[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jużem połowę drogi przemierzył i właśniem znajdował się w dolinie, co najmniej pięćset sążni pod powierzchnią morza, jużem niemile brak powietrza odczuwał, a także i z innych względów błogo mi nie było.Raz po raz bowiem spotykałem olbrzymie ryby, które, sądząc po ich rozwartych pyskach, były nie od tego, aby mnie pożreć wraz z moim wierzchowcem.Mój Rosynant[5] był ślepy i dlatego tylko, żem ostrożnie nim kierował, uszedłem srogim zakusom tych głodnych bestii.Pędziłem więc tęgim galopem, by co prędzej znów na suchej ziemi stanąć.Tak kończy się Opowieść mego ojca, panowie.Przypomniałem ją sobie dzięki sławnej procy, która choć się tak długo w mojej rodzinie zachowała i tak wielkie oddała jej usługi, lecz w pysku konia morskiego niestety silnie ucierpiała.Ja w każdym razie użyłem jej tylko raz — jakem to już opowiadał — kiedym to niewypalony pocisk posłał z powrotem Hiszpanom ratując w ten sposób dwóch moich przyjaciół od szubienicy.Dla tak szlachetnego celu poświeciłem moją procę, która już była nieco zbutwiała.Większa jej część oderwała się wraz z pociskiem, a mały kawałeczek, który mi w ręku pozostał, przechowuję teraz wraz z innymi starożytnymi zabytkami w mym archiwum rodzinnym na wieczną rzeczy pamiątkę.Wkrótce potem opuściłem Gibraltar i powróciłem do Anglii.Tu spotkał mnie najdziwniejszy w moim życiu przypadek.Byłem zmuszony udać się do Wapping, aby rzucić okiem na załadunek przeróżnych rzeczy, którem do moich przyjaciół w Hamburgu chciał wyprawić.Gdym już z tym skończył, zawróciłem przez Tower Wharf.Było południe, czułem się straszliwie znużony, a słońce tak nieznośnie dopiekało, żem wlazł do jednej z armat, aby w niej nieco wypocząć.Gdy tylko znalazłem się wewnątrz lufy, natychmiast głęboko zasnąłem.Był to akurat czwarty lipca, dzień urodzin króla angielskiego, i o pierwszej miano dać ognia z armat dla uczczenia tego dnia.Armaty nabito rankiem, a że nikomu nie przyszło do głowy, że w jednej z nich siedzę, wystrzelono mnie ponad domami na przeciwległy brzeg rzeki wprost na podwórko pewnego dzierżawcy, pomiędzy Bermondsey a Deptford.Tu spadłem na wielką kopę siana tak, jak się łatwo domyślić, ogłuszony, żem się wcale nie obudził.Po trzech miesiącach straszliwie zdrożało siano.Dzierżawca spodziewał się więc, że dobrze się obłowi gdy je teraz sprzeda.Kopa, na której leżałem, była największa ze wszystkich stojących na podwórku.Było w niej chyba z pięćset fur.Obudziły mnie głosy ludzi, którzy przystawili drabinę do kopy, by na nią wejść.Na poły we śnie,nie wiedząc, gdzie jestem, porwałem się do ucieczki i runąłem w dół na właściciela siana.Nie stało mi się nic.Ale stało się, i bardzo, dzierżawcy: leżał bowiem pode mną martwy.Całkiem niechcący złamałem mu kark.Alem się bardzo uspokoił, gdym się wkrótce dowiedział, iż był to obmierzły lichwiarz, który plony swych pól tak długo przetrzymywał, póki nie zdrożały, aby je potem sprzedać z nadmiernym zyskiem.Tak więc ta nagła śmierć była dla niego sprawiedliwą karą, a prawdziwym dobrodziejstwem dla ludu.Jakżem jednak się zdumiał całkiem już przyszedłszy do siebie, gdy, usilnie natężając głowę, powiązałem moje obecne myśli z tymi, z którymi przed trzema miesiącami usnąłem! A jak wielkie było zdumienie moich londyńskich przyjaciół, gdym po wielu daremnych poszukiwaniach z nagła się zjawił! Możecie sobie to, moi panowie, łatwo wyobrazić.Przeto pociągnijmy teraz z kielicha, po czym opowiem panom jeszcze o paru moich morskich przygodach!Ósma podróż morskaBez wątpienia słyszeliście, panowie, o ostatniej naukowej podróży kapitana Phippsa, obecnego lorda Mulgrave.Towarzyszyłem w niej kapitanowi nie jako oficer, lecz jako przyjaciel.Gdyśmy przybyli na dość już daleko wysunięty stopień szerokości północnej, wziąłem moją lornetę, z którą już was, opowiadając o mojej podróży do Gibraltaru, zapoznałem, i jąłem się rozglądać po otaczającej mnie okolicy.Bo, powiem wam mimochodem, że uważam za stosowne rozejrzeć się od czasu do czasu dookoła, zwłaszcza w podróży [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Jużem połowę drogi przemierzył i właśniem znajdował się w dolinie, co najmniej pięćset sążni pod powierzchnią morza, jużem niemile brak powietrza odczuwał, a także i z innych względów błogo mi nie było.Raz po raz bowiem spotykałem olbrzymie ryby, które, sądząc po ich rozwartych pyskach, były nie od tego, aby mnie pożreć wraz z moim wierzchowcem.Mój Rosynant[5] był ślepy i dlatego tylko, żem ostrożnie nim kierował, uszedłem srogim zakusom tych głodnych bestii.Pędziłem więc tęgim galopem, by co prędzej znów na suchej ziemi stanąć.Tak kończy się Opowieść mego ojca, panowie.Przypomniałem ją sobie dzięki sławnej procy, która choć się tak długo w mojej rodzinie zachowała i tak wielkie oddała jej usługi, lecz w pysku konia morskiego niestety silnie ucierpiała.Ja w każdym razie użyłem jej tylko raz — jakem to już opowiadał — kiedym to niewypalony pocisk posłał z powrotem Hiszpanom ratując w ten sposób dwóch moich przyjaciół od szubienicy.Dla tak szlachetnego celu poświeciłem moją procę, która już była nieco zbutwiała.Większa jej część oderwała się wraz z pociskiem, a mały kawałeczek, który mi w ręku pozostał, przechowuję teraz wraz z innymi starożytnymi zabytkami w mym archiwum rodzinnym na wieczną rzeczy pamiątkę.Wkrótce potem opuściłem Gibraltar i powróciłem do Anglii.Tu spotkał mnie najdziwniejszy w moim życiu przypadek.Byłem zmuszony udać się do Wapping, aby rzucić okiem na załadunek przeróżnych rzeczy, którem do moich przyjaciół w Hamburgu chciał wyprawić.Gdym już z tym skończył, zawróciłem przez Tower Wharf.Było południe, czułem się straszliwie znużony, a słońce tak nieznośnie dopiekało, żem wlazł do jednej z armat, aby w niej nieco wypocząć.Gdy tylko znalazłem się wewnątrz lufy, natychmiast głęboko zasnąłem.Był to akurat czwarty lipca, dzień urodzin króla angielskiego, i o pierwszej miano dać ognia z armat dla uczczenia tego dnia.Armaty nabito rankiem, a że nikomu nie przyszło do głowy, że w jednej z nich siedzę, wystrzelono mnie ponad domami na przeciwległy brzeg rzeki wprost na podwórko pewnego dzierżawcy, pomiędzy Bermondsey a Deptford.Tu spadłem na wielką kopę siana tak, jak się łatwo domyślić, ogłuszony, żem się wcale nie obudził.Po trzech miesiącach straszliwie zdrożało siano.Dzierżawca spodziewał się więc, że dobrze się obłowi gdy je teraz sprzeda.Kopa, na której leżałem, była największa ze wszystkich stojących na podwórku.Było w niej chyba z pięćset fur.Obudziły mnie głosy ludzi, którzy przystawili drabinę do kopy, by na nią wejść.Na poły we śnie,nie wiedząc, gdzie jestem, porwałem się do ucieczki i runąłem w dół na właściciela siana.Nie stało mi się nic.Ale stało się, i bardzo, dzierżawcy: leżał bowiem pode mną martwy.Całkiem niechcący złamałem mu kark.Alem się bardzo uspokoił, gdym się wkrótce dowiedział, iż był to obmierzły lichwiarz, który plony swych pól tak długo przetrzymywał, póki nie zdrożały, aby je potem sprzedać z nadmiernym zyskiem.Tak więc ta nagła śmierć była dla niego sprawiedliwą karą, a prawdziwym dobrodziejstwem dla ludu.Jakżem jednak się zdumiał całkiem już przyszedłszy do siebie, gdy, usilnie natężając głowę, powiązałem moje obecne myśli z tymi, z którymi przed trzema miesiącami usnąłem! A jak wielkie było zdumienie moich londyńskich przyjaciół, gdym po wielu daremnych poszukiwaniach z nagła się zjawił! Możecie sobie to, moi panowie, łatwo wyobrazić.Przeto pociągnijmy teraz z kielicha, po czym opowiem panom jeszcze o paru moich morskich przygodach!Ósma podróż morskaBez wątpienia słyszeliście, panowie, o ostatniej naukowej podróży kapitana Phippsa, obecnego lorda Mulgrave.Towarzyszyłem w niej kapitanowi nie jako oficer, lecz jako przyjaciel.Gdyśmy przybyli na dość już daleko wysunięty stopień szerokości północnej, wziąłem moją lornetę, z którą już was, opowiadając o mojej podróży do Gibraltaru, zapoznałem, i jąłem się rozglądać po otaczającej mnie okolicy.Bo, powiem wam mimochodem, że uważam za stosowne rozejrzeć się od czasu do czasu dookoła, zwłaszcza w podróży [ Pobierz całość w formacie PDF ]