[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jack przypomniał jej, kim jest, ale Gladys oświadczyła, że dobrze go pamięta i poznała go nawet w masce.Tak się starał, aby go nie rozpoznano, a tu masz.- Przykro mi z powodu tego, co się stało - powiedział Jack.- Musi to być trudne dla pani z wielu powodów.- Przerażające - przyznała Gladys.- Po prostu przerażające.Któż mógłby się spodziewać? Cztery wspaniałe kobiety!- Tak, to szokujące.Szczególnie, że to takie niezwykłe.Jak powiedziała pani w czasie naszej pierwszej rozmowy, nikt z pani działu nigdy nie zaraził się poważną chorobą.Gladys uniosła ręce i spojrzała w górę.- Cóż można począć? Wszystko w rękach Boga.- Może i w rękach Boga.Zwykle jednak istnieje jakiś sposób na wytłumaczenie podobnej serii śmiertelnych zarażeń.Czy w ogóle zastanawiała się pani nad tym?Natychmiast przytaknęła.- Myślałam o tym tak intensywnie, że aż nie mogłam spać.Ale nie mam pojęcia.Nawet jeśli nie chciałabym o tym myśleć, to i tak wszyscy zadają mi te same pytania.- No tak - odpowiedział rozczarowany Jack.Nierozsądnie łudził się, że bada dziewicze obszary.- Zaraz po panu, w czwartek, przyszła tu doktor Zimmerman - poinformowała go Gladys.- Był z nią ten mały, dziwny człowiek, co to brodę ma bez przerwy wyciągniętą do góry, jakby miał koszulę z ciasnym kołnierzykiem.- Opis pasuje do doktora Abelarda - powiedział Jack, czując, że porusza się po pewnym gruncie.- Tak się nazywał - potwierdziła Gladys.- Zadawał mnóstwo pytań.Przychodzili tu za każdym razem, gdy zachorowała kolejna osoba.Dlatego wszyscy nosimy maski.Zszedł do nas nawet pan Eversharp z technicznego sprawdzić, czy aby system wentylacji się nie zepsuł, czy coś takiego, ale wszystko okazało się w porządku.- Więc nie znaleźli żadnego wyjaśnienia? - zapytał.- Nie.Chyba że nie powiedzieli mi o tym.Ale wątpię.Ruch tu był jak na dworcu centralnym.Dawniej prawie nikt do nas nie zaglądał.Chociaż niektórzy z tych lekarzy, tak myślę, są nieco dziwni.- To znaczy?- Tajemniczy, czy ja wiem.Na przykład ten doktor z laboratorium.Ostatnio często się pojawiał.- Mówi pani o doktorze Cheveau?- No chyba tak się nazywa - przytaknęła.- Dlaczego wydał się pani dziwny?- Taki nieprzyjemny.- Zniżyła głos, jakby wyjawiała sekret.- Kilka razy zapytałam, czy mogę mu w czymś pomóc, a on za każdym razem zbywał mnie w opryskliwy sposób.Mówił, żeby go zostawić w spokoju.Ale rozumie pan, tu ja jestem szefową.Jestem przecież odpowiedzialna za całe wyposażenie.Nie lubię, kiedy ktoś się tu kręci, nawet jeśli to są lekarze.Musiałam mu to powiedzieć.- Kto jeszcze zaglądał do pani?- Cała gromada grubych ryb.Nawet pan Kelley.Zwykle widywałam go wyłącznie na bożonarodzeniowym przyjęciu, a w ciągu ostatnich kilku dni zszedł do mnie trzy, może cztery razy i zawsze w towarzystwie kilku osób.Raz z tym małym doktorem.- Doktorem Abelardem? - zapytał dla pewności Jack.- Tym samym - potwierdziła Gladys.- Nie mogę zapamiętać jego nazwiska.- Nie chciałbym zadawać pani tych samych pytań co inni -wyznał Jack - ale czy pani zmarłe pracownice miały podobne zadania? Czy wspólnie wykonywały jakąś szczególną pracę?- Jak już panu ostatnio mówiłam, wszyscy robimy to samo.- Żadna z nich nie kontaktowała się z chorymi?- Nie, nic podobnego.To była pierwsza rzecz, o którą pytała doktor Zimmerman.- Kiedy byłem tu pierwszy raz, wydrukowała pani długą listę z wyposażeniem dostarczonym na siódme piętro.Czy może pani zrobić to samo, ale oddzielnie dla każdego pacjenta? - zapytał.- To będzie nieco trudniejsze.Zamówienia przychodzą z poszczególnych pięter, a tam rozdzielają wszystko na sale chorych.- Jest jakiś sposób, aby sporządzić taki spis?- Chyba tak - odparła po zastanowieniu Gladys.- Gdy robimy inwentaryzację, dokonujemy podwójnego sprawdzenia z rachunkami i listami zamówień.Robię to nawet wtedy, kiedy nie wykonujemy oficjalnej inwentaryzacji.- Doceniam to - przyznał Jack.Wyjął wizytówkę.- Może pani do mnie zadzwonić lub wysłać gotowe wydruki.Gladys wzięła wizytówkę i dokładnie ją obejrzała.- Zrobię wszystko, aby pomóc - zapewniła Jacka.- I jeszcze jedno.Miałem drobne starcie z panem Cheveau i kilkoma innymi osobami stąd.Byłbym więc wdzięczny, gdyby wszystko zostało między nami.- Mówiłam, że jest dziwny! - podchwyciła skwapliwie Gladys.- Nikomu nic nie powiem.Jack pożegnał się z tą sympatyczną, krzepko wyglądającą kobietą i opuścił dział zaopatrzenia.Nie był w najlepszym humorze.Tak wiele oczekiwał, a to, czego się dowiedział, właściwie potwierdziło dotychczasowe obserwacje - Martin Cheveau łatwo wybuchał gniewem.Wcisnął przycisk przy windzie i czekając na nią, zastanawiał się nad następnym ruchem.Miał dwie drogi: albo nie narażając się na niebezpieczeństwo, wymknie się ze szpitala, albo zachowując maksymalną ostrożność, złoży dyskretną wizytę w laboratorium.Ostatecznie zdecydował, że to drugie rozwiązanie będzie lepsze.Musiał znaleźć odpowiedź na pytanie, skąd ktoś zdobywa bakterie chorobotwórcze.Gdy drzwi windy otworzyły się, Jack zamierzał wejść do wnętrza kabiny, lecz nagle zawahał się.Na czele grupy osób stał sam Charles Kelley [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Jack przypomniał jej, kim jest, ale Gladys oświadczyła, że dobrze go pamięta i poznała go nawet w masce.Tak się starał, aby go nie rozpoznano, a tu masz.- Przykro mi z powodu tego, co się stało - powiedział Jack.- Musi to być trudne dla pani z wielu powodów.- Przerażające - przyznała Gladys.- Po prostu przerażające.Któż mógłby się spodziewać? Cztery wspaniałe kobiety!- Tak, to szokujące.Szczególnie, że to takie niezwykłe.Jak powiedziała pani w czasie naszej pierwszej rozmowy, nikt z pani działu nigdy nie zaraził się poważną chorobą.Gladys uniosła ręce i spojrzała w górę.- Cóż można począć? Wszystko w rękach Boga.- Może i w rękach Boga.Zwykle jednak istnieje jakiś sposób na wytłumaczenie podobnej serii śmiertelnych zarażeń.Czy w ogóle zastanawiała się pani nad tym?Natychmiast przytaknęła.- Myślałam o tym tak intensywnie, że aż nie mogłam spać.Ale nie mam pojęcia.Nawet jeśli nie chciałabym o tym myśleć, to i tak wszyscy zadają mi te same pytania.- No tak - odpowiedział rozczarowany Jack.Nierozsądnie łudził się, że bada dziewicze obszary.- Zaraz po panu, w czwartek, przyszła tu doktor Zimmerman - poinformowała go Gladys.- Był z nią ten mały, dziwny człowiek, co to brodę ma bez przerwy wyciągniętą do góry, jakby miał koszulę z ciasnym kołnierzykiem.- Opis pasuje do doktora Abelarda - powiedział Jack, czując, że porusza się po pewnym gruncie.- Tak się nazywał - potwierdziła Gladys.- Zadawał mnóstwo pytań.Przychodzili tu za każdym razem, gdy zachorowała kolejna osoba.Dlatego wszyscy nosimy maski.Zszedł do nas nawet pan Eversharp z technicznego sprawdzić, czy aby system wentylacji się nie zepsuł, czy coś takiego, ale wszystko okazało się w porządku.- Więc nie znaleźli żadnego wyjaśnienia? - zapytał.- Nie.Chyba że nie powiedzieli mi o tym.Ale wątpię.Ruch tu był jak na dworcu centralnym.Dawniej prawie nikt do nas nie zaglądał.Chociaż niektórzy z tych lekarzy, tak myślę, są nieco dziwni.- To znaczy?- Tajemniczy, czy ja wiem.Na przykład ten doktor z laboratorium.Ostatnio często się pojawiał.- Mówi pani o doktorze Cheveau?- No chyba tak się nazywa - przytaknęła.- Dlaczego wydał się pani dziwny?- Taki nieprzyjemny.- Zniżyła głos, jakby wyjawiała sekret.- Kilka razy zapytałam, czy mogę mu w czymś pomóc, a on za każdym razem zbywał mnie w opryskliwy sposób.Mówił, żeby go zostawić w spokoju.Ale rozumie pan, tu ja jestem szefową.Jestem przecież odpowiedzialna za całe wyposażenie.Nie lubię, kiedy ktoś się tu kręci, nawet jeśli to są lekarze.Musiałam mu to powiedzieć.- Kto jeszcze zaglądał do pani?- Cała gromada grubych ryb.Nawet pan Kelley.Zwykle widywałam go wyłącznie na bożonarodzeniowym przyjęciu, a w ciągu ostatnich kilku dni zszedł do mnie trzy, może cztery razy i zawsze w towarzystwie kilku osób.Raz z tym małym doktorem.- Doktorem Abelardem? - zapytał dla pewności Jack.- Tym samym - potwierdziła Gladys.- Nie mogę zapamiętać jego nazwiska.- Nie chciałbym zadawać pani tych samych pytań co inni -wyznał Jack - ale czy pani zmarłe pracownice miały podobne zadania? Czy wspólnie wykonywały jakąś szczególną pracę?- Jak już panu ostatnio mówiłam, wszyscy robimy to samo.- Żadna z nich nie kontaktowała się z chorymi?- Nie, nic podobnego.To była pierwsza rzecz, o którą pytała doktor Zimmerman.- Kiedy byłem tu pierwszy raz, wydrukowała pani długą listę z wyposażeniem dostarczonym na siódme piętro.Czy może pani zrobić to samo, ale oddzielnie dla każdego pacjenta? - zapytał.- To będzie nieco trudniejsze.Zamówienia przychodzą z poszczególnych pięter, a tam rozdzielają wszystko na sale chorych.- Jest jakiś sposób, aby sporządzić taki spis?- Chyba tak - odparła po zastanowieniu Gladys.- Gdy robimy inwentaryzację, dokonujemy podwójnego sprawdzenia z rachunkami i listami zamówień.Robię to nawet wtedy, kiedy nie wykonujemy oficjalnej inwentaryzacji.- Doceniam to - przyznał Jack.Wyjął wizytówkę.- Może pani do mnie zadzwonić lub wysłać gotowe wydruki.Gladys wzięła wizytówkę i dokładnie ją obejrzała.- Zrobię wszystko, aby pomóc - zapewniła Jacka.- I jeszcze jedno.Miałem drobne starcie z panem Cheveau i kilkoma innymi osobami stąd.Byłbym więc wdzięczny, gdyby wszystko zostało między nami.- Mówiłam, że jest dziwny! - podchwyciła skwapliwie Gladys.- Nikomu nic nie powiem.Jack pożegnał się z tą sympatyczną, krzepko wyglądającą kobietą i opuścił dział zaopatrzenia.Nie był w najlepszym humorze.Tak wiele oczekiwał, a to, czego się dowiedział, właściwie potwierdziło dotychczasowe obserwacje - Martin Cheveau łatwo wybuchał gniewem.Wcisnął przycisk przy windzie i czekając na nią, zastanawiał się nad następnym ruchem.Miał dwie drogi: albo nie narażając się na niebezpieczeństwo, wymknie się ze szpitala, albo zachowując maksymalną ostrożność, złoży dyskretną wizytę w laboratorium.Ostatecznie zdecydował, że to drugie rozwiązanie będzie lepsze.Musiał znaleźć odpowiedź na pytanie, skąd ktoś zdobywa bakterie chorobotwórcze.Gdy drzwi windy otworzyły się, Jack zamierzał wejść do wnętrza kabiny, lecz nagle zawahał się.Na czele grupy osób stał sam Charles Kelley [ Pobierz całość w formacie PDF ]