[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kto ją przywiózł? Nie wiem. Przecież to było przed pani oknami! Zgadza się.Ale ja się znajdowałam z innej strony domu.W ogóle nie widziałamulicy, żywopłoty zasłaniają.Patrzyła na mnie przez chwilę, zapewne badając moją prawdomówność. I nikt inny.? To niemożliwe, żeby nikt nic nie widział! Nie, aż tak zle nie jest pocieszyłam ją i opowiedziałam wszystko o sąsiad-ce z iglaczkami i samochodzie z blondynką.Borkowska słuchała uważnie, marszczącbrwi.126Przyglądałam się jej wzajemnie.Ależ to była piękna kobieta! Efektowna kolorystycz-nie, z wyrazistą twarzą, z tymi wspaniałymi, miedzianymi włosami.Można było pod-robić się pod nią, wykorzystując same barwy, ta jej kompromitująca dublerka miała uła-twione zadanie.Pytanie samo wybiegło mi na usta. Kim ona była właściwie dla pani, ta nieboszczka spod mojej wierzby, ten pani wy-brakowany sobowtór.? Nie mam pojęcia odparła ponuro, ale bez oporu. Dla mnie w ogóle nikim.Nigdy się z nią osobiście nie zetknęłam, słyszałam o niej jako o sobie.Widziałam ją nazdjęciu i możliwe, że rozmawiałam z nią przez telefon.Sądzę, że policja wie już więcej? Nawet i ja wiem więcej wyznałam beztrosko chociaż moja wiedza jest dośćmonotonna i polega głównie na wrażeniach akustycznych.Zaraz, nie będziemy siedzia-ły tak na sucho, kawy, herbaty, wina, piwa.? Jestem samochodem.Kawy, jeśli można.Wreszcie ten stół zyskał jakiś sens.Przekazując jej wszystkie posiadane informacje,pomyślałam, że właśnie popełniam głupotę, ona wysłucha, podziękuje i pójdzie, a ja sięniczego nie dowiem.Do bani takie osiągnięcie! Ostatecznie, o całej aferze dowiedzia-ła się znacznie wcześniej niż ja i siłą rzeczy jakiś pogląd na nią musiała sobie wyrobić.Niechże, do licha, też coś powie! Istnieją trzy możliwości, a przynajmniej ja tyle widzę spróbowałam ją pod-puścić bezlitośnie. Pierwsza, zabiłam ją ja, żeby się pozbyć natrętnej dziennikarki.Druga, zabiła ją pani, żeby zakończyć wreszcie wrogą akcję.Trzecia, zabił ją ktoś, ktomyślał, że zabija panią, ewentualnie miał nadzieję, że na panią padnie, w każdym raziektoś postronny.Mnie, chwalić Boga, wykluczono na samym wstępie.Przerwała mi. Kiedy, dlaczego i jakim sposobem panią wykluczono? Zrobili porządną wizję lokalną.Kierunek strzału, musiałabym wylecieć z domuna środek ulicy, przepuścić ją przed sobą i rąbnąć.Sytuacja nie do przyjęcia, jakieś nie-zwykłe wysiłki byłyby potrzebne, żeby ją stworzyć, szczególnie że zazębiłaby się z obec-nością samochodu z kierowcą wewnątrz.Przecież ona nie stała tam jak pień i nie czeka-ła, aż samochód zniknie jej w oddali, tu jest prosta droga i wszystko widać.Ponadto piespowiedział, że na środku ulicy ostatnio mnie w ogóle nie było, co jest faktem, zazwy-czaj z domu wyjeżdżam samochodem.Zwiadectwo psa przesądziło sprawę.Ponadto niemam i nigdy nie miałam broni palnej, ani długiej, ani krótkiej.Pomijam już to, że gdy-bym miała długą, ofiara już dawno zeszłaby z tego świata, bo gruchnęłabym jej w oknodawnymi czasy.Borkowska kiwała głową i podjęła wątek. Odpadam również, bo byłam w Kołobrzegu.Ale mogłam kogoś wynająć i zachwilę to rozwinę, bo tu się mieści moje zmartwienie.Trzecia możliwość pozostaje,127gruntownie wprowadzony w błąd zabójca, być może świadek telefonu do pani, przyje-chał wcześniej, zaczekał w ukryciu i strzelił.Miejsc do ukrywania się jest tu dosyć dużo.Ale tej wersji przeczy to, co pani już powiedziała.Co z kierowcą? Gdyby przyszła pie-chotą, sama. Piechoty niech się pani wyrzeknie bezpowrotnie przerwałam jej od razu. W powietrze nie pofrunęła, a ja wierzę psu. Ja też.Ale, przepraszam panią bardzo, obie mówimy głupstwa.Skoro została przy-wieziona samochodem, a co do tego właśnie chciałam się upewnić, jako zabójca w gręwchodzi wyłącznie kierowca tego samochodu i nikt inny.Zanim powiedziała następne słowo, zdążyłam pomyśleć mnóstwo rzeczy.Niewinny,przypadkowy świadek, dawno by się zgłosił.Nic podobnego, siedziałby jak mysz podmiotłą w obawie, że na niego padnie.Bzdura, zareagowałby już w pierwszej sekundzie,odruchowo, nawet gdyby to był ktoś obcy.Pasażerka mu wysiada, słychać huk, baba lecina ziemię, a on co? Spokojnie odjeżdża? Do diabła z hukiem, leci bez huku, może atakserca albo epilepsja.Nie ma siły, bodaj by mu noga drgnęła na pedale!.Pytanie, kto był tym kierowcą mówiła dalej Borkowska. Ten zabójca, wy-najęty przeze mnie, czy ów ktoś postronny, o kim nic nie wiemy.Denatka, zważywszy jejdużą aktywność, mogła się narazić nie tylko mnie, także wielu innym osobom. Sąsiadom mruknęłam. Ale to nie o tej porze roku.Zabiliby ją pózną wiosną,nie zaś wczesną jesienią.Ludzie nie są aż tak pamiętliwi i pracowici..I dlatego tak bardzo chciałabym wiedzieć, kto tam siedział przy kierownicy.Bezrozstrzygnięcia tej kwestii do końca życia będą na mnie ciążyły podejrzenia.Teraz ja pokiwałam głową.Miała rację.%7łe też sąsiadka nie zdążyła wyskoczyć z do-mu.! Blondynka. zastanowiłam się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Kto ją przywiózł? Nie wiem. Przecież to było przed pani oknami! Zgadza się.Ale ja się znajdowałam z innej strony domu.W ogóle nie widziałamulicy, żywopłoty zasłaniają.Patrzyła na mnie przez chwilę, zapewne badając moją prawdomówność. I nikt inny.? To niemożliwe, żeby nikt nic nie widział! Nie, aż tak zle nie jest pocieszyłam ją i opowiedziałam wszystko o sąsiad-ce z iglaczkami i samochodzie z blondynką.Borkowska słuchała uważnie, marszczącbrwi.126Przyglądałam się jej wzajemnie.Ależ to była piękna kobieta! Efektowna kolorystycz-nie, z wyrazistą twarzą, z tymi wspaniałymi, miedzianymi włosami.Można było pod-robić się pod nią, wykorzystując same barwy, ta jej kompromitująca dublerka miała uła-twione zadanie.Pytanie samo wybiegło mi na usta. Kim ona była właściwie dla pani, ta nieboszczka spod mojej wierzby, ten pani wy-brakowany sobowtór.? Nie mam pojęcia odparła ponuro, ale bez oporu. Dla mnie w ogóle nikim.Nigdy się z nią osobiście nie zetknęłam, słyszałam o niej jako o sobie.Widziałam ją nazdjęciu i możliwe, że rozmawiałam z nią przez telefon.Sądzę, że policja wie już więcej? Nawet i ja wiem więcej wyznałam beztrosko chociaż moja wiedza jest dośćmonotonna i polega głównie na wrażeniach akustycznych.Zaraz, nie będziemy siedzia-ły tak na sucho, kawy, herbaty, wina, piwa.? Jestem samochodem.Kawy, jeśli można.Wreszcie ten stół zyskał jakiś sens.Przekazując jej wszystkie posiadane informacje,pomyślałam, że właśnie popełniam głupotę, ona wysłucha, podziękuje i pójdzie, a ja sięniczego nie dowiem.Do bani takie osiągnięcie! Ostatecznie, o całej aferze dowiedzia-ła się znacznie wcześniej niż ja i siłą rzeczy jakiś pogląd na nią musiała sobie wyrobić.Niechże, do licha, też coś powie! Istnieją trzy możliwości, a przynajmniej ja tyle widzę spróbowałam ją pod-puścić bezlitośnie. Pierwsza, zabiłam ją ja, żeby się pozbyć natrętnej dziennikarki.Druga, zabiła ją pani, żeby zakończyć wreszcie wrogą akcję.Trzecia, zabił ją ktoś, ktomyślał, że zabija panią, ewentualnie miał nadzieję, że na panią padnie, w każdym raziektoś postronny.Mnie, chwalić Boga, wykluczono na samym wstępie.Przerwała mi. Kiedy, dlaczego i jakim sposobem panią wykluczono? Zrobili porządną wizję lokalną.Kierunek strzału, musiałabym wylecieć z domuna środek ulicy, przepuścić ją przed sobą i rąbnąć.Sytuacja nie do przyjęcia, jakieś nie-zwykłe wysiłki byłyby potrzebne, żeby ją stworzyć, szczególnie że zazębiłaby się z obec-nością samochodu z kierowcą wewnątrz.Przecież ona nie stała tam jak pień i nie czeka-ła, aż samochód zniknie jej w oddali, tu jest prosta droga i wszystko widać.Ponadto piespowiedział, że na środku ulicy ostatnio mnie w ogóle nie było, co jest faktem, zazwy-czaj z domu wyjeżdżam samochodem.Zwiadectwo psa przesądziło sprawę.Ponadto niemam i nigdy nie miałam broni palnej, ani długiej, ani krótkiej.Pomijam już to, że gdy-bym miała długą, ofiara już dawno zeszłaby z tego świata, bo gruchnęłabym jej w oknodawnymi czasy.Borkowska kiwała głową i podjęła wątek. Odpadam również, bo byłam w Kołobrzegu.Ale mogłam kogoś wynająć i zachwilę to rozwinę, bo tu się mieści moje zmartwienie.Trzecia możliwość pozostaje,127gruntownie wprowadzony w błąd zabójca, być może świadek telefonu do pani, przyje-chał wcześniej, zaczekał w ukryciu i strzelił.Miejsc do ukrywania się jest tu dosyć dużo.Ale tej wersji przeczy to, co pani już powiedziała.Co z kierowcą? Gdyby przyszła pie-chotą, sama. Piechoty niech się pani wyrzeknie bezpowrotnie przerwałam jej od razu. W powietrze nie pofrunęła, a ja wierzę psu. Ja też.Ale, przepraszam panią bardzo, obie mówimy głupstwa.Skoro została przy-wieziona samochodem, a co do tego właśnie chciałam się upewnić, jako zabójca w gręwchodzi wyłącznie kierowca tego samochodu i nikt inny.Zanim powiedziała następne słowo, zdążyłam pomyśleć mnóstwo rzeczy.Niewinny,przypadkowy świadek, dawno by się zgłosił.Nic podobnego, siedziałby jak mysz podmiotłą w obawie, że na niego padnie.Bzdura, zareagowałby już w pierwszej sekundzie,odruchowo, nawet gdyby to był ktoś obcy.Pasażerka mu wysiada, słychać huk, baba lecina ziemię, a on co? Spokojnie odjeżdża? Do diabła z hukiem, leci bez huku, może atakserca albo epilepsja.Nie ma siły, bodaj by mu noga drgnęła na pedale!.Pytanie, kto był tym kierowcą mówiła dalej Borkowska. Ten zabójca, wy-najęty przeze mnie, czy ów ktoś postronny, o kim nic nie wiemy.Denatka, zważywszy jejdużą aktywność, mogła się narazić nie tylko mnie, także wielu innym osobom. Sąsiadom mruknęłam. Ale to nie o tej porze roku.Zabiliby ją pózną wiosną,nie zaś wczesną jesienią.Ludzie nie są aż tak pamiętliwi i pracowici..I dlatego tak bardzo chciałabym wiedzieć, kto tam siedział przy kierownicy.Bezrozstrzygnięcia tej kwestii do końca życia będą na mnie ciążyły podejrzenia.Teraz ja pokiwałam głową.Miała rację.%7łe też sąsiadka nie zdążyła wyskoczyć z do-mu.! Blondynka. zastanowiłam się [ Pobierz całość w formacie PDF ]