[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Urwał, popatrzył po pobojowisku.- Do takich widoków - wskazał na trupy - przywykliśmy.Od samego Dillingen, od Jarugi, na gościńcachjedna śmierć.Należeliście do tych tutaj?- Nie.Nilfgaard wyrżnął kupców.- Nie Nilfgaard - pokręcił głową krasnolud, z beznamiętną miną patrząc na zabitych.- Scoia'tael.Regularnewojsko nie trudzi się wyciąganiem strzał z trupów.A dobry grot kosztuje pół korony.- Zna się - mruknęła Milva.- Dokąd idziecie?- Na południe - odrzekł natychmiast Geralt.- Odradzam - Zoltan Chivay znowu pokręcił głową.- Tam istne piekło, ogień i zagłada.Dillingen jużniechybnie zdobyte, coraz większe siły Czarnych przechodzą Jarugę, lada moment zaleją całą dolinę naprawym brzegu.Jak widzicie, są też już przed nami, na północy, idą na miasto Brugge.Jedyny rozumnyzatem kierunek ucieczki To wschód.Milva wymownie spojrzała na wiedzmina, a Wiedzmin powstrzymał się od komentarza.- My właśnie na wschód zmierzamy - ciągnął Zoltan Chivay.- Jedyna szansa to skryć się za front, a odwschodu, od rzeki Iny, ruszą się w końcu wojska temerskie.Chcemy tedy iść leśnymi duktami do wzgórz.Turiough, potem Starą Drogą do Sodden, do rzeki Chotli, która do Feny wpada.Chcecie, pomaszerujemyrazem.Jeśli wam wadzić nie będzie, że wolno.Wy macie konie, a nam ucieknierzy zwalniają tempo.- Wam wszelakoż - odezwała się Milva, patrząc na niego przenikliwie - jakoś to nie wadzi.Krasnolud, nawetbagażem, piechty trzydzieści mil dziennie może zrobić.Bez mała tyle, co konny człowiek.Ja znam StarąDrogę.Bez zbiegów bylibyście nad Chotlą w jakie trzy dni.- To są baby z dziećmi - Zoltan Chivay wypiął brodę i brzuch.- Nie zostawimy ich na łasce losu.Doradzalibyście coś przeciwnego, hę?- Nie - powiedział Wiedzmin.- Nie doradzalibyśmy.- Rad jestem to słyszeć.Znaczy, nie zmyliło mnie pierwsze wrażenie.Jakże więc? Idziemy w kompanii?Geralt spojrzał na Milvę, łuczniczka kiwnęła głową.- Dobra - Zoltan Chivay zauważył kiwnięcie.- W drogę tedy, nim nas tu na gościńcu jaki podjazd ogarnie.Ale najsamprzód.Yazon, Munro, spenetrujcie wozy.Jeśli coś pożytecznego tam ostało, zabrać sakum-pakum.Figgis, sprawdz, czy nasze koło pasuje do tego małego furgonku, zdałby dla nas w sam raz.- Pasuje! - wrzasnął po chwili ten, który taszczył koło.- Jakby od tego było!- A widzisz, barani łbie? Dziwowałeś się, kiedym ci wczoraj kazał to koło wziąć i nieść! Montuj! Pomóż mu,Caleb!W imponująco krótkim czasie wyposażony w nowe koło wóz nieboszczki Very Loewenhaupt, odarty zplandeki i wszelkich niepotrzebnych elementów, wyciągnięty został z rowu na drogę.Migiem zwalono naniego cały bagaż.Po namyśle Zoltan Chivay rozkazał posadzić na wóz również dzieci.Polecenie wykonanezostało z ociąganiem - Geralt zauważył, że uciekinierki boczą się na krasnoludów i starają trzymać z daleka.Jaskier z widocznym niesmakiem przyglądał się dwóm krasnoludom, przymierzającym ściągnięte z trupówsztuki odzieży.Pozostali myszkowali wśród wozów, ale niczego nie uznali za godne zabrania.Zoltan Chivaygwizdnął na palcach, dając im znać, że czas kończyć szabrowanie, po czym fachowym wzrokiem obrzuciłPłotkę, Pegaza i karosza Milvy.- Wierzchowe - stwierdził, z dezabrobatą kręcąc nosem.- Znaczy, do niczego.Figgis, Caleb, do dyszla.Będziemy zmieniać się w zaprzęgu.Wymaaaaaarsz!*****Geralt był pewien, że krasnoludom przyjdzie rychło porzucić zdobyty wóz, gdy ten na dobre uwięznie narozmiękłych duktach, ale mylił się.Karły były silne jak byki, a wiodące na wschód leśne drogi okazały siętrawiaste i niezbyt grząskie.Padało nadal bez przerwy.Milva zrobiła się ponura i zła, jeżeli się odzywała, to34tylko aby wyrazić przekonanie, że lada moment koniom popęka rozmiękły róg na kopytach.Zoltan Chivayoblizywał się w odpowiedzi, przyglądał kopytom i powiadał się mistrzem w przyrządzaniu koniny, czymdoprowadzał Milvę do szalu.Utrzymywali stały szyk, którego centrum stanowił ciągnięty na zmianę wóz.Przed wozem maszerowałZoltan, obok niego jechał na Pegazie Jaskier, drocząc się z papugą.Za wozem jechali Geralt z Milvą, nakońcu wlokło się sześć kobiet z Kernów.Przewodnikiem był zwykłe Percival Schuttenbach, długonosy gnom.Ustępując krasnoludom wzrostem isiłą, dorównywał im wytrzymałością, a zwinnością znacznie przewyższał.W marszu nieustanie kluczył,szperał po krzakach, wysforowywał się do przodu i znikał, po czym objawiał się nagle i nerwowymi,małpimi gestami dawał z daleka znak, że wszystko w porządku, można iść dalej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.-Urwał, popatrzył po pobojowisku.- Do takich widoków - wskazał na trupy - przywykliśmy.Od samego Dillingen, od Jarugi, na gościńcachjedna śmierć.Należeliście do tych tutaj?- Nie.Nilfgaard wyrżnął kupców.- Nie Nilfgaard - pokręcił głową krasnolud, z beznamiętną miną patrząc na zabitych.- Scoia'tael.Regularnewojsko nie trudzi się wyciąganiem strzał z trupów.A dobry grot kosztuje pół korony.- Zna się - mruknęła Milva.- Dokąd idziecie?- Na południe - odrzekł natychmiast Geralt.- Odradzam - Zoltan Chivay znowu pokręcił głową.- Tam istne piekło, ogień i zagłada.Dillingen jużniechybnie zdobyte, coraz większe siły Czarnych przechodzą Jarugę, lada moment zaleją całą dolinę naprawym brzegu.Jak widzicie, są też już przed nami, na północy, idą na miasto Brugge.Jedyny rozumnyzatem kierunek ucieczki To wschód.Milva wymownie spojrzała na wiedzmina, a Wiedzmin powstrzymał się od komentarza.- My właśnie na wschód zmierzamy - ciągnął Zoltan Chivay.- Jedyna szansa to skryć się za front, a odwschodu, od rzeki Iny, ruszą się w końcu wojska temerskie.Chcemy tedy iść leśnymi duktami do wzgórz.Turiough, potem Starą Drogą do Sodden, do rzeki Chotli, która do Feny wpada.Chcecie, pomaszerujemyrazem.Jeśli wam wadzić nie będzie, że wolno.Wy macie konie, a nam ucieknierzy zwalniają tempo.- Wam wszelakoż - odezwała się Milva, patrząc na niego przenikliwie - jakoś to nie wadzi.Krasnolud, nawetbagażem, piechty trzydzieści mil dziennie może zrobić.Bez mała tyle, co konny człowiek.Ja znam StarąDrogę.Bez zbiegów bylibyście nad Chotlą w jakie trzy dni.- To są baby z dziećmi - Zoltan Chivay wypiął brodę i brzuch.- Nie zostawimy ich na łasce losu.Doradzalibyście coś przeciwnego, hę?- Nie - powiedział Wiedzmin.- Nie doradzalibyśmy.- Rad jestem to słyszeć.Znaczy, nie zmyliło mnie pierwsze wrażenie.Jakże więc? Idziemy w kompanii?Geralt spojrzał na Milvę, łuczniczka kiwnęła głową.- Dobra - Zoltan Chivay zauważył kiwnięcie.- W drogę tedy, nim nas tu na gościńcu jaki podjazd ogarnie.Ale najsamprzód.Yazon, Munro, spenetrujcie wozy.Jeśli coś pożytecznego tam ostało, zabrać sakum-pakum.Figgis, sprawdz, czy nasze koło pasuje do tego małego furgonku, zdałby dla nas w sam raz.- Pasuje! - wrzasnął po chwili ten, który taszczył koło.- Jakby od tego było!- A widzisz, barani łbie? Dziwowałeś się, kiedym ci wczoraj kazał to koło wziąć i nieść! Montuj! Pomóż mu,Caleb!W imponująco krótkim czasie wyposażony w nowe koło wóz nieboszczki Very Loewenhaupt, odarty zplandeki i wszelkich niepotrzebnych elementów, wyciągnięty został z rowu na drogę.Migiem zwalono naniego cały bagaż.Po namyśle Zoltan Chivay rozkazał posadzić na wóz również dzieci.Polecenie wykonanezostało z ociąganiem - Geralt zauważył, że uciekinierki boczą się na krasnoludów i starają trzymać z daleka.Jaskier z widocznym niesmakiem przyglądał się dwóm krasnoludom, przymierzającym ściągnięte z trupówsztuki odzieży.Pozostali myszkowali wśród wozów, ale niczego nie uznali za godne zabrania.Zoltan Chivaygwizdnął na palcach, dając im znać, że czas kończyć szabrowanie, po czym fachowym wzrokiem obrzuciłPłotkę, Pegaza i karosza Milvy.- Wierzchowe - stwierdził, z dezabrobatą kręcąc nosem.- Znaczy, do niczego.Figgis, Caleb, do dyszla.Będziemy zmieniać się w zaprzęgu.Wymaaaaaarsz!*****Geralt był pewien, że krasnoludom przyjdzie rychło porzucić zdobyty wóz, gdy ten na dobre uwięznie narozmiękłych duktach, ale mylił się.Karły były silne jak byki, a wiodące na wschód leśne drogi okazały siętrawiaste i niezbyt grząskie.Padało nadal bez przerwy.Milva zrobiła się ponura i zła, jeżeli się odzywała, to34tylko aby wyrazić przekonanie, że lada moment koniom popęka rozmiękły róg na kopytach.Zoltan Chivayoblizywał się w odpowiedzi, przyglądał kopytom i powiadał się mistrzem w przyrządzaniu koniny, czymdoprowadzał Milvę do szalu.Utrzymywali stały szyk, którego centrum stanowił ciągnięty na zmianę wóz.Przed wozem maszerowałZoltan, obok niego jechał na Pegazie Jaskier, drocząc się z papugą.Za wozem jechali Geralt z Milvą, nakońcu wlokło się sześć kobiet z Kernów.Przewodnikiem był zwykłe Percival Schuttenbach, długonosy gnom.Ustępując krasnoludom wzrostem isiłą, dorównywał im wytrzymałością, a zwinnością znacznie przewyższał.W marszu nieustanie kluczył,szperał po krzakach, wysforowywał się do przodu i znikał, po czym objawiał się nagle i nerwowymi,małpimi gestami dawał z daleka znak, że wszystko w porządku, można iść dalej [ Pobierz całość w formacie PDF ]