[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak?- Miles, to ja - usłyszał głos Lizy.Podniósł się z fotela, kiedy otworzyła drzwi.Miała na sobie długą ko-szulę nocną i beżowy wełniany szlafrok.Włosy spadały jej swobodnie naramiona, a stopy skrywały kapcie.- Wszystko w porządku? - zapytał profesor.Usiadła naprzeciw niego na niewielkim, zdezelowanym skórzanym pufie.- Przed chwilą rozmawiałam z Whitem.Potwierdzili z Reggie miejscei wszystkie szczegóły ostatniego etapu misji.- To świetnie.- Przyjrzał się jej uważnie.- Coś cię niepokoi?- Głos Whita.Wydawał się przygnębiony.Dlatego zadzwoniłam doReggie i porozmawiałam z nią.Ona też wydała mi się przybita, ale kiedyzaczęłam naciskać, nie chciała nic powiedzieć.Potem spróbowałam jeszczeraz skontaktować się z Whitem, ale nie odbierał telefonu.- Myślisz, że doszło między nimi do awantury?- Na to wygląda.Nie mogli sobie wybrać gorszego momentu.Mallory odłożył fajkę, podszedł do okna i wyjrzał przez pokrytą kro-plami deszczu szybę.- Kontaktowałaś się z Dominikiem?- Nie.Mieszka razem z Whitem, więc bałam się, że nie będzie ze mnąszczery.Poza tym nie chciałam potęgować napięcia.Mallory splótł dłonie za plecami i wpatrywał się markotnie w ciemność.- Powinienem to przewidzieć.Powinienem zatrzymać tu Whita, a po-słać z Dominikiem Caldwella i może Davida Hamisha.Najwyrazniej Whitczuje urazę.- Nie obawiasz się, że to może mieć wpływ na wykonanie przez niegozadania?- Gdybym wiedział, nie martwiłbym się tak bardzo.Liza spojrzała na biurko.- Pracujesz po nocach?- Po zmroku lepiej mi się myśli.- Jakieś nowe wieści na temat finansowania?Odwrócił się w jej stronę zaskoczony.- Dlaczego? Słyszałaś coś?- Wiadomo, że utrzymanie takiego miejsca musi kosztować.Zgoda,nie robimy tego dla pieniędzy, ale ludziom trzeba płacić wynagrodzenie.No i dochodzą koszty utrzymania.Nie wspominając o wydatkach związa-nych z operacją.Na samo wynajęcie willi, w której mieszka Reggie, po-szedł majątek.Jak to wszystko zsumować.Mallory milczał dłuższą chwilę, a potem westchnął i usiadł z powrotemw fotelu.- Nie przeczę, nie jest lekko.Z wynajmem willi jakoś sobie poradzili-śmy.Wspomógł nas pewien dobrze sytuowany dżentelmen ukraińskiegopochodzenia.Są też widoki na dalsze finansowanie, pod warunkiem żezachowamy pełną dyskrecję.- Oczywiście.- I dodała: - Kiedy ostatnio byłeś na wakacjach, Miles?- Na wakacjach? - Zachichotał.- Gdybym powiedział, że tu jestem nawakacjach, zabrzmiałoby to zbyt sielankowo, więc się powstrzymam.- Pytam poważnie, Miles.Kiedy ostatnio miałeś urlop?- Chyba jeszcze żyła wtedy Margaret.Wiosna w Rzymie.I we Floren-cji.Margaret uwielbiała Dawida.Mogła siedzieć i wpatrywać się w niegogodzinami.Tak, moja żona była wielką fanką Michała Anioła.To był uda-ny urlop.Wkrótce potem zachorowała.A pół roku pózniej zmarła.- Jeśli dobrze pamiętam, to było osiem lat temu.- Tak, chyba tak.Czas leci, Lizo.- Wszyscy tu żyjemy w napięciu, ale niektórzy w zbyt dużym.Jesteśnaszym szefem.Nie możemy cię stracić.- Dobrze się czuję.Jak na nieruchawego i lekko otyłego starego profe-sora.- Rozejrzał się dookoła.- Lubię to miejsce, te ruiny.Regina też lubi tuprzebywać.Słyszę, jak włóczy się nocami po okolicy.- Regularnie odwiedza cmentarz.Wiedziałeś o tym?Mallory kiwnął potakująco głową.- A szczególnie grób Laury R.Campion.Z tego, co wiem, to nie jestjej rodzina.A mimo to Reggie czuje jakąś więz z tą kobietą.Liza obrzuciła profesora przenikliwym spojrzeniem.- Czy był jakiś szczególny powód, dla którego zwerbowałeś Reggie?Mallory odpowiedział jej twardym spojrzeniem.- Taki sam jak w każdym innym wypadku.Pokonała wszystkie prze-szkody.Ale najważniejsze jest pierwsze wrażenie.Regina Campion niebyła w żadnym razie wyjątkowa.Wpatrywała się w niego dłuższą chwilę, a potem odwróciła wzrok.- A jeśli chodzi o tego Amerykanina.- zaczął Mallory.- Bilia Younga.- Właśnie.Niedobrze.Wszedł nam w paradę.Nie mamy na jego tematżadnych informacji.Byłego lobbystę może udawać każdy.Liza przeciągnęła dłonią po pasku od szlafroka.- To prawda.Whit powiedział, że Reggie jedzie z nim jutro do Les Baux.Mallory wyglądał na zaskoczonego.- Do Les Baux? Po co?- Whit nie wiedział po co.Uważał natomiast, że Reggie powinna zająćsię raczej Kuczinem.- Też tak sądzę.Zaraz do niej zadzwonię.- Nie rób tego, Miles.- Ale.- Ona jest w silnym stresie, ale i tak ma najlepszy z nas wszystkich in-stynkt.Sądzę, że można jej zaufać.Chyba na to zasługuje, prawda?Mallory milczał niezdecydowany, ale w końcu się odprężył.- Zgoda.W zasadzie się z tobą zgadzam - dodał sztywno.Liza wstała i jeszcze raz zerknęła w stronę biurka.- Założę się, że pracujesz nad kolejną sprawą.- Nie można tracić czasu.- Módlmy się, żeby Reggie i cała reszta wrócili żywi, wtedy będą mo-gli zająć się następnym.Cicho zamknęła za sobą drzwi.Mallory patrzył za nią przez kilka minut, następnie wrócił do biurka,pogrzebał w szufladzie i wyjął zdjęcie otrzymane od Whita.Usiadł i zacząłprzyglądać się podobiznie Bilia Younga.Miał złe przeczucia.Coś podpowiadało mu, że mają one związek z tymmężczyzną.Ufał Reggie, ale zaufanie też ma swoje granice.Nic nie mogłozakłócić misji wymierzenia sprawiedliwości Kuczinowi.Sprawa była zbytpoważna.Zastanawiał się chwilę, aż wreszcie postanowił, co zrobi.Wyjął zkieszeni telefon komórkowy i wystukał na klawiaturze wiadomość teksto-wą.W dziedzinie najnowszych technologii wcale nie był takim ignorantem,za jakiego chciał uchodzić.Odłożył telefon i rozsiadł się wygodnie w fote-lu.Miał nadzieję, że postąpił słusznie.W tego rodzaju pracy trzeba czasem zdać się na instynkt.Jeśli przeczu-cie go nie myliło, wszystko pójdzie dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Tak?- Miles, to ja - usłyszał głos Lizy.Podniósł się z fotela, kiedy otworzyła drzwi.Miała na sobie długą ko-szulę nocną i beżowy wełniany szlafrok.Włosy spadały jej swobodnie naramiona, a stopy skrywały kapcie.- Wszystko w porządku? - zapytał profesor.Usiadła naprzeciw niego na niewielkim, zdezelowanym skórzanym pufie.- Przed chwilą rozmawiałam z Whitem.Potwierdzili z Reggie miejscei wszystkie szczegóły ostatniego etapu misji.- To świetnie.- Przyjrzał się jej uważnie.- Coś cię niepokoi?- Głos Whita.Wydawał się przygnębiony.Dlatego zadzwoniłam doReggie i porozmawiałam z nią.Ona też wydała mi się przybita, ale kiedyzaczęłam naciskać, nie chciała nic powiedzieć.Potem spróbowałam jeszczeraz skontaktować się z Whitem, ale nie odbierał telefonu.- Myślisz, że doszło między nimi do awantury?- Na to wygląda.Nie mogli sobie wybrać gorszego momentu.Mallory odłożył fajkę, podszedł do okna i wyjrzał przez pokrytą kro-plami deszczu szybę.- Kontaktowałaś się z Dominikiem?- Nie.Mieszka razem z Whitem, więc bałam się, że nie będzie ze mnąszczery.Poza tym nie chciałam potęgować napięcia.Mallory splótł dłonie za plecami i wpatrywał się markotnie w ciemność.- Powinienem to przewidzieć.Powinienem zatrzymać tu Whita, a po-słać z Dominikiem Caldwella i może Davida Hamisha.Najwyrazniej Whitczuje urazę.- Nie obawiasz się, że to może mieć wpływ na wykonanie przez niegozadania?- Gdybym wiedział, nie martwiłbym się tak bardzo.Liza spojrzała na biurko.- Pracujesz po nocach?- Po zmroku lepiej mi się myśli.- Jakieś nowe wieści na temat finansowania?Odwrócił się w jej stronę zaskoczony.- Dlaczego? Słyszałaś coś?- Wiadomo, że utrzymanie takiego miejsca musi kosztować.Zgoda,nie robimy tego dla pieniędzy, ale ludziom trzeba płacić wynagrodzenie.No i dochodzą koszty utrzymania.Nie wspominając o wydatkach związa-nych z operacją.Na samo wynajęcie willi, w której mieszka Reggie, po-szedł majątek.Jak to wszystko zsumować.Mallory milczał dłuższą chwilę, a potem westchnął i usiadł z powrotemw fotelu.- Nie przeczę, nie jest lekko.Z wynajmem willi jakoś sobie poradzili-śmy.Wspomógł nas pewien dobrze sytuowany dżentelmen ukraińskiegopochodzenia.Są też widoki na dalsze finansowanie, pod warunkiem żezachowamy pełną dyskrecję.- Oczywiście.- I dodała: - Kiedy ostatnio byłeś na wakacjach, Miles?- Na wakacjach? - Zachichotał.- Gdybym powiedział, że tu jestem nawakacjach, zabrzmiałoby to zbyt sielankowo, więc się powstrzymam.- Pytam poważnie, Miles.Kiedy ostatnio miałeś urlop?- Chyba jeszcze żyła wtedy Margaret.Wiosna w Rzymie.I we Floren-cji.Margaret uwielbiała Dawida.Mogła siedzieć i wpatrywać się w niegogodzinami.Tak, moja żona była wielką fanką Michała Anioła.To był uda-ny urlop.Wkrótce potem zachorowała.A pół roku pózniej zmarła.- Jeśli dobrze pamiętam, to było osiem lat temu.- Tak, chyba tak.Czas leci, Lizo.- Wszyscy tu żyjemy w napięciu, ale niektórzy w zbyt dużym.Jesteśnaszym szefem.Nie możemy cię stracić.- Dobrze się czuję.Jak na nieruchawego i lekko otyłego starego profe-sora.- Rozejrzał się dookoła.- Lubię to miejsce, te ruiny.Regina też lubi tuprzebywać.Słyszę, jak włóczy się nocami po okolicy.- Regularnie odwiedza cmentarz.Wiedziałeś o tym?Mallory kiwnął potakująco głową.- A szczególnie grób Laury R.Campion.Z tego, co wiem, to nie jestjej rodzina.A mimo to Reggie czuje jakąś więz z tą kobietą.Liza obrzuciła profesora przenikliwym spojrzeniem.- Czy był jakiś szczególny powód, dla którego zwerbowałeś Reggie?Mallory odpowiedział jej twardym spojrzeniem.- Taki sam jak w każdym innym wypadku.Pokonała wszystkie prze-szkody.Ale najważniejsze jest pierwsze wrażenie.Regina Campion niebyła w żadnym razie wyjątkowa.Wpatrywała się w niego dłuższą chwilę, a potem odwróciła wzrok.- A jeśli chodzi o tego Amerykanina.- zaczął Mallory.- Bilia Younga.- Właśnie.Niedobrze.Wszedł nam w paradę.Nie mamy na jego tematżadnych informacji.Byłego lobbystę może udawać każdy.Liza przeciągnęła dłonią po pasku od szlafroka.- To prawda.Whit powiedział, że Reggie jedzie z nim jutro do Les Baux.Mallory wyglądał na zaskoczonego.- Do Les Baux? Po co?- Whit nie wiedział po co.Uważał natomiast, że Reggie powinna zająćsię raczej Kuczinem.- Też tak sądzę.Zaraz do niej zadzwonię.- Nie rób tego, Miles.- Ale.- Ona jest w silnym stresie, ale i tak ma najlepszy z nas wszystkich in-stynkt.Sądzę, że można jej zaufać.Chyba na to zasługuje, prawda?Mallory milczał niezdecydowany, ale w końcu się odprężył.- Zgoda.W zasadzie się z tobą zgadzam - dodał sztywno.Liza wstała i jeszcze raz zerknęła w stronę biurka.- Założę się, że pracujesz nad kolejną sprawą.- Nie można tracić czasu.- Módlmy się, żeby Reggie i cała reszta wrócili żywi, wtedy będą mo-gli zająć się następnym.Cicho zamknęła za sobą drzwi.Mallory patrzył za nią przez kilka minut, następnie wrócił do biurka,pogrzebał w szufladzie i wyjął zdjęcie otrzymane od Whita.Usiadł i zacząłprzyglądać się podobiznie Bilia Younga.Miał złe przeczucia.Coś podpowiadało mu, że mają one związek z tymmężczyzną.Ufał Reggie, ale zaufanie też ma swoje granice.Nic nie mogłozakłócić misji wymierzenia sprawiedliwości Kuczinowi.Sprawa była zbytpoważna.Zastanawiał się chwilę, aż wreszcie postanowił, co zrobi.Wyjął zkieszeni telefon komórkowy i wystukał na klawiaturze wiadomość teksto-wą.W dziedzinie najnowszych technologii wcale nie był takim ignorantem,za jakiego chciał uchodzić.Odłożył telefon i rozsiadł się wygodnie w fote-lu.Miał nadzieję, że postąpił słusznie.W tego rodzaju pracy trzeba czasem zdać się na instynkt.Jeśli przeczu-cie go nie myliło, wszystko pójdzie dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]