[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przecież kierowałem się wzniosłymi po-budkami, miałem najlepsze zamiary! Jakże jednak wyglądają one w zestawieniu z fak-tem, że zezwoliłem mej załodze oglądać filmy pornograficzne, dostarczone przez kapi-talistycznego agenta CIA? Nic innego, jak zwykłe przekupstwo. Będę miał szczęście,jeśli wszystko skończy się na Syberii  pomyślałem wtedy.Uległem namowom Sama.Wmówiłem sobie, że robię to w interesie załogi, choć byłato próba ratowania własnej skóry i dobrego imienia mej ukochanej rodziny.Poleciłemtechnikowi, by zsyntetyzował kilka dodatkowych, niewielkich diamentów i włożyłem jedo pojemnika z lodami podczas następnej wizyty Sama.Był to oczywiście ten sam tydzień, w którym przedstawiciele ZSRR i mocarstw za-chodnich spotkali się w Genewie, aby zadecydować o dalszym losie broni kosmicznej.Zarówno nasz system  Czerwona tarcza , jak i amerykański system wojen gwiezdnychznajdowały się w fazie zaawansowanych prób.Wiele z testów przeprowadziliśmy na po-kładzie naszego Mira 5.Powstawało teraz pytanie, czy każda ze stron powinna rozwijaćswój własny system, czy też powinniśmy wypracować jakąś metodę współpracy.Sam wrócił po kilku dniach.Nie chciałem się z nim widzieć, lecz bałem się zrobie-nia mu afrontu.Sprawiał wrażenie szczęśliwego i z czegoś zadowolonego.Tym razemprzywiózł nam aż sześć kaset.Rozmawiałem z nim krótko i bardzo chłodno, ale nie wy-dawał się być tym zmartwiony.Zmiał się i żartował.Razem z kasetami podał mi skra-wek papieru ze skreślonym na nim krótkim liścikiem.Przeczytałem liścik dopiero za mym przepierzeniem, gdy Sama już nie było. Dobra robota.Materiał wart małą fortunę.Hę mógłbyś dostarczać każdego tygodnia?Byłem co prawda przyzwyczajony do braku ciążenia, lecz w tym momencie poczu-łem się, jak gdybym spadał w głąb jakiejś bezdennej studni.Co gorsza, konferencja w Genewie po kilku rokujących postęp dniach z niewiado-mych powodów utknęła w martwym punkcie.Dyplomaci zaczęli się wymieniać epite-tami w stylu typowym dla zimnej wojny.Zwiat był zaszokowany.Dostaliśmy z Ziemirozkaz, by przyspieszyć próby naszego działa laserowego, zainstalowanego w segmen-cie mieszczącym laboratorium, na rufie naszej stacji.185 Zledziliśmy w napięciu nowe wiadomości telewizyjne, dochodzące do nas z róż-nych punktów globu, oczywiście bez informowania o tym naszego ziemskiego ośrodkakontroli.Wszyscy byliśmy przerażeni nieoczekiwanym rozwojem wypadków w Gene-wie.Zworkin miał na ten temat wyrobione zdanie. Imperialiści szukają pretekstu, aby zaatakować nas pociskami jądrowymi, zanimnasz antyrakietowy system będzie gotowy.Muszę przyznać, że była to bardzo prawdopodobna interpretacja.Przerażała mniejednak myśl, że być może my będziemy musieli uderzyć na nich pierwsi, zanim ich sys-tem wojen gwiezdnych zostanie oddany do użytku.Tak czy inaczej, oznaczało to za-gładę atomową.Nawet słabo rozgarnięty Korolew wydawał się być zmartwiony. Wybuchnie wojna? Co teraz będzie?  dopytywał się bez przerwy.Nikt tego nie wiedział.Na domiar złego w trakcie naszych przygotowań do prób działa laserowego Samzapowiedział przez radio swoją nową wizytę.Miał za trzy godziny przywiezć nam  cośspecjalnego.Wyglądało na to, że nic sobie nie robi z kryzysu w Genewie.Przybywał, jak zwy-kle,  w interesach.Zworkin nie mylił się od początku co do niego.Gunn był szpiegiem.Teraz byłem tego pewny.W mym umyśle zaczął się rodzić plan działania.Za parę godzin będę osobiście pro-wadził próbę działa laserowego.Dlaczegóż by śmiercionośny strumień światła nie miał przypadkowo trafić w nadlatujący statek Amerykanina? Sam Gunn zostanie upieczo-ny, jak chudy kurczak w gorącym piecu.Incydent godny ubolewania.Ale moje pro-blemy zostaną rozwiązane.Zaraz jednak nawiedziła mnie refleksja, że spowodowałoby to na Ziemi niesamo-wite zamieszanie.Rokowania w Genewie mogłyby zostać zupełnie zerwane.Incydentmógłby stać się iskrą, od której zająłby się cały świat.Mógłby doprowadzić do wojnyatomowej.Niełatwo mi było wszakże zrezygnować z zamiaru pozbycia się Sama.Nie miałprzecież prawa zbliżać się tak bardzo do radzieckiej stacji w swym amerykańskim stat-ku.Zarówno USA, jak i ZSRR wyraznie oznajmiły, że strefy wokół ich stacji orbital-nych są suwerennym terytorium i nie mogą być naruszane przez statki drugiej strony.Wizyty Sama na pokładzie Mira 5 były zatem zupełnie nielegalne, potajemne i skryte,z wyjątkiem pierwszej  awaryjnej wizyty.Gdybyśmy go więc usmażyli, mielibyśmy dotego pełne prawo.Ale z drugiej strony, czy cała załoga zachowałaby wtedy milczenie na temat licznychwizyt Sama? Czy Zworkin utrzymałby język za zębami, czy też zadenuncjowałby mniepo powrocie na łono Matki Rosji?186 Czy warto byłoby się jednak tym przejmować, gdyby wybuchła wojna?Pociłem się rozmyślając o tym w laserowym laboratorium, doczepionym dorufy naszej stacji, w parę godzin po tym, jak Sam zawiadomił nas o swym przybyciu.Wiedział, że mieliśmy dokonać próby lasera.Musiał o tym wiedzieć, i dlatego tak bez-trosko podążał w naszym kierunku w tej właśnie chwili.W laboratorium było chłodno.Trzej technicy obsługujący gigantyczny laser zało-żyli grube swetry na swe kombinezony, a koniuszki palców ich rękawic były ucięte, takby mogli z wyczuciem manipulować przy delikatnych aparatach.Ja jednak wylewałemz siebie wiadra potu.Ten segment stacji był odczepialny.W razie potrzeby można go było w całości spro-wadzić z orbity na Ziemię, a na jego miejsce wysłać nowy.Ogromny laser zajmował nie-mal całą przestrzeń laboratorium.Gdyby nie fakt, że znajdowaliśmy się w stanie nie-ważkości, byłoby dla techników niemożliwością konieczne dla obsługi maszyny wspię-cie się do wszystkich jej zakamarków.Przez jedno z szerokich okien optycznych miałem możność kontemplować czarnączeluść przestrzeni.Jednakże żadne okno nie wytrzymałoby potwornego natężenia pro-mieni lasera [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl