grzejnika, wyciągnął go nieco bardziej na środek, wydobył zieloną, owiniętą w plastik teczkę, która była ukryta za piecykiem, wszedł do garażu, wsunął dossier pod tylne siedzenie, usiadł za kierownicą i wyjechał tyłem na ulicę.Kiedy tylko Jeff zobaczył wyłaniający się wóz ojca, pobiegł do swojego garażu, uruchomił samochód, poczekał, aż ojciec odjedzie i ruszył za nim.Ryderowi musiało się piekielnie spieszyć.Zanimdotarł do pierwszego skrzyżowania, pędził siedemdziesiątką, prawie dwukrotnie przekraczając dozwolone przepisami trzydzieści pięć mil na godzinę.Ale w całym mieście nie było policjanta, który by nie znał starego peugeota i jego właściciela i który byłby na tyle głupi, żeby zatrzymać sierżanta Rydera, kiedy ten pędzi do swoich obowiązków.Ryder zdążył przejechać na zielonym świetle, ale Jeffa zatrzymało czerwone i stał jeszcze, gdy peugeot przejeżdżał już przez następne światła, które również zmieniły się na czerwone, kiedy Jeff do nich dojechał.Gdy mógł w końcu ruszyć, peugeot zniknął.Jeff zaklął i zatrzymał się.Parker siedział w "Delmino" na swoim stałym miejscu i pił whisky [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl