[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale w rzeczy samej Josephine miała rację.(Josephine zawsze miała rację!).Co z tą książeczką? Wie pani, gdzie ją trzymała?- Nie mam pojęcia, proszę pana.To jedna z tych rzeczy, których strzegła jak oka w głowie.- Nie znaleziono jej przy niej?- Och nie, panie Charlesie, nie było jej.Czy ktoś zabrał książeczkę? Czy może ukrywała ją w swoim pokoju.Pomyślałem, że warto sprawdzić.Nie byłem pewien, który pokój należy do Josephine, ale kiedy tak stałem w kory­tarzu i zastanawiałem się, usłyszałem nagle głos Tavernera.- Chodź tutaj - powiedział.-Topokój dzieciaka.Widziałeś już coś takiego?Wszedłem do środka i zamarłem.Małe pomieszczenie wyglądało tak, jakby przeszło przez nie tornado.Szuflady wyrzucone z biurka, a ich zawartość walała się po podłodze.Materace i pościel zwleczone z małego łóżka.Chodniki rzucono na kupę.Krzesła poprzewracano, pozdejmo­wano obrazy ze ścian i wyjęto fotografie z ram.- Dobry Boże! - wykrzyknąłem.- A to co?- Jak myślisz?- Ktoś tu czegoś szukał.- Na to wygląda.Rozejrzałem się po pokoju.- Ale kto, do licha? Z pewnością nie mógłby tu wejść i zro­bić czegoś takiego tak, by nikt go nie słyszał i nie widział.- Dlaczego nie? Pani Leonides spędza poranki w sypialni, malując paznokcie, wykonując telefony do przyjaciół i bawiąc się strojami.Philip przebywa w bibliotece.Niania siedzi w ku­chni, obierając ziemniaki i fasolkę.W rodzinie, której zwycza­je się zna, to nic trudnego.I powiem ci coś: każdy z domowni­ków mógł to zrobić - zastawić pułapkę i przeszukać pokój.Ale ten ktoś się śpieszył, nie miał czasu na dokładne szukanie.- Każdy z domowników?- Tak.Każdy miał czas i możliwości.Philip, Magda, niania, twoja dziewczyna.Tak samo ci z góry.Brenda spędziła ranek sama.Laurence i Eustace mieli pół godziny przerwy.Ty byłeś z nimi tylko przez krótki czas.Panna de Haviland spędziła ranek w ogrodzie.Też sama.Roger był w swoim gabinecie.- Tylko Clemency pojechała do pracy.- Nie.Została dzisiaj w domu z powodu bólu głowy.Była sama w pokoju.Każde z nich mogło to zrobić.Każde! A ja nie wiem, kto! Nie mam pojęcia.Gdybym wiedział, czego tu szu­kano.Rozejrzał się po wybebeszonym pokoju.- I gdybym wiedział, czy to znaleziono.Nagle jakaś myśl zaświtała mi w głowie.- Czekaj - powiedziałem.Wybiegłem z pokoju i rzuciłem się na schody.Udałem się na ostatnie piętro.Otworzyłem drzwi do pokoju ze zbiornikami na wodę, dotarłem w kat, gdzie sufit znacznie opadał i rozejrza­łem się.Kiedy zapytałem Josephine, co robi, odparła, że „prowadzi śledztwo".Nie wiem, czy śledztwo można prowadzić na pokrytym pajęczynami strychu ze zbiornikami na wodę.Ale uznałem, że to dobre miejsce, żeby coś schować.Jeżeli tak, to znalezienie tego nie powinno mi zająć dużo czasu.I rzeczywiście.W trzy minuty później, za największym zbiornikiem, z wnętrza którego wydobywał się syk przydający grozy moim poszukiwaniom, znalazłem pakiet listów opako­wanych w rozdarty, szary papier.Wziąłem do ręki pierwszy z nich i przeczytałem:Och, Laurence, mój kochany.Ostatniej nocy, kiedy recyto­wałeś ten wiersz, było cudownie.Wiem, że był przeznaczony dla mnie, chociaż nie patrzyłeś w moją stronę.Aristide powiedział: „Dobrze recytujesz".Nie odgadł, co oboje czujemy.Kochany, jestem pewna, że wkrótce wszystko się ułoży.Będziemy cieszyć się, że się nie dowiedział, że umarł szczęśliwszy.Był dla mnie dobry.Nie chcę, żeby cierpiał.Ale nie sądzę, by życie po osiemdziesiątce było przyjemne.Nie chciałabym tego doświad­czyć! Wkrótce będziemy już na zawsze razem.Jak cudownie będzie móc powiedzieć do ciebie: „Mój kochany, kochany mężu." Najdroższy, jesteśmy stworzeni dla siebie.Kocham cię, kocham cię, kocham.nie widzę końca naszej miłości, ja.Było tego więcej, ale nie miałem ochoty na dalszą lekturę.Zszedłem na dół i wcisnąłem paczkę w dłonie Tavemera.