[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zielone Berety natychmiast odesłano do najbardziej zagrożonego sektora obrony.Za wielkimi stertami worków z piaskiem prowadziły w dół schody ułożone z pod­kładów kolejowych.Pokrywający je śnieg był sczerniały i poryty odłamkami granatów moździerzowych.Z tyczek dookoła wejścia zwieszały się marne resztki tego, co niedawno było siatką maskującą.W bunkrze powitał go ranny pułkownik, zastępca generała Merrilla.Sie­dział przekrzywiony na bok, ciężko opierając się łokciem o krawędź stołu mapowego oświetlonego trzema biurkowymi lampkami.Krzywił się z bólu, próbując odpowiadać na pytania Clarka.W paru słowach wyjaśnił, że gene­rał Merrill poprowadził dwa bataliony na odsiecz dziesiątkowanemu drugie­mu batalionowi dwieście sześćdziesiątego trzeciego pułku.Po drodze dostali się pod silny ostrzał, ledwie zdołali się przebić z powrotem do bazy.Właśnie wtedy generał zginął od kuli snajpera.Pułkownik musiał bardzo cierpieć.Nate rozpoznawał dobrze mu znane objawy.Ospałość, bolesne skurcze twarzy, intensywne pocenie się.Rozkazał mu się natychmiast zgłosić do punktu sanitarnego.Tamten nie miał nawet siły, żeby zaprotestować.Generał popatrzył dookoła.Ludzie pełniący służbę w punkcie dowodze­nia przyglądali mu się z uwagą.Z sufitu zwieszały się na kablach gołe ża­rówki.Clark pospiesznie zdjął kurtkę.Reed zrobił to samo.Co najmniej dwudziestu oficerów dyżurowało przy wielkich konsolach łączności i laptopach.Wszyscy sprawiali wrażenie oswojonych z panującym tu półmrokiem.- Proszę o uwagę - powiedział do Reeda.- Baczność! - wykrzyknął major.Ludzie ociężale podnieśli się z miejsc.Radiooperatorka szybko opadła z powrotem na krzesło, bo przewód jej słuchawek był za krótki.- Uwaga! - rzekł głośno Nate.- Jestem generał Nate Clark, naczelny dowódca UNRUSFOR, USARPAC, a teraz także, czasowo, drugiej brygady Dwudziestej Piątej Dywizji Piechoty!Zaskoczył go aplauz i głośne wiwaty.W powietrze niczym konfetti wy­leciały kartki papieru.Na twarzach wymęczonych ludzi pojawiły się uśmie­chy.Clark doskonale znał takie reakcje.Przed laty wielokrotnie miał do czy­nienia z podobnym entuzjazmem, o którym wcześniej mógł tylko czytać w książkach.Żołnierzom natychmiast wracała energia, niecierpliwie czekali jego pierwszych rozkazów.“Nie da się dowodzić wojskami ze stanowiska na tyłach”, powtórzył w my­ślach cytat.Kiedy czekali na przybycie dowódców oddziałów francuskich i belgij­skich na zwołaną pierwszą odprawę batalionu w pełnym składzie, ich uwagę zwróciło nagłe zamieszanie w wejściu do bunkra.Do środka wkroczyła kil­kuosobowa grupa żołnierzy w arktycznych strojach pod dowództwem kapi­tana niosącego białą flagę.- Panie generale - zaczaj usmolony, nieogolony oficer - zostałem przy­słany przez Chińczyków jako negocjator.Kapitan Lawrence, dowódca kom­panii Bravo dwieście sześćdziesiątego trzeciego pułku.- Clark podsunął mu krzesło i kazał przynieść podwójne porcje gorącego jedzenia.- Wzięli mnie do niewoli w tajdze, na samym początku ofensywy - wyjaśnił kapitan łamią­cym się głosem.Oblizał spierzchnięte wargi i zakasłał.- Chińczycy obiecują dobrze traktować jeńców i odesłać rannych za linię walk, ale domagają się natychmiastowego poddania Birobidżanu.A gdybym nie wrócił - dodał, pa­trząc Clarkowi prosto w oczy - zagrozili rozstrzelaniem wszystkich jeńców.Nate z ulgą przyjął wiadomość, że wbrew plotkom Chińczycy wzięli Amerykanów do niewoli.Wszyscy zebrali się wokół przygarbionego Law­rence`a, lecz dopiero po chwili Clark zdał sobie sprawę, że ludzie patrzą na niego.Czekali na decyzję, czy kapitan będzie mógł zostać w bazie, czy też dostanie rozkaz powrotu do niewoli.Nate w pierwszej chwili chciał pozosta­wić wybór jemu, ale szybko uznał, że byłoby to tchórzliwe uchylanie się od odpowiedzialności.Popatrzył na umorusanego oficera.- Wróci pan na chińską stronę - powiedział.Lawrence spuścił wzrok i pokiwał głową.- Przedtem może pan napisać list do domu.Dostanie pan spis posterunków wzdłuż drogi do Chabarowska, które się poddadzą, nie wróci więc pan z pustymi rękoma.- Clark odwrócił się do oficera operacyjnego.-Proszę rozkazać obsadom tych posterunków, aby natychmiast przystąpiły do niszczenia broni i sprzętu, kiedy tylko nawiążą kontakt wzrokowy z pierw­szymi jednostkami chińskimi.- Popatrzył znowu na Lawrence'a.- A co się tyczy tej bazy, powie pan Chińczykom, że mogą ją zdobyć tylko w walce.-Kapitan spojrzał mu w oczy.- Proszę wyrazić to takimi słowami, jakie uzna pan za stosowne.Na poobijanej blaszanej tacy przyniesiono miski z parującą zupą.Wy­głodniały Lawrence zaczął szybko jeść.- Proszę go przesłuchać - rzekł cicho Clark do S-2, dowódcy sekcji wywiadowczej brygady - wypytać o liczebność i rozmieszczenie nieprzyja­ciela.Spiszcie też personalia wszystkich jeńców, których zdoła sobie przypo­mnieć.Później Lawrence przy jego biurku napisał list do żony i dzieci, wreszcie ruszył w drogę powrotną do chińskiej niewoli.Clark odprowadził go wzro­kiem.Zwrócił uwagę, z jakim napięciem ściska dłonie mijanych ludzi.Reed poinformował, że zebrali się już dowódcy pododdziałów i sekcji.Przywitał się z nimi szybko, wciąż odczuwając silne przygnębienie wywołane koniecznością odesłania jeńca za linię obrony.Kiedy rozejrzał się po zatłoczonym bunkrze, w głowie zaświtało mu pytanie: czy to samo czeka wszystkich tu obecnych?Ciarki przeszły mu po grzbiecie.Ich przyczyną nie był strach, lecz bez­silna złość.Reed zapytał jeszcze, czy zgodzi się udzielić wywiadu korespon­dentowi “Newsweeka”.Generał pokręcił głową.- Proszę o uwagę - rzekł głośno, stanąwszy przed mapą.- Naszym za­daniem jest obrona maksymalnie dużego obszaru dostępnymi siłami i środ­kami przed wielokrotnie liczebniejszymi oddziałami wroga.To oznacza, że będziemy musieli zacieśnić nasze pozycje i skrócić linie obrony.Oddamy Chińczykom część terenu, żeby łatwiej bronić pozostałego.Oczywiście w przyszłości będziemy musieli go odbić, nawet kosztem dużych strat, jeżeli chcemy zachować możliwość korzystania z tutejszego lotniska.Niebieską kredką zakreślił niezbyt regularny okrąg wokół bazy.Miał około dwóch kilometrów średnicy i w całości leżał wewnątrz obecnych linii obronnych.- Nawet po zacieśnieniu pozycji będziemy mieli za mało ludzi, żeby na tej linii zapewnić skuteczną obronę.Dlatego chcę do północy dostać raport sekcji wywiadowczej, typujący najbardziej prawdopodobne kierunki natar­cia Chińczyków.W tych rejonach wzmocnimy obsadę, inne odcinki pozosta­wimy wyłącznie pod ostrzałem artyleryjskim.To oznacza poważną nieszczel­ność obrony, przez którą będą mogli przenikać chińscy saperzy, zwiadowcy, a nawet całe pododdziały.Dlatego ludzie ze służb pomocniczych i technicz­nych będą musieli nocą patrolować te odcinki.Utworzymy z nich prowizo­ryczne kompanie piechoty, których zadaniem będzie prócz tego czyszczenie pozostałych rejonów z chińskich zwiadowców i czujek po każdym ataku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl