[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Katrinapodwinęła wargę w bezgłośnym warknięciu.- Więc dlaczego używacie szkoły? Dlaczego nie postawiciewłasnego namiotu na plaży? Moglibyście wabić ludzi batonikami czyczymkolwiek innym.- My nie działamy w ten sposób.Nie przekupujemy ludzi, żebysię do nas przyłączyli.- Za to ich szantażujecie.Katrina zmarszczyła brwi.- To był jednostkowy przypadek.I powiedziałam przepraszam.- Mhm.Więc ilu jest właściwie Tropicieli? Czy cała banda byłaobecna, no wiesz.dziś rano? - Niezręcznie mi było poruszać tematmojej nieudanej inicjacji.Nie chciałam o tym myśleć, a już na pewnonie rozmawiać.- Nie cała - odparła wymijająco.- Są też inni.W innych szkołach.Młodzi ludzie są najlepszymi Tropicielami.Nasze zmysły są bardziejwyostrzone, umysły bardziej otwarte.Przeważnie.- Spojrzała na mnie.- Ale zawsze są wyjątki, choć zwykle nie wśród ludzi, którzy mająIskrę.Poruszyłam się niespokojnie.Było jasne, że mówi o mnie.- A kto to jest pan Kale? - spytałam.- Prezydent waszej sekty?- Raczej generał - odparła Katrina.- On ma Iskrę najdłużej, odczasu, kiedy był w naszym wieku, i jest najsilniejszy.W naszym kręgu przywódcą jest ten, kto ma największą moc.Przed wujem Kale'em była.- Katrina spuściła głowę i zapatrzyła sięna własne dłonie.- Był ktoś inny, ale już jej nie ma.- Nie ma? - Więc z Kręgu Tropicieli można się było wypisać.- Nie żyje - odparła głucho Katrina, a ja przełknęłam ślinę.OczyKatriny na moment stały się puste, jakby próbowałacoś sobie poukładać.- Zdaje się, że gdybyś ty dołączyła do nas naprawdę, zajęłabyśmiejsce wuja Kale'a.Wybuchnęłam śmiechem.Nie mogłam się powstrzymać.AleKatrina nawet się nie uśmiechnęła.- Och, no przestań - powiedziałam.- Nie mówisz poważnie.- Takie są zasady - odparła posępnym tonem.Mój śmiech ucichł.- Przykro mi, że cię rozczaruję, ale ja gram tylko według jednegozestawu zasad.- Niech zgadnę.Twoich?- Mniej więcej.Wpatrywała się w podłogę.- To i tak nie ma znaczenia.Nie zostałabyś naszą przywódczynią,jeśli przepowiednia.- Przygryzła wargę i pokręciła głową.-Nieważne.Coś we mnie chciało usłyszeć to, co przemilczała Katrina.Alebyłam przedmiotem rozmowy przez całe trzydzieści sekund i niemogłam się już doczekać zmiany tematu.- To jak to jest, Rachel jest taka jak ty? - spytałam.- WyczuwaIskrę w ludziach i zgłasza ich Prorokowi?- Z pewnością by to robiła, gdyby mogła, ale nie ma bez-pośredniego kontaktu z Prorokiem.On w tej chwili ma już za dużoWyznawców, żeby móc osobiście poświęcać uwagę każdemu z nich.Domyślam się, że Rachel ma pewną zdolność wyczuwania Iskry, alenic jej z tego nie przychodzi, dopóki nie zdoła przekonać takiegoczłowieka, żeby przyszedł na spotkanie u Proroka i otrzymał jegobłogosławieństwo.Tak jak próbowała zrobić z tobą wczoraj.Zadrżałam na wspomnienie szaleństwa w oczach Rachel, jejsilniej dłoni ściskającej mnie za ramię.Dziwiłam się, że mnie nieposiniaczyła.- Dopóki trzymasz się z daleka od Białego Namiotu, jesteśbezpieczna - wyjaśniła Katrina.- Jednymi ludzmi, którym.Prorok ufaprzy rekrutacji, są jego Apostołowie, a oni mają pełne ręce roboty przywyłapywaniu Wysiedlonych na Namioto-wisku.Przypomniałam sobie nagłówek z błoga Schizola o brakującymApostole; ciekawe, czy ten dwunasty czaił się w jakimś liceum,szukając takich ludzi jak.cóż, jak ja.- A tak przy okazji - zaciekawiła się Katrina - nie widziałaś tudzisiaj tego gościa, co? Wuj Kale go sprawdził.Do Skyline nie jestzapisany żaden Jeremy Parish.- Nie - przyznałam.- Nie widziałam go dzisiaj.- Postanowiłamnie wspominać, że dość intensywnie widywałam go wczoraj ani żepoprzedniej nocy był w moim pokoju i celował mi nożem w serce.- Dasz mi znać, gdyby się pokazał.- Jasne - skłamałam.Nie ufałam Katrinie tak samo jak nie ufałamJeremy'emu.- Powinnam wracać na lekcje.- Mia? - rzuciła Katrina z wahaniem.- Mogę.mogę cię prosić oprzysługę?Chciałam odmówić, ale wyglądała tak żałośnie z tymipo-chlastanymi, wyskubanymi włosami, że postanowiłam jej trochęodpuścić.- Prosić zawsze można.- Chciałabym, żebyś dzisiaj w nocy gdzieś ze mną poszła.Potrzebuję twojej pomocy.Jeśli zrobisz dla mnie to jedno, nie będę ciwięcej zawracać głowy.Ani twojemu bratu.Tropiciele zostawią wasoboje w spokoju, na zawsze.Zamierzałam spytać Katrinę o szczegóły, a potem twardoodmówić, ale do łazienki weszły dwie pracownice opieki społecznej wpomarańczowych koszulkach polo.Uniosły wysoko brwi na widok jejwłosów.- Przyjdę po ciebie o północy - zapowiedziała Katrina.Otaksowała wzrokiem mój strój.- I ubierz się w coś innego, okej?- Niby w co?- Choć raz pokaż trochę skóry.- Zaraz, ja się na nic nie zgodziłam.Ale Katrina szła już do drzwi.- O północy! - zawołała przez ramię.200 dziwo, reszta dnia minęła jak każdy inny szkolny dzień, toznaczy wlokła się jak na dwóch złamanych nogach.Parker spotkał sięze mną przy szafkach, zaraz po lekcjach, bez spóznienia.Odebraliśmyswoje racje żywnościowe - tym razem po dwie puszki sałatkiowocowej i po batoniku - i zanieśliśmy je do samochodu.Parker przezcały czas nie odezwał się słowem i ani razu nie spojrzał mi w oczy.Czułam się samotna jak nigdy w życiu, a to wiele mówi.W domu przywitał nas zawodzący hałas odkurzacza.Mama byław salonie i rurą bez szczotki zbierała kawałki gipsu i kurz, które wciążsypały się z popękanego sufitu.Była odwrócona plecami do nas i nieusłyszała, jak weszliśmy.Parker i ja wymieniliśmy spojrzenie.%7ładne z nas nie odważyłosię niczego odkurzać od czasu trzęsienia ziemi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.-Katrinapodwinęła wargę w bezgłośnym warknięciu.- Więc dlaczego używacie szkoły? Dlaczego nie postawiciewłasnego namiotu na plaży? Moglibyście wabić ludzi batonikami czyczymkolwiek innym.- My nie działamy w ten sposób.Nie przekupujemy ludzi, żebysię do nas przyłączyli.- Za to ich szantażujecie.Katrina zmarszczyła brwi.- To był jednostkowy przypadek.I powiedziałam przepraszam.- Mhm.Więc ilu jest właściwie Tropicieli? Czy cała banda byłaobecna, no wiesz.dziś rano? - Niezręcznie mi było poruszać tematmojej nieudanej inicjacji.Nie chciałam o tym myśleć, a już na pewnonie rozmawiać.- Nie cała - odparła wymijająco.- Są też inni.W innych szkołach.Młodzi ludzie są najlepszymi Tropicielami.Nasze zmysły są bardziejwyostrzone, umysły bardziej otwarte.Przeważnie.- Spojrzała na mnie.- Ale zawsze są wyjątki, choć zwykle nie wśród ludzi, którzy mająIskrę.Poruszyłam się niespokojnie.Było jasne, że mówi o mnie.- A kto to jest pan Kale? - spytałam.- Prezydent waszej sekty?- Raczej generał - odparła Katrina.- On ma Iskrę najdłużej, odczasu, kiedy był w naszym wieku, i jest najsilniejszy.W naszym kręgu przywódcą jest ten, kto ma największą moc.Przed wujem Kale'em była.- Katrina spuściła głowę i zapatrzyła sięna własne dłonie.- Był ktoś inny, ale już jej nie ma.- Nie ma? - Więc z Kręgu Tropicieli można się było wypisać.- Nie żyje - odparła głucho Katrina, a ja przełknęłam ślinę.OczyKatriny na moment stały się puste, jakby próbowałacoś sobie poukładać.- Zdaje się, że gdybyś ty dołączyła do nas naprawdę, zajęłabyśmiejsce wuja Kale'a.Wybuchnęłam śmiechem.Nie mogłam się powstrzymać.AleKatrina nawet się nie uśmiechnęła.- Och, no przestań - powiedziałam.- Nie mówisz poważnie.- Takie są zasady - odparła posępnym tonem.Mój śmiech ucichł.- Przykro mi, że cię rozczaruję, ale ja gram tylko według jednegozestawu zasad.- Niech zgadnę.Twoich?- Mniej więcej.Wpatrywała się w podłogę.- To i tak nie ma znaczenia.Nie zostałabyś naszą przywódczynią,jeśli przepowiednia.- Przygryzła wargę i pokręciła głową.-Nieważne.Coś we mnie chciało usłyszeć to, co przemilczała Katrina.Alebyłam przedmiotem rozmowy przez całe trzydzieści sekund i niemogłam się już doczekać zmiany tematu.- To jak to jest, Rachel jest taka jak ty? - spytałam.- WyczuwaIskrę w ludziach i zgłasza ich Prorokowi?- Z pewnością by to robiła, gdyby mogła, ale nie ma bez-pośredniego kontaktu z Prorokiem.On w tej chwili ma już za dużoWyznawców, żeby móc osobiście poświęcać uwagę każdemu z nich.Domyślam się, że Rachel ma pewną zdolność wyczuwania Iskry, alenic jej z tego nie przychodzi, dopóki nie zdoła przekonać takiegoczłowieka, żeby przyszedł na spotkanie u Proroka i otrzymał jegobłogosławieństwo.Tak jak próbowała zrobić z tobą wczoraj.Zadrżałam na wspomnienie szaleństwa w oczach Rachel, jejsilniej dłoni ściskającej mnie za ramię.Dziwiłam się, że mnie nieposiniaczyła.- Dopóki trzymasz się z daleka od Białego Namiotu, jesteśbezpieczna - wyjaśniła Katrina.- Jednymi ludzmi, którym.Prorok ufaprzy rekrutacji, są jego Apostołowie, a oni mają pełne ręce roboty przywyłapywaniu Wysiedlonych na Namioto-wisku.Przypomniałam sobie nagłówek z błoga Schizola o brakującymApostole; ciekawe, czy ten dwunasty czaił się w jakimś liceum,szukając takich ludzi jak.cóż, jak ja.- A tak przy okazji - zaciekawiła się Katrina - nie widziałaś tudzisiaj tego gościa, co? Wuj Kale go sprawdził.Do Skyline nie jestzapisany żaden Jeremy Parish.- Nie - przyznałam.- Nie widziałam go dzisiaj.- Postanowiłamnie wspominać, że dość intensywnie widywałam go wczoraj ani żepoprzedniej nocy był w moim pokoju i celował mi nożem w serce.- Dasz mi znać, gdyby się pokazał.- Jasne - skłamałam.Nie ufałam Katrinie tak samo jak nie ufałamJeremy'emu.- Powinnam wracać na lekcje.- Mia? - rzuciła Katrina z wahaniem.- Mogę.mogę cię prosić oprzysługę?Chciałam odmówić, ale wyglądała tak żałośnie z tymipo-chlastanymi, wyskubanymi włosami, że postanowiłam jej trochęodpuścić.- Prosić zawsze można.- Chciałabym, żebyś dzisiaj w nocy gdzieś ze mną poszła.Potrzebuję twojej pomocy.Jeśli zrobisz dla mnie to jedno, nie będę ciwięcej zawracać głowy.Ani twojemu bratu.Tropiciele zostawią wasoboje w spokoju, na zawsze.Zamierzałam spytać Katrinę o szczegóły, a potem twardoodmówić, ale do łazienki weszły dwie pracownice opieki społecznej wpomarańczowych koszulkach polo.Uniosły wysoko brwi na widok jejwłosów.- Przyjdę po ciebie o północy - zapowiedziała Katrina.Otaksowała wzrokiem mój strój.- I ubierz się w coś innego, okej?- Niby w co?- Choć raz pokaż trochę skóry.- Zaraz, ja się na nic nie zgodziłam.Ale Katrina szła już do drzwi.- O północy! - zawołała przez ramię.200 dziwo, reszta dnia minęła jak każdy inny szkolny dzień, toznaczy wlokła się jak na dwóch złamanych nogach.Parker spotkał sięze mną przy szafkach, zaraz po lekcjach, bez spóznienia.Odebraliśmyswoje racje żywnościowe - tym razem po dwie puszki sałatkiowocowej i po batoniku - i zanieśliśmy je do samochodu.Parker przezcały czas nie odezwał się słowem i ani razu nie spojrzał mi w oczy.Czułam się samotna jak nigdy w życiu, a to wiele mówi.W domu przywitał nas zawodzący hałas odkurzacza.Mama byław salonie i rurą bez szczotki zbierała kawałki gipsu i kurz, które wciążsypały się z popękanego sufitu.Była odwrócona plecami do nas i nieusłyszała, jak weszliśmy.Parker i ja wymieniliśmy spojrzenie.%7ładne z nas nie odważyłosię niczego odkurzać od czasu trzęsienia ziemi [ Pobierz całość w formacie PDF ]