- Możliwe - powiedziałem - że tego szukał nasz nieznany przyjaciel.Taverner przeczytał kilka linijek i aż usiadł z wrażenia.Przejrzał kolejne listy, po czym spojrzał na mnie z miną kota, którego nakarmiono najlepszym kremem.- No - rzekł z zadowoleniem - to pogrąża panią Brendę Leonides.I pana Laurence'a Browna.Więc to byli oni, cały czas.19.Kiedy teraz patrzę wstecz, wydaje mi się dziwne, jak nagle całkowicie zniknęła moja litość i sympatia dla Brendy Leonides, po odkryciu listów, które pisała do Laurence'a Browna.Czy moja próżność nie mogła pogodzić się z odkryciem, że kochała nauczyciela i rozmyślnie okłamała mnie? Nie wiem.Nie jestem psychologiem.Wolę wierzyć, że to myśl o zranio­nej Josephine pozbawiła mnie resztek współczucia.- Moim zdaniem to Brown zastawił pułapkę - powiedział Taverner - i to wyjaśnia fakt, który mnie do tej pory dziwił.- Co cię dziwiło?- Popatrz, dziecko dotarło do tych listów, które są absolut­nie obciążające! Pierwsza rzecz to odebrać je.Gdyby mała tylko mówiła, a nie miała niczego do pokazania, można by to było złożyć na karb dziecięcej imaginacji.Ale zbrodniarz nie może ich znaleźć.Zatem jedyny sposób to na dobre uciszyć dzieciaka.Ktoś, kto raz zamordował, nie zawaha się.Wie, że ona lubi się huśtać na tych drzwiach.Idealny sposób, to zaczaić się na nią i uderzyć pogrzebaczem, żelazną sztabą lub jakimś innym ciężkim przedmiotem, których tyle było pod ręką.Po co zawracać sobie głowę marmurowym lwem na szczycie drzwi, który może nie trafić w ofiarę lub nie zabić jej, co właśnie miało miejsce? Pytam się - po co?- No i jaka jest odpowiedź?- Początkowo myślałem, że ma to związek z czyimś alibi na czas, kiedy Josephine została uderzona.Ale okazało się, że po pierwsze nikt nie ma alibi, a po drugie - wiadomo było, że ten, kto ją znajdzie, dostrzeże posążek i pułapkę, i całe modus operandi stanie się jasne.Oczywiście gdyby morderca usunął ślady, zanim znaleziono Josephine, dałby nam do myślenia.Ale tak, jak to się stało, cała sprawa nie miała sensu.Wyciągnął dłoń.- A obecne wyjaśnienie? - zapytałem.- Element osobowości.Osobistej idiosynkrazji.Idiosynkrazja Laurence’a Browna.On nie IM przemocy, nie potrafi się do niej zmusić.Nie mógłby stanąć za drzwiami i uderzyć dziecka w gło­wę.Mógł zastawić pułapkę i nie widzieć efektów jej działania.- Tak, rozumiem - powiedziałem powoli.- To jakby jesz­cze raz zamiana insuliny na eserinę.- Właśnie.- Sądzisz, że zrobił to bez wiedzy Brendy?- To by wyjaśniało, dlaczego nie wyrzuciła fiolki po za­strzyku.Oczywiście mogli wymyślić razem tę miłą, łatwą śmierć dla jej męża zmęczonego życiem na tym najpiękniej­szym ze światów! A być może wymyśliła to sama, bo to typo­wo kobiecy trick.Ale założę się, że pułapka to nie jej sprawka.Kobiety nigdy nie wierzą w działanie mechanizmów.I mają rację.Ona należy do osób, które unikają robienia czegokolwiek podejrzanego i zachowują czyste sumienie.Przerwał na chwilę.Zapakował koperty z powrotem w szary papier, po czym wskazując na pakunek, powiedział:- Myślę, że z tymi listami uzyskamy nakaz prokuratora.Wy­jaśniają wszystko! Jeżeli dzieciak się z tego wykaraska, zakończe­nie będzie szczęśliwe.- Rzucił mi zaciekawione spojrzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl