[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Więcej jest synów Beliala niżeli chrześcijan na tym świecie.Tu wtrącił się do rozmowy Rzędzian. Nie tylko od Tatarów możemy mieć przeszkodę  rzekł  bo nie mówiłem waszmościom, co mnie Bohunpowiedział, że tego jaru paskudne potęgi pilnują.Sama ona olbrzymka, która kniaziówny pilnuje, można to jestczarownica, z diabłami w konfidencji, którzy nie wiem, czy jej o nas nie przestrzegają.Mam ci ja wprawdzie kulę,com ją sam na święconą pszenicę lał, gdyż inna się jej nie chwyta, ale oprócz tego upiorzysków tam podobno całeregimenty, które wejścia bronią.Już to głowa ichmóściów w tym, żeby mnie co złego nie spotkało, bo zaraz by minagroda przepadła. Trutniu jeden!  rzecze pan Zagłoba. Właśnie też nam w głowie o twoim zdrowiu myśleć.Nie skręci cidiabeł karku, a choćby i skręcił, to wszystko jedno, bo ty i tak za swoje łakomstwo będziesz potępiony.Za stary jawróbel, żeby mnie na plewy brać, i to sobie zakonotuj, że jeśli Horpyna można czarownica, to ja możniejszy od niejczarownik, bom się w Persji ciemnego kunsztu uczył.Ona diabłom służy, a oni mnie i mógłbym nimi jako wołmiorać, jeno nie chcę mając zbawienie duszy na uwadze. To dobrze, mój jegomość, ale na ten raz to już niech jegomość swojej mocy użyje, bo zawszeć lepiej być wbezpieczności. Ja zaś więcej ufam w naszą dobrą sprawę i boską opiekę  rzekł Wołodyjowski. Niechże tam Horpyny iBohuna czarni strzegą, a z nami są anieli niebiescy, którym najlepszy piekielny komunik nie dotrzyma; na którenprzypadek świętemu Michałowi Archaniołowi siedm świec z białego wosku ofiaruję. To już i ja na jedną się przyłożę  rzekł Rzędzian  żeby mnie jegomość, pan Zagłoba, potępieniem niestraszył. Pierwszy ja cię do piekła wyprawię  odpowiedział szlachcic  jeśli się pokaże, że miejsca nie wiesz dobrze. Jak to nie wiem? Byleśmy do Waładynki dojechali, to już z zawiązanymi oczyma trafię.Pojedziemy brzegiemku Dniestrowi, a jar będzie po prawej ręce; któren po tym poznamy, że wejście do niego skałą zawalone.Napierwszy rzut oka wydaje się, że wcale wjechać nie można, ale w skale jest wyrwa, przez którą dwa konie oboksiebie przejdą.Jak już tam będziemy, to nam nikt nie umknie, bo to jest jedyny wchód i wychód z jaru, naokoło zaśściany tak wysokie, że ptak ledwie przeleci.Czarownica morduje ludzi, którzy tam bez pozwoleństwa wchodzą, ijest dużo kościotrupów, ale na to Bohun nie kazał zważać, jeno jechać i krzyczeć:  Bohun! Bohun!. Dopieroż onado nas z przyjaznią wyjdzie.Prócz Horpyny jest tam jeszcze i Czeremis, któren z piszczeli okrutnie strzela.Obojemusimy uśmiercić. Onego Czeremisa nie mówię, ale babę dość będzie związać. Zaśby ją tam jegomość związał! Ona taka mocna, że pancerz jak koszulę rozdziera, a podkowa to jeno jej wręku chrupnie.Chyba jeden pan Podbipięta dałby jej rady, ale nie my.Daj no jegomość pokój, mam ja na nią kulęświęconą, niechże już na tę diablicę przyjdzie czarna godzina; inaczej leciałaby za nami jak wilczyca, a na Kozakówwyła i pewnie byśmy nie tylko panny, ale własnych głów zdrowo nie przywiezli.Na podobnych rozmowach i naradach schodził im czas w drodze.A jechali śpieszno, mijając miasteczka, sioła,chutory i mogiły.Szli na Jarmolińce ku Barowi, skąd dopiero mieli się zwrócić ukosem w stronę Jampola i Dniestru.Przechodzili przez te okolice, w których niegdyś Wołodyjowski pobił Bohuna  i pana Zagłobę z jego rąk uwolnił.Trafili nawet do tego samego chutoru i zatrzymali się w nim na noc.Czasem też wypadały im noclegi i pod gołymniebem, w stepie, a wówczas pan Zagłoba urozmaicał je opowiadaniem dawnych swych przygód, tych, które sięzdarzyły, i takich, które wcale się nie zdarzyły.Ale najwięcej rozmawiano o kniaziównie i o jej przyszłymuwolnieniu z niewoli u czarownicy.Wyjechawszy wreszcie z okolic trzymanych w ryzie przez załogi i chorągwie Lanckorońskiego, weszli w krajkozaczy, w którym nic nie pozostało się Lachów, bo tych, którzy nie uciekli, wytępiono ogniem i mieczem.Majskończył się i nastał czerwiec znojny, a oni ledwie trzecią część podróży odbyli, bo droga była daleka i trudna.Naszczęście, od strony kozactwa żadne nie groziło im niebezpieczeństwo.Chłopskim watahom nie legitymowali sięwcale, bo te najczęściej za starszych zaporoskich ich miały.Wszelako od czasu do czasu pytano ich, co by za jednibyli, a wówczas pan Zagłoba, jeżeli pytającym był Niżowy, pokazywał piernacz Bohunów, jeśli zaś zwykły rezun zczerni, to nie zsiadając z konia, kopał go nogą w piersi i obalał na ziemię  inni zaś patrząc na to, zaraz otwierali imdrogę, myśląc, że to nie tylko swój jedzie, ale i ktoś bardzo godny, skoro bije. Może Krzywonos, Burłaj albo i sambat ko Chmielnicki.Wielce jednak narzekał pan Zagłoba na sławę Bohuna, bo się zbyt pytaniami o niego uprzykrzali Niżowi, przezco i zwłoki w podróży zdarzały się niemałe.I zwykle nie było końca pytaniom : czy zdrów? czy żyje?  bo się jużwieść o jego śmierci aż pod Jahorlik i porohy rozbiegła.A gdy podróżni opowiadali, że zdrów i wolny i że jego towłaśnie są wysłańcami, tedy całowano ich i częstowano; otwierały się im wszystkie serca, a nawet worki, z czegochytry pachołek pana Skrzetuskiego nie omieszkał korzystać. W Jampolu przyjął ich Burłaj, który tu z wojskiem niżowym i czernią na Tatarów budziackich czekał, stary,sławny pułkownik [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